Rozdział 8
Vindikta.
Leżałam w kałuży krwi sparaliżowana bólem przeszywającym moje ciało.
Loki bardzo dotkliwe poranił mój brzuch, czułam jak krew opuszcza moje ciało.
Kurczowo uciskałam rany, aby spowolnić wypływ krwi a w najlepszym przypadku całkowicie zatamować krwotok.
Obok mnie leżała Nat żyła, ale miała całą posiniaczoną szyję. Poruszyła się lekko chyba odzyskuje przytomność.
- Nat. - Wychrypiałam.
Rosjanka wstała powoli i podeszła do mnie.
- Vini , nie ruszaj się pomogę ci.
Zaczęła przemywać rany wodą utlenioną, którą znalazła w apteczce.
Kiedy skaleczenia zostały całkowicie oczyszczone za co byłam okropnie wdzięczna Rudowłosej kazałam jej się odsunąć, aby przypadkiem nie zrobić jej krzywdy.
- Teringinisto. - Wypowiedzialam zaklęcie, rany otoczyła niebieska poświata po jej zniknięciu nie było nawet blizny.
- Jak to zrobiłaś? - Zapytała Nat.
- Użyłam zaklęcia leczącego, niestety działa tylko na mnie i nikomu innemu nie mogę w ten sposób pomóc.
Nagle do pomieszczenia wbiegł przerażony Steve.
- Dziewczyny nic wam nie jest?
- Już nie Kapitanie, ale jeszcze pięć minut temu myślałam, że Natasha nie żyja a ja umrę w samotności.
- Co się stało?
- Loki to się stało. - Warknęła rudowłosa. - Poranił Vini nożem a mnie prawie udusił.
- A gdzie jest Tony?
- Leży po drugiej stronie pokoju, zaraz mu pomożemy. Steve znajdz Lokiego i przyprowadz do mnie.
Niebieskooki wykonał polecenie wybiegł z pomieszczenia w tylko sobie znanym kierunku.
Podeszłyśmy do Starka, który na szczęście oddychał, nachyliłam się nad nim złapałam za ramię i delikatnie je potrząsnęłam.
Tony nie reagował, zaczęłam uderzać go w policzek teraz już zaczął odzyskiwać przytomność z tej całej przygody to on miał najwięcej szczęścia.
- No śpiąca królewna się obudziła.
Stark patrzył na nas zmęczonym wzrokiem.
- Bardzo śmieszne. - Powiedział wstając z podłogi.
- Idź się przespać, my znajdziemy Lokiego.
- Dobra.
Loki.
Biegłem ile sił w nogach wiedziałem, że Thor tak łatwo nie odpuści a ja zostałem bez broni. Jedyne co mi zostało to iluzja, ale gromowładny potrafi ją wyczuć.
Skręciłem w lewo, aby dostać się na pokład chciałem a raczej musiałem wyskoczyć za burte, bo tylko tak mogłem uratować skórę.
Wbiegłem po schodach na górę teraz jeszcze ostatnia prosta dzieli mnie od zimnej wody i upragnionej wolności.
Już miałem skoczyć, kiedy czyjeś silne ramię złapało mnie za rękę i odciągnęło od balustrady.
Ramię to należało do Steva, który przyszpilił mnie do ściany.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytał.
Po jego postawie i tonie głosu czułem wielkie zdenerwowanie a raczej chęć skręcenia mi karku.
- Ja? Przecież nic nie zrobiłem.
- Kłamiesz. - warknął i złapał za moje nieszczęsne gardło, które było już pokierszowane przez Thora.
- Nie dotykaj mnie. - Syknąłem na niego.
- Moja cierpliwość się kończy.
- Moja już dawno się skończyła, dlatego pozabijam was gołymi rękami, tak jak tę rudowłosą łajzę.
Kapitan nie wytrzymał i uderzył mnie w twarz rozcinając łuk brwiowy.
- Loki poddaj się już zbyt wielu ludzi skrzywdziłeś.
- Wiesz Kapitanie problem w tym, że ja nigdy się nie poddaje.
Po tych słowach kopnąłem go w nogę, która pod wpływem uderzenia ugięła się a kapitan klęczał przedemną, lecz co piękne nie trwa wiecznie Steve pozbierał się szybko i kopnął mnie w pierś łamiąc żebra.
Czułem palący ból przez który nie potrafiłem złapać tchu.
Kapitan chciał uderzyć mnie w twarz, ale zręcznie zatrzymałem jego rękę i wykręciłem do tyłu, blondyn syknął z bólu.
Trzymałem go mocno, mimo starań kapitan wyrwał się odrzucajac mnie do tyłu prosto na schody.
Upadłem na nie plecami, które wygięły się pod dziwnym kontem przyprawiając mnie o nieprzyjemny ból.
Podniosłem się szybko tworząc iluzje samego siebie, aby zdekoncentrować niebieskookiego.
Walczył z nimi a ja chciałem wycofać się niespostrzeżenie i uciec z tego przeklętego statku.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie Thor i Cliny, którzy celowali we mnie z broni.
Nie zwróciłem na nich uwagi i to był mój błąd, Thor poraził mnie piorunem czułem, że nie panuje nad własnym ciałem a żeby tego było mało Łucznik wypuścił strzałę, która trafił w moją nogę przez co zachwiałem i wpadłem do lodowatej wody.
Zacząłem się topić nie potrafiłem się ruszyć, byłem sparaliżowany bólem i wszechobecną bezradnością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro