Domek nr. 13
(Wrzucam raz jeszcze, bo watt nawalił x.x)
-To co teraz?- spojrzałam na Nica.
Chłopak pociągnął nosem.
-Idziemy do domku, rozpakujesz się i pokażę ci Obóz.-ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
-A to daleko?- poszłam za nim.
-Że co? Do domku?-nacisnął klamkę.
-No tak.
Tutaj zastanowił się trochę.
-Około może...5 minut.-pchnął drzwi.
Opierający się o drzwi frontowe Leo odskoczył, a jego usta nawiedził uśmiech.
-Co tak długo?- schował swoje kreatywne zabawki w postaci śrubek do kieszeni.
-Jak niby długo? -Nico zmarszczył brwi.- Może z 10 minut to zajęło.
Leo wzruszył ramionami.
-Dla chłopaka z ADHD to długo. W tym czasie na spokojnie mógłbym skończyć projekt...
-No to trzeba było z nami nie iść...
-Dobra stop- obrzuciłam ich wściekłym spojrzeniem.
Oboje posłusznie zamilkli.
-Więc, Nico. Chodźmy do domku, tak, jak kazał pan Chejron.
-Spoko, spoko- wziął do ręki zapchaną ubraniami oraz wszelakimi drobiazgami walizkę.
Leo łypnął na Nica spode łba.
-Także ten, miłego fajnego i w ogóle. Widzimy się na kolacji- ruszył bez pośpiechu w kierunku lasu nucąc coś pod nosem.
My z Nikiem zrobiliśmy to samo. Przez całą drogę chłopak nie odezwał się ani słowem, tylko taszczył za sobą wielką torbę należącą do mnie. Patrzył w ziemię najwyraźniej myśląc. Ja natomiast pełna energii i radości przyglądałam się otaczającym mnie obiektom. Na trawie otaczającej szaro-brązowy chodnik spoczywał pasek kwiatów, których gatunków nie jestem w stanie określić. Jedne niebiesko-pomarańczowe, drugie zaś jakby zatopione w kilku farbach o różnych odcieniach szarości. Z uśmiechem na twarzy omijałam pary półbogów przechadzających się po Obozie trzymając się za ręce.
Kiedy doszliśmy do okręgu średniej wielkości, ślicznych domków należących (z tego, co się domyślam) do półbogów zależnie od pochodzenia, Nico zatrzymał się pod numerem 13.
-Trzynastka?- spytałam, przyglądając się obiektowi uważnie.
-Jak widać tak- postawił walizkę na krawężniku i zaczął chaotycznie grzebać po swoich kieszeniach.
Za ten czas miałam szansę obejrzeć uważnie domek.
Czarne ściany połyskiwały w blasku słońca (zapewne zbudowane były z obsydianu), nad ciemnoszarymi, profesjonalnie wykonanymi drzwiami dostrzegłam drobną czaszkę. Po obu stronach wejścia zawieszone były pochodnie płonące zielonym ogniem.
-Coś długo ci schodzi- obdarzyłam chłopaka pobłażliwym uśmieszkiem.- co ty tak w ogóle robisz?
-Szukam kluczy- westchnął Nico, po czym wyciągnął dwa, małe kluczyki, do których doczepiona była srebrna czaszka.- Tylko nie wystrasz się wnętrza, nie byłem w stanie ogarnąć jeszcze niektórych rzeczy.- podszedł do drzwi.- fajnych mam kolegów, zaprojektowali mi domek nie pytając o zdanie.
-Hmm, a mieszkasz sam, czy masz rodzeństwo?-chwyciłam za uchwyt od walizki i stanęłam obok chłopaka.
-Mam siostrę, Hazel, jednak jak wspominał Chejron, jest ze swoim chłopakiem w Nowym Jorku- pchnął drzwi, po czym wkroczył do środka.
Wnętrze domku było dość ciekawe. Łóżka były w kształcie trumien, a lampy powieszone nad nimi świeciły czerwoną poświatą.
-Długo tu mieszkasz?-przystanęłam koło wieszaka i szafki z butami.
-Miesiąc, może dwa- skinął głową na półkę z książkami.- lubisz czytać?
-Zależy od gatunku- z daleka zeskanowałam wzrokiem zawartość drewnianej półki.- Jeśli chodzi o jakieś komedie, to dziękuję, postoję. Ani mnie to nie śmieszy, ani nic do życia nie wprowadza.
-Rozumiem.-usiadł na łóżku po czym ściągnął kurtkę i położył obok.- To co, chcesz się przejść po Obozie?
-Najpierw się może rozpakuję, co?- zaśmiałam się.
-Okej, okej- chłopak położył się i usnął.
-Co za człowiek- pomyslałam w duchu.- mimo to tak bardzo chciałabym wiedzieć o nim więcej...może uda mi się coś z niego wyciągnąć podczas spaceru?-położyłam przetarte jeansy na półkę.
//Hej, hej xD
Strasznie zaniedbałam te książkę, jestem tego w pełni świadoma. x.x
Ale chyba rozumiecie, brak weny itd. Robi swoje :|
Mimo tego, mam nadzieję, że nikt nie jest na mnie zły ^-^
Do zoba~~❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro