Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

S e h u n

Podsumowując mój pierwszy dzień w pracy nie był taki zły. Moje zajęcie - pomoc głównemu tłumaczowi, Yifanowi (przy okazji dowiedziałem się w końcu kim był) - było całkiem przyjemne. Dzięki znajomości wielu języków, nie tak popularnych w Korei (dzięki, Mamo!), udało mi się zdobyć przyjemną posadkę z niewielkim trudem. No i jeszcze dzięki Yeolowi. Większość czasu jaki tutaj spędziłem, zleciał na prezentowaniu mi przez Yifana na czym będą polegać moje obowiązki, jak wygląda moje stanowisko i inne rzeczy temu podobne. Nic skomplikowanego, bo w sumie co jest trudnego w obsłudze komputera?

Sam Yifan (lub Kris, jak kazał się do siebie zwracać) okazał się być niezłym materiałem na przełożonego - (z tego co zdołałem zauważyć) wyluzowany, z dobrym podejściem do innych i dużą wiedzą. Pomimo jego wyglądu, nie był przerażający w żadnym stopniu - chociaż gęste brwi, które miał w zwyczaju często marszczyć, ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i niekoniecznie przyjazny wyraz twarzy mogły zmylić i to znacząco.

Mógłbym stwierdzić, że wszystko było niemalże idealne. Jednak jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca, z czym całkowicie się zgadzam. Czekało mnie jeszcze jedno - spotkanie z Kim Jonginem.

Nerwowo rozejrzałem się dookoła - może gdybym wymknął się niezauważony, nic by się nie stało? Nie, to zła opcja. Brunet wydawał się być osobą, którą dosyć łatwo zirytować, a ponieważ był szefem.. wszystkich, należało uniknąć tego za wszelką cenę.

Nim zdążyłem zauważyć, czas pracy dobiegł końca i wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Również poszedłem w ich ślady, chociaż może nieco mniej entuzjastycznie. Z dokumentami pod pachą i marynarce przewieszoną przez ramię skierowałem się do wind, aby wjechać na wyższe piętro. Muzyka grająca w tle wbrew założeniu nie uspokoiła moich nerwów, a wręcz przeciwnie, bo zacząłem stresować się jeszcze bardziej.

– Sehun! – nagły okrzyk Jongsuka zatrzymał mnie tuż po wyjściu na korytarz. – Zaczekaj, mam dla ciebie drobną radę – dodał, podchodząc szybko w moim kierunku. – Postaraj się.. W miarę możliwości nie zdenerwować go jeszcze bardziej, dobrze?

Na słowa swojego współpracownika wzdrygnąłem się niekontrolowanie, a w mojej głowie narodził się czysty strach. Czy mój los może zmienić się na jeszcze gorszy?

– Uhm, dobrze, dziękuję – uśmiechnąłem się do mężczyzny sztucznie, po czym go wyminąłem, ruszając w stronę diabelskiej pieczary, zwanej inaczej gabinetem szefa.

Tak jakby… odrobinkę dopadła mnie panika, kiedy w końcu stanąłem przed odpowiednimi drzwiami. Nie wiedziałem, co dokładnie czeka na mnie za ich drewnianą powierzchnią. Mogłem się tego jedynie domyślać. Jednak… przecież nie zrobiłem nic złego, prawda? To była jego wina, że się zderzyliśmy, więc czego tak bardzo się boję?

Ach, no tak. W końcu nieważne było, po czyjej stronie leżała wina, ponieważ to właśnie mężczyzna miał nade mną władzę, a nie na odwrót. Mógł zrobić ze wszystko, co chciał.

Oczywiście, chodziło mi o wszystko, co dotyczyło pracy.

Wiem, że tam jesteś – podskoczyłem lekko, słysząc głos swojego szefa. Mój wzrok od razu padł na małą puszkę, zamontowaną w ścianie tuż obok wejścia. Wyglądało to odrobinę jak domofon, jednak posiadający jedynie okrągły przycisk, numeryczną klawiaturę, głośniczek i małą kamerkę w prawym górnym rogu urządzenia. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jednak mimo to starałem się zachować zimną krew. – Wchodź, nie mam całego dnia.

Dupek – pomyślałem, zanim przekroczyłem próg gabinetu Jongina. Od razu w oczy rzuciła mi się smolista wręcz czerń, gdzieniegdzie przyozdobiona bielą i czerwienią (z mniejszym naciskiem na to ostatnie). Od razu było widać, które kolory są jego ulubionymi - w końcu nie tylko jego gabinet, ale również cała firma zaprojektowana została w tych właśnie barwach.

– Oh Sehun, hm? – Nie, matka boska – Cieszę się, że postanowiłeś do mnie przyjść. – Jakbym miał inny wybór…

– Więc… W jakiej sprawie mnie pan wezwał? – zapytałem, wciąż utrzymując obojętność na swojej twarzy. Wewnętrznie jednak wręcz wrzałem, a wszystko przez to, że cholera, wyglądał w tamtym momencie tak bosko.

Nie wiedziałem, gdzie podziała się jego marynarka (i moje trzeźwe myślenie), jednak ta informacja nie była mi obecnie potrzebna. Po chwili dotarło do mnie, że krawatu zdobiącego wcześniej jego szyję również się nie doszukałem. Jego czarna koszula leżała na nim idealnie, a jej dwa pierwsze guziki pozostawione zostały luzem, ukazując małe fragmenty skóry mężczyzny, a do tego linię jego obojczyków. Musiałem przyznać, że wyglądał pociągająco. Zapewne miał duże powodzenie u kobiet… i u mężczyzn.

Nie potrafiłem powstrzymać swoich myśli, nawet jeśli chciałem. Nawet, jeśli Kim Jongin był dupkiem, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

Miałem wrażenie, jakby każda część ciała tego mężczyzny została zaprojektowana, aby dekoncentrować pozostałych (zwłaszcza mnie). Jakkolwiek bym się nie starał, żadna skaza nie ujawniła się moim oczom. Niski nie był. Może się garbik? Nie, skądże, jego plecy były pewnie prostsze od linijki. Odstające uszy? Nawet ich ukształtowanie było idealne. A usta? Zerknąłem na nie i tak, kolejny życiowy błąd, którego nie powinienem był popełniać.

Jego wargi były niczym jakaś cholerna perfekcja, pełne, z wydatnym łukiem amora i przepiękną malinową barwą. Kiedy się poruszały, jeszcze bardziej przyciągały uwagę i.. zaraz. Ruch na ogół wiąże się z dźwiękiem. Czyli..

– .. takie sytuacje są całkowicie niedopuszczalne. Tolerancja do takich chamskich odzywek w moim wydawnictwie jest zerowa, więc jeżeli chcesz się utrzymać tu dłużej niż dzień, radziłbym się nad tym solidnie zastanowić. – Słowa bruneta dobiegły do mnie z lekkim opóźnieniem, od razu zwiększając niechęć, jaką go darzyłem. Ledwo powstrzymałem się od pogardliwego prychnięcia. Jakby to była moja wina, że postanowił nie zwracać uwagi na otoczenie i przewracać wszystkich dookoła.

Niestety musiałem trzymać język za zębami i przyjąć wszystko na klatę, jakby to zgrabnie ujął Chanyeol. Czasami nic nie można poradzić na to, że świat jest opanowany przez dupków.

– Gdyby nie twoja przystojna twarzyczka, rozmawialibyśmy sobie zupełnie inaczej. Możesz się cieszyć, że mam słabość do ładnych ludzi – mruknął jakby od niechcenia, wstając ze skórzanego krzesła i powolnym krokiem zbliżając się w moją stronę. Okej, to wcale nie robi się coraz bardziej dziwaczne.

Ale zaraz. Dlaczego właściwie mężczyzna to powiedział? I dlaczego zaczął się do mnie przybliżać? Przecież wyjaśniliśmy już sprawę z rana, przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony. Chyba nie zamierzał mnie uderzyć? A może…

– Nie musisz patrzeć się na mnie takim wzrokiem, przecież nie zamierzam cię zamordować – jego chłodny wzrok na moment spotkał się z moim własnym, jednak nie na długo. Zauważyłem, że jego oczy zjechały nieco niżej, prawdopodobnie na moje usta, a wtedy pojawiło się w nich coś… innego. Czekoladowy kolor jego tęczówek zastąpiła głęboka czerń; jak u zwierzęcia, szykującego atak na swoją zwierzynę. Poczułem, jak coś boleśnie skręca mnie w podbrzuszu.

Cholera, Sehun, opanuj się!

–… Wygląd również gra istotną rolę w naszej redakcji. Jako jej pracownik, reprezentujesz ją, i to nie tylko poprzez swoje zachowanie. – Głos mężczyzny podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Moje myśli ponownie wróciły na właściwe tory, a wzrok na panele pod naszymi nogami. Byłem jednocześnie zły i zawstydzony swoim zachowaniem, przez co potrzeba opuszczenia pomieszczenia, w którym się znajdowałem, stała się nagle moim głównym priorytetem. Z drugiej strony… coś podpowiadało mi, abym nie wychodził. Abym czekał na to, co powie właściciel tych grzesznych ust.

Jakby się tak nad tym zastanowić, to odległość dzieląca nas od siebie krytycznie się zmniejszyła, wręcz zbliżając się do granicy. A ja wciąż stałem w tym samym miejscu, od kiedy znalazłem się w gabinecie Kim, uparcie utrzymując kontakt wzrokowy z podłogą. W końcu pomyślałem, że było to zbyt niekulturalne, dlatego z niechęcią podniosłem wzrok, napotykając parę czekoladowych oczu, wręcz wypalających mi dziurę na ciele.

– Panie Oh – nawet moje nazwisko wypowiadał w taki sposób, że miałem ochotę przyłożyć mu, a jednocześnie zedrzeć tą wyniosłość przez złączenie naszych us–

To znaczy, przyłożyć mu. Czego oczywiście nie mogę zrobić, bo jest moim szefem, którego znam ledwo jeden dzień! Chryste!

– Mam dość tej zabawy – chrapliwy głos tuż przy moim uchu zmusił mnie – po raz kolejny zresztą – do odsunięcia swoich myśli na bok i zajęcia się tym, co działo się teraz. A działo się to, że dłonie mężczyzny, wcześniej schowane za plecami, coraz bardziej zbliżały się do moich bioder, jakby chciały za nie szarpnąć, sprawiając tym samym zbliżenie między naszymi ciałami i…

BZZZZZT.

– Panie Kim, mam dla Pana dzisiejsze sprawozdanie, dostarczone przez Jongsuka – zaćwierkał głos, wydobywający się z głośniczka zamontowanego w puszce podobnej do tej, która znajdowała się na zewnątrz, jednak nie wyposażonej w klawiaturę. W jednej sekundzie obydwoje się wzdrygnęliśmy, jakby obudzeni z jakiegoś chorego transu, a mężczyzna powrócił na swoje wcześniejsze miejsce przy biurku.

– Mam nadzieję, że dotarł do ciebie sens moich wcześniejszych słów, ponieważ nie zamierzam się powtarzać – lodowaty ton wypowiedzi wyraźnie pokazał mi, że Kim nie życzy już sobie mojej obecności w swoim gabinecie. Zacisnąłem szczęki, czując, jak moja wcześniejsza złość powraca. – Mam prośbę. Jak będziesz wychodził, wpuść do środka Krystal.

– Dobrze, panie Kim – wycedziłem, przybierając na twarz sztuczny uśmiech. Mężczyzna ani drgnął. Prawie tak, jakby sytuacja sprzed chwili wcale się nie wydarzyła.

Ja jednak wiedziałem, co widziałem. Tylko… co to miało, kurwa, być?

***

VLB: Comeback?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro