Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Loki

Ludzie Terry próbowali ukryć wszystkie oznaki ludzkiej obecność, uczynili to dokładnie i o dziwo solidnie.

Cóż, żadne działania nie są idealne, wszystko można odczytać jakże trudnym mechanizmem wyobraźni, która zna odpowiedzi nawet na najtrudniejsze i najbardziej przemyślane zagwozdki.

Możesz zakryć swoje błędy nawet najdroższym korektorem, mimo wszystko pozostawi on ślad po obecności twojego podknięcia a czasami nawet będzie dalej widoczny po odwrocie cieńkiej kartki papieru.

Wszystkie ich błędy, były niczym literówki na dyktandzie i to ja byłem nauczycielem wymyślającym jego treść.

Ruszyliśmy w drogę, ulegle szedłem prowadzony przez Fortisa i jego jasnowłosego kolegę, któremu nadałem imię Sprinter po naszej ostatniej grze w berka.

Terra szła na czele w towarzystwie rudowłosego, niskiego mężczyzny o szarych oczach i niedbałym zaroście. Pozostałe panienki z piekła rodem deptały im po ogonie.

Mi pozostało tylko równe i niestety dość szybkie tempo na samym końcu pochodu.

Wszyscy bez przerwy mieszają w moim życiu najgorsze są rozkazy, które muszę wykonywać mimo szczerej niechęci.

Czuję się przytłoczony nadmiarem głosów krzyczących wyuczone i bezsensowne formułki, które nie pozwalają wyrazić mi własnych opini.

- Daleko jeszcze? Nogi mnie już bolą. - Odezwała sie ródowłosa. - Kiedy wyjdziemy z lasu?

- Już niedługo Fox. - Terra zwolniła kroku wyrównując się z przyjaciółkami. - Jesteśmy bliżej niż dalej. Widzisz tamte drzewa?

- Tak. - Patrzyła na nie jakby chciała poznać ich historię, zobaczyć długi proces rozpoczynający się od niewielkiego ziarenka posadzonego w ziemi wieki temu.

- Musimy do nich dojść, skręcić w prawo, a później chwilę prosto i jesteśmy na ścieżce.

- No, to zmienia postać rzeczy.

Przysłuchiwałem się uważnie rozmowie dziewczyn.

Zastanawiam się co sprawia, że wszystko za co się wezmę umiera niczym drzewo wyrwane przez silny wiatr niesprawiedliwości ściśle związany z rzeką ciemnych burzowych chmur.

Co sprawia, że moje korzenie nie sięgają już żyznej, dobrze znanej mi gleby, która dostarczałała mi wszystko czego potrzebowałem do życia i dalszego rozwoju.

- Fortis! Longus! - Zawołała rudowłosa jej głos sprawiał, że miałem ochotę odciąć, albo wyrwać sobie uszy.
No cóż teraz przynajmniej wiem jak naprawdę nazywa się jasnowłosy sprinter. - Chodzcie do nas.

Dziewczyna nie musiała powtarzać dwa razy, momętalnie przyspieszyli kroku ciągnąc mnie w stronę towarzyszek.

Kobiety patrzyły na mnie dziwnym przenikliwym wzrokiem.

Jestem pewien, że uznały moją uległość za swój wielki sukces przypisany moją porażką.

Niedoczekanie, wszystko szło zgodnie z planem teraz wystarczyło tylko poczekać na odpowiedni moment, aby zacząć go realizować.

Weszliśmy z powrotem na jasną piaszczystą ścieżkę, skażoną jedynie drobnymi różnokolorowymi kamieniami.

- Coś ty taki smutny złośniku? Czy nie tego właśnie chciałeś? To twój cel, twoje przeznaczenie. To twoja szansa. - Słowa Terry wypływały z jej ust niczym jadowite węże, które niemiłosiernie kąsały jej czerwone wargi. - Gdyby nie to już dawno byłbyś martwy, bo bez tej wiedzy jesteś nic nie wart.

- I kto to mówi? Pani życia, która nie potrafi uszanować żadnego istnienia. Zdrajca bez żadnej wartości. - Przerwałem na chwilę spoglądając jej głęboko w błękitne tęczówki. - Wiesz w moich oczach jesteś warta tyle co Odyn. Nic nie warta.

- Twoje życie przepełnione jest smutkiem i pustką, której nie potrafisz poskromić.

Nie widzisz niczego prucz niszczących wizji śmierci zagnieżdzonych głęboko w twoim umyśle. - Warknęła.

- To prawda, ale nie potrafisz zobaczyć niczego istotniejszego? To co mówisz jest najmniej skrywaną płytką tajemnic mojego umysłu. - Na moje wargi wkradł się paskudny uśmiech, którego nie powstydziłby się żaden psychopata z piłą łańcuchową. - Jak ty mało o mnie wiesz Terro.

- Ja mało wiem? - Mówiła z wyraźną kpiną. - Wiem o tobie wszystko, jesteś muszką zaplątaną w mojej pajęczej sieci i nigdy się z niej nie wydostaniesz.

- Ja? Nie wręcz przeciwnie. To ty jesteś zaplątana w sieci moich kłamstw, jak wszyscy z resztą. Nie powiesz mi chyba, że kiedykolwiek uwierzyłaś w moje uczucia względem twojej osoby? Musiałbym być ślepy, by się do ciebe zbliżyć a co dopiero zakochać.

Białowłosa musiał poczuć się urażona moimi słowami bo jej ręka zderzyła się z moim lewym policzkiem.

- Ja śmiesz tak się do mnie odzywać! - Tak była wściekła i właśnie o to mi chodziło. - Byliśmy przyjaciółmi, nie próbój mi wmówić, że było inaczej.

- Przyjaciółmi? Nie. To była tylko iluzja, zwykła sztuczka. Idealna gra w której to ja byłem jedynym zwycięzcą.

- Nienawidzę cię i wiedz, że jak już odnajdę złotą wodę pokroję cię na kawałeczki.

- To ja znajdę ją pierwszy kochana.

- Zabierzcie mi go z oczu, bo zaraz nie wytrzymam. - Jej policzki były czerwone ze złości. - Już!

Fortis i Longus pociągneli mnie za ramiona do tyłu. Trzymaliśmy się z tyłu, aby nie denerwować Pani życia.

Po drodze jak tylko to było możliwe, szybkimi ruchami zdrowej nogi robiłem strzałki, aby doprowadzić Vindiktę i Avengers do moich wrogów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro