Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9,5|WildAntka zaliczyła wtopę

Może najpierw moja notatka. Możecie coś zrobić? Cofnijcie się do rozdziały dziewiątego, przeczytajcie chociaż końcówkę, a następnie przeczytajcie początek dziesiątego. Ktoś zauważył coś dziwnego? Na przykład dziurę w historii, niespodziewany przeskok ze stajni na autostradę? W jednej chwili Misha jest z Susan i koniokradami w stajni, a w drugiej nagle budzi się otoczona wozami policyjnymi i ze zwichniętą ręką. Jak myślicie, teleportacja?

Nie, oczywiście, że nie. To mój błąd, pominęłam jeden - wprawdzie krótki, ale dość ważny - rozdział. I zauważyłam to dopiero teraz. Brawo ja! No, ale cóż. Trzeba naprawić błąd, nie? W takim razie tutaj wstawiam brakujący rozdział, ale wkleję go też w rozdział dziesiąty, by osoby, które dopiero zaczną czytać "Mishę", mogły przeczytać bez żadnych skoków w historii i teleportacji.

Mózg: Ale skoro wkleisz to do dziesiątego, to twoja prośba na początku tej notatki jest bez sensu.

Ja: Zamknij się, proszę.

Dziękuję za uwagę, przejdźmy do rozdziału 9,5!  (Polecam najpierw przypomnieć sobie rozdział 9).

*******************************

Tak właściwie to nie wiem, co dokładnie się wydarzyło. Pamiętam tylko Susan starającą się uspokoić przerażonego Karmela, pisk opon, który przestraszył go jeszcze bardziej. A potem najgorsze. Susan leżącą na ziemi i stojącego nad nią Karmela. Stał dęba. Wyglądało to tak, jakby nie rozpoznał dziewczyny leżącej przed nim. Chyba myślał, że jest koniokradem. Zauważyłam jak przymierza się do ataku. Przecież on może ją nawet zabić! – przemknęło mi przez myśl. Musiałam coś zrobić. Odwrócić jego uwagę, by nie zrobił jej krzywdy. Doskonale wiedziałam, że krzyki na nic się nie zdadzą. Zrobiłam jedyną rzecz, która mi przyszła do głowy. Wzięłam rozbieg, odbiłam się wołając do konia i wylądowałam na jego grzbiecie. Dokładnie w tym momencie zrozumiałam, że to zdecydowanie nie było najlepsze wyjście. Bo owszem, Susan już nic nie groziło. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja ze mną.

Koń natychmiast ruszył cwałem. Trzymałam się go za grzywę i starałam jakoś nim kierować. Ile razy słyszałam o przypadkach, w których koń w panice nie zauważył płotu lub czegoś innego, zawsze źle się kończyły. Czasami nawet trzeba było takiego konia uśpić.

Odepchnęłam rozważania na bok. Nie spaść i się nie zabić – tylko te słowa liczyły się w aktualnej sytuacji.

– Misha!!! – z daleka dobiegał głos Susan.

Gnaliśmy właśnie obok chatki, w której dokładnie w tym momencie zapaliło się światło. Tak, miło, że dziewczyny postanowiły się obudzić, ale może nie w tej chwili! Nagły rozbłysk tylko powiększył panikę Karmela.

Cwałowaliśmy wzdłuż linii lasu. Szczęście w nieszczęściu, że koń nie wbiegł w głąb boru. Gdyby to zrobił, byłabym zgubiona. Pęd rozwiewał mi włosy, niezapięta bluza narzucona na piżamę powiewała za mną jeszcze bardziej denerwując konia. Szkoda, że nie mogłam się jej pozbyć. Poczułam, że zsuwam się w prawo. Nie! Tylko nie to! Upadek z konia biegnącego z taką prędkością z pewnością skończy się skręceniem karku, może nawet gorzej. Odruchowo wczepiłam palce w grzywę konia i modliłam się w duchu.

Niedługo po tym zauważyłam, że wyjechaliśmy z terenu stadniny. Teraz pędziliśmy w kierunku autostrady. Nie, proszę, nie – mówiłam w myślach do przerażonego Karmela. Na nic zdały się próby skierowania go w inną stronę. W następnej chwili gnaliśmy już wzdłuż ruchliwej drogi.

Nagle jeden kierowca zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł zrobić. Zatrąbił.

Karmel stanął dęba.

Ja, która zupełnie się tego nie spodziewałam, puściłam się. Poczułam, że spadam.

Ostanie co zarejestrowałam to rżenie wystraszonego konia. Potem nic.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro