Rozdział 32
Loki
Ludzie Terry próbowali ukryć wszystkie oznaki ludzkiej obecność, uczynili to dokładnie i o dziwo solidnie.
Cóż, żadne działania nie są idealne, wszystko można odczytać jakże trudnym mechanizmem wyobraźni, która zna odpowiedzi nawet na najtrudniejsze i najbardziej przemyślane zagwozdki.
Możesz zakryć swoje błędy nawet najdroższym korektorem, mimo wszystko pozostawi on ślad po obecności twojego podknięcia a czasami nawet będzie dalej widoczny po odwrocie cieńkiej kartki papieru.
Wszystkie ich błędy, były niczym literówki na dyktandzie i to ja byłem nauczycielem wymyślającym jego treść.
Ruszyliśmy w drogę, ulegle szedłem prowadzony przez Fortisa i jego jasnowłosego kolegę, któremu nadałem imię Sprinter po naszej ostatniej grze w berka.
Terra szła na czele w towarzystwie rudowłosego, niskiego mężczyzny o szarych oczach i niedbałym zaroście. Pozostałe panienki z piekła rodem deptały im po ogonie.
Mi pozostało tylko równe i niestety dość szybkie tempo na samym końcu pochodu.
Wszyscy bez przerwy mieszają w moim życiu najgorsze są rozkazy, które muszę wykonywać mimo szczerej niechęci.
Czuję się przytłoczony nadmiarem głosów krzyczących wyuczone i bezsensowne formułki, które nie pozwalają wyrazić mi własnych opini.
- Daleko jeszcze? Nogi mnie już bolą. - Odezwała sie ródowłosa. - Kiedy wyjdziemy z lasu?
- Już niedługo Fox. - Terra zwolniła kroku wyrównując się z przyjaciółkami. - Jesteśmy bliżej niż dalej. Widzisz tamte drzewa?
- Tak. - Patrzyła na nie jakby chciała poznać ich historię, zobaczyć długi proces rozpoczynający się od niewielkiego ziarenka posadzonego w ziemi wieki temu.
- Musimy do nich dojść, skręcić w prawo, a później chwilę prosto i jesteśmy na ścieżce.
- No, to zmienia postać rzeczy.
Przysłuchiwałem się uważnie rozmowie dziewczyn.
Zastanawiam się co sprawia, że wszystko za co się wezmę umiera niczym drzewo wyrwane przez silny wiatr niesprawiedliwości ściśle związany z rzeką ciemnych burzowych chmur.
Co sprawia, że moje korzenie nie sięgają już żyznej, dobrze znanej mi gleby, która dostarczałała mi wszystko czego potrzebowałem do życia i dalszego rozwoju.
- Fortis! Longus! - Zawołała rudowłosa jej głos sprawiał, że miałem ochotę odciąć, albo wyrwać sobie uszy.
No cóż teraz przynajmniej wiem jak naprawdę nazywa się jasnowłosy sprinter. - Chodzcie do nas.
Dziewczyna nie musiała powtarzać dwa razy, momętalnie przyspieszyli kroku ciągnąc mnie w stronę towarzyszek.
Kobiety patrzyły na mnie dziwnym przenikliwym wzrokiem.
Jestem pewien, że uznały moją uległość za swój wielki sukces przypisany moją porażką.
Niedoczekanie, wszystko szło zgodnie z planem teraz wystarczyło tylko poczekać na odpowiedni moment, aby zacząć go realizować.
Weszliśmy z powrotem na jasną piaszczystą ścieżkę, skażoną jedynie drobnymi różnokolorowymi kamieniami.
- Coś ty taki smutny złośniku? Czy nie tego właśnie chciałeś? To twój cel, twoje przeznaczenie. To twoja szansa. - Słowa Terry wypływały z jej ust niczym jadowite węże, które niemiłosiernie kąsały jej czerwone wargi. - Gdyby nie to już dawno byłbyś martwy, bo bez tej wiedzy jesteś nic nie wart.
- I kto to mówi? Pani życia, która nie potrafi uszanować żadnego istnienia. Zdrajca bez żadnej wartości. - Przerwałem na chwilę spoglądając jej głęboko w błękitne tęczówki. - Wiesz w moich oczach jesteś warta tyle co Odyn. Nic nie warta.
- Twoje życie przepełnione jest smutkiem i pustką, której nie potrafisz poskromić.
Nie widzisz niczego prucz niszczących wizji śmierci zagnieżdzonych głęboko w twoim umyśle. - Warknęła.
- To prawda, ale nie potrafisz zobaczyć niczego istotniejszego? To co mówisz jest najmniej skrywaną płytką tajemnic mojego umysłu. - Na moje wargi wkradł się paskudny uśmiech, którego nie powstydziłby się żaden psychopata z piłą łańcuchową. - Jak ty mało o mnie wiesz Terro.
- Ja mało wiem? - Mówiła z wyraźną kpiną. - Wiem o tobie wszystko, jesteś muszką zaplątaną w mojej pajęczej sieci i nigdy się z niej nie wydostaniesz.
- Ja? Nie wręcz przeciwnie. To ty jesteś zaplątana w sieci moich kłamstw, jak wszyscy z resztą. Nie powiesz mi chyba, że kiedykolwiek uwierzyłaś w moje uczucia względem twojej osoby? Musiałbym być ślepy, by się do ciebe zbliżyć a co dopiero zakochać.
Białowłosa musiał poczuć się urażona moimi słowami bo jej ręka zderzyła się z moim lewym policzkiem.
- Ja śmiesz tak się do mnie odzywać! - Tak była wściekła i właśnie o to mi chodziło. - Byliśmy przyjaciółmi, nie próbój mi wmówić, że było inaczej.
- Przyjaciółmi? Nie. To była tylko iluzja, zwykła sztuczka. Idealna gra w której to ja byłem jedynym zwycięzcą.
- Nienawidzę cię i wiedz, że jak już odnajdę złotą wodę pokroję cię na kawałeczki.
- To ja znajdę ją pierwszy kochana.
- Zabierzcie mi go z oczu, bo zaraz nie wytrzymam. - Jej policzki były czerwone ze złości. - Już!
Fortis i Longus pociągneli mnie za ramiona do tyłu. Trzymaliśmy się z tyłu, aby nie denerwować Pani życia.
Po drodze jak tylko to było możliwe, szybkimi ruchami zdrowej nogi robiłem strzałki, aby doprowadzić Vindiktę i Avengers do moich wrogów...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro