Epilog| Jasne strony
– Camil! No weź nie bądź cykor! Jak już tu jesteś, skorzystaj z okazji!
– Nie ma mowy, Misha. Nie namówisz mnie.
Na widok miny przyjaciela, musiałam powstrzymywać śmiech. Chłopak z przerażeniem w oczach wpatrywał się w Cukierka, zupełnie jakby kuc miał dwa metry w kłębie, krwawą pianę w pysku i morderczy błysk w oczach. Podeszłam do kuca i z czułością poklepałam go po pysku. To było naprawdę dobre zwierzę. Cukierek idealnie nadawał się do szkółki – był spokojny, dawał się pieścić i reagował na jeźdźca. A Camil bał się nawet podejść do niego bliżej niż na dwa metry, nie mówiąc już o wsiadaniu.
– Chłopie! Cukierek jest przynajmniej dziesięć razy bezpieczniejszy, niż twoje innowacyjne wynalazki, które trzymasz pod łóżkiem – zauważyła Callie. Ona też zmuszała się do zachowania poważnej miny. Mogłam się założyć, że najchętniej turlałaby się ze śmiechu. Szczerze mówiąc, gdyby to rzeczywiście zrobiła, z chęcią bym się do niej przyłączyła.
– Nieprawda! – zaperzył się chłopak. – Przedmioty martwe same nie ożyją, a zwierzę... koń jest nieprzewidywalny.
W tym momencie zgodnie wybuchłyśmy śmiechem.
– „Nieprzewidywalne" to jest drugie słowo, którym można opisać te twoje zabawki. – Callie otarła łzę śmiechu. – Zaraz po „śmiercionośne".
Camil obrzucił ją morderczym spojrzeniem, ale nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, podeszła do niego Susan i wcisnęła mu na głowę toczek.
– Zapinaj i wsiadaj na Cukierka, bo zaraz nam zaśnie. Dasz radę! – zapewniła.
Ponieważ Camil wciąż stał, niczym słup soli, wtrąciła się Issa:
– Dla Mishy tego nie zrobisz?
Od razu przestało mi być do śmiechu i rzuciłam Camilowi czujne spojrzenie, po drodze gromiąc Issę morderczym wzrokiem godnym wkurzonego trenera.
Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak przygryzł wargi, zapiął pasek od toczka i postąpił krok naprzód. W porę się ocknęłam i podeszłam bliżej.
– Tu wkładasz lewą stopę, odbijasz się i przerzucasz prawą nogę nad siodłem – szybko wygłosiłam skrócony kurs wsiadania na konia.
– Nogę przerzucasz z tyłu. Pochylając się do przodu – uściśliła Callie, chociaż dla mnie ta sprawa wydawała się oczywista.
Rozejrzałam się dookoła. Susan stała z drugiej strony Cukierka i pomagała Camilowi usadowić się w siodle. Już odchorowała przyjazd rodziców, z resztą w końcu się pogodzili. Wszyscy się poprzepraszali i rozstali w uśmiechach. Nie mówiłam tego dziewczynie, ale prawie na pewno ich kolejny przyjazd również będzie musiał zakończyć się przeprosinami. Niestety.
Issa siedziała na rurach, do których był przywiązany Cukierek i z rozbawieniem przyglądała się staraniom Camila. Opalenizna z Hiszpanii już wyblakła, podobnie jak skończyło się zauroczenie Felipem. Merissa wróciła na ziemię i była z tego całkiem zadowolona.
Callie z kolei stała zapatrzona w dal, zapewne pogrążona w skomplikowanych przemyśleniach. Wyczuła mój wzrok i uśmiechnęła się do mnie radośnie. Jej też się wszystko układało.
– Na filmach to wygląda o wiele prościej – stęknął Camil, gdy wreszcie udało mu się wtarabanić na siodło. Nie muszę chyba dodawać, że Cukierek ani nie rzucił się na niego z zębami, ani nie zrobił niczego innego, czego obawiał się mój przyjaciel.
– Na filmach miesiąc po pierwszym kontakcie z koniem startują w zawodach i skaczą całe parkury – zauważyłam rezolutnie, cmokając na konia i prowadząc go wraz z jeźdźcem w stronę starego okólnika. Dziewczyny ruszyły z nami. Jeśli mam być szczera, to nie wierzyłam, że to się dzieje. Powoli, bo powoli, ale jednak wprowadzałam Camila w koński świat. Byłam z tego powodu niesamowicie szczęśliwa. I to wcale nie dlatego, że rzadko mam okazję widzieć przyjaciela trzęsącego się ze strachu na widok spokojniutkiego kuca.
– Tja – Susan skinęła głową. – Naprawdę trudno znaleźć film o koniach, który nie jest tandetny i oklepany.
– Camil! Wyprostuj się! – Callie przerwała nasze rozważania. – Siedzisz w siodle, jak worek ziemniaków.
– I pięty w dół, a palce do konia – dodała Susan, pomagając chłopakowi odpowiednio ułożyć stopę w strzemieniu.
– A kolana nie mają latać dziesięć centymetrów od siodła – pouczyła go Issa, wskazując poduszki kolanowe. – Podobnie rzecz ma się z łokciami. Nie jesteś kurczakiem, więc niepotrzebne ci skrzydełka.
– Ale też nie chodzi o to, byś siedział, jak tyczka – dorzuciłam. Po dostosowaniu się do rad moich przyjaciółek, Camil rzeczywiście siedział sztywno, jakby połknął kij od miotły.
– To wszystko jest strasznie pokręcone – chłopak rzucił mi na wpół przerażone, a na wpół skołowane spojrzenie. – Tylko wariaci mogą ogarnąć to szaleństwo.
***
Siedzieliśmy na ogrodzeniu padoku, chrupaliśmy marchewki wcześniej podwędzone ze stajni i właściwie nie robiliśmy nic konkretnego. Susan z Issą wymieniały się najnowszymi nowinkami, Callie ze zmarszczonym nosem grzebała w jakimś kodzie na komórce, a Camil wciąż odreagowywał ostatnie pół godziny.
– Ale chyba nie było tak źle? – przerwałam jego potok słów. Odruchowo chciał powiedzieć, że owszem, ale po chwili zastanowienia zmienił zdanie.
– Właściwie było całkiem fajnie.
Uśmiechnęłam się tryumfalnie.
– Czyli marudzisz dla zasady, a jutro kolejna jazda? – zapytałam z łobuzerskim uśmiechem.
Zaśmiał się nerwowo.
– No może... Ale jeśli tak dalej pójdzie, to wykończę się psychicznie – stwierdził.
Pokręciłam pobłażliwie głową i zapatrzyłam się na konie leniwie skubiące rosnące gdzieniegdzie źdźbła trawy. Dookoła rozlegało się monotonne chrupanie, raz po raz przerywane świstem, gdy któryś z koni odganiał ogonem muchy.
– Za dwa tygodnie zaczyna się rok szkolny. Wtedy sobie odpoczniesz od wakacji – mruknęłam półgębkiem, wciąż wpatrując się w sielski obrazek przed nami.
– Właśnie! – wtrąciła Susan. Przerwała rozmowę z Issą i wychyliła się, by nas wszystkich lepiej widzieć. – W ten poniedziałek zaczyna się obóz dla młodych jeźdźców i ciocia pytała, czy nie pomożemy.
– Jak zgaduję, już jej odpowiedziałaś – odezwała się Issa.
– I na sto procent się zgodziłaś – mruknęła znad ekranu telefonu Callie.
Susan przytaknęła i wcale nie wyglądała na zawstydzoną. MJeśli chodzi o kwestie stajenne, miała w zwyczaju wypowiadać się za nas wszystkie i właściwie już się do tego przyzwyczaiłyśmy.
– To jak, pasuje wam? – zapytała, jakbyśmy mogły powiedzieć, że nie.
Callie i Issa zgodnie skinęły głowami. Taki obóz zapowiadał naprawdę ciekawe przeżycia – nawet się nie spodziewacie, jakie przemyślenia mogą mieć młodzi jeźdźcy.
Ja natomiast nie zgodziłam się od razu.
– Nie jestem pewna, czy dam radę. – Pod wpływem pytających spojrzeń dziewczyn, dodałam coś, o czym póki co wiedzieli tylko moi rodzice i Camil: – Jutro do naszego domu wprowadza się Oksana.
Reakcją dziewczyn były chóralne okrzyki radości.
***
Przed powrotem do domu, chciałam jeszcze załatwić jedną rzecz. Przeszłam przez padoki, aż do starego, rozłożystego dębu. Ostatnio dość często odwiedzałam to miejsce. Ziemię rozkopaną niecały miesiąc temu już zaczęła porastać świeża trawa. Oparłam się o gruby pień i wzniosłam oczy ku gałęziom. Wiatr delikatnie poruszał liśćmi, co jakiś czas odsłaniając małe żołędzie. Gdzieś w koronie drzewa śpiewały ptaki, a przenikające przez nią promienie słońca delikatnie grzały mi twarz.
Od uśpienia Nugata minął już prawie miesiąc. Rana w moim sercu zaczęła się zasklepiać, a to głównie dzięki pracy w stajni i przyjaciołom. Życie toczyło się dalej i po prostu musiałam wziąć się w garść i do niego wrócić. Zresztą – nie było co się smucić. Moje kontakty z Kają znacznie się polepszyły, czekały mnie obozowe perypetie, a od jutra miałam mieć młodszą siostrę.
Nagle usłyszałam wołanie Camila, dobiegające gdzieś z dala:
– Misha! Idziesz? Zaraz nam ucieknie autobus, a moja mama mi głowę urwie, jeśli znowu się spóźnimy!
– Już, już! – odkrzyknęłam i niespecjalnie się spiesząc ruszyłam z powrotem.
No właśnie. Jeszcze Camil. On zdecydowanie również należał do jasnych stron mojego życia.
**********************************
I w ten sposób zakańczamy przygodę z "Mów mi Misha". Możliwe, że za jakiś czas pojawi się kontynuacja, ale póki co, musicie się zadowolić artbookiem^^
Dziękuję wszystkim czytelnikom - komentującym, gwiazdkującym. Jesteście wspaniali!
Jest taka tradycja, że na zakończenie książki robi się special. Tym razem, wy możecie wybrać, jaką przybierze formę. Dawajcie pomysły, a ostateczną decyzję poznacie w rozdziale ze statystykami.
Pozdrowionka!
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro