Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

Świat odwrócił stronę swojego medalu na tę mroczniejszą, starannie schowaną głęboko w ciemnych odmętach galaktyki.

Okrył się lodowym płaszczem, który udusił swoim ciężarem wszystkie słabsze osobniki, skruszył mury i rozerwał najgrubsze, metalowe łańcuchy.

Czy życie musi być tak kruchym materiałem? Można je porównać do meduzy, która poddaje się falom, dryfuje i nieustannie płynie z wiatrem. Wyrzucona na brzeg zamienia się w wodę i szybko umiera.

Podniosłem się z ziemi. Płaty śniegu utworzyły zimny dywan. Sięgnąłe po białe cudo spoczywające na ziemi, zimno przeszło przez moje ręce. Patrzyłem jak wydaje ostatnie tchnienie i zamienia się w klarowną ciecz. Moje ręce zamieniły się w sito przez które woda ucieka niewielkimi dziurkami.

- Gdzie się wybierasz? - Zapytała Vindikta zawieszając na mnie karcące spojrzenie swoich błękitnych oczu.

- Mapy. Mam dziwne przeczucia. - Wzruszyłem ramionami jakby było to oczywiste i przejrzyste. - Nic ci do tego.

Śnieg przy każdym kroku grał mało melodyjne nuty, które zostały niestarannie wpisane do pięciolini.

Podeszłem do niewielkich rozmiarów torby w której bezpieczne schronienie znalazły zbiory licznych map i papierów.

Zabrałem zwoje i zacząłem dokładnie lustrować je wzrokiem. Widniała tam  zagadka o braciach, którą swoja drogą dawno już rozwiązałem.

Nic się nie zmieniło, zarys lądu w dalszym ciągu był rozmyty i wyniszczony.

- Co chcesz na nich zobaczyć? - Usłyszałem szept czarnowłosej przy moim uchu, na karku czułem jej ciepły oddech i włosy muskające moją odkrytą szyję. - Dzień w dzień przeglądam je dokładnie, ale moje oczy nie sięgają już tak daleko.

- Może nie potrafisz odkryć tego co skrywają? Są złożone z czterech starannie sklepionych ze sobą kart. Musisz je od siebie oderwać nie niszcząc popszedniej warstwy, tylko tak odczytasz ich przekaz.

- Skąd ta pewność? - Brew Pani snów powędrowała ku górze niczym kurtyna ukazująca ukrytych za nią aktorów.

- Hester. Ona może nam pomóc, albo zabić nas wszystkich. Zadajmy jej kilka pytań to nasza szansa nie możemy tak po prostu zmarnować.

- Myślisz, że powinniśmy jej zaufać? - Jacy ludzie są naiwni, nigdy nikomu nie można zaufać, bo taka osoba wykorzysta nasze słabości do swoich celów.

-  Nie rozśmieszaj mnie. Ufać to można tylko i wyłącznie sobie, ja sugeruje wysłuchać jej słów i uznać czy warto iść za jej głosem. - Wyjaśniłem. Vindikta myślała nad słowami wypływającymi z moich strun głosowych. - Nasz czas ucieka, nie możemy wiecznie szukać czegoś co nawet nie istnieje.

- Dobrze więc. - Na moje wargi wdarł się uśmiech, jak zawsze miałem cel w takim a nie innym postępowaniu, chciałem pilnie rozmówić się z Hester.

- Detrwizia - Niebo zaczęło pękać niczym szkło po mocnym uderzeniu. Ziemia pod naszymi stopami zaczęła drżeć a ja i Vindikta dosłownie zapadliśmy się pod ziemię.

Wylądowaliśmy na twardej, ciemnej posadzce. Dziewczyna pomogła mi wstać z podłogi, oboje nerwowo rozejrzeliśmy się po komnacie, w której aktualnie się znajdowaliśmy.

Ściany były pokryte srebrem a na nich w równej od siebie odległości wisiały pochodnie jarzące się czarnym miczym węgiel płomieniem.

Mimo swojej ciemnej, nieprzyjaznej barwy oddawały swoje ciepło i skutecznie ogrzewały ciemne mury otaczające nasz ze wszystkich stron.

W sali panowała głucha cisza przerywana co jakiś czas świstem wiatru, skaczącego po całym tym nieprzyjemnym miejscu.

- Loki. - Poczułem czyjąś rękę na ramieniu, odruchowo odwróciłem wzrok w kierunku ucisku. To dłoń czarnowłosej zaciskała drobne palce na moim barku. - Tam chyba są drzwi.

Spojrzałem w kierunku wskazanym przez dziewczynę. Nic specjalnego nie rzucało mi się w oczy, żadnego zarysu, produ, ramy czy czegokolwiek co sugerowałoby obecność drzwi.

- Gdzie? - Zapytałem zdezorientowany. Vindikta ruszyła przed siebie. Ciekawość popchnęła mnie w jej ślady, spojrzałem w górę sufit miał barwę brudnego złota połączonego z rdzawym, rudawym akcentem. To połączenie dawało naprawdę ładny efekt,  Barwy pasowały do siebie jak dwie krople wody.

- Spójrz. - Szepnęła, sięgając po moją dłoń. Musiałem się sporo nagimnastykować, aby dotknąć wskazanego miejsca bo łańcuch utrudniał wykonywane ruchy.

Moja reka musnęła srebrzystą ścianę, która przy dotyku zrobiła się szorska i ciemna niczym zabarwione, spróchniałe do cna drewno.

- Jak? - Tylko te słowa udało mi się z siebie wykrztusić, byłem w niemałym szoku. Jak mogłem ich nie dostrzec? Nie mam pojęcia jak ktoś ukrył je przed moim czujnym i wrażliwym okiem.

- Jak je znalazłam? - Zaśmiała się, choć nie było mam wcale do śmiechu. - Ta postać sprzed kilku tygodni, miała specyficzny zapach czuję go tutaj. - Wyjaśniła spokojnie kobieta. - Przy tej ścianie jest on najintensywniejszy. Domyśliłam się, że muszą być tutaj jakieś drzwi czy przejście.

- Są drzwi trzeba znaleźć klucz.

Klucz. Odruchowo sięgnąłem po medalion podarowany mi przez panią śmierci.

Twoje sny to klucze, teraz jeszcze pozostaje znaleźć odpowiednią dziurkę...

- Klucz powiadasz? Gdzie my niby mamy znaleźć klucz w tym ciemnym, pustym miejscu?

- Mam klucz. - Powiedziałem z uśmiechem, zbliżyłem się do drzwi i  pogładziłem otwór od dziurki.

- Co? - Vindikta posłała w miom kierunku tak specyficzne dla niej spojrzenie, że moje usta automatycznie ułożyły się w wąską linię.

- Nie pytaj. - Pokręciłem głową z  niezadowoleniem i włorzyłem medalion do dziurki...

______________________________________

Wybaczcie moją długą nieobecność😫, ale zaczęła się szkoła i mam dla was straszną wiadomość.😩

Rozdziały będą dodawane tak, aby jeden był minimalnie w tygodniu dodany, więc może być ich w jednym tygodniu siedem albo jedem. 😳

Wybaczcie😥

Miłej nocy ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro