Możliwości
Stephen Strange nie jest bogiem. Jego ciało ma termin ważności, tak samo jak każdego innego śmiertelnika. Czas zdobi jego twarz zmarszczkami, a w zimę miewa katar.
Jednak chociaż nie można nazwać go bogiem, Stephen przeżył więcej niż Odyn, Thor i Loki razem wzięci. Jego umysł nie podlega zwykłym ograniczeniom. Trzy podstawowe wymiary są dla niego jedynie początkiem, podczas gdy dla wszystkich innych stanowią wyłączność.
Jako narcystyczny chirurg patrzył na świat przez pryzmat siebie. Dopiero Oko Agamoto sprawiło, że zaczął widzieć - nauczyło go, że do tej pory był ślepy.
Nosząc na szyi potężny artefakt Strange pojął, jak ogromną wagę mają w naszym życiu najdrobniejsze decyzje. To, czy wybierzemy kawę ze śmietanką, czy z mlekiem, może zaważyć na naszej przyszłości. Wybór drogi do domu na skróty może sprawić, że kompletnie nieznajomy nam człowiek rozwiedzie się z żoną, przyłapując ją na romansie z sąsiadem. Dwa słowa, lekkomyślnie rzucone na wiatr, mogą spowodować wojnę na drugim końcu Wszechświata.
Patrząc na sprzeczających się o dalsze plany Anthony'ego Starka i Petera Quilla, Stephen lekko się uśmiecha. Poważnieje jednak, przypominając sobie stawkę, o jaką toczy się gra. Nie ma już czasu na uśmiech.
Mężczyzna bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza powietrze. To, co zamierza zrobić, nie będzie łatwe. Boleśnie świadom niezliczonej ilości pozornie nieważnych detali, które mogły zmienić przyszłość, zamyka oczy i uruchamia Kryształ Czasu.
Mijają dni, miesiące, lata. Mijają dekady, wieki, tysiąclecia. Stephen Strange boleśnie powoli przechodzi przez każdą możliwą opcję, każdą alternatywną rzeczywistość. Już nie pamięta, jak dawno rozpoczął swą podróż.
Płomień nadziei, który niegdyś jasno płonął w jego sercu, zaczyna przygasać. Potężne ognisko stopniowo maleje, aż w końcu zostaje tylko malutka, blada iskierka. Mijają kolejne dekady, aż gaśnie i ona, zdeptana przez bezwzględne przeznaczenie. Doktor Strange otwiera oczy.
Nie czuje smutku, żalu, rozpaczy - przeżył zbyt wiele, by zostały w nim uczucia. Całą jego istotę przejmuje jedynie porażające zmęczenie. Czuje się w swoim ciele nieswojo. Jego umysł naznaczyło okrucieństwo, które zobaczył przemierzając wszystkie możliwe alternatywne wymiary.
Stark pyta go, co robił. Strange widzi zaniepokojenie na twarzach Draxa, Mantis, Starlorda i Parkera. Ma ochotę gorzko się zaśmiać. Podczas gdy on musiał przeżyć tysiąclecia, dla nich minęło zaledwie kilka sekund. Zazdrości im tej słodkiej niewiedzy.
W tej chwili mocniej niż kiedykolwiek wcześniej pragnie, by nie wydarzył mu się wypadek samochodowy. By nie był tak zdesperowany, żeby odzyskać sprawność dłoni. By nie nauczył się magii.
Powracają do niego słowa Starożytnej. Powiedziała mu, że za naukę magii zapłaci cenę. Nie sądził wtedy, jak wielka ona będzie. Nie rozumiał, jak ogromnym ciężarem może być wiedza. Teraz wiele by oddał, by się od niego uwolnić.
- Ile widziałeś możliwości? - pytają.
Biliony, myśli Stephen.
- Czternaście milionów sześćset pięć - mówi.
- A w jak wielu z nich wygrywamy?
W żadnej. Ale nie potrafi im tego wyznać. Nie potrafi odebrać im nadziei - tej, której tak bardzo mu teraz brak.
- W jednej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro