Rozdział 9
Nick wziął mój plecak, a ja się zaczęłam podnosić z ławki. Wstając straciłam równowagę, przez co znów usiadłam gwałtownie na ławkę.
- Może Ci pomóc?-zapytał chłopak. Pokiwałam głową, zgadzając się na Jego propozycję.
Myślałam, że Nick pomoże mi wstać z ławki,ale nagle poczułam, że odrywam się od ziemi i ląduję w ramionach chłopaka. Zapewne zdziwienie malowało się na mojej twarzy, bo Nicolas pośpieszył z wyjaśnieniem:
- Tak będzie łatwiej-powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco, lecz ja się nie rozluźniłam. Jego twarz, choć wyglądała tak poważnie, to Jego charakter był całkowitym przeciwieństwem. Był ciepły, miły i troskliwy i albo po prostu dobrze odgrywał te uczucia albo.... Żal mu było Ciebie.
Nie chciałam się na Niego gapić, więc oparłam głowę o Jego ramie i zatopiłam się w myślach o osobie, która mnie niosła.
Jego rodzina zdawała się normalna i przeciętna tak jak każda, ale On był inny. Jego reakcję, zachowania, zmieniające emocje i podejście do różnych rzeczy czyniły Go innym, a co najważniejsze nie widziałam w Nim nawet grama fałszu, co w innych widziałam na co dzień. Przy Nim mogłam odpocząć. Ale jak ja powinnam się zachować wobec Jego? Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji i nie wiedziałam co mam dalej zrobić. Gdzieś z tyłu głowy cichy głosik szeptał mi słowa strachu i wątpliwości.
Intrygował mnie niemiłosiernie, ale to tylko ciekawość, która potrwa tylko chwilę. Dla wszystkich jestem szarą myszką i chciałam aby tak pozostało. Nie potrzebowałam uwagi całej szkoły, a tylko jednej osoby, która by mnie zrozumiała i nie pozwoliła być samą.
Gdybym się z Nim zaprzyjaźniła wszyscy by mnie znali i zwracali na mnie uwagę, a plastiki tej szkoły zjadły by mnie żywcem. Spojrzałam na Niego i nie wiedziałam, dlaczego jest taki wobec mnie.
Może to ciekawość? Albo jednak współczucie?
Te myśli przyprawiały mnie o zawroty głowy i zły nastrój. Strach, że się przywiąże do kogoś i potem stracę był zbyt wielki. Z zamyśleń wyrwało mnie głośno bijące serce Nicolasa.
Szturchnęłam Go lekko w ramie, a On na mnie spojrzał jakby wytrącony z letargu:
- Coś się stało?-zapytał.
- ,,Dalej mogę sama pójść"-powiedziałam z moją ,,standardową" kamienną twarzą.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mogę Cię ponieść...-przerwałam mu zaciskając lekko rękę na Jego ramieniu.
- ,,Nie"-spojrzał na moją twarz zatroskanym wzrokiem. Po chwili dodałam-,,Poradzę sobie"
- Jak uważasz,-powiedział zmieszany-ale plecak Ci poniosę-kiwnęłam głową zgadzając się i poszliśmy wolnym krokiem.
Leżałam na kozetce u pielęgniarki drugą godzinę lekcyjną z zabandażowaną nogą. Po wyjściu Nicolasa higienistka zbadała mnie i powiedziała, że noga jest tylko nadwyrężona i że mam odpocząć w gabinecie. Przez przeleżany czas pisałam z bliźniętami sms-y. Z całej gromadki to z nimi się najlepiej zaprzyjaźniłam.
Przymknęłam oczy by na chwilę odciąć się od światła słonecznego, wpadającego przez okno. Nagle ktoś zakrył mi oczy zimnymi dłońmi. Byłam pewna, że to ręce Williama, bo ręce Bastiana były ciepłe.
- Witaj-powiedzieli na raz. Will z ciągnął ręce z moich oczu, a Ja zobaczyłam dwie roześmiane twarze. Uśmiechnęłam się wesoło.
- Pani pielęgniarka kazała Nam zabrać Cię na lekcje-mówi Bastian.
- ,,A co mamy teraz?"-pytam.
- Teraz idziemy na chemię...-mówi Will.
-..A potem idziesz ze mną na dodatkową lekcje geografii-dokańcza Bastian.
Patrząc na Nich widziałam dobre wspomnienia, moje i brata, dlatego przy Nich zawsze się uśmiechałam, a do tego przy Nich człowiek nie umiał się nie roześmiać.
Idąc dalej korytarzem Will zwrócił się do mnie:
- Nie miałaś jeszcze chemii w tej szkole z Panią Marteen?-pokazałam głową, że nie, wtedy Bastian odwrócił się w moją stronę i powiedział:
- To lepiej siadaj w tylnych ławkach-uśmiechnął się pokrzepiająco.
- ,,Dlaczego?"-zapytała.
- Bo nasza chemiczka sepleni, przez co pluję-dokańcza chłopak, a Will stara się naśladować nauczycielkę, z czego wszyscy się śmiejemy.
Po lekcjach, które i tak trwały do późna miałam jeszcze geografię.
Razem z Bastianem weszliśmy do klasy. Przeleciałam wzrokiem szybko po klasie zauważając Nicolasa i Jego brata Jack'a. Lekko się do Nich uśmiechnęłam na co blondyn odwzajemnił mój gest, za to Nick nawet na mnie nie spojrzał tylko wgapiał się tępym wzrokiem w zeszyt. Nie chcąc pogarszać sytuacji zignorowałam to i poszłam z Bastianem do ławki.
Po lekcji wracałam do domu po ścieżce w lesie, którą odkryłam niedawno. Zawsze idąc tą dróżką myślałam o wilku stojącym co noc pod moim oknem. Ten las mi o Nim przypominał. Był tajemniczy i na pierwszy rzut oka zdawał się niebezpieczny, lecz dla mnie był on przyjemny i uspakajający, przyciągał mnie. Moje pragnienia, ciekawość i chęć poznania wszystkich intrygujących mnie rzeczy odcinał mur rozsądku, dlatego choć było to przyjemne miejsce, nie zamierzałam się w nim zagłębiać, a tylko szybko wrócić do domu.
Wchodząc do kuchni moja Mama zaczęła rozmowę:
- Sofi, mam Ci coś do powiedzenia-powiedziała z dużym uśmiechem na ustach, a Ja czekałam aż rozwinie wypowiedź-jutro idziemy na urodziny Matcha do rodziny Winson'ów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro