Rozdział 13
Loki
Wruciłem do świadomoćci, co prawda nie miałem siły otworzyć oczu, ale czułem i słyszałem co działo się wokół mnie.
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, czułem krew spływającom po moim policzku. Wszystkie zmysły wyostrzyły się wraz z poprawą mojego samopoczucia.
Byłem sam, żadne głosy nie dochodziły do moich uszu.
Na oczach miałem materiał śmierdzący stęchlizną, a usta zasłaniał ciężki metalowy knebel.
Moje ręce, nogi i szyja standardowo były skrepowane kajdanami. Siedziałem o coś oparty, sądząc po ksztaucie był to drewniany maszt.
Wokół brzucha miałem owinięty łańcuch uniemożliwiający jakikolwiek ruch, ale również byłem nim przytwierdzony do tego przeklętego masztu.
Znowu jestem w punkcie wyjścia, może pojawienie się Terry z powrotem skieruje moje plany na właściwe tory.
Uratowałem ją tylko i wyłącznie dla własnych celów.
Nienawidzę tej dziewczyny, szacunek w moich oczach straciła już dawno temu. Zraniła mnie, boleśnie i doszczętnie w najokrutniejszy sposób.
Zabiła ostatnią cząstkę mojego człowieczeństwa, zasłaniając się tylko i wyłącznie dobrem dziewięciu światów.
Ukradłem perły Filzigriny, które dają wieczną młodość i moc władania nad ogniem o czym zawsze marzyła.
Zrobiłem to dla niej, a ona nasłała na mnie strażników. Mówiąc, że to dla mojego dobra, kłamała jak wszyscy.
Prawda o tym wszystkim wyszła na jaw.
Całą winą obarczono mnie, skazując przy tym na trzymiesięczne tortury w zamku odyna.
Nie widziałem jej od tego feralnego dnia. Zostawiła mnie samego, kiedy potrzebowałem wsparcia kogoś bliskiego.
Trzy lata minęły, a ja nadal pragnę zemsty na tej podstępnej żmiji.
Zadam jej bolesny cios, chcę żeby cierpiała tak samo jak ja.
Do dzisiaj mam bolesne blizny na całym ciele przypominające mi o tych okrótnych wydarzeniach, paniętam udeżenia bata rozrywającego skórę, krew płynącom strumieniami i stłumione krzyki bólu.
Strażnicy na przedramueniu sztyletem wyryli mi słowo
Mendax
co oznacza kłamca. Nikt o tym nie wie, bo starannie ukrywam szpecące znamię.
Jedynym pozytywnym aspektem naszej znajomości jest to, że nauczyła mnie samowystarczalności i co najważniejsze nieufności.
Dzięki niej już nie jestem w stanie zaufać nikomu, bo nawet najlepszy przyjaciel w razie niebespieczeństwa, czy zagrożenia wbije ci nóż w plecy.
Moje rozmyślenia przerwały kroki dobiegające zza moich pleców, mimowolnie spiąłem mięśnie robiłem to zawsze gdy czułem się zagrożony.
Osoba ta ominęła maszt i stanęła przedemną. Mimo zasłoniętych oczu czułem na sobie czyjś wzrok, byłem ciekaw kto postanowił odwiedzić kłamcę.
Trwałem w bezruchu ze spuszczoną głową, do moich nozdrzy dotarł zapach męskich perfum. Znałem je bardzo dobrze to musiał być Thor.
Nagle coś dotknęło mojego ramienia, moje ciało przeszedł nieprzyjemny zimny dreszcz. Nie nawidzę dotyku boje się, że ktoś wyczuje blizny.
- Wreszcie się obudziłeś bracie. - Powiedział spokojnym, opanowanym głosem gromowładny.
Czy on nie potrafi zrozumieć, że nie jestem jego bratem? Nawet gdyby nim był, nie chciałbym mieć z nim nic wspólnego. Wykrzyczałbym mu to prosto w twarz gdyby nie zakneblowane usta.
Miałem dość traktowania mnie jak zabawki, którą można udeżyć, przykłuć, torturować, zakneblować i zostawić.
Byłem królem, monarchą miałem wszystko a oni mi to odebrali.
Jeszcze zobaczą na co mnie stać Frigga mówiła, że mogę zrobić wszystko jeżeli włożę w to serce.
Nie poddam się dopuki nie osiągnę celu, wyznaczonego przez moje ciemne myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro