Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


- I jak? Podoba Ci się w Marthord?-patrzył na mnie, a ja na niego.

- ,,Miejscowość jak miejscowość, ale mnie zadziwia"

- Co takiego?-zapytał jakby te słowa same wypłynęły z jego ust.

- ,,Skąd w tym mieście pojawiły się wilki?"-chłopak jakby wyrwany z transu z lekkim zdziwieniem zapytał.

- Skąd o nich wiesz?

- ,,Nocą jednego widziałam z okna, nieopodal jeziora.-po chwili myślenia dopisałam-Czemu się tak zdziwiłeś ?"-Jego mina ukazywała zdziwienie, potem zdenerwowanie, ale tylko na chwile po czym na twarzy wymalował się fałszywy uśmiech. Ewidentnie chciał coś ukryć.

- Em.... Po prostu jesteś tu nowa, a czasem nawet miejscowi o ich istnieniu tutaj.-pokiwałam ze zrozumieniem głową.

- ,,Są bardzo niebezpieczne?"-spytałam.

- Nie radziłbym Ci się im naprzykrzać.-powiedział to tak jakby chciał mnie do nich zniechęcić i wybić mi wszystkie głupie pomysły z głowy. Po chwili ciszy zaczęłam wracając do moich poprzednich rozmyślań:

   - ,,Nie pomożesz bratu?"-na te słowa zaśmiał się wesoło.

- Lubie Go drażnić-po chwili dodał-A do tego myślę, że sobie zasłużył na to swoją głupotą-pomimo Jego dziwnych słów jakie wypowiedział dalej nie dopytywałam. Wiem jak to jest kłócić się z rodzeństwem, a to co się dzieję między braćmi powinno zostać między nimi. Widząc ostatnią minę Nicolasa stwierdzam, że musieli się ostro posprzeczać.

- ,,Uważaj na przyszłość z żartami. Gdybyś to mnie wciągnął w robotę, szukałabym sposobu by się odegrać"-na moje słowa Match się głośno roześmiał, a ja kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Prze...Przepraszaa...mm-mówił między napadami śmiechu-ale włośnie wyobraziłem sobie Ciebie ze wściekła miną-on się ogarnął z swojego rechotu, a ja z otumanienia przeszłam na zażenowanie. Przez cały ten śmiech nabijał się ze mnie.-Wiesz pomimo tego, że mój brat wygląda dosyć poważnie jest bardzo wrażliwy i nie odegrałby się na mnie z powodu takiego niewinnego przekrętu.-zrobiłam zdziwioną minę.-Uwierz, nie to Go rozzłościło-powiedział zawadiacko się uśmiechając. To co Go tak zdenerwowało? To pytanie krążyło po mojej głowie. Najwidoczniej jeszcze wielu rzeczy nie wiem o tych ludziach. Ale czy warto starać się ich poznać? Po wypadku nic nie miało dla mnie większego znaczenia. Czemu miałabym ich chcieć poznać? Czy jest to warte zachodu? Moje rozmyślania przerwali dorośli, wchodzący do pomieszczenia.

- Wszystko załatwione. Możemy wracać do domu-powiedziała mama, trzymając w ręce smycz. Nagle odezwał się Match:

- Niedługo mam urodziny, może zechciałaby Pani razem z Sofii przyjść na kolację by razem świętować ten wieczór?-zapytał.

- To świetny pomysł! Byłaby to dobra okazja by się lepiej poznać.-dopowiedziała Cornelia-Proszę nie odmawiać. Będzie Nam bardzo miło gościć Panią i pani córkę u Nas-powiedziała z uśmiechem na ustach, który o dziwo nie był ani trochę sztuczny. To rzadki widok jak dla mnie.

- Proszę mówić mi po imieniu-powiedziałam mama, podając swój numer telefonu-Naprawdę z miłą chęcią przyjdziemy. Proszę do mnie zadzwonić gdy uzgodnicie datę kolacji-powiedziała rodzicielka z uśmiechem. Jej uśmiech też był szczery, co mnie bardzo cieszyło. Dobrze zrobią Jej bliższe kontakty z ludźmi.

Zaczęliśmy się żegnać, gdy zielonooki do mnie podszedł i powiedział dosyć cicho:

- Dzięki za swój numer-nie wiem, dlaczego ale wydawało i się że wszyscy co słyszeli w pomieszczeniu. Uśmiechnął się znacząco, a ja na niego z niezrozumieniem. Przecież ja mu żadnego numeru nie dawałam! To widząc puścił mi oczko na znak bym udawała.-na pewno się odezwę.-uśmiechnęłam się  widząc Jego kolejny dowcip, którego wo gulę  nie rozumiałam. Nagle dostrzegłam błysk, który równie szybko zgasł co się pojawił. To był Nicolas, który stał za ścianą i uśmiechał się do mnie smutno. Na ten widok chciałam do niego podbiec mi mocno przytulić do siebie. Zrozumiałam, że Match znów robi kawał bratu. Przybrałam zobojętniały wyraz twarzy i szybko się od Niego odsunęłam, by wyjść razem z Alicją z budynku.

Jadąc samochodem milczeliśmy, dopiero gdy pies wesoło zaszczekał wesoło się uśmiechnęłam, a rodzicielka zaśmiała.

- Adoptowałyśmy psa, wypełniłyśmy papiery, wszystko poszło ładnie i pięknie, tylko gdzie on będzie spał oraz kto będzie się nim zajmował? Mam nadzieję, że to przemyślałaś.-zaczęła mama-Szczerze, nigdy bym nie pomyślałabym, że będziesz chciała psa. Myślałam, że lubisz swoją cisze i wolność od obowiązków, co niestety będzie musiało się skończyć gdy pójdę do pracy-Mama nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak nienawidzę ciszy wokół siebie i samotności. Jak bardzo męczę się pośród tych kłamliwych ludzi, którzy udają współczucie. Ale z drugiej strony cieszyłam się z tego, że o niczym nie ma pojęcia. Nie chciałam jej obarczać swoimi problemami, skoro sama nie pogodziła się z utratą syna, co może nawet nigdy nie nastąpić.

- ,,Mamo ten pies to ONA. Mieszkać będzie u mnie w pokoju, a wyprowadzać będziemy ją na zmianę"-uśmiechnęłam się  do mamy.

- No to jedziemy do zoologicznego po akcesoria dla naszej psiny-odpowiedziała wyraźnie zadowolona.

Kupiłyśmy potrzebne rzeczy dla psa i wróciłyśmy do domu.

Nocą siedząc na parapecie z psem, otworzyłam zegarek by podzielić się moją radością z Viktorem jaką jest pies. Pomimo ciepłego wiatru wiejącego mi w twarz oznaczającego przybycie mojego brata i szczekania psa, moje oczy były wpatrzone w krzaki, w których błyszczały lekko żółtawe ślepia. Z zarośli wyszedł wilk, który w jasnym świetle księżyca wyglądał oszałamiająco. To był ten sam co przyszedł ostatniej nocy. Rozpoznałam go po oczach. Patrzyłam na niegow osłupieniu, a on na mnie, dopóki nie poczułam ręki mojego anioła na ramieniu. Odwróciłam się do Niego i zobaczyłam jak Viktor bawi się z psem. Chyba to prawda co powtarzała zawsze babcia, że psy widzą duchy. Ciekawe czy wilk przed moim oknem też Go widzi? Pewnie tak. Brat spytał się mnie jak nazywa się mój pupil, a ja zesztywniałam. Przecież ja jeszcze jej nie nazwałam! Ale o tej godzinie nie miałam siły już się nad tym zastanawiać. Jutro mam na rano do szkoły, a to jest ważniejsze. Przecież się nie wyśpię! A już jest po 23:00. Zszokowana tymi faktami pożegnałam się z bratem i pomachałam do wilka na do widzenia. Weszłam do łóżka, a pies za mną. Wiem, że moje łóżko jest wygodne, ale chyba nie zamierzam się nim dzielić, więc szybko zepchnęłam z łóżka i pokazałam jej skojec. Pies nie chciał się poddać w bitwie o łóżko. Na końc wyszło na to, że zasnęłam wtulona w miękkie futro.                   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro