Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*27*

Drugi rozdział na dziś.


Zayn

- Co ty sobie myślałeś?! - usłyszałem głos Harry'ego  zaraz po przebudzeniu.

Leżałem w jasnym pomieszczeniu. Charakterystyczny zapach szpitala drażnił moje nozdrza. Nienawidziłem takich miejsc. Próbowałem się podnieść, ale Liam przytrzymał mnie, abym nie wstawał. Byłem podłączony do różnych rurek i kabli. Nie znałem ich fachowej nazwy, mało mnie teraz obchodziły.

- Chciałem po prostu przestać czuć. - odparłem beznamiętnie. - Bólu, żalu... wszystkiego.

- A pomyślałeś o nas? - teraz głos zabrał Lou.

Wszyscy mieli łzy w oczach. Wyglądali jakby przepłakali całą noc. Dlaczego nie pozwolili mi odejść? Chciałem tylko zobaczyć się z Niallem. Nic mnie tu nie trzymało. Bez mojego blondyna czułem się niekompletny. Wspomnienie ostatniego listu było bolesne.

- Chociaż raz chciałem pomyśleć tylko o sobie. - powiedziałem szczerze, wytrzymując spojrzenie Liama.

Po chwili zapanowała długa cisza. Nikt nic nie mówił. Nie było to dla mnie krępujące. Próbowałem pozbierać myśli. Przyjaciele siedzieli na stołkach przy łóżku. Louis trzymał mnie nawet za dłoń. Dopiero teraz zwróciłem na to uwagę, gdy ścisnął ją mocniej.

- Jesteśmy dla ciebie. - przerwał ciszę. - Obiecałeś, że nie zrobisz niczego głupiego.

- A on obiecał, że już na zawsze będziemy razem. - odparłem i zamknąłem oczy.

Do sali wszedł lekarz. Wyprosił chłopaków i zadawał mi jakieś pytania. Nie odpowiedziałem na żadne. Nie chciałem pomocy. A szczególnie od lekarzy. Po co mnie ratowali? Skoro chciałem się zabić to chyba jasne, że nie chciałem żyć. Czego oni nie mogli zrozumieć?

Pielęgniarka wymieniła mi kroplówkę. Lekarz poinformował, że przyjdzie jeszcze do mnie pani psycholog. Ale ja nie byłem wariatem. Z moją głową i psychiką było w porządku. Nie byłem szaleńcem. Ale nie próbowałem się  sprzeczać. Wpatrywałem się jedynie tępo w biały sufit na którym dostrzegłem dwie plamy.

Gdy personel medyczny wyszedł, do sali znów weszli moi przyjaciele. Mogli zostać jeszcze tylko dziesięć minut. Potem miałem  zostać  sam na sali. Nie potrzebowałem żadnego odpoczynku o którym mówili.

- Zostawcie mnie samego. - powiedziałem, gdy Liam podjął którąś z kolei próbę rozmowy.

- Prześpij się, dobrze? - Harry spojrzał na mnie z troską.

Wszyscy patrzyli na mnie z takim samym wyrazem twarzy. Litowali się nade mną, współczuli. Ale ja tego wszystkiego nie potrzebowałem.

- Wynoście się! - warknąłem, gdy nadal siedzieli.

Niechętnie podnieśli się i próbowali mnie uspokoić. Efekt był odwrotny od zamierzonego. Tylko mnie denerwowali. Odetchnąłem, gdy opuścili salę. Zostałem sam. W pomieszczeniu było cicho. Dawno nie słyszałem takiej ciszy.

Lekarze i pielęgniarki przychodzili do mnie co jakiś czas i sprawdzali, czy wszystko ze mną w porządku. Ani razu się do nich nie odezwałem. Moi przyjaciele przychodzili, ale jasno wyraziłem się, że nie życzę sobie ich towarzystwa. Ale nie odpuszczali. Przychodzili codzienne. Mogli wchodzić pojedynczo. Przez czas wizyty po prostu wpatrywałem się w sufit. Znałem każdą plamę, każe pęknięcie na pamięć.

Dni mijały. Psycholog przychodziła dwa razy dziennie. Ani razu nie podjąłem próby nawiązania z nią kontaktu. Wszystkiego dowiedziała się od chłopaków. Nienawidziłem, gdy gadała o Niallu. Nie znała go nawet. Jakim pieprzonym prawem mówiła jego imię? On był mój. Kochałem go nad życie i tak szybko go straciłem.

,,Będzie dobrze'' - najgorsza bzdura jaka kiedykolwiek słyszałem. I mówił mi to każdy. Ale jak te puste słowa mogą pomóc?  Tylko jeszcze bardziej mnie denerwowały.  Chcieli umieścić mnie w jakimś ośrodku, gdy próbowałem wyskoczyć przez okno. Znajdowałem się na trzecim piętrze i przyznałem, że wcale nie było tak wysoko jak w moim gabinecie w firmie.

W gazecie widziałem nagłówki. Pisali o mnie. Ktoś im powiedział co zrobiłem i na pewno nie byli to moi przyjaciele. Dla pieniędzy ludzie są gotowi zrobić wszystko. Zastanawiałem się ile kosztowała informacja o tym, że powiesiłem się, lecz w porę mnie odratowano.

Dni mijały. Wszystkie wyglądały tak samo. Po jakimś czasie chłopcy zabrali mnie ze szpitala do siebie. Obiecali, że będą mnie pilnować i to robili. Zawsze jeden z nich był przy mnie. Nie pozwolili mi nigdzie być samemu. Wyjątek stanowiła łazienka, z której zabrali wszystkie żyletki i niebezpieczne przedmioty, którymi mógłbym zrobić sobie krzywdę i odebrać życie. Czy próbowałem? Oczywiście, że tak.

Po kilku dniach ubłagałem ich, abym mógł wrócić do siebie. Nikt tam nie zaglądał od tygodni. Nie chciałem być ciężarem dla chłopców. Planowałem przekonać ich, że mogę sam mieszkać. Pojechaliśmy do mnie. Liam zaparkował na podjeździe i wysiedliśmy. Zauważyłem nieznany mi samochód stojący na ulicy. Ja pierwszy ruszyłem w stronę domu.

Przed budynkiem stał mężczyzna ubrany w garnitur. Nie znałem go. Miał okulary na nosie. Jak się okazało czekał na mnie. Powiedział, że może zabrać mnie do Nialla. Blondyn obiecał mi przecież, że będę mógł go po raz ostatni zobaczyć. Ale ja nie wiedziałem, czy byłem gotowy.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro