Światełko
-O cholercia- wyszeptałam, kiedy wraz z grupką przyjaciół stanęłam przed wrotami sporego, podniszczonego już budynku.- Co to tak właściwie jest?- z lekkim zaniepokojeniem spojrzałam na rozpromienionego Leona.
-Jak to co?- chłopak uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się z ekscytacją w bramę obiektu.- niegroźny warsztacik.
Zanim jednak zdążyłam wydusić z siebie chociaż jedno zapytanie ze sporej serii wątpliwości, skrzypiące wrota rozwarły się, z hukiem uderzając o ściany budynku.
-Rajciu- pisnęła Alayna, ze szczęściem wkraczając do środka, przy okazji depcząc parę porozrzucanych wszędzie gwoździ i śrubek.- Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem!
Pozostali herosi bez najmniejszego wzruszenia ruszyli za nią, bez zaciekawienia spoglądając na wnętrze obiektu. Ja, oczywiście, po chwili zastanowienia na co się piszę, szybkim krokiem podążyłam za nimi, a wrota zatrzasnęły się za mną z takim samym rumorem, z jakim się rozwarły.
Wnętrze konstrukcji wprowadzało w zachwyt- no, może pomijając mocny i drażniący moje drogi oddechowe zapach benzyny, smaru i innych, dziwnych substancji. Było tam wiele półek ze staro wyglądającymi, grubymi księgami, a na ścianach porozwieszano liczne plany konstrukcji różnorakich maszyn i kilku budynków, przy których kręciła się zafascynowana Annabeth. Nie brakowało tam także map różnych dziwacznych miejsc, koszów z wieloma rodzajami broni. Jednakże znaczną część budynku wypełniały w szczególności skrzynki z narzędziami- ta, istne bogactwo rozmaitych narzędzi, które warte są pewnie więcej, niż cała ta budowla. Na środku jednak znajdował się ogromny statek- po co herosom taki obiekt? Nie mam pojęcia.
-Przejdźmy do konkretów- burknął Nico, widocznie zirytowany moim zaciekawieniem i entuzjazmem Leona i Alayny.- nie mamy dużo czasu, musimy zacząć trenować jak najszybciej.
-Ojej, a od kiedy ty jesteś taki pilny?- zaśmiała się Annabeth, siadając na jednej z większych skrzyń postawionych przy oblepionej schematami ścianie.- nie ma pośpiechu, przecież i tak zanim Charlotte zostanie określona przez jakiegokolwiek boga minie dużo czasu- pośpiesznie przeniosła wzrok na mnie, najwyraźniej uświadamiając sobie, iż mogła mnie tym urazić.- nie mam nic złego na myśli- uśmiechnęła się krzywo.- po prostu to zwykle zajmuje... trochę czasu.
-No, ze mną zajęło to...odrobinkę- Piper wcisnęła do ust miętówkę, którą najwidoczniej udało jej się jakoś wygrzebać z kieszeni.- przynajmniej nie trzeba robić wszystkiego "na hura".
Nico przeleciał po nas zirytowanym wzrokiem i uniósł dłonie w górę w obronnym geście.
-Tylko wyraziłem swoją opinię- przewrócił oczami i szturchnął grzebiącego w koszu z broniami Leona.- szukaj szybciej.
-Zamknij się- fuknęłam na chłopaka, a ten w lekkim szoku odpowiedział mi skinięciem głową.
Annabeth spojrzała na nas z niesmakiem, machając nogami. Wydaje mi się, że zastanawiała się jak prędko zawalimy tę misję, którą Chejron przecież powierzył nam z ogromnym zaufaniem. Założę się, iż cicho przeklina postawę Nica, Piper, Alayny, Leona, a nawet i moją. Nie znałam jej, ale mimo tego wyglądała na jedyną inteligentną z całej naszej gromadki i, jestem wręcz pewna, że Chejron całą nadzieję pokładał właśnie w niej.
-Mam!- Leo tryumfalnie pomachał nad głową czymś ostrym i długim.- pałasz, specjalnie dla ciebie- posłał mi uśmiech, wyciągając przedmiot w moją stronę.
-Pa-...co?- skrzywiłam się, spoglądając nieufnie na broń.
-Pa-łasz- odpowiedział Leo, podkreślając obie sylaby.- po prostu to weź- zmarszczył brwi, starając się udawać zirytowanego.
Nico westchnął ciężko, wyrwał Leonowi z dłoni nieznane mi narzędzie i skierował wzrok w moją stronę.
-Chcesz przeżyć, prawda?- zapytał, robiąc krok ku mnie i wpatrując się w moje oczy.
Chwilowo zaniemówiłam, szukając wzrokiem pomocy u Alayny, ale ona najwyraźniej była w takim samym szoku, w jakim byłam ja.
-Chcesz, czy nie?- wbiłam wzrok w oczy Nica, kiedy skończył wypowiadać te słowa. Były... załzawione?
-...chcę- pisnęłam.
Chłopak przygryzł wargę i spuścił głowę, wciskając mi w dłoń pałasz. Przyjrzałam się broni, która okazała się lżejsza, niżeli przypuszczałam. Nie była jakoś niesamowicie ładna, posiadała jedynie delikatnie zdobioną rękojeść. Nie znam się na metalach, więc nie jestem w stanie opisać z jakiego było wykonane ostrze; jedyne co mogę stwierdzić, to to, że było srebrne i chyba nieźle naostrzone.
-No widzicie, już jesteśmy krok dalej- Annabeth przejechała palcem po moim ramieniu.- może wracajmy już do obozu?- wzięła wdech.- robi się ciemno, a Chejron może nasz szukać. Jeśli dowie się, że gdzieś poszliśmy, nie będzie zbyt ciekawie.
-Jesteś zdecydowanie zbyt odpowiedzialna i pilna, Ann- Leo przytulił się do pleców zszokowanej nagłą bliskością Alayny.- wydaje mi się, że przed wyprawą powinniśmy raczej odpocząć, a nie latać bez opamiętania i pilnować każdej najmniejszej drobnostki.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, najwidoczniej nie chcąc wdawać się w żadne dyskusje.
-Ja tam mogłabym już wrócić- powiedziała śmiało Piper.- albo chociażby chodźmy się gdzieś przejść, tutaj jest tak strasznie nudno...
-Gdzie chciałabyś iść?- spytał Nico od niechcenia.
-Do lasku!- odpowiedziała wesoło dziewczyna.
Spojrzeliśmy po sobie nawzajem.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... może jakiemuś niechcianemu stworzeniu zachciało się tu przedostać, i co wtedy?- zapytała Annabeth.- następnym razem.
-Może nie być następnego razu- odpowiedział śpiewnie Leon, na co każdy z nas zareagował irytacją.
Nagle wszyscy herosi zastygli, w przestrachu wpatrzeni we mnie. Poczułam, jak wokoło mojej postury zaczyna robić się chłodno, co było dziwne- nie mnie było zimno, tylko mróz zaczynał bić od mojej postaci. Pociemniało mi przed oczami, ale nadal byłam świadoma, co się dzieje. Przestraszona chciałam zrobić kilka kroków w tył, ale nie byłam w stanie. Wtem, kiedy przed oczami zrobiło mi się całkowicie ciemno, dostrzegłam zbliżającą się w moją stronę postać. Nie biła jakimś szczególnym światłem, ale jakiś blask emitowała.
Tak samo jak... księżyc.
//Ciekawe czy jeszcze ktoś pamięta tę opowieść, hm?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro