Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5|Podyskutujemy...

  – Mamo! – zawołałam w głąb domu. – Idę do stajni! Mamo!

Przeszłam do swojego pokoju, w którym na szczęście nie było Kai. Z niebieskiej torby wyciągnęłam ciemne bryczesy i luźną, błękitną koszulę z kapturem. Szybko się przebrałam i jeszcze raz rozejrzałam się po domostwie.

– Mamo?! Gdzie jesteś? – w tym momencie usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zbiegłam ze schodów i zobaczyłam mamę z torbą zakupów. Pomogłam jej ją wnieść do kuchni i powtórzyłam to, co wcześniej mówiłam.

Odgarnęła włosy z czoła.

– Oczywiście, weźmiesz Kaję? – zauważyła mój przerażony wzrok, bo dodała: – im szybciej zaczniecie się do siebie przyzwyczajać, tym lepiej.

Kiwnęłam bezradnie głową.

– No dobra. A właśnie, mogę spać u Camila? – przypomniało mi się. Spojrzała na mnie zaskoczona, więc uzupełniłam moją wypowiedź – w pokoju gościnnym. Jeśli nie rozumiesz powodu, to zajrzyj do mojego pokoju.

Machnęła ręką.

– Dobrze, dobrze, zgadzam się. Zawołaj Kaję i pozdrów ode mnie Nugata – powiedziała i wyszła z pomieszczenia.

Zrezygnowana spojrzałam na zakupy. Z jednej strony ciągnęło mnie do Nugata, z drugiej nie chciałam ciągnąć Kai do stajni. No cóż. Czas ją zawołać. Weszłam na pierwszy stopień schodów i wrzasnęłam na całe gardło:

– Pośpiesz się Kaja! Wychodzimy, czy nam to się podoba, czy nie!

***

Włóczyłam nogami po ziemi. Za mną szła Kaja zapatrzona w telefon – jej też się niespecjalnie śpieszyło. Obydwie nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem.

Weszłyśmy do naszej stajni.

– Usiądź na wersalce, czy gdzieś – rzuciłam w stronę kuzynki i ruszyłam przejściem pomiędzy boksami. W większości były puste – konie pasły się na pastwiskach. Tylko w jednym można było dostrzec lokatora. W tym, do którego właśnie dotarłam.

– Witaj, kochany – szepnęłam gładząc chrapy Nugata. Zarżał na przywitanie. Zauważyłam, że zrobił to inaczej niż zwykle. Mniej energicznie? Możliwe...

Uchyliłam drzwi boksu i szybko w nim zniknęłam. Podeszłam do kontuzjowanego kopyta wierzchowca. Było owinięte bandażem. Pierwszą myślą było podniesienie go, ale dałam sobie spokój. Możliwe, że tylko bym rozdrażniła Nugata. Oparłam się o belki tworzące ścianę boksu i westchnęłam.

– Nawet nie wiesz jak mi teraz ciężko – powiedziałam do niego.

Staliśmy sobie przez chwilę w ciszy, którą przerwała Kaja.

– Michaela! Gdzie się zapodziałaś?

Podniosłam oczy ku niebu jednocześnie uspokajając Nugata.

– Po pierwsze: mów mi Misha. Po drugie: ciesz się, że nie ma tu innych koni. Nie słyszałaś, że w stajni się nie krzyczy? – zapytałam wychodząc z boksu.

Obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem.

– Nie musiałaś mnie tu zabierać – odparła chłodno.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło mi wejście Susan. Towarzyszył jej młody chłopak w okularach, na oko miał dwadzieścia lat.

– Cześć – powiedziała z uśmiechem. Przedstawiła się Kai i spojrzała na mnie.

– To jest Finn – wskazała na towarzysza. – Zaczął praktyki weterynaryjne u Krystiana.

Nerwowo poprawił okulary.

– Witaj – wydukał wyraźnie zdenerwowany. – Krystian poprosił mnie, bym zobaczył kopyto Nugata.

Przyjrzałam mu się. Był szczupły i wysoki. Ubrany w dżinsy i wyraźnie za dużą, jasną koszulę – już zdążyła się czymś ubrudzić. Miał lekko przetłuszczone, czarne włosy i te nieszczęsne okulary, które ciągle zjeżdżały mu na nos. W ręku trzymał ogromną torbę, z której wystawała czerwona teczka.

– Dobry jesteś? – zapytałam. Nie chciałam, by ktoś niedoświadczony dotykał mojego konia.

Chrząknął głośno.

– Chyba, to znaczy tak. Znaczy ja... Eee... – zaczął się mieszać w wyjaśnieniach.

Wyratowała go Susan.

– Pewnie, że jest. Inaczej Krystian by go nie przyjął, prawda? – położyła rękę na jego ramieniu. – Zaufaj mu, Misha.

Skinęłam głową.

– Dobrze. Nugat jest tam.

***

Siedziałyśmy na murku przed chatką i zajadałyśmy się winogronami. Niestety, dołączyła do nas Kaja.

– Widzisz? Finn mówi, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Za niedługo Nugat będzie zdrów jak ryba! – trajkotała Susan.

Wzruszyłam ramionami. Pewnie, cieszyłam się, że będzie dobrze, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że mój ukochany koń będzie musiał przez kilka tygodni stać w boksie.

– Pewnie ma rację – odparłam wkładając do ust kolejny owoc.

Kaja oderwała wzrok znad telefonu.

– Co się tak zamartwiacie? Skoro ten koń ma stać i nic nie robić to ma fajnie. Poleniuchuje sobie trochę.

Nie miałam ochoty tłumaczyć jej, że konie muszą biegać. Tym zajęła się Susan.

W przeciągu godziny dołączyły do nas Callie i Merissa.

Poszłyśmy razem do nowej części stajni, by zobaczyć małego źrebaczka. Susan powiedziała, że wczoraj się urodził.

Weszłyśmy do luksusowego budynku i niemalże od razu wpadłyśmy na wysokiego chłopaka.

– Oj, sorry, dziewczyny – powiedział pomagając nam wstać.

Susan była wyraźnie zirytowana.

– Simon! Patrz jak chodzisz! – fuknęła.

Chłopak przewrócił oczami z wyrazem rozbawienia na twarzy.

– W rzeczywistości stałem. To wy szłyście – odparł i przyjrzał się Kai. – My chyba jeszcze się nie znamy. Jestem Simon, brat Susan – wyciągnął rękę w jej stronę.

Moja kuzynka patrzyła na niego oczarowana (co zdecydowanie nie spodobało się Merissie).

– Ach... A ja jestem Kaja... – wyszeptała cicho.

Uśmiechnęłam się w myślach. Ha! Jeśli stwierdzi, że Simon jest uroczy, Issa ją zabije – niedosłownie oczywiście.

– Jest kuzynką Mishy – poinformowała go Callie sprawdzając, czy jej telefon jest cały.

– Nie musiałaś tego dodawać – mruknęłam do siebie.

Brat Susan zaśmiał się.

– Rodzinka się zebrała, co?

Lekko się zdenerwowałam.

– Nie – powiadomiłam o szybko.

– Simon... – Merissa postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. – Wiesz gdzie ten mały źrebaczek?

Kiwnął głową.

– Pewnie chodzi ci o Narcyza?

Susan spojrzała na niego z niedowierzaniem pomieszanym ze złością.

– Wybrałeś imię beze mnie? Jak mogłeś? Pamiętasz o umowie? – wyrzucała z siebie pytania jak z karabinu maszynowego.

Susan na ogół była bardzo miła i prawie w ogóle się nie złościła. Jedyną osobą, na którą się wściekała dość często, był jej brat.

Ciemnoskóry chłopak pokręcił głową.

– Lepiej chodźcie go zobaczyć. Podyskutujemy sobie przy kolacji, siostrzyczko.

Ruszyliśmy przejściem między boksami.

– O, żebyś wiedział jak podyskutujemy – usłyszałam jeszcze złowróżbny głos przyjaciółki.

***

Przepraszam za taką długą przerwę, ale nie miałam weny:( Sam rozdział tak średnio mi się podoba, bo nic się w nim nie dzieje, ale spokojnie! Obiecuję, że kolejny będdzie lepszy!

Piszcie co sądzicie i zostawiajcie gwiazdki, zapraszam też do zaobserwowania mnie.

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro