Rozdział 31
Vindikta
Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca. Przez chwilę patrzyłam na chmury, które biegną niczym owce przeganiane przez górskie wilki.
Mogłabym wpatrywać się w nie godzinami, czytać przeróżne historie tworzone przez podniebne obłoki.
Przewróciłam się na drugi bok i zamarłam. Nigdzie nie było Lokiego, sam nie dałby rady uciec miał skrępowane kostki i nadgarstki.
Stanęłam na równe nogi, chciałam dowiedzieć się od wartowników czy nie widzieli Psotnika, ale nigdzie nie było Terry i Clinta.
W cieniu nocy musiała rozegrać się tutaj jakaś scena, która z pewnością przyniesie nam tylko szkody i dodatkowe problemy.
Szybko obudziłm przyjaciół.
- Jak widzicie nigdzie nie ma Clinta i Terry, Loki też zniknął. - Wyjaśniłam spokojnie. W takich chwilach należy zachować zimną krew i kierować się zdrowym rozsądkiem. - Trzeba przeszukać las w promieni kilku kilometrów. Rozdzielmy się. Ja i Thor pójdziemy do wschodniej i zachodniej części, Stark i Steve północ, południe. Reszta zastaje tutaj i szuka śladów.
- Nie ma co zwlekać. - Powiedział Tony. Szybkim krokiem ruszył w stronę lasu ciągnąc za sobą Rogersa.
- Chodź Thor, trzeba ich szybko znaleźć.
Syn Odyna posłusznie ruszył za mną, poszukiwania zaczęliśmy od wschodniej części.
Weszliśmy do lasu szukając poszlak, które zaprowadzą nas do przyjaciół.
- Ta kobieta ostrzegała nas przed zdrajcą. - Zaczął niepewnie gromowładny jego głos zdradzał zdenerwowanie, ale i cień troski. - Myślisz, że mówiła o moim bracie.
- Wydaje mi sie, że nie. - Tymi słowami wywołałm nikły uśmiech na ustach przyjaciela. Wiedziałam, że Thor mimo wszystko dalej kocha Lokiego jak brata.
- Dziękuję ci.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam. - Zdziwiły mnie jego słowa, ale czułam, że były szczere.
- Gdyby nie ty, Loki z pewnością by nie żył. Uratowałałaś mu życie, tylko szkoda, że on nie potrafi tego docenić.
- Nie każdy potrafi docenić to ile dla niego robisz. Nawet jeśli robisz dla niego więcej niż dla innych, a nawet dla siebie.
- Może masz rację.
- Kiedyś doceni, ale na pewno się do tego nie przyzna. Może już to zrobił.
Nagle usłyszałm dziwny dzwięk, Thor zaczął rozglądać się nerwowo i zacisnął palce na swojej broni.
- Słyszałaś to?
- Tak. To chyba stamtąd. - Wskazałam krzaki niedaleko nas.
Ruszyliśmy w tamtym kierunku trzymając broń w pogotowiu.
Gromowładny stanowczym ruchem ręki rozsunął krzaki ukazując nam związanego łucznika.
- Clint? - Rzuciłam blondynowi porozumiewawcze spojrzenie. - Zaraz ci pomożemy.
Thor delikatnie wyjął Bartona z krzaków i położył na ziemi.
Sztyletem przecięłam więzy krępujące towarzysza. W ustach miał gróby sznur zawiązany z tyłu głosy, który został użyty jako knebel.
Odwiązałam go uwalniając wargi przyjaciela.
- Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
- Rozmawiałem z Terrą, aż nagle usłyszeliśmy huk poszedłem do lasu sprawdzić co go wywołało. Dostałem chyba kamieniem w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się zwiazany i zakneblowany, słyszałem rozmowę dwuch ludzi.
- Pamiętasz co mówili? - Byłam pewna, że ci ludzie przysłużyli się do znikniecia Laufeysona i Terry.
- Tak. Z tego co wiem to znają twoją siostrę, mieli na nią czekać w jakimś obozowisku.
- Loki i Terra zniknęli.
- Zdradziła? - Zapytał niepewnie Thor.
- Możliwe. W tej chwili wszystko wskazywało na dobrze przemyślany plan, zdrajcą musiała być białowłosa. Wysłała Clinta do lasu gdzie zaatakowali go jej ludzie, w tym czasie zabrała Lokiego i uciekła. - Myślałam na głos.
- Wracamy? - Zapytał Barton.
Widać było, że obwinia się za to wszystko co się stało.
Powoli szliśmy w kierunku łąki. Rozmawialiśmy o wydarzeniach mających miejsce tej nocy.
- Nie przejmuj się Clint to nie twoja wina. - Poklepałam łucznika po plecach, aby dodać mu otuchy. - Każdy dałby się nabrać.
- Tak tylko, mogłem was obudzić a nie sam iść do tego przeklętego lasu. - Mówił ze spuszczoną głową. - Jestem naiwny.
- Źle zrobiliśmy ufając jej, brat Thora na jednak nosa do ludzi. Od razu wyczuł Panią życia.
- Był do niej wrogo nastawiony, ale on jest taki dla wszystkich. - Do rozmowy dołączył się Syn Odyna. - Stał się zimny i nieobliczalny.
- Tak, ale od początku mówił, że jej nienawidzi bo go zdradziła. Musiał wiedzieć, że Hester mówiła o mojej siostrze.
- A ja byłem pewien, że Laufeyson jest zdrajcą i może miałem rację. Co jeźeli to jednak on upozorował zdradę Terry?
- Zobaczymy, może reszta drużyny znalazła jakieś istotne poszlaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro