Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Jego oczy wyglądały, jakby były stworzone z kawałków mgły. Żywy avadowy kolor mieszał się z, nieznanego pochodzenia,szarobłękitnym odcieniem tworząc wokół źrenicy tajemnicze wiry. Pochłonięty myślami posiadacz tych nietypowych tęczówek w ogóle nie zwracał uwagi na swoje otoczenie. Był tak zamyślony, nie zapamiętał nawet momentu, w którym został ponownie zawleczony przed tron jego Lordowskiej mości, jednak jednego był pewien - coś jest nie tak z jego wspomnieniami... Część jest przesłonięta mgłą, której nie sposób obejść. Zaczął podejrzewać, że to jakiś rodzaj zastosowanej na nim legilimencji lub samoistna blokada wspomnień w obawie przed naruszeniem ich przez osobę do tego nieupoważnioną. Zagadką jest, kto ustawił tą blokadę. On sam? Może podczas ćwiczeń z obrony umysłu przypadkowo zaczął ją wzmacniać, ale niemożliwym jest, aby olbrzymi mur było jego dziełem. A może jednak...

Nie! To nie jest możliwe. Owszem, ma duży zasób magii, ale bez przesady - w życiu nie dałby rady ustawić taką blokadę. Nawet przy maksymalnym skupieniu. Ale przecież nigdy nie próbował...

Dość! Nie będzie się teraz nad tym zastanawiał. W końcu stoi przed samozwańczym Czarnym Panem. Nie przystoi go przecież w ten sposób ignorować.

Bezimienny podniósł wreszcie głowę, jednak nie spojrzał w oczy swemu rozmówcy.

- A więc? - zapytał z dobrze ukrywanym zniecierpliwieniem czarnoksiężnik.

W odpowiedzi otrzymał jedynie pytające spojrzenie, które coraz bardziej zaczynało go irytować. Nie dość, że ten bachor Merlin wie jakim cudem włamał się do jednego z najlepiej strzeżonych budynków w całej Magicznej Brytanii, po pojmaniu nie okazał mu należytego szacunku, to jeszcze pokiereszował ramie członkini Wewnętrznego Kręgu. I jak tu się nie wkurzyć?

- Spytałem się, jakie masz wytłumaczenie na zaistniałą sytuację.

Zdanie celowo zakończył lekkim sykiem, aby przestraszyć chłopaka. Jednak, niestety... Jego starania na nic się nie zdały. No dobra - Śmierciożercy wzdrygnęli się wiedząc, co oznacza takie zachowanie Pana, jednak ten cholerny bachor nawet nie drgnął. Co gorsza, w jego oczach pojawiło się coś, co spokojnie można uznać za rzucenie, niemego wprawdzie, wyzwania.

- Zaistniałą sytuację? Przecież sam kazałeś Lestrange mnie tu przyprowadzić. Myślałem, że masz lepszą pamięć, ale najwidoczniej się myliłem. W końcu wiek tez robi swoje - w oczach Bezimiennego zagościły ledwie widoczne psotne iskierki. Najwidoczniej przewrotny los postanowił, że pełna potencjału krew syna jednego z Huncwotów nie może się zmarnować.

Na tyle sali rozległy się pełne niedowierzania szepty i jeszcze cichsze zakłady o to, jak zostanie ukarany za tą bezczelność. Chwilę wcześniej - od Severusa, który z racji swojego mistrzostwa w Eliksirach, pełnił rolę lokalnego Magomedyka i wraz z kilkoma innymi Śmierciożercami opatrywał rany tych, którzy na rajdzie mieli nieco mniej szczęścia od pozostałych - wróciła Bellatrix , która teraz - słysząc, jak ktoś obraża jej Pana zaczerwieniła się z gniewu i oburzenia.

- Jak śmiesz! - wybuchła lekko piskliwym głosem - Ty...

Postanowiła jednak umilknąć, gdy zobaczyła uniesioną rękę Voldemorta i składając pokorne ukłony wycofała się na swoje miejsce w szeregu, skąd kątem oka nie przestała posyłać wściekłych błyskawic skierowanych do Bezimiennego.

- Złość jest tu zbędna, Bello - stwierdził chłodnym tonem, po czym jego wzrok ponownie znalazł się na chłopaku przed nim. Wstał ze zdobionego wężami tronu i powoli zszedł po schodkach prowadzących na podwyższenie, a następnie powoli, bez zbędnego pośpiechu podszedł do swojego więźnia. Wyciągnął przed siebie rękę i chwycił jego brodę unosząc twarz tak, aby ten patrzył mu prosto w oczy.

W chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały wydarzyły się dwie rzeczy - obie niezauważalne dla osób postronnych.

Z oczu chłopaka natychmiastowo zniknęła cała obejmujące je dotychczas 'mgła', przez co ukazała się ich prawdziwa zabójcza barwa, a źrenice Riddle'a rozszerzyły się pod wpływem obrazu, który pojawił się znikąd w jego umyśle, niemalże zasłaniając krwisto czerwoną tęczówkę.

Stali tak zaledwie kilka sekund, lecz dla obydwóch zdawało się to być wiecznością. Patrzeli sobie prosto w oczy w zupełnej ciszy. Tu nie potrzeba było słów. Czuli dziwne przyciąganie. Coś, jakby ktoś ciągnął ich do siebie za pomocą niewidzialnej nitki. Delikatnie, a zarazem stanowczo.

Czarny Pan otrząsnął się jako pierwszy.

----

Pytanko:

Kiedy chcielibyście kolejny rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro