Rozdział 10
Siedziałem z trudem łapiąc oddech. Vindikta stała wpatrzona w nadciągające ciemne chmury, które nie wróżyły nic dobrego.
Powietrze było ciężkie a wiatru praktycznie nie było.
Avengersi wrucili porzucając swoje obowiązki, zapewne chcieli poznać wyrok spoczywający na moich barkach.
- To co postanowiłaś? - Odezwał się Tony spoglądając na mnie morderczym wzrokiem.
- Lokiego spotka kara dopiero w Asgardzie, każę go wychłostać i kilka dni torturować uważam, że ta sprawa właśnie tak powinna się zakończyć. - Mówiła to władczym i iście królewskim tonem.
- To twoja decyzja, zrobisz co uważasz za słuszne. - Zauważył Thor z uśmiechem na twarzy.
Te bezsensowną rozmowę przerwał śpiew, był on delikatny a melodja spokojna jakby jedynie muskała uszy słuchacza.
Wszyscy byli zachwyceni cudnym głosem śpiewającej kobiety, ja jednak nie uległem jej urokliwej pieśni czułem, że to zdradziecka selgrenrada próbuje zwieść nas na manowce.
Selgrenrada to istota o bardzo pięknym głosie, która usiłuje znaleźć naiwnych żeglarzy i wykożystać ich do swoich celów.
Jedyne co mi nie pasowało to miejsce z którego dochodził głos. Powinien unosić się niczym morska bryza pochodząca od morza, ale on wypływał z dolnych pokładów naszego okrętu.
- Cuż to za bajeczny głos? - Zapytał Steve słuchając melodi i zagłębiając się w słowach pieśni.
- Bajeczny to on nie jest prędzej zdradliwy. - Powiedziałem skupiając ich wzrok na mojej osobie.
- Zdradliwy to ty jesteś. - Wciął się Stark patrząc na mnie z pogardą. - Zamknijmy go gdzieś przynajmniej nie będzie się wtrącał.
Zignorowałem słowa żelaznego człowieka broniąc swojego zdania.
- Nie wydaję wam się to podejrzane? Jesteśmy na środku oceanu i nagle słyszymy głos pięknie śpiewającej kobiety.
- Trzeba to sprawdzić, w tych wodach jest dużo dziwnych i niebezpiecznych stworzeń. - Odezwała się Vindikta.
- Sugeruję zejście pod pokład i sprawdzić czy jakieś stworzenie nie wdarło się na statek.
- Odezwij się jeszcze raz, a już nigdy nie wypowiesz ani jednego słowa bracie. - Warknął Thor, coraz bardziej zdenerwowany moją postawą. - Może to kolejna z twoich sztuczek? Nawet nie próbuj kombinować.
- Nie jestem twoim bratem. - Warknąłem w jego stronę, nie miałem siły na kłutnie dlatego siedziałem cicho.
Podjąłem nieudolną próbę wstania na nogi, oczywiście z marnym skutkiem moje ciało opadło z powrotem na zimną ziemie.
- Pomużcie mu wstać chłopcy idziemy sprawdzić co lub kto wydaje te dzwięki.
Podszedł do mnie Thor i Steve złapali mnie za ramiona a następnie stanowczym i silnym ruchem postawili na nogi dalej podtrzymując.
Syknąłem z bólu przeszywającego moją klatkę piersiową, który spowodowały połamane żebra.
Nic sobie z tego nie zrobili powlekli mnie za sobą niczym szmacianą lalkę, która nie czuje nic.
Stawiałem kroki ostrożnie i delikatnie nie chcąc zbytnio obciążyć już pokierszowanego i obolałego ciała.
Szybko znaleźliśmy się przy źrudle dzwięku okazało się, że dochodził on z noclegowni.
Weszliśmy do środka Barton miał łuk a Rudowłosa czarny pistolet przygotowany do strzału.
To co tam zastaliśmy przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Na chamaku leżała młoda dziewczyna śpiewająca ściszonym głosem pieśń, która spowodowała to całe zamieszanie.
Miała złote oczy i długie, białe jak śnieg włosy. Ubrana była w złotą zbroję i czarno-złote spodnie.
Jej usta były czerwone jak krew, ale najgorsze było to, że łudząco przypominała...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro