Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Bakugo

-umazałeś se mordę -mruknąłem pokazując na sos słodko-kwaśny na policzku chłopaka. Chłopak oblizał policzek jednak nie dosięgnął do sosu- no tu, trochę w prawo...jeszcze - pokazałem na swoim policzku-trochę wyżej...nosz kurde-zbliżyłem się i polizałem go po policzku-o właśnie tu

-to co mi nie mówisz, że liże zły policzek?-zmarszczył brwi

-bo wyglądałeś zabawnie- prychnąłem cicho. Jadłem sobie spokojnie frytki gdy Kiri popatrzył do kubełka. Wyszczerzył się patrząc mi w oczy-no co się tak szczerzysz? zjadłeś ostatniego kurczaka i co myślisz, że to jakieś cholernie zabawne? -nie zrozumiałem o co mu chodzi. Czasem nie rozumiem toku myślenia takiego idioty. Zajrzałem do kubełka i wyciągnąłem ostatniego kurczaka-czekaj...kurwa nie...nie zrobiłeś tego o czym myślę-popatrzyłem na niego jak na debila. Jednak zobaczyłem jego głupi uśmiech. Znów popatrzyłem do kubełka- ty se robisz kurwa jaja...-popatrzyłem mu w oczy, potem trochę niżej. Gdy już zobaczyłem talerz to wiedziałem, że zrobił to naprawdę. Przygryzłem wargę -jesteś kurwa debilem..

Deku

-mmm~ trochę niżej-szepnąłem wywracając oczy do góry. Chudymi palcami zjechałem na jego kark. Zacząłem bawić się jego włosami cicho pojękując gdy ten oderwał się od moich sutków, a jego ciepłe usta schodziły niżej po mojej tali i brzuchu. Doszedł na mój pępek, całował go czule jednocześnie w rękę łapiąc mój pośladek. Ścisnął go, a razem z moim jękiem zadzwonił dzwonek od drzwi wejściowych. Pisnąłem i odsunąłem się od niego. Nie spodziewaliśmy się nikogo...żadnych gości. Nie o takiej godzinie. Wstałem z łóżka i ubrałem swoje bokserki i biały szlafrok. Zawiązałem go dobrze by nie było widać mojego ciałka w świeżych malinkach. Popatrzyłem na swojego chłopaka-zobaczę kto to-ktoś bardzo się spieszył prawdopodobnie. Bo nie dawał odpocząć dzwonkowi naciskając go jak oszalały. W tym czasie gdy ja schodziłem po schodach Shoto się powoli ubierał-tak?-zapytałem, otwierając drzwi i patrząc na brązowo włosą kobietę. Oprócz wózka, który był tyłem tak, że nie widziałem dzieciątka zauważyłem, że kobieta była w zaawansowanej ciąży-przepraszam co panią tu sprowadza?-przechyliłem głowę w bok patrząc na nią 

-przyszłam do tatusia -mruknęła  kołysząc wózek, a ja naprawdę nie wiedziałem o co kobiecie chodzi. Może chodziło jej o sąsiada? Był typem imprezowicza więc to bardziej do niego należały te dzieci prawda? Prawda Sho...?

-chyba to pomyłka. nikt kto tu mieszka nie ma dzieci...

-tak? No to przepraszam...ale-popatrzyła na kartkę, którą mi pokazała -wydaje mi się że to ten adres-zmurowało mnie

-tak...

-ach więc znajdę Shoto? Super bo mnie plecy już bolą.-bez żadnego słowa wpuściłem ją do środka

-Shoto! to do ciebie!-krzyknąłem by ten zszedł na du 

-ciiii-popatrzyła na mnie i pokazała na wózek-obudzisz shojo- mruknęła 

-tak? Kto przyszedł skarbie?-zszedł po schodach i zatrzymał się patrząc na kobietę -Tome...?-szepnął cicho marszcząc brwi

-cześć Shoto ile my się już nie widzieliśmy? Hm?-usiadła na kanapie kładąc rękę na brzuchu -musze z tobą pogadać.

-Shoto...o co tu chodzi?-popatrzyłem siadając na fotelu. To nie dzieci shoto..nie jego prawda nie zdradził mnie...nie

-izuku... posłuchaj..

///

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro