8|Nic przed nami nie ukryjesz
Karmel, koń Susan, jest naprawdę dobrym koniem. Razem ze swoją właścicielką wygrał wiele zawodów. Możliwe, że jest jednym z najcenniejszych koni w całej stajni Dębowy Liść.
– Co panowie tu robią? – powtórzyłam pytanie.
Jeden z nich sięgnął do kieszeni, a drugi spojrzał mi w oczy.
– Nie twój interes, paniusiu – powiedział twardo.
Część mnie panicznie namawiała do ucieczki. Mimo to, odpowiedziałam starając się ukryć drżenie głosu.
– To koń mojej przyjaciółki. Chcę wiedzieć, co przy nim robicie – kątem oka zauważyłam błysk przedmiotu, który wystawał z kieszeni pierwszego. Kiedy zrozumiałam co to jest, przełknęłam głośno ślinę. Jest źle – pomyślałam.
Jeden z mężczyzn dostrzegł na co patrzę. Uśmiechnął się mrocznie.
– Widzę, że zdajesz sobie sprawę, że nie jesteśmy przypadkowymi przechodniami – zaczął iść w moim kierunku. Mimowolnie się cofnęłam.
– Proszę mi powiedzieć co tu się dzieje – wydukałam cicho. Dotarłam do ściany. Nie mogłam się dalej cofać.
Podszedł do mnie i wyciągnął przedmiot w całości. Tak jak się obawiałam, pistolet.
– Do czego dążycie? Co ode mnie chcecie? – pytałam nienaturalnie wysokim głosem. Kompletnie nic nie rozumiałam.
Zamyślił się.
– Ujmijmy to tak. Zobaczyłaś coś, czego nie powinnaś widzieć. Musimy się tobą zająć – jednoznacznie spojrzał na broń w ręce.
– Ja nic nie powiem! Proszę, zostawcie mnie! – błagałam panicznie rozglądając się dookoła.
Mężczyzna przyłożył lufę pistoletu do mojego czoła. Serce biło mi w nienaturalnie szybkim tempie, miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Zaczęłam się pocić, nagle poczułam, że dookoła jest bardzo duszno.
– Jeśli piśniesz komukolwiek chociażby słówko, twoje przyjaciółki na tym ucierpią – szepnął patrząc mi w oczy.
Przerażona skinęłam głową.
Cofnął się opuszczając broń.
– Pamiętaj, my wiemy wszystko. Nic przed nami nie ukryjesz.
Wyszli.
Osunęłam się po ścianie i schowałam głowę w ramionach.
Co tu się tak właściwie wydarzyło?
***
Nie pamiętam jak długo tak siedziałam. Może pięć minut, a może godzinę. Mój dziwny stan przerwała Kaja wchodząca do stajni. Zauważyła mnie. Musiałam wyglądać naprawdę osobliwie skoro zwróciła na mnie uwagę.
– Misha, co z tobą? – zapytała lekko piskliwym głosem.
Szybko się otrząsnęłam. Jeszcze tylko brakuje żeby Kaja się o mnie martwiła!
– Nic, zamyśliłam się – burknęłam podnosząc się z ziemi i odgarniając włosy z twarzy. Bardzo się starałam pokazać, że jestem niewzruszona. Pewnie po to, by nie dostrzegła, że w środku cała jestem w rozsypce.
Wzruszyła ramionami.
– Następnym razem gdy będziesz się tak „zamyślać" – zrobiła znak cudzysłowu w powietrzu – to zwróć uwagę na to, by nie wyglądać jak wampir i zombie razem wzięte – wróciła prawdziwa Kaja – pomyślałam.
Odprowadziłam ją wzrokiem i podeszłam do boksu Karmela. Zazdrościłam Susan, że ma własnego konia. Wiele bym dała za to, by Nugat był mój. Tak właściwie, to wszystkie trzy jej zazdrościłyśmy, ale nie chciałyśmy się do tego przyznać.
– Czego oni od ciebie chcą? – zapytałam smukłego rudzielca.
Odpowiedziała mi cisza.
Przeszłam kilka metrów dalej, do boksu mojego ulubieńca.
– Cześć, co z kopytem? – weszłam do środka i przytuliłam się do czarnej szyi.
Poruszył łbem w moją stronę. A tak dokładniej, w stronę moich kieszeń.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Nie mam nic dobrego. Pokaż tą nogę – przeszłam pod jego szyją.
Czystobiały bandaż wskazywał na o, że Krystian niedawno zaglądał do Nugata. Tak właściwie, to nie wiedziałam co chciałam zrobić. Na weterynarii się nie znam, żadnego okładu robić nie trzeba, a kopyta i tak nie obejrzę kiedy jest pod bandażem.
Zauważyłam, że trochę się uspokoiłam. To konie tak na mnie działały. Byłam gotowa dalej udawać, że wszystko jest w porządku. Choć przecież nie było.
– A może zaplotę ci grzywę, co? – zaproponowałam. Ta czynność z pewnością odstresuje mnie jeszcze bardziej.
Swoje słowa szybko wcieliłam w czyn. Wyjęłam zestaw gumek i szczotkę do grzywy. Po chwili wahania wzięłam jeszcze odżywkę w spreju należącą do Merissy. Przecież się nie obrazi.
Kiedy zaplatałam na grzywie Nugata misterne warkoczyki zastanawiając się, czy nie lepiej wyglądałaby siatka, usłyszałam głos Issy:
– Co u Nugata? – podeszła do mnie nie komentując faktu, że zużyłam prawie jedną trzecią jej spreju. Cóż, fryzjerką w przyszłości na pewno nie będę.
– Z tego co widzę to dobrze – mruknęłam skupiając się na pasmach włosów konia.
Przyjaciółka sięgnęła po kilka gumek i zajęła się ogonem. Jeśli chodzi o czesanie koni, ustępowała tylko Callie.
– Gdzie są dziewczyny? – zagadnęłam, by przerwać ciszę.
– Callie narzeka na swój telefon, a Susan obmyśla plan zemsty – odparła, nie przerywając pracy.
– Na kim chce się zemścić? – spytałam, choć w sumie znałam odpowiedź.
– Na Simonie – kiedy wypowiedziała jego imię lekko się zaczerwieniła.
Zaśmiałam się cicho.
– Co ty w nim widzisz? – uwielbiałam zamęczać ją takimi pytaniami.
Zakończyła zaplatanie ogona i podeszła do wyjścia z boksu. Wyjrzała z niego i zaczęła mówić:
– Jest taki przystojny i świetnie jeździ konno... Ma zawadiacki uśmiech i piękne, ciemne oczy... Widziałaś kiedyś jak się śmieje? Oczywiście, że tak. W takim razie musisz przyznać, że robi to w nietypowy sposób...
– Co to znaczy „śmiać się w nietypowy sposób"? – wtrąciłam chowając gumki i szczotkę.
Zarumieniła się mocniej i zaczęła nerwowo nawijać kosmyk włosów na palec.
– On to robi w jedyny, niepowtarzalny sposób. Gdybyś kiedyś się zakochała, to byś zrozumiała – zakończyła swój wywód niszcząc całą atmosferę.
– Taa... Gdybym się zakochała. Ponieważ jednak to szybko nie nastąpi, nie jestem w stanie cię zrozumieć – odparłam.
Wyszłyśmy z boksu. Spojrzałam na swój nieodłączny zegarek. Dochodziła szósta.
– Muszę się zbierać. Jeśli z tego całego nocowania w stajni ma coś wyjść, powinnam być wcześniej w domu – powiedziałam. Podczas monotonnego zaplatania grzywy doszłam do wniosku, że podczas wspólnej nocki będę mogła mieć oko na przyjaciółki. W końcu, nie miałam pojęcia co może im grozić. Wiedziałam tylko, że tamci mężczyźni są niebezpieczni.
Skinęła głową. Myślałam, że już skończyłyśmy rozmowę, ale jeszcze dodała:
– Nie zapomnij o Kai.
Przewróciłam oczami.
– O niej nie da się zapomnieć – stwierdziłam.
*******************
Po długaśnej przerwie: nowy rozdział! Zauważyliście, że to opowiadanie ma już prawie osiemdziesiąt wyświetleń! Widzicie to?! Ja w to nie wierzę. Nie sądziłam, że ktoś to będzie czytać, a tu taka niespodzianka...
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro