Rozdział 20
Loki
Obudziłem się rano, koszmary nie nachodziły mnie już więcej tej nocy.
Vindikta spała dalej, leżąc jakiś metr ode mnie, chciałem wstać i spróbować uciec, ale kiedy oddałem się w obięcia morfeusza ta spryciula owinęła mi nogi łańcuchem skutecznie omijając zranioną część kończyny.
Jak mogłem się nie obudzić? Mam bardzo delikatny, nietrwały i czujny sen potrafię przebudzić się słysząc najmniejszy dzwięk, ale nie stało się tak w tym przypadku.
Intrygowała mnie ta dziewczyna, z jednej strony mam ochotę okrutnie pozbawić jej życia i uciec jak najdalej, ale z drugiej to właśnie dzięki niej dalej żyję, oddycham.
Ona jako jedyna okazuje mi trochę dobra, wszyscy się ode mnie odwrócili i tylko ona została.
Nie miałem jednak pewności czy Mroczna dama przypadkiem mnie nie okłamuje.
Potrafię rozpoznać kłamstwo na kilometr, ale jej słowa były dla mnie enigmą. Tak jakby z jej ust nie padło żadne kłamstwo.
Czasami wiara i zaufanie są najgorszymi prezentami, jakie można sobie wyobrazić. Ona próbuje mnie nimi obdarować, a ja nie wiem czy je przyjąć czy raczej odrzucić.
Przegrałem wszystko zaczynając od szacunku, kończąc na zaufaniu bo kto normalny zaufa takiemu kłamcy.
Vindikta nie ufa mi, tylko próbuje rozszyfrować moje intencje.
Oczywiście na próżno, nawet ja ich nie znam mam mętlik w głowie, a każdy dobry gest z jej strony to bomba atomowa w moich myślach.
- Już nie śpisz?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos czarnowłosej. Odwróciłem głowę w jej kierunku, wpatrując się w nią z zaciekawieniem.
- Ja na to wpadłaś? - Zapytałem z kpiną w głosie.
- Mam oczy, które widzą więcej niż myślisz. - Powiedziała powoli wstając.
- Poetka się znalazła, jeszcze zacznij rymować.
- Coś ty się taki rozmowny zrobił? - Zapytała z tym swoim wrednym uśmieszkiem.
- Każdy ma gorszy dzień, nie przyzwyczajaj się.
Podeszła do mnie i oswobodziła moje nogi, które były spętane łańcuchem spoczywającym wcześniej na moim brzychu.
Podpieła go do obroży na szyi i delikatnie pociągneła co było jednoznaczne z rozkazem do wstania.
Wstałem na nogi, nie chcąc narażać się dziewczynie.
- Idziemy na górę, masz być grzeczny i słuchać rozkazów. - Warknęła.
- Wiem, wiem. - Powiedziałem znudzonym tonem, lekko irytując Panią snów.
- Ja mówię poważnie, żadnych numerów.
- Zrozumiałem za pierwszym razem, aż tak źle ze mną nie ma.
- chodź. - Powiedziała zrezygnowana.
Chwiejnym krokiem ruszyłem za czarnowłosą.
Powoli weszliśmy po schodach, chyba zauważyła, że utykam na ranną nogę bo pomogła mi iść.
- Koń kuleje. - Zagadneła, kiedy wdrapaliśmy się na górę. - Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała.
- Bardzo śmieszne. - Warknąłem.
Weszliśmy do sali z chamakami, jak się okazało wszyscy jeszcze byli pogrążeni w głębokim śnie.
- Cicho. Co ich nie obudzisz. - Powiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Będę milczał jak grób.
Kiedy szliśmy specjalnie szurałem łańcuchem, żeby zdenerwować dziewczynę i przy okazji obudzić pseudo bohaterów.
- Loki jeszcze raz trzaśniesz, to ja ci trzasne dwa razy mocniej. - Powiedziała zła.
W ślimaczym tempie doszliśmy do jednego z wiszących łóżek. Vindikta kazała mi na nim usiąść, spełniłem jej jakże uroczą prośbę i usiadłem bo strasznie ciążyła mi noga.
Pani snów usiadła obok mnie i delikatnie zaczęła bujać chamakiem, uwarznie obserwując śpiących towarzyszy.
- Vini co on tu robi? - Odezwał się ospały głos za naszymi plecami.
- Będę go pilnować, nie zwracaj na nas uwagi. Śpij.
- I tak już nie zasnę, o tej porze zawsze chodziłem biegać.
Ten głos należał do Steva, który wstał z chamaka i stanął przed nami.
Był ubrany w niebieską koszulkę i czarne dresowe spodnie. Krótkie jasne włosy były w nieładzie a jego nogi bose.
Wysłałem w jego kierunku wrogie spojrzenie, nie ufam mu. Jest niby taki honorowy, ale czasami potrafi być oschły i opryskliwy.
- Zastanawiam się nad rozwiązaniem tej zagadki. - Powiedział intensywnie nad czymś myśląc. -
Te słowa nadal dzwięczą w moich uszach.
-
Często jak wąż wije się
Jej wnętrzności stopa tnie
Nie rusza się lecz wciąż biegnie.
Często u jej stóp tróp legnie
Ona się wcale nie rusza z miejsca. - Zacytowała Vindikta.
- Rozwiązaniem tej zagadki, o ile się nie mylę jest droga. - Powiedziałem zwracając na siebie ich uwagę.
- Zaraz sprawdzimy. - Vindikta przyniosłam mapę i zalała ją wodą.
Zagadka pojawiła sie niemal od razu po kontakcie z cieczą.
- Getrosta. -Szepnęła dziewczyna a słowa zaczęły tworzyć drogę prowadzącom do kielicha, aż nagle stanęła na rozstaniu dwuch drug. Pojawił się tam tekst, czarnowłosa zaczęła czytać:
Na rozstaju dróg stoi dwóch braci bliźniaków. Jeden z nich zawsze mówi prawdę, drugi zaś zawsze kłamie. Wiadomo, że jedna z dróg prowadzi do kielicha, a druga na pewną śmierć. Jakie pytanie ma zadać podróżny który chce dotrzeć do kielicha, jeśli może zapytać tylko raz i tylko jednego z braci?
Słysząc te słowa zbladłem, nogi się podemną ugieły i momętalnie uderzyła we mnie fala gorąca. Myślałem, że zaraz zędleje.
- Loki co się dzieje. - Zapytał zaniepokojony Steve.
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, jeszcze chwila i nie wytrzymam. Musiałem to komuś powiedzieć, nie mogłem tego dłużej trzymać w sobie.
______________________________________
Jest rozdział☺
Mam nadzieję, że się podoba.
Jak myślicie co tak przestraszyło Lokiego?
Ps. Zagadka wzięta z neta.
~Triksterek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro