#12
*perspektywa Laury*
- Powiedz mi prawdę..- Oho! Zaczyna się. Tego właśnie się bałam, że Jaś zacznie pytać.
- Ehhh... Co chcesz wiedzieć?
- Gdzie byłaś? Kim byli ludzie, z którymi rozmawiałaś w zaułku?
- Śledzisz mnie?!
- Nie, nie.. Martwiłem się o ciebie, więc zapytałem Wyrocznię gdzie jesteś. To co, odpowiesz mi?
- Mroczni, a dokładniej strażnicy. Zwykłe marionetki w rękach Czarnego Pana.
- Czego chcieli?
- Czy ty musisz być taki wścibski? Nie powinieneś się wtrącać! Nie masz do tego prawa!
- Czemu ty taka jesteś? Pojawiasz się znikąd, mówisz że TWOJE przeznaczenie nigdy nie było twoje, że mam zostać pieprzonym królem i zostawić wszystko co tu mam, później znikasz nie wiadomo gdzie, pojawiasz się wycieńczona w moim domu i wykorzystujesz moich przyjaciół! Czego ty kurwa chcesz?
- Oj braciszku, dawno się nie denerwowałeś. - zaśmiałam się co najwyraźniej zdenerwowało mojego brata. - Nie masz kurwa o niczym pojęcia. Nie wiesz co przeszłam na Ziemi. Nie wiesz co mnie zmieniło. Nie znasz mnie wcale. Nie ma tej Lary, która była wiecznie posłuszna i wesoła. Teraz jest Nocna Łowczyni, która zabija bez wahania. - powiedziałam już całkiem poważnie i sucho.
- To może mi do cholery jasnej wyjaśnisz?!
- Nie. Wiesz wszystko co musisz, reszta jest ważna tylko dla mnie. - powiedziałam sucho. - Znikam z twojego życia na ten rok, ale później wrócę. Pamiętaj braciszku. - Już chciałam odejść, gdy mój brat złapał mnie za nadgarstek.
- Powiedz, proszę. - teraz już błagał.
- Wiesz co, gdybyś był moją ofiarą ten ton by mi się spodobał, ale jesteś moim bratem więc nie uginaj się do tego poziomu.
Wyszłam z mieszkania Janka. Kiedy byłam na ulicy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek.
- Janek, odpierdol się wreszcie... o to ty, sorki myślałam, że to mój brat.
- Spoko. Możesz mi powiedzieć o co się pokłóciliście? Czemu on jest taki zdenerwowany?
- Bo jest taki jak ja. Nie znosi niewiedzy, a ja nie chcę go uświadomić w tym czego nie wie. A nie wie nic.
- To czemu mu nie powiesz? - dopytywał Maciek.
- Bo jest moim bratem i go kocham. Nie chcę by niepotrzebnie cierpiał z powodu moich problemów. Zawsze za bardzo martwił się moim życiem, a nie powinien.
- Co teraz planujesz?
- Wybacz, ale nie chwalę się LUDZIOM moimi planami. - zaakcentowałam słowo "ludziom". Nadal nie jestem co do niego przekonana. Żeby nie było, jestem mu za wszystko wdzięczna, ale nadal nienawidzę ludzi.
- Czemu tak nienawidzisz ludzi? - Czy on mi kurwa czyta w myślach?!
- Mam swoje powody. Żegnaj.
- Czekaj co?
I zniknęłam. Rozpłynęłam się w powietrzu, we mgle. Już mnie nie zobaczy. Nigdy w życiu.
*perspektywa Maćka*
- Mam swoje powody. Żegnaj.
- Czekaj co?
Nawet się nie zorientowałem kiedy zniknęła. Po prostu zamieniła się we mgłę. Zniknęła tak samo jak pojawiła się wtedy w domu Janka. Niespodziewanie. Ona jest inna. Nie tylko dlatego, że jest Aniołem. Ona po prostu jest inna.
Wróciłem do mieszkania Janka.
- I co? - zapytał Dąbrowski.
- I nic. Zniknęła.
- Tak po prostu? - wtrącił się Eskacz.
- Tak. Jakby nigdy jej nie było.
- Taak. To bardzo w jej stylu. Pojawia się i znika. To nie zmieniło się przez lata. - Janek uśmiechnął się pod nosem. Chyba nie jest na nią zły. - Jak zniknęła?
- Rozpłynęła się.
- Znaczy, że wróci wcześniej niż myślimy.
***************************************************************
511 słów.
Ten rozdział pojawia się tylko dlatego, że Maciek ma dziś urodziny. Spokojnie w święta powinnam coś napisać (taa zła Luna nie obchodzi świąt z rodziną tylko izoluje się w swoim pokoju).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro