Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*18*

Zayn

Podjechałem samochodem pod odpowiedni adres. Na podjeździe nie było żadnego pojazdu. Czyżby Nialla nie było w domu? Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i czekałem. Minęło kilka minut i nic się nie działo. Do czasu. Ktoś wjechał na posesję. Z samochodu wysiadło jakieś małżeństwo wraz z dwójką dzieci.  Dwie dziewczynki miały na plecach swoje plecaki. Coś mi nie pasowało... Adres w stu procentach się zgadzał. Nauczyłem się go na pamięć. To na pewno w tym domu rozmawiałem z blondynem. Nie było innej możliwości.

Wysiadłem z samochodu i przeszedłem przez ulicę. Rodzina zdążyła już wejść do domu. Zadzwoniłem dzwonkiem i chwilę czekałem. Otworzył mi rudowłosy mężczyzna.

- Słucham. - zaczął, uważnie mi się przyglądając.

- Szukam Nialla Horana, jestem pewny, że jeszcze dwa tygodnie temu tu mieszkał. To mój znajomy, ale ostatnio nie odbierał telefonów. Bardzo się  niego martwię. - powiedziałem.

- Pan Horan sprzedał to mieszkanie. Faktycznie, mieszkał tu. Mówił, że to mieszkanie jest dla niego za duże, że znalazł sobie coś mniejszego. - wyjaśnił.

- Nie wie pan, gdzie teraz mieszka? - spytałem.

- Niestety nie wiem, a pan to...

- Calvin, jego znajomy. Bardzo panu dziękuję, miłego dnia. - powiedziałem i nie czekając już ani chwili dłużej, zacząłem ponownie kierować się w stronę swojego samochodu.

Najpierw sprzedał swoje udziały w firmie, teraz sprzedał dom. A jeszcze wcześniej z dnia na dzień ze mną zerwał. To było bardzo dziwne, nawet jak na niego.

Wsiadłem do samochodu i odjechałem stąd. Gdzie mógł zatrzymać się ten blondyn? Przecież Louis wraz z Harrym gdzieś wyjechali. Z tego co wiem, to na długo. Harry był wkurzony, chociaż nie, to słowo brzmi zbyt łagodnie, gdy pobili Louisa. Wpadł w taką furię, że następnego dnia spakował ich i gdy tylko stan zdrowia szatyna na to pozwolił, wyjechali.

Zatrzymałem się teraz przed budynkiem firmy. Moja praca na dziś była skończona, lecz liczyłem na to, że jeszcze zastanę Nialla w firmie. Tak się też zresztą stało. Chloe powiadomiła mnie, że blondyn wciąż jest w swoim gabinecie. Wszedłem do środka. W pomieszczeniu było ciemno. Zdziwiłem się, przecież sekretarka powiedziała, że nigdzie nie wychodził. Była dopiero dwudziesta druga. Ostatnio ciągle zostawał po godzinach. Ręką odszukałem włącznik od światła. Włączyłem je  i rozejrzałem się. Mój wzrok od razu padł na skuloną postać na kanapie.

- Czego kurwa chcesz?! - warknął, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Z jego kolan zsunął się koc. Włosy miał w nieładzie, były całe potargane. Przetarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Ty... śpisz tu? - zapytałem od razu, całkowicie zbity z tropu.

- Ucinałem sobie drzemkę, chcesz czegoś, czy tylko przyszedłeś zszargać mi nerwy? Jeśli tak, wiedz, że ci się udało...

- Cieszę się. - posłałem mu lekki uśmiech.

Wszedłem głębiej do pomieszczenia. Podszedłem do okna i wyjrzałem na zewnątrz. Było już całkowicie ciemno. W dole widać było sznur samochodów jadących ulicami Londynu. Był to bardzo interesujący widok.

- Do rzeczy Zayn, czego?

- Nie wybierasz się dzisiaj na miasto? - zapytałem ignorując jego wcześniejsze pytanie. - Nie wiem czy mam na ciebie czekać...

- Dowiesz się jak mnie zobaczysz. - westchnął i ponownie opadł na poduszkę.

Odwróciłem się teraz przodem do niego. Chwilę przypatrywałem mu się w milczeniu.

- Powinieneś być bardziej ostrożny.  Naliczyłem już dziesięć okazji do zabicia ciebie, kiedy nawet mnie nie zauważyłeś. Stałeś się zbyt przewidywany. Codziennie pokonujesz tę samą drogę z pracy i do pracy. Jeździsz do tego samego sklepu. Chodzisz tymi samymi uliczkami...

- To czemu jeszcze tego nie wykorzystałeś? - spytał.

- Może miałbym wyrzuty sumienia, że zabiłem cię, kiedy byłeś bezbronny? A może po prostu byłoby to za proste. Lubie wyzwania. - zaśmiałem się.

- Skoro tak, to mam dla ciebie jedno...

- Jakie? - zapytałem bardzo ciekawy co wymyślił.

- Przez cały czas w pracy nie odezwiesz się do mnie ani słowem, najlepiej też, abyś mi się nie pokazywał, ale nie można mieć wszystkiego, nie? Więc będziesz milczał, co ty na to? - posłał mi lekki uśmiech i przekręcił się na bok, ponownie okrywając  kocem.

- A jak mam przekazywać ci informacje dotyczące firmy? Na to nie wpadłeś, co? - zaśmiałem się i podszedłem do drzwi.

- Mamy dwudziesty pierwszy wiek Zee, wiedziałeś, że ludzie wynaleźli coś takiego jak komputery? Poczta elektroniczna, to jest dopiero wynalazek! - zakpił.

- Bardzo śmieszne Ni. - prychnąłem. - Skoro siedzisz w firmie, to nawet się stąd nie ruszysz na miasto, nie? Więc nie mam po co się tam pokazywać. Chyba wracam do domu.

- Słuszna uwaga, tylko jak będziesz wychodził, to zgaś światło, dobrze? - zapytał i zamknął oczy, wtulając się w małą poduszkę.

Złapałem za klamkę i wyszedłem z pomieszczenia, uprzednio zgaszając mu to światło. W połowie drogi do korytarza coś sobie przypomniałem. Wróciłem się i jak uprzednio, nie siląc się na pukanie, wszedłem do środka. Włączyłem światło i po raz kolejny usłyszałem przekleństwo padające z ust blondyna.

Zasłonił oczy przedramieniem i na mnie spojrzał. Sam oparłem się o ścianę.

- Mam jeszcze jedno pytanie. - zacząłem.

- To je zadaj i jak najszybciej już sobie stąd idź. - westchnął.

- Dlaczego sprzedałeś dom? I tak, wyprzedzając twoje pytanie, byłem pod twoim adresem. Mieszka tam rodzina, powiedzieli, że się wyprowadziłeś.

- Bo daleko miałem do pracy, pasuje? Teraz mieszkam w okolicy, mam spokój i ciszę.

- Masz na myśli kanapę? Rzeczywiście masz blisko do swojego biurka, dosłownie dwa kroki. - parsknąłem śmiechem.

- Przyszedłeś się czepiać? To moje biuro i będę robił w nim co tylko będę chciał.

- Jasne, przecież nic nie mówię. - prychnąłem. - A pieniądze, które wypłaciłeś z naszego konta? Co z nimi zrobiłeś?

- Musiałem zapłacić za wynajem mieszkania, zresztą to nie twoja sprawa... - mruknął.

- Trzy miliony? Jakie to musiało być mieszkanie, że tyle kosztowało? Wysadzane diamentami?

- Lubię wygodę... - westchnął.

- I dlatego śpisz na kanapie. - zauważyłem. - Szczyt komfortu.

- Jeśli jeszcze masz jakieś ważne pytania bądź uwagi na temat firmy, spisz je na karteczce i mi ją jutro przynieś. Z chęcią na wszystko odpowiem, a teraz się stąd wynoś. Jutro mam spotkanie z klientem o ósmej.

- Niech będzie. - westchnąłem i wyszedłem.

Gdy zamykałem za sobą drzwi słyszałem potok przekleństw wypowiedzianych przez blondyna. Mówił coś o świetle, ale niewiele z tego zrozumiałem. I to nie tak, że celowo zapomniałem je zgasić, nic z tych rzeczy!


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro