3
Sally obudziła się z krzykiem panicznie rozglądając dookoła. Za oknem było ciemno, a ona leżała na podłodze . Westchnęła i otarła twarz dłońmi. Może to był sen? Pewnie nie...Wręcz na pewno nie! Wstała chwiejąc się lekko po czym wyszła trzaskając drzwiami. Za nic w świecie nie weźmie tego pokoju. Chociażby Rick zaproponował jej miliony czekolad. Zeszła po schodach i zobaczyła, że wszyscy nadal są w salonie.
- Hejka.
-I, co wybrałaś pokój Sal?- zapytała Natally.
-Ta, biorę ostatni- co z tego, że nie zajrzała do niego- W pierwszym jest za dużo krwi...Pew...
-Krew!?
-No ta, pewnie tam ten psychol się zabił...
-Biorę!!!!- krzyknęła Nat wybiegając z salonu.
-Hej! Ja go chciałem!- powiedział Nath biegnąc za nią.
-Z kim ja muszę żyć i za co...
-Ja zadaję sobie te pytanie każdego dnia spędzonego z wami...- odpowiedział Nordi.
-Nordi, najmilsza i najbardziej entuzjastyczna osoba jaką znam!
- Sally, psychicznie chora szajbusko z zaburzeniami emocjonalnymi i syndromem odstawienia narkotyków, czegóż to pragniesz?- zapytał nie odrywając wzroku od książki.
- Miło...Mógłbyś dowiedzieć się czegoś o tym psycholu, co się zajebał w tym domu i o poprzednich lokatorach?- zapytała bez zbędnych ceregieli.
- Po, co ci to?
- Coś tu jest nie tak - odpowiada z zamyśleniem.
- Ten twój magnes na kłopoty jest uciążliwy...- mruknął zamykając książkę.
- Wiem. Też mam go dość- mówi Sally wzruszając ramionami.
-Chociaż w tym się zgadzamy...- powiedział biorąc laptopa na kolana.
- Jak coś znajdziesz to powiedz...
-Nie ma sprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro