Rozdział 5
Wchodząc na stołówkę, usłyszałam głos Tris, która mnie wołała do swojego stolika.
- Hej Sofi, przedstawiam Ci Kelly, Bastiana oraz Williama i Helen, przyjaciele to Sofi-przywitali się ze mną, a ja im pomachałam na co zrobili zdziwione miny, po tym Tris dopowiedziała- Sofi nie mówi.-żeby nie było im smutno uśmiechnęłam się i machnęłam ręką ucinając ten temat. Kelly z Helen patrzyły na mnie ze współczuciem czego nienawidziłam jak ludzie to robili, ale za to Bastian z Willem patrzyli się z radością i zaciekawieniem, które mnie rozbawiło.
Helen to brązowooka dziewczyna o marchewkowych włosach, lekko kręconych. Kelly jest niską blondynką z małą ilością piegów o niebieskich oczach. Gdy zobaczyłam Bastiana i Williama wiedziałam, że to bliźniacy. Byli do siebie bardzo podobni, wysocy, rudowłosy o brązowych oczach. Różniło ich to, że Will miał dość krótkie włosy, a jego brat długie, uczesane w kucyka, sięgające prawie do bioder. Gdybym była pijana, z łatwością mogłabym Go pomylić z dziewczyną.
Na tą myśl mimowolnie się uśmiechnęłam. Nagle drzwi do stołówki się otworzyły i wszyscy skierowali spojrzenia w tamtą stronę, więc i ja to zrobiłam wciąż się uśmiechając. Gdy spojrzałam w tamtą stronę z mojej twarzy zszedł uśmiech, a pojawiło się osłupienie. Do stołówki wszedł wysoki brunet o mocnych rysach twarzy i oczach o kolorze whisky, które patrzyły wprost na mnie, tak samo jak moje na niego. Te zjawiskowe oczy, te spojrzenie, wydawało się mi równie znane jak wspomnienia, których szukałam w myślach na ich widok i których po namyśle nie znalazłam. Dopiero po chwili zauważyłam ludzi idących za nim, w tym zielonookiego szatyna, którego widziałam na stacji benzynowej. Szatyn spojrzał na mnie, po czym z zawadiackim uśmiechem puścił mi oczko. Widząc to uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. Na ten gest oczy bruneta posmutniały, po czym spojrzał na szatyna rozgniewanym wzrokiem. Nim zdążyłam zadać pytanie ,,kim Oni są?" Helen zdążyła mi na nie odpowiedzieć.
- To rodzina Winson'ów. Są najbardziej popularnym i znanym rodzeństwem w szkole. Każdy by chciał wkupić się w ich kręgi, ale Oni z byle kim na stałe się nie zadają.-pokiwałam głową na znak, że rozumiem. W mojej starej szkole też były takie osoby, ale osobiście za nimi nie przepadałam. Nagle Will z Bastianem pochylili się i w tym samym momencie zapytali:
- A więc skąd tacy ludzie jak Oni, znają dziewczynę, która jest w tej szkole po raz pierwszy ?-mówiąc to zrobili znaczące miny,a ja westchnęłam na ich zachowanie. Boże, czemu wszyscy faceci w moim wieku tacy są ?! -,-. Mój brat był inny. W różnych sytuacjach podtrawił się zachować i nie zadawać pytań, które go nurtowały. Szybko zaczęłam pisać odpowiedź na ich pytanie, tylko po to, aby przestali tak na mnie patrzeć. Gdy pokazałam im treść, mojej wypowiedzi, opowiadającej o sytuacji ze stacjo benzynowej, spojrzałam na znane wszystkim rodzeństwo, mając chwili wytchnienia od moich kompanów przy stoliku. Natchnęłam się na spojrzenie bruneta, którego oczy momentalnie zabłysły. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam pytająco, ale On ani drgnął, dopóki szatyn nie szarpnął jego ręki po czym spojrzał na mnie, a ja na niego tym samym wzrokiem co na jego brata, ale On tylko się zaśmiał. O co im chodziło ? Mam coś na twarzy ? A może tylko wspominali akcje ze stacji benzynowej ? Zignorowałam ich zachowanie i odwróciłam się do ludzi siedzących ze mną. Chwilę z nimi ,,porozmawiałam" po czym zadzwonił dzwonek na kolejne lekcje.
Lekcje minęły, a ja wróciłam do domu.
Wchodząc do domu, zastałam mamę siedzącą w salonie. Patrzyła w sufit w bezruchu, ewidentnie nad czymś myśląc lub nie chcąc tego robić. Na ten widok przeszedł mnie dreszcz. Wyjęłam notatnik z plecaka i zapytałam:
- ,,Mamo coś się stało ?"-byłam zaniepokojona Jej stanem.
- Dzwonił dziś twój Ojciec- na myśl o tym człowieku,(chociaż nie wiem czy mogę tak Go nazwać) aż mnie zemdliło.-pytał gdzie mieszkamy i domagał się rozmowy z tobą.-chwile zamilkła-Na moim przebaczeniu Mu nie zależy, ale na twoim tak-to mówiąc lekko się uśmiechnęła z nadzieją na twarzy, za to Ja stałam z kamienną tworzą, która często widniała na mojej twarzy, gdy zostawałam sama. Pomimo słów mamy, nie wierzyłam w szczerość słów Ojca. Był cynicznym kłamcą. Jego słowa były puste, tak jak On sam. Nie byłam gotowa na rozmowę z Nim, ponieważ mogłam wybuchnąć płaczem przy Nim, a nie chciałam pokazywać Mu jak bardzo jestem słaba i załamana po tamtym tragicznym wydarzeniu.
- Musiałam-to mówiąc podeszła do mnie i złapała mnie za dłonie, a ja nie drgnęłam nawet o milimetr-Jest twoim Ojcem i ma prawo się z tobą widywać-uśmiechnęła się blado, a ja odpowiedziałam tym samym, po czym udałam się do swojego pokoju.
Reszta dnia minęła mi na nauce i nudzeniu się. Pomimo tych wszystkich ludzi mnie otaczających, czułam się bardzo samotna i nikt ani nic nie mógł mi wypełnić tej pustki. Nocą, gdy mama już spała, otworzyłam okno oraz zegarek wiszący na mej szyi, by móc spotkać się z Viktorem. Przyjemny ciepły wiatr wypełnił mój pokój, bym po chwili mogła zobaczyć mego anioła stróża siedzącego obok mnie na parapecie. Uśmiechał się do mnie smutno, jakby wiedział co czuję. Zerkałam raz na Niego, raz na jezioro, które w blasku księżyca wdawało się srebrzyste. Ten widok napawał mnie wewnętrznym spokojem, co ułatwiało mi myślenie nad tym, co powinnam zrobić, by łatwiej przystosować do tego niekomfortowego stanu rzeczy jaki jest. Nagle między drzewami w krzakach, nieopodal jeziora, dostrzegłam błyszczące ślepia patrzące wprost na mnie. Spojrzałam na brata pytająco, ale On nie wiedział co to mogło być.
Po chwili stworzenie wyszło z zarośli, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Z początku myślałam, że to przerośnięty pies, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się zwierzęciu stwierdziłam z niemałym zdziwieniem, że to wilk. Był piękny, miał ciemnobrązową sierść i duże błyszczące oczy. Wydawało mi się, że zwierze patrzyło na mnie jak na wariatkę. Na tą myśl spojrzałam na Viktora, który się śmiał, a po chwili ja razem z Nim. Spojrzałam na zdezorientowanego wilka, który ciągle tam stał i nagle dostałam olśnienia. Adoptuję psa ! Pożegnałam się z moim aniołem, który rozpłynął się w powietrzu, a sama sięgnęłam po komórkę, by napisać SMS-a do mamy, by Jej nie budzić z prośbą o adoptowanie pupila. Nagle dostałam odpowiedź, której nie oczekiwałam tak szybko.
-,,Dobrze. Jutro nie pójdziesz do szkoły, a o 10:00 pojedziemy do schroniska na końcu miasta"-odpisała rodzicielka.
Byłam szczęśliwa, że mama się zgodziła. Pomachałam z wdzięcznością na pożegnanie do wilka, a On smutno pisnął. Nie myśląc dłużej o tajemniczym zwierzęciu położyłam się bardzo zmęczona spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro