𝚖𝚛𝚘𝚣́𝚗𝚎 𝚍𝚗𝚒 𝚒 𝚌𝚒𝚎𝚙ł𝚎 𝚍ł𝚘𝚗𝚒𝚎
•────────❅❀❅────────•
❝cast❞
ㅤ 。↷ ✧*̥₊˚‧☆ミ 𝔴𝔦𝔨𝔱𝔬𝔯 𝔨𝔯𝔲𝔪•ଓ.°
𝒶𝓋𝒶𝓃 𝒿𝑜𝑔𝒾𝒶
ㅤ 。↷ ✧*̥₊˚‧☆ミ 𝔟𝔯𝔦𝔱𝔞 𝔩𝔦𝔡𝔫𝔡𝔤𝔯𝔢𝔫•ଓ.°
𝓈𝓎𝒹𝓃𝑒𝓎 𝓈𝓌𝑒𝑒𝓃𝑒𝓎
»»---------------------►
•────────❅❀❅────────•
Morze czerwonych płaszczy rozlewało się na wielkim, zielonym rozłogu. Chociaż przyzwyczajeni do niskich temperatur, uczniowie Durmstrangu zadrżeli na skutek mocnego podmuchu wiatru. Zazwyczaj nieprzyjazny wyglądem, niewielki zamek widoczny w oddali teraz epatował ciepłem. Poświata światła i wizja wnętrza o niewiele wyższej temperaturze sprawiały, że chłód był jeszcze dotkliwszy.
Dwunastu uczniów stało w równym rzędzie naprzeciw dyrektora Karkarowa. Dostojna postać mężczyzny wzbudzała strach u młodszych, jednak wśród ósmoklasistów mógł się spodziewać raczej pogardy i wyraźnej niechęci. Nic dziwnego - jego dziwaczny system wartości był oburzający zarówno dla studentów, jak i rodziców. Wyzbyty skrupułów, nierzadko stosujący formy przemocy psychicznej (a w skrajnych przypadkach nawet fizycznej) nie był osobą, której dorośli powierzyliby pod opiekę swoje pociechy. A mimo to nikt nie robił nic z tym, że w Durmstrangu szczegółowo uczono czarnej magii lub wprowadzano niewyobrażalny rygor dla, bądź co bądź, jeszcze dzieci.
Kiedy szkoła otrzymała informacje o przywróceniu Turnieju Trójmagicznego, Karkarow bez wahania się zgodził. Już w dniu rozpoczęcia roku szkolnego ogłosił, że wszyscy uczniowie, którzy ukończą osiemnaście lat do 31 pierwszego października, są zobowiązani do wyjazdu i zgłoszenia swojej kandydatury. Oczywiście spotkało się to z niemym sprzeciwem, jednak nikt nie śmiał jawnie przeciwstawić się dyrektorowi. Tak więc teraz grupa osiemnastolatków stała nad brzegiem ich szkolnego jeziora, oświetlana jedynie przez światło księżyca oraz wielkiego statku, który stał przycumowany do brzegu.
Wśród nich znalazła się oczywiście jedna osoba, która odstawała. Brita Lindgren była wyraźnie niższa i drobniejsza od swoich rówieśników. Młoda Szwedka stała więc z brzegu, by nie psuć ogólnego wrażenia. Jej blond warkocze wystawały niesfornie spod futrzastej czapki. Chociaż nie zdradzała tego na swojej twarzy ani postawie, przeraźliwie bała się tego, że mogłaby zostać reprezentantem szkoły. Przeklinała los, że musiała się urodzić akurat końcem października. Wystarczyłby tydzień więcej, a mogłaby teraz marznąć w tłumie, a nie mierzyć się z tym samotnie.
— Drodzy Uczniowie! — Po błoniach rozniósł się donośny głos dyrektora. — Jak zapewne wiecie, po wielu miesiącach przygotowań nareszcie możemy się udać do naszych przyjaciół z Wysp Brytyjskich. Hogwart czeka na nas z otwartymi rękami i mam nadzieję, że będziecie godnie reprezentować Durmstrang. — Przeniósł wzrok na młodszych uczniów, którzy stali ciasno w grupie. — W czasie mojej nieobecności, funkcję dyrektora będzie sprawował profesor Fazekas. Jeśli dojdą mnie jakiekolwiek słuchy o tym, że w szkole dzieje się coś niezgodnego z moimi zasadami, wierzcie, że natychmiast przypłynę tu z powrotem i przywrócę porządek. Czy jest to jasne?
— Tak, panie dyrektorze Karkarow — stwierdzili uczniowie chórem.
Brita przeniosła wzrok na drobnego Węgra, który stał po prawicy swojego przełożonego. Z wyglądu przypominał szczura - drobne ciało, zgarbiona postura, długi i zakrzywiony nos, którym często poruszał tak, jakby coś węszył, wąskie, zaciśnięte wargi i ciemne, krótkie włosy. Fazekas może i sprawiał wrażenie słabego i łatwego do zastraszenia, jednak Lindgren wcale nie dziwiła się, czemu to właśnie jemu Karkarow powierzył władzę. Nauczyciel starożytnych run był przede wszystkim sprytny, podstępny i inteligentny. Często potrafił wbijać szpilki swoim uczniom, nie obrażając ich wprost. Najgorsze oczywiście było to, że przez mentalność Durmstrangu, nikt nigdy nie skarżył się na jego okropną osobowość. Nikt nie chciał pokazać, że można go zranić.
Po zakończonym apelu osiemnastolatkowie wsiedli na ogromny statek. Prawie natychmiast zeszli do salki pod pokładem, w której było na tyle ciepło, że mogli zdjąć z głów futrzane czapki, nie narażając się na odmrożenie uszu.
— Panno Erikson, to, że jesteśmy poza budynkiem szkoły nie oznacza, że może pani łamać przepisy. Proszę natychmiast związać te włosy. — Chłodny ton Karkarowa sprawił, że na ciele Brity pojawiły się ciarki. Wszyscy spojrzeli w stronę wspomnianej uczennicy. Dziewczyna patrzyła na dyrektora, jakby miała w nim wypalić dziurę, jednak posłusznie wyjęła z kieszeni krwistoczerwoną wstążkę i odgarnęła włosy, robiąc sobie niskiego kucyka. Lara – gdyż tak miała na imię – była najbliższą koleżanką Brity, chociaż i tak nie były ze sobą szczególnie zżyte. Odkąd blondynka sięgała pamięcią, Dunka buntowała się przeciw przyjętym zasadom i najodważniej sprzeciwiała się panującym w szkole regułom. Nic dziwnego - jej rodzice byli zawziętymi przeciwnikami władzy panującej w ich szkole. Od dawna planowali ją przenieść do Beauxbatons, jednak Erikson nie lubiła porzucać rzeczy, które zaczęła. Dlatego właśnie nadal tkwiła w Durmstrangu.
Brita nie była zbyt rozmowna, dlatego Lara była chyba jedyną dziewczyną, która w jakikolwiek sposób z nią sympatyzowała. Stanowiła dobrego słuchacza, co odpowiadało Dunce. Lindgren miała natomiast jednego przyjaciela, z którym trzymała się na dobre i na złe. Poznała Wiktora na ich pierwszym roku nauki. Ona była zagubioną dziesięciolatką, która nie do końca odnajdywała się w świecie magii, a on jedenastolatkiem, którego pragnieniem była zawodowa gra w quidditcha. Dziewczyna od zawsze wspierała go w jego marzeniu i cieszyła się z kolejnych sukcesów. Wiktor twierdził, że gdyby nie ona, prawdopodobnie nie dotarłby tak daleko, jednak nigdy nie powiedział jej tego w twarz. To ona wspierała go w chwilach słabości, motywowała, kiedy chciał rzucić sport. Traktował ją jak swoją siostrę, najlepszą przyjaciółkę od serca.
I w tym był właśnie problem.
Dwunastu uczniów zasiadło przy stole, aby zjeść obiad razem ze swoim dyrektorem. Brita zajęła miejsce obok Kruma, który posłał jej delikatny, prawie niedostrzegalny uśmiech. Lindgren spuściła wzrok w swój talerz, który po chwili zapełnił się jedzeniem. Ich posiłek w żadnym stopniu nie przypominał tego, co dostawali na co dzień w szkolnej stołówce - nic dziwnego, że ich oczy rozszerzyły się na widok wykwintnego dania, którego nawet nie umieli nazwać. Co prawda większość osób siedzących przy tym stole, pochodziła z szanowanych, czystokrwistych rodów i byli przyzwyczajeni do luksusów, jednak w Durmstrangu takowe były rzadkością. Nikt jednak nie chciał pokazać swojego zdziwienia – wszyscy zachowywali się, jakby to było normą, aż do momentu, gdy dyrektor wstał od stołu i ogłosił im czas wolny.
— Wiesz, co mówią, prawda? — zwróciła się Brita do Wiktora. — Że gdy trzynaścioro zasiądzie razem przy stole, to pierwsza osoba, która wstanie, umrze w pierwszej kolejności.
— Naprawdę wierzysz w te przesądy? — Krum podniósł jedną brew, przyglądając jej się sceptycznie. Blondynka wzruszyła ramionami.
— To tylko takie bujdy, ale kto wie? Z Chrystusem się to sprawdziło. A poza tym, chyba żadne z nas nie wybiera się przedwcześnie do grobu.
— Ja natomiast wybieram się spać. — Brunet odsunął swoje krzesło. Co prawda za oknem już się ściemniło, jednak na zegarze widniała dopiero szesnasta. Czekała ich długa podróż, na miejsce mieli dotrzeć około osiemnastej czasu lokalnego, więc nie dziwiła się przyjacielowi. Spojrzała jednak na niego z wyrzutem.
— No weź, nie zostawiaj mnie tak — jęknęła Brita i zatrzepotała rzęsami, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem. Wiktor nie skłamałby, twierdząc, że oparcie się jej urokowi jest trudniejsze niż złapanie znicza.
— No dobra... — westchnął i założył na głowę czapkę. — Idziemy na górę?
Lindgren pokiwała głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy weszli na pokład, uderzyło ich chłodne powietrze. Nie było to jednak tak rażące zimno, z jakim mieli do czynienia przed wyjazdem. Wydedukowali szybko, że musieli już być na południu kraju. Oparli się o barierkę i obserwowali wodę, nie zważając na ciszę, która między nimi panowała. Tak w zasadzie to przyzwyczaili się do niej. Wiktor lubił to w Bricie - nie była trajkoczącą, rozkapryszoną nastolatką, jak większość dziewcząt w Durmstrangu. Ceniła sobie spokój i uważała, że w prawdziwej przyjaźni nie potrzeba słów. Miała delikatne usposobienie - zawsze ostrożna, wyważona. Mogło się do tego przyczynić też to, jak była traktowana w ich szkole. Teraz była przyjaciółką Kruma - TEGO Kruma, gwiazdy quidditcha, chłopaka, z którym każdy chciał się przyjaźnić. Wcześniej jednak nikt nie zważał na to, z kim się zadaje - dla ogółu była plugawym mieszańcem, osobą, która była gorsza przez swój status krwi. Blondynka nie miała na tyle silnej osobowości, żeby się bronić, dlatego z pomocą zawsze przychodził jej Wiktor. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa – coś, czego tak bardzo potrzebowała, a on czuł, że musi ją chronić.
— Głupio wypadło z tym turniejem... — odezwała się w końcu, łamiąc ich zmowę milczenia.
— Hmm? Czemu niby?
— Wiesz, jesteśmy na ostatnim roku, w czerwcu powinniśmy zdawać egzaminy. Myślisz, że będziemy musieli nadrabiać w przyszłym roku? Miałam w planach zacząć staż w Szwedzkim Ministerstwie Magii lub coś takiego... Wyprowadzić się i w ogóle.
— Jestem pewien, że Karkarow nie pozwoli na to, żebyśmy siedzieli bezczynnie przez cały rok. Na pewno coś wymyśli, żeby nam uprzykrzyć życie.
— Nie wątpię...
Stali tam jeszcze chwilę, aż zdecydowali, że jednak zejdą z powrotem na dół i jednak zdrzemną się przed przybyciem do Hogwartu.
💧
Poczuła, jak po jej twarzy spływają łzy. Odkąd przybyli do Hogwartu, Wiktor praktycznie nie odzywał się do niej. Został reprezentantem szkoły - nic dziwnego, że nie miał dla niej czasu. Miał jednak czas dla tej piętnastolatki, z którą tak chętnie spędzał czas w bibliotece. Początkowo myślała, że to jakaś wolontariuszka, która ma pomóc zaaklimatyzować im się w nowym środowisku, jednak ta szatynka nie spędzała czasu z nikim innym - tylko z Krumem. Lindgren przyzwyczaiła się już do tego, że dziewczyny biegały za jej przyjacielem. Nie dziwiła im się – był przystojny, sławny, mimo młodego wieku miał na koncie dużą fortunę. Ona jednak była inna – nie widziała w nim tego słynnego Kruma, który złapał znicza w finale mistrzostw świata, był najmłodszym zawodnikiem w reprezentacji swojego kraju czy też stanowił gorący temat na całym świecie. Brita miała go za jej Wiktora. Wiktora, który zawsze ją chronił, z którym spędziła wszystkie lata swojej edukacji, któremu towarzyszyła w drodze do tej kariery, znosząc wszystkie trudy i załamania chłopaka. Chyba dlatego tak ją bolało, gdy widziała go na balu, tańczącego z Hermioną Granger. Wyglądał na szczęśliwego, a to było dla Lindgren najważniejsze. Szkoda tylko, że musiała płacić za jego szczęście swoim własnym. Wybiegła z sali, uznając to Boże Narodzenie za najgorsze w swoim życiu.
💧
Czas w Hogwarcie Brita starała się wykorzystać na naukę języka. Do tej pory znała szwedzki, potrafiła biegle posługiwać się rosyjskim, a angielski stanowił raczej dodatek, jednak musiała przyznać, że wymiana uczniowska znacznie podniosła jej umiejętności. Wcześniej bez konkretnego planu na życie, teraz myślała nad pracą za granicą, najlepiej w szwedzkiej ambasadzie w Wielkiej Brytanii lub Stanach Zjednoczonych.
Chociaż temperatury z każdym dniem stawały się wyższe, Lindgren niezmiennie odczuwała chłód. Chłód ten rozsadzał ją od środka, wysysał z niej resztki emocji. Stała się wydmuszką. Odpowiadała automatycznie, pracowała automatycznie. Nawet na nagłówki brytyjskich czasopism, opisujących romans Granger z Krumem, zareagowała niezwykle obojętnie. Zdawało się, że po prostu przestało jej zależeć. Szybko stała się celem swoich dawnych oprawców, którzy wiedząc, że jej relacja z Wiktorem znacznie się pogorszyła, na nowo zaczęli jej dokuczać. Teraz jednak przestało ją to ruszać. Tylko Lara potrafiła z nią porozmawiać, a gdy zazwyczaj to robiła, Brita płakała. Pozwalała swoim emocjom na uwolnienie się, aby kolejnego dnia znowu móc je tłumić. Jej serce nie było nawet złamane - ono było roztrzaskane na miliony kawałków, które skleić potrafiła tylko jedna osoba. Szkoda tylko, że ta jedna osoba, przestała ją dostrzegać.
💧
— Wiktor! — krzyknęła Brita, wbiegając do skrzydła szpitalnego. Na nic zdały się protesty pielęgniarki - Lindgren odsunęła na bok małą sanitariuszkę, która stała obok łóżka szpitalnego, i usiadła na niskim taborecie, chwytając chłopaka za rękę. Jego długie włosy rozsypały się wokół twarzy, a policzki przybrały blady odcień. Uścisnęła dłoń osiemnastolatka, jakby już nigdy więcej miała jej nie dotykać. Była ciepła i lekko szorstka. Gładziła jej wierzch swoim kciukiem, a po jej policzkach spłynęły łzy.
— Czemu płaczesz? — spytał słabo Bułgar.
— Bałam się o ciebie. Myślałam, że nie żyjesz!
— To tylko oszołomienie i kilka zadrapań. Wyliżę się z tego... — podniósł się na łokciach i ujął jej dłoń.
— A tak w ogóle, to życzę ci szczęścia z Hermioną. Za pewne niedługo tutaj przyjdzie.
Hermiona nie przyszła. Była za to Brita. Wiktor wpatrywał się w nią. Dopiero teraz, po tych ośmiu latach zauważył, jak śliczna była. Pierwszy raz widział w niej dziewczynę, a nie kumpelę. Przyglądał się jej blond włosom, opadającym falą na plecy, błękitnym oczom, które nadal błyszczały od łez i malinowym ustom, których starała się nie wykrzywiać w grymasie.
— Przepraszam za ten rok. Powinienem poświęcać ci więcej uwagi.
Lindgren przetarła oczy i uśmiechnęła się do niego.
— Wybaczam ci.
💧
Dopiero, gdy nadszedł wrzesień, Wiktor zorientował się, jak ważna dla niego była Brita. Dopiero, kiedy nie słuchał każdego ranka jej słodkiego głosu, nie spotykał mądrego spojrzenia, widział, jak bardzo tego potrzebował. Teraz jednak ona była daleko - znalazła w Szwecji pracę i osiedliła się w stolicy. Krum domyślał się, że pewnie kogoś miała - z jej urodą i charakterem nietrudno musiało być znaleźć drugą połówkę. Powinien się z tego cieszyć – w końcu chciał, aby była szczęśliwa. Coś jednak sprawiało, że czuł się źle z myślą, że Lindgren najprawdopodobniej ułożyła sobie życie. Próbował zapomnieć o niej, rzucając się w wir treningów, ale za każdym razem myśl o Bricie wracała do niego jak bumerang. Wdawał się w kolejne związki z bułgarskimi dziewczynami, jednak to też nie przynosiło ulgi. Blondynka na dobre zagnieździła się w jego umyśle.
To samo działo się wiele mil dalej, w Sztokholmie. Brita zaczęła pracę w ministerstwie. Jej przełożeni niezwykle sobie cenili jej umiejętności i pracowitość - zyskała bowiem posadę w Sekcji Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów jako tłumacz. Ze swoją znajomością trzech języków była niezwykle pomocna w wyjazdach zagranicznych oraz przy tłumaczeniu dokumentów. Mimo to regularnie dokształcała się, ucząc się nowych języków. Okazało się, że ma do tego niezwykły talent. Możnaby pomyśleć, że jej życie ułożyło się – dobrze płatna praca, spełnienie zawodowe, eleganckie mieszkanie w centrum. Była jednak jedna rzecz, która nie dawała jej spokoju. Wiktor żył w Bułgarii, a jedyną stycznością, jaką z nim miała były wycinki z gazet, które kolekcjonowała. Może i nie było tam nic o hipotetycznej dziewczynie bruneta, ale wiedziała, że Krum jest uważny, szczególnie po swoim związku z Hermioną. To, że nic o niej nie pisano, nie znaczy, że nie istniała.
I tak trwali, wymieniając jedynie kartki świąteczne i życzenia urodzinowe. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy pewnego lipcowego poranka 1997 do sypialni Brity wleciała szara, puchata sowa.
💧
Blondynka stała, trzymając w dłoni białą kopertówkę. Czerwona, rozkloszowana sukienka idealnie komponowała się z karminową szminką na jej ustach. Czekała na ogromnej łące lawendy, czując promienie słońca na swoich odkrytych ramionach. Bała się tego spotkania, a jednocześnie pragnęła go bardziej niż czegokolwiek innego. W końcu zobaczyła, jak z daleka nadlatuje do niej mężczyzna na miotle.
Widząc, jak bardzo się zmienił przez te trzy lata, dziewczyna otworzyła usta. Już wcześniej był wysportowany, jednak regularna gra sprawiła, że widziała jego wyrzeźbione ciało nawet przez smoking. Nigdy nie wyobrażała go sobie w zaroście, jednak musiała przyznać, że broda pasowała do niego i dodawała mu męskości.
Wiktor zaśmiał się, jednak on też był pod wrażeniem jej przemiany – a może nie tyle przemiany, co widoku jej w makijażu. Lubił jej naturalną twarz i uważał, że nie potrzebowała make-upu, żeby się upiększyć.
— Wyglądasz pięknie — stwierdził bez wahania. Twarz Brity przybrała czerwony odcień, który na szczęście był maskowany przez warstwę podkładu i pudru.
— Ty też nieźle się prezentujesz... — stwierdziła, zakładając kosmyk blond włosów za ucho. Faktycznie, widząc go po tylu latach w eleganckiej odsłonie, musiała przyznać, że serce zabiło jej mocniej. Niespodziewanie rzuciła się mężczyźnie na szyję.
— Tęskniłam — powiedziała, wdychając zapach jego perfum.
— Ja też... — odezwał się Krum, gładząc ją po plecach.
Razem wsiedli na miotłę, a Brita objęła chłopaka w pasie. Użyli zaklęcia maskującego i wyruszyli.
Przybyli do Nory akurat na czas. Spojrzeli na biały namiot, który pięknie udekorowano. Obecność Wiktora od razu przykuła uwagę gości, a szczególnie kuzynek panny młodej. Srebrnowłose wile krążyły wokół nich jak sępy nad ofiarami, ale tamtego wieczoru uwaga Kruma była skierowana w stronę jednej osoby. Brita wręcz promieniała - biła od niej czysta radość, że mogła się tutaj znaleźć z Bułgarem. Razem tańczyli, nie zważając na brak umiejętności dziewczyny lub spojrzenia innych panien. Tak właściwie, to ich twarze rozmywały się, kiedy patrzyli sobie w oczy. Nie chcieli tego przyznać, ale zakochali się w sobie po uszy, jednak obie strony sądziły, że ich uczucie jest nieodwzajemnione.
Późnym wieczorem wyszli z namiotu z zamiarem przewietrzenia się. Wędrowali po polu pszenicy, a Brita wirowała wokół własnej osi, wprawiając sukienkę w ruch.
— Och, jak tu jest cudownie! — zawołała, zatrzymując się i patrząc na gwiazdy. Wiktor wykorzystał tę okazję i złapał ją w pasie. Był sporo wyższy, więc podbródek oparł na czubku jej głowy.
Spodziewał się, że dziewczyna odepchnie go, jednak ona jedynie położyła swoją drobną dłoń na tej, należącej do niego. Jej ręka była przyjemnie ciepła. Ten nagły przepływ odwagi był zapewne spowodowany zawartością alkoholu w ich organizmach.
— Wiktor, ja... — Wyswobodziła się z jego objęcia i spojrzała mu prosto w oczy. Rozbawienie na jej twarzy zastąpiła powaga. — Obiecaj, że nie będziesz się śmiał. Trudno jest mi to powiedzieć, ale to jest we mnie od naprawdę dawna i nie chcę dłużej tego tłumić. Myślałam nad tym bardzo długo i chyba nigdy jeszcze tego nikomu nie powiedziałam, ale ja...
— Kocham cię, Brita — wypalił nagle Bułgar. Początkowo to do niej nie docierało. Zamrugała kilka razy oczami, nie dowierzając w to co słyszy. W końcu jednak do jej oczu napłynęły łzy wzruszenia. Czekała na tę chwilę od jakichś siedmiu lat i nie wierzyła, że kiedykolwiek się tego doczeka.
— Hej, zrobiłem coś nie tak? — powiedział zaniepokojony Krum, schylając się do niej. Mimo swojej długiej historii romansów, nadal nie był zbyt obyty w relacjach — Ja zrozumiem, jeśli ty nie...
Nie dokończył, bo Lindgren rzuciła mu się na szyję i złączyła ich usta w długim, namiętnym pocałunku. Blondynka czuła, jakby przez jej ciało przeszedł prąd, jednak nie było to nieprzyjemne. Z namiotu dobiegały ich owacje - za pewne przegapili właśnie coś ważnego, jednak ich to w tym momencie nie obchodziło. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zabrakło im tlenu.
— Też cię kocham...
Wrócili do namiotu, jednak ich radość nie trwała długo, gdyż przyjęcie zostało przerwane przez nieproszonych gości.
💧
Brita podniosła ciężkie pudło, w którym były zapakowane ubrania.
— Daj, pomogę ci. — Wiktor już wyciągał ręce, chcąc ją wyręczyć.
— Dam sobie radę. Znowu mnie nie doceniasz? — prychnęła teatralnie, jednak zaraz potem się roześmiała. — Możesz wziąć tamten karton. — Wskazała na szczelnie oklejone pudełko, stojące w rogu.
— Nadal nie wierzę, że się zgodziłaś... — powiedział, patrząc na nią tak, jakby zaraz miała zniknąć. W życiu nie spodziewałby się, że po zaledwie tygodniu ich związku zdecydują się na przeprowadzkę.
— Zawsze byliśmy konkretni, więc co tu się dziwić? Znam cię od ponad dziesięciu lat - wiem, że lepszej osoby sobie nie znajdę.
Krum spojrzał na nią, uśmiechając się pod nosem.
💧
Decyzja o ich ślubie była impulsywna. Po tym, jak media odkryły związek słynnego sportowca z niepozorną Szwedką, para przestała się dłużej ukrywać. Oboje nie lubili, jak się o nich pisało - szczególnie Brita, której każda negatywna opinia ze strony zawiedzionych fanek Wiktora potrafiła zepsuć resztę dnia. Nie powstrzymało to jednak Kruma przed publicznymi zaręczynami.
To był finał ligi bułgarskiej - drużyna bruneta zyskiwała wyraźną przewagę, a dopełnienie ich wygranej miało stanowić złapanie złotego znicza przez szukającego. W rzeczy samej, Wiktor w pewnym momencie zanurkował w powietrzu. Wpatrując się w złoty punkt nie zauważył jednak nadlatującego tłuczka. Piłka wleciała w niego z impetem, jednak to nie było już ważne, gdyż w jego dłoni szamotała się połyskująca kulka. Krum wstał na równe nogi, otarł krew z nosa i podniósł triumfalnie rękę w której trzymał złotego znicza. Na trybunach zapanowało szaleństwo. Cała drużyna i sztab szkoleniowy wbiegli na boisko, podrzucając szukającego i triumfując zwycięstwo. Wiktor wypatrywał jednak blondynki. Nie było to trudne - siedziała w pierwszym rzędzie i głośno klaskała. Wyrwał się z objęć trenera i skierował się w jej stronę. Krew kapała mu na szatę, jednak nie zważał na to. Brita, widząc, że mężczyzna idzie do niej, sama wybiegła mu na spotkanie. Rzuciła mu się na szyję, a on złapał ją w pasie i zakręcił kilka razy. Kiedy złączyli usta, poczuli metaliczny posmak na swoich podniebieniach, jednak nie przejmowali się tym. Nagle Bułgar odstawił ją na ziemię i zrobił coś, co planował od dawna. Przez cały czas trwania rozgrywki myślał o niej i o tym, żeby wygrać dla Brity. Chciał, aby wszystko poszło po jego myśli tego dnia.
Mężczyzna uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni małe, czarne pudełeczko. Blondynka zachwiała się, wiedząc, co to oznacza.
— Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie u boku. Brito Lindgren, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Blondynka nie mogła wyobrazić sobie prawdziwszego Wiktora. Kiedy klęczał tam przed nią - z krwią, spływającą z nosa, obdartymi od upadku szatami, nie do końca świadomego, jak się zachować – wiedziała, że ma przed sobą osobę, którą pokochała. Nigdy nie chciała kwiatów, romantycznej kolacji czy innych, jej zdaniem sztucznych, rzeczy. Pragnęła tylko jego - i to właśnie dostała.
Brita pozwoliła mu wsunąć pierścionek na jej palca. Kiedy padli sobie w objęcia, na trybunach rozległy się westchnienia. Odsunęli się od siebie, a Lindgren wytarła rękawem krew, która nie zdążyła jeszcze zaschnąć.
— Jestem z ciebie dumna.
💧
Rok 2002 okazał się niezwykle pechowy dla Bułgara. Kiedy przegrali w finale mistrzostw świata, pod wpływem emocji zrezygnował z kariery sportowca. Brita nigdy nie widziała, żeby płakał aż do tamtej nocy, gdy wrócili do domu po tej feralnej porażce.
Kiedy tylko drzwi ich mieszkania się zatrzasnęły, Wiktor cisnął torbę sportową na podłogę. Nie potrafił spojrzeć swojej żonie w oczy. Chciał zaszyć się w sypialni, jednak kobieta nie potrafiła zostawić go tam samego. Widok jego strapionej twarzy był dla niej również bolesny co porażka dla niego.
Zastała go siedzącego na łóżku. Opierał łokcie na kolanach, a dłonie miał splecione. W słabym świetle błyszczała obrączka na jego palcu. Wpatrywał się tępym wzrokiem w brązowe panele podłogowe, a łzy drążyły ścieżki na jego policzkach. Był zrozpaczony.
— Mogę? — spytała Brita, wychylając się zza drzwi. Dopiero wtedy Krum odwrócił wzrok w jej stronę. Skinął głową nie do końca przekonany, a blondynka prześlizgnęła się przez szparę.
— Jestem beznadziejny — usłyszała z jego ust. — Liczyli na mnie, a ja ich zawiodłem.
— Nie jesteś beznadziejny. Po prostu raz ktoś okazał się lepszy. Nie możesz rezygnować z czegoś, na co tak długo pracowałeś... — powiedziała, chociaż widziała po nim, że jej słowa raczej niewiele dadzą.
— Nie wiem, jak możesz być z taką sierotą. Zasługujesz na kogoś lepszego, a nie życiową niedorajdę.
— Nawet tak nie mów! — oburzyła się kobieta. Złapała go za podbródek i odwróciła w swoją stronę. — Wikuś... — szepnęła. Nigdy nie zwracała się do niego zdrobieniami. Mężczyzna westchnął, wdychając jej słodkie perfumy. — Quidditch to dla ciebie wszystko. Wiem, że to twoja pasja, czasami nawet zdawało mi się, że jestem tylko dodatkiem do tego, a twoje prawdziwe życie jest na boisku. Nie możesz tak po prostu zrezygnować. Jeśli nie reprezentacja, to liga. Nie skreślą cię przecież za tę jedną wpadkę.
— Ale... — próbował zaprotestować.
— Zrób to dla nas. — Niepewnie ujęła jego dłoń i położyła na swoim brzuchu. — Dla naszej trójki.
•────────❅❀❅────────•
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro