5.
M i n s e o k
Wypad do klubu to jednak było to. Nie dość, że całą trójką rozluźniliśmy się po męczącym dniu w pracy, to jeszcze spotkaliśmy tego nowego, którego Jongin dzisiejszego ranka tak perfekcyjnie spłoszył. Przynajmniej teraz ten ciołek miał stuprocentową pewność, że Oh Sehun zdecydowanie nie był hetero.
A teraz… kim bym był, gdybym się trochę nie pobawił?
– Hej, Jongin – szturchnąłem wpół żywego przyjaciela, który widocznie odrobinę się zaciął, zobaczywszy szatyna przy drugim końcu baru. Za pierwszym razem nie zareagował na moją zaczepkę, więc postanowiłem szturchnąć go nieco mocniej, przez co tym razem omal nie spadł ze swojego barowego stołka. Jak zwykle w takich sytuacjach, łypnął na mnie tym swoim niby groźnym wzrokiem, po czym burknął coś typu Czego chcesz, ty pomiocie szatana.
– Założę się o jedną kolejkę, że do niego nie podejdziesz.
Usłyszałem, jak Yifan na miejscu obok parska śmiechem. A no właśnie, Wu Yifan. Nasz pan Jestem Hetero Więc Się Odpierdolcie, najnormalniej w świecie siedział sobie w gejowskim barze, popijając drinka. A tak było za każdym razem - jak mieliśmy ochotę z Jonginem zrobić sobie wypad do Devil’s Paradise, on całkowicie nie miał nic przeciwko, tłumacząc że “To bar jak każdy inny, a on jest pewny swojej orientacji”. Tak, jasne.
– Ty chyba nie wiesz, co mówisz, Minseok – wtrącił się temat moich myśli, odkładając na moment swojego ulubionego drinka o dziwnej, niebieskawej barwie, zwanego Kamikadze. – On pewnie zrobiłby to i bez zakładu. Besonders jetzt*, kiedy ma go na wyciągnięcie ręki.
Na te słowa, Jongin uniósł dumnie głowę i uśmiechnął się z nieukrywaną wyższością. Zauważyłem, jak Yifan odwraca się nieznacznie w moją stronę i posyła mi oczko.
A to przebiegła bestia.
– Oczywiście, że bym to zrobił. Zresztą, właśnie miałem zamiar wam powiedzieć, że na chwilę was opuszczam.
Ta, na chwilę - pomyślałem z sarkazmem. Zapewne jak wstanie, to już do nas nie wróci. A przynajmniej nie dzisiejszego wieczoru. Zbyt dobrze go znałem.
– No to leć, Romeo – poklepałem go po plecach jak prawdziwy, dumny ojciec. W następnej sekundzie zostało nas już tylko dwóch - Ja i Wu, który automatycznie wrócił do sączenia swojego napoju. I co mu to da, skoro i tak nigdy się porządnie nie upije? Ma na to zbyt mocną głowę. Ciekawe, czy chociaż wyczuwa smak procentów...
– Hej, Faaaan – przeciągnąłem nieco ostatnią samogłoskę, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Mężczyzna już się nauczył, że mnie nie można zignorować, ponieważ wyjdą z tego jedynie nieprzyjemne sytuacje, dlatego zwrócił swój stołek w moją stronę, po czym posłał mi spojrzenie wyrażające tyle co Jestem znudzony i chcę się napić, no ale mów, ja słucham. – Nie rozpłaczesz się, jak na moment skoczę do łazienki?
– Ty przynajmniej nie potrzebujesz eskorty – westchnął, po czym upił łyk drinka. Odebrałem to jako odpowiedź twierdzącą, dlatego już w następnej sekundzie poderwałem się z miejsca i ruszyłem w stronę odpowiednich drzwi. Oczywiście to wcale nie tak, że mój pęcherz wołał o potrzebę. Wyjście do łazienki w takim miejscu jak to oznaczało mniej-więcej tyle co Chcę kogoś pieprzyć/Chcę być pieprzony. U mnie to na szczęście funkcjonuje w dwie strony. Przynajmniej nie oszczędzam sobie przyjemności.
Plan wyglądał tak, jak zwykle: Złapać pierwszego samotnego chłopaka, który mi się spodoba, po czym zaciągnąć go do którejś z kabin. I tyle. Oni nigdy nie odmawiają, co przynajmniej oszczędza mi czas na poszukiwania.
Pewnym krokiem wszedłem do pomieszczenia, mając nadzieję zobaczyć w nim przynajmniej ze trzy obściskujące się pary i ludzi, których widocznie zmęczył imprezowy gwar i których łatwo mógłbym ożywić, jednak…. nie zobaczyłem nikogo, co było dosyć niespotykane w takich miejscach. Chociaż nie - jedna osoba znajdowała się przy umywalkach, jednak nie potrafiłem dostrzec jej twarzy przez głowę, którą pochylała nad jednym ze zlewów. Był to mężczyzna (wow, w klubie dla gejów), na oko po dwudziestce. Stałem odwrócony do niego tyłem, jednak mogłem stwierdzić, że był szczupły i prawdopodobnie coś ćwiczył, ponieważ nawet przez skórzaną kurtkę mogłem dojrzeć lekki zarys mięśni na jego rękach, jak i plecach.
Nieźle. Warto spróbować.
– Hej, co robisz tutaj… – zacząłem szybko swoją gadkę, jednak równie szybko ją przerwałem, kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę tak, że mogłem dostrzec jego twarz.
Nie no, to są jakieś jaja.
– ...sam. Jongsuk? – przetarłem oczy wierzchem dłoni, mając cichutką nadzieję, że się przewidziałem, a człowiek przede mną wcale nie jest moim nielubianym współpracownikiem. Jak pewnie się domyślacie, to nie były moje pijackie przewidzenia, a pieprzona rzeczywistość. Co ten pizduś robił sam w klubie dla gejów? I zaraz… czy on płakał? – No dobra, ciebie bym się tutaj nie spodziewał.
– Jeszcze tego tutaj brakowało – burknął szatyn pod nosem, wycierając agresywnie oczy. Zaraz jednak wrócił do podziwiania nieskazitelnie (no jasne) białej powierzchni zlewu, kompletnie mnie olewając. Gdyby nie okoliczności, zapewne już bym mu coś odpyskował i sobie wyszedł, ale… no wiecie. Byłem nietrzeźwy, no i dla dodatku napalony. Mocno, mocno napalony. Liczyłem na seks, a wyszło jak wyszło.
Chociaż…
– Słuchaj, Suk – zbliżyłem się do mężczyzny, po czym złapałem go za ramiona i odwróciłem w swoją stronę. Teraz na jego twarzy zamiast wściekłości mogłem zobaczyć mieszankę zaskoczenia, niesmaku i pewnego rodzaju szok, widocznie udzielający mu się również fizycznie, ponieważ nie zareagował na wykonany przeze mnie gest nawet mrugnięciem. – Nie wiem, jaki jest twój problem, ale może spróbuj o nim zapomnieć? Przynajmniej na ten wieczór.
– Mins…
– Nie przerywaj mi – skarciłem go, na co - o dziwo - zamilkł. – Ja jestem tutaj sam, ty jesteś tutaj sam. Obaj jesteśmy chociaż odrobinę pijani, no i obaj potrzebujemy jakiejś rozrywki. Co myślisz o tej kabinie po lewej?
– Ja… Eee… – zająknął się, widocznie zagubiony. Tak, ja też tego nie planowałem. Czy mógłbyś nie niszczyć tego momentu i się, kurwa, zgodzić, póki nie zmieniłem zdania?
– Uznam to za “tak”. – Wolnym ruchem zjechałem dłonią od ramienia mężczyzny aż po klatkę piersiową, po czym złapałem go za koszulkę i pociągnąłem w dół, aby zmusić go do pochylenia się w moją stronę. Dzięki temu w końcu znaleźliśmy się na równym poziomie, ponieważ mężczyzna był jebaną wieżą i nie sięgałem mu nawet do oczu. Szczęście, że nie był wyższy od Yifana, bo wtedy całkowicie czułbym się jak karzełek. Głupi wzrost.
Nie pytajcie, ja sam nie mogłem uwierzyć w to, co robiłem. To było takie odczucie, jakby inna osoba przejęła moje ciało, a ja byłem tylko widzem, oglądającym jej poczynania. Właściwie… to nawet nie musiała być osoba - wystarczył sam alkohol i coraz bardziej desperacka potrzeba bliskości.
– To zostanie między nami, jasne? Po prostu pozwól sobie pokazać, czym jest prawdziwe zapomnienie.
Już myślałem, że Jongsuk wyśmieje mnie, odepchnie, po czym sobie pójdzie, na drugi dzień opowiadając wszystkim w pracy, jak to próbowałem namówić go na seks, ale… o dziwo, nie zrobił tego. Jeszcze lepiej - z jego twarzy zniknęło to zaskoczenie i gniew sprzed chwili, a na ich miejsce wstąpił zwierzęcy wręcz głód, po którego ujrzeniu moim ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Jakim cudem mężczyzna potrafił tak idealnie zmienić swoje emocje w przeciągu jednej sekundy? I cholera, od kiedy potrafił wyglądać tak kurewsko gorąco?
Nim zdążyłem zarejestrować, co się wokół mnie dzieje, już byłem przyszpilony do drzwi jednej z kabin, smakując ust, których nigdy nie powinienem smakować.
O panie, zgrzeszyłem.
S e h u n
Głęboki oddech, Sehun, głęboki oddech. Najważniejsze to pamiętać o regularnym dostarczaniu tlenu płuc, inaczej ze względu na jego niedostateczna ilość można zemdleć. A, i robić wydechy, bo bez tego nie da się zaczerpnąć nowej porcji powietrza. Do tego gdy jest ci słabo-
Cholera, co ja pierdolę, jak mam być spokojny i nie czuć się źle, gdy Kim Jongin właśnie zamknął mnie we własnym mieszkaniu na klucz?
Zaraz zejdę na zawał.
Niestety nie mogłem znaleźć żadnego sensownego usprawiedliwienia dla czynu mojego szefa, a szkoda, bo przynajmniej bym przestał się tak stresować. A kotków w piwnicy to on na pewno nie chce mi pokazać.
Próbując uspokoić się po tym dosyć niepokojącym dźwięku, wbiłem spojrzenie w stojący przede mną szklany kredens. Robił spore wrażenie, z resztą jak każdy mebel w tym pomieszczeniu, jakby zostały osobno zaprojektowane do promieniowania swoją urodą i wartością pieniężną, od której aż czułem jak przewracają mi się karty w portfelu.
Żartowałem. Mam tylko jedną kartę.
Za przezroczystymi drzwiczkami znajdowały się przedmioty nie znajdujące raczej użytku w codziennym życiu, bardziej bibeloty do służące ozdoby lub zademonstrowania bogactwa właściciela. Nigdy tego nie rozumiałem, znacznie korzystniejszą opcją było zainwestowanie tego w cokolwiek pożytecznego, czy chociażby w wyjście razem z przyjaciółmi. Na jednej półce stał porcelanowy słonik, tuż obok parę gier planszowych ułożonych w artystyczny stosik (każda pewnie znacznie przekraczająca wartość normalnej planszówki), wyżej leżały losowo rozrzuconych świeczek, a na ostatniej widniało.. odbicie Jongina, który stał niecały metr za mną.
Jongina, który stał niecały metr za mną?
Nerwowo wzdrygnąłem się, orientując się jak blisko mężczyzna zdołał podejść, a ja zorientowałem się dopiero widząc go na szklanej powierzchni, kurwa mać. Nie ma co, Sehun, w ten sposób nawet tygodnia nie przeżyjesz.
– Jongin, co ty.. Co ty do cholery robisz? – zapytałem się nerwowo, w połowie odwracając głowę, próbując zobaczyć go całego. Czułem się wyjątkowo niekomfortowo w tej sytuacji, ale nie mogłem nawet drgnąć, wiedząc, że mógłbym wpaść prosto w ramiona bruneta. Niestety tamten nie raczył mi odpowiedzieć, a cisza wokół nas gęstniała, zdając się popychać nas coraz bliżej siebie. Mimo braku faktycznego kontaktu fizycznego, zdawało mi się, że jestem w stanie poczuć jego dłonie powoli wędrujące na swoje miejsce na moich biodrach, klatkę piersiowa przylegająca do moich pleców, ciepły oddech subtelnie owiewajacy moj kark…
Ach nie, to ostatnie czułem w rzeczywistości.
– Jongin? – ponowiłem pytanie, coraz mniej pewnie, a za to z coraz większym drżeniem, miękkimi nogami, przyspieszonym oddechem--
– Johnny, uspokój się, przecież ci nie ucieknę.. – zaśmiałem się pod nosem, gdy chłopak zaszedł mnie niespodziewanie od tyłu, obejmując ciasno w talii i opierając swój podbródek na moim barku. – Mamy dla siebie naprawdę dużo, dużo czasu.
Mężczyzna oczywiście zignorował to, co powiedziałem i jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie, na co skrycie westchnąłem z zadowoleniem. Jego bliskość uspokojała mnie, pozwalała się odprężyć i poczuć niemalże całkowicie bezpiecznym; kochałem to uczucie, tak samo jak i Johnnego. Przytulanie - niby drobny gest, a tyle znaczył - przy tym ile dla siebie znaczyliśmy, nic dziwnego, że wszystko inne wzrastało na wartości.
– Hunnie. Dla mnie nawet taka ilość to stanowczo za dużo na przebywanie z tobą.
Gwałtownie potrząsnąłem głową, odganiając od siebie natrętne wspomnienie, które wróciło przez podobieństwo pozycji, w której się znalazłem. Miałem zerwać z tym wszystkim, zostawić go za sobą, ale nie, jak zwykle się nie udało.
Błędów z przeszłości miałem również nie powtarzać, a widać, gdzie teraz się znalazłem.
W próbie oddalenia się od Jongina obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, kończąc twarzą w twarz z brunetem, którego wzrok pozostawał tak samo nieprzenikniony jak wcześniej. Przez przypadek moje spojrzenie zdołało natrafić na jego pociemniałe tęczówki, zawieszając się bezmyślnie, jakbym utknął w gęstej, czarnej smole, bez żadnej możliwości ucieczki. Tkwiłem unieruchomiony samym wrażeniem jego wszechogarniającej bliskości, które napierało zewsząd i nie wiedzieć czemu, bardzo skutecznie blokowało moje mięśnie. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym się ruszyć, nie miałbym na tyle silnej woli. Napięcie wciąż wzrastało, mogłem wyczuć je w powietrzu - denerwowałem się zarówno ja, jak i Jongin, tylko on lepiej to ukrywał. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, że istnieje szansa, że…
– A może zagramy w scrabble? Chyba widziałem je gdzieś na półce? – wypaliłem pospiesznie, nie wytrzymując gęstej atmosfery..
...że wypalę coś bardzo głupiego.
Na twarzy Jongina momentalnie pojawiła się konsternacja, zastępując wcześniejszą pustkę. Zupełnie się nie dziwiłem, bo sam uznawałem swoje pytanie za wyjątkowo idiotyczne, ale niestety w żaden sposób nie mogłem tego cofnąć.
– Scrabble? – powtórzył z zastanowieniem, zerkając wreszcie w inne miejsce niż moja twarz. Widocznie udało mu się wyrwać z pewnego rodzaju transu, w którym utkwił na dłuższy moment, ponieważ jego wzrok stracił tą moc, przez którą chwilę wcześniej o mało co nie osunąłem się za ziemię. – To… w porządku. Scrabble.
Boże, miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Z jednej strony czułem ulgę, że wymknąłem się z hipnotyzującego wpływu oczu mężczyzny, z drugiej… Lekki niedosyt, ciekawość, co by się stało gdybym nie przerwał..
– Szykuj się na przegraną, Oh.
***
Jedno musiałem przyznać - Jongin nie kłamał co do przysłowiowego skopania mi tyłka, ponieważ w rozgrywce zjechał mnie równo. W życiu nie spodziewałbym się, że szef korporacji będzie posiadał aż tak spory zasób słów, ale jednak - zaskoczył mnie, zresztą nie tylko tutaj. Okazało się, że właściwie - pomimo beznadziejnego pierwszego wrażenia - nie był on aż taki zły. Chociaż totalnym aniołkiem również nie mógłbym go nazwać, ale tymczasowo hmm, odpinałem mu plakietkę “złego szefa”. Przecież nikt nie jest ideałem. Chyba.
Na swój sposób Jongin potrafił być miły - starania zawsze doceniam - a przynajmniej nie warczał na mnie cały czas, nie mordował wzrokiem jak w pracy, ani nie próbował zrobić nic dziwnego jak kilkanaście minut wcześniej. Ważne było również to, że nie czułem się jakoś wyjątkowo nieswojo w sytuacji, w której się znaleźliśmy (oczywiście nie licząc tego pięknego początku, gdzie z każdym kolejnym słowem czułem, że pogrążam się coraz bardziej). A więc reasumując, gra w scrabble przebiegła całkiem przyjemnie, pomijajac fakt, że byliśmy dwójką dorosłych facetów i było późno w nocy, a do trzeźwych do samiutkiego końca również nie należało nas zaliczać.
Ale tak, podobało mi się. Do tego Kim zyskał dodatkowego plusa odwożąc mnie pod dom Jongdae, dzięki czemu nie musiałem męczyć się z dojazdem komunikacją, czego szczerze nienawidziłem. A przy moim szczęściu jeszcze bym się zgubił, ponieważ droga do mieszkania mojego przyjaciela tylko w niewielkiej części została w zamglonym umyśle. Cała jazda trwała bardzo szybko, podczas której dyskretnie podziwiałem nowoczesne wnętrze pojazdu (oraz profil Jongina, ponieważ był ładny? No czy to zbrodnia?)
– Ehm, tak. No to… Dziękuję bardzo za podwiezienie? – zacząłem niezręcznie, właściwie nie wiedząc jak powinienem pożegnać się z bądź co bądź swoim szefem. No raczej nie pocałuję go w policzek na dobranoc. – Było.. Fajnie. Tak. Fajnie. – dodałem po chwili, czując jak palące rumieńce wpływają na moją twarz.
Niech cię szlag, Sehun. Przestań się rumienić.
– Ze mną? Nic dziwnego. – Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami, jakby gra w scrabble z osobą, którą chwilę wcześniej prawie chciało się pocałować, była całkowicie normalną rzeczą. Ha! Zdradzały go jednak radosne ogniki w oczach, właściwie niemożliwe do przeoczenia. Nasz Pan Aktor chyba wypadł z roli “tego złego i strasznego”. – Do zobaczenia jutro, Sehun.
– Do jutra, Jongin – pożegnałem się, mimowolnie patrząc jak jego sylwetka znika we wnętrzu pojazdu, który zaraz ruszył z chodnika, błyskając światłami po ścianach kamienicy. Wbrew sobie, jeszcze przez kilka sekund obserwowałem oddalający się samochód, zanim otrząsnąłem się z zamyślenia i skierowałem w stronę swojej klatki schodowej. Miałem nieodparte wrażenie, że im dłużej przebywam w towarzystwie drugiego, tym głupiej się zachowuję, a co gorsze - nie wiedziałem jak racjonalnie to wyjaśnić. W końcu znamy się tylko jeden, w większości niezbyt miłe spędzony, dzień.
Zmęczony postanowiłem już nie zaprzątać sobie tym głowy i po rzuceniu koszuli na krzesło w przedpokoju, mechanicznie zacząłem szykować się do spania. Nawet nie zauważyłem, że Jongdae również jest już w domu do momentu, w którym trafiłem do tymczasowo naszej wspólnej sypialni. Widocznie spał jak zabity, tak zwanym “snem bardzo kamiennym”, jakby to określił Chanyeol. Chłopak ani drgnął nawet wtedy, kiedy wślizgnąłem się pod ciepłą kołdrę tuż obok, ani tym bardziej, kiedy przylepiłem się do równie ciepłych pleców przyjaciela. Tak, tak, przyznaję się - jestem przylepą i nie potrafię spać sam. Śmiechy zostawmy sobie na później, na pewno znajdzie się okazja.
Głęboko odetchnąłem, przymykając oczy, aby w końcu oddać się objęciom Morfeusza - przepraszam, pójść spać - po zdecydowanie męczącym dniu. W pewnym momencie dotarła do mnie delikatna woń alkoholu, która jak zorientowałem się szybko, pochodziła od Jongdae. Przelotnie zarejestrowalem te informacje, pozwalając swoim myślom płynąć dalej, ponieważ znałem mężczyznę i wiedziałem, że czasami lubi zaszaleć - nic szkodliwego.
Teraz, po tym całym, męczącym dniu, naszło mnie na przemyślenia. Właściwie, kto by się spodziewał, że “Kim Jongin - postrach Top Korea” w rzeczywistości potrafił jednak przybrać na twarz coś innego niż surowy wzrok czy ironiczny uśmieszek i chociaż przez chwilę wyglądać, jakby naprawdę cieszyło go to, co robił. Chociaż, co ja tam mogłem wiedzieć, pracuje na swoim obecnym stanowisku niespełna dzień. Mam jednak nadzieję, że Kim Jongin, którego poznałem dzisiejszego wieczoru, jest bliższy jego wizerunkowi na co dzień niż Kim Jongin z rana.
Zanim się zorientowałem, nieme słowa stały się coraz bardziej niewyraźne, pozbawione sensu, aż w końcu usnąłem, przytulony ciasno do przyjaciela.
***
* - z jęz. niem. - “zwłaszcza teraz”
SR: Powiem tak, dwa słowa wszytko wyjaśniają - biol chem.
VLB: Suprajs xD Ale przynajmniej rozdział dłuższy niż zwykle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro