5|Podyskutujemy...
– Mamo! – zawołałam w głąb domu. – Idę do stajni! Mamo!
Przeszłam do swojego pokoju, w którym na szczęście nie było Kai. Z niebieskiej torby wyciągnęłam ciemne bryczesy i luźną, błękitną koszulę z kapturem. Szybko się przebrałam i jeszcze raz rozejrzałam się po domostwie.
– Mamo?! Gdzie jesteś? – w tym momencie usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zbiegłam ze schodów i zobaczyłam mamę z torbą zakupów. Pomogłam jej ją wnieść do kuchni i powtórzyłam to, co wcześniej mówiłam.
Odgarnęła włosy z czoła.
– Oczywiście, weźmiesz Kaję? – zauważyła mój przerażony wzrok, bo dodała: – im szybciej zaczniecie się do siebie przyzwyczajać, tym lepiej.
Kiwnęłam bezradnie głową.
– No dobra. A właśnie, mogę spać u Camila? – przypomniało mi się. Spojrzała na mnie zaskoczona, więc uzupełniłam moją wypowiedź – w pokoju gościnnym. Jeśli nie rozumiesz powodu, to zajrzyj do mojego pokoju.
Machnęła ręką.
– Dobrze, dobrze, zgadzam się. Zawołaj Kaję i pozdrów ode mnie Nugata – powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
Zrezygnowana spojrzałam na zakupy. Z jednej strony ciągnęło mnie do Nugata, z drugiej nie chciałam ciągnąć Kai do stajni. No cóż. Czas ją zawołać. Weszłam na pierwszy stopień schodów i wrzasnęłam na całe gardło:
– Pośpiesz się Kaja! Wychodzimy, czy nam to się podoba, czy nie!
***
Włóczyłam nogami po ziemi. Za mną szła Kaja zapatrzona w telefon – jej też się niespecjalnie śpieszyło. Obydwie nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem.
Weszłyśmy do naszej stajni.
– Usiądź na wersalce, czy gdzieś – rzuciłam w stronę kuzynki i ruszyłam przejściem pomiędzy boksami. W większości były puste – konie pasły się na pastwiskach. Tylko w jednym można było dostrzec lokatora. W tym, do którego właśnie dotarłam.
– Witaj, kochany – szepnęłam gładząc chrapy Nugata. Zarżał na przywitanie. Zauważyłam, że zrobił to inaczej niż zwykle. Mniej energicznie? Możliwe...
Uchyliłam drzwi boksu i szybko w nim zniknęłam. Podeszłam do kontuzjowanego kopyta wierzchowca. Było owinięte bandażem. Pierwszą myślą było podniesienie go, ale dałam sobie spokój. Możliwe, że tylko bym rozdrażniła Nugata. Oparłam się o belki tworzące ścianę boksu i westchnęłam.
– Nawet nie wiesz jak mi teraz ciężko – powiedziałam do niego.
Staliśmy sobie przez chwilę w ciszy, którą przerwała Kaja.
– Michaela! Gdzie się zapodziałaś?
Podniosłam oczy ku niebu jednocześnie uspokajając Nugata.
– Po pierwsze: mów mi Misha. Po drugie: ciesz się, że nie ma tu innych koni. Nie słyszałaś, że w stajni się nie krzyczy? – zapytałam wychodząc z boksu.
Obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem.
– Nie musiałaś mnie tu zabierać – odparła chłodno.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło mi wejście Susan. Towarzyszył jej młody chłopak w okularach, na oko miał dwadzieścia lat.
– Cześć – powiedziała z uśmiechem. Przedstawiła się Kai i spojrzała na mnie.
– To jest Finn – wskazała na towarzysza. – Zaczął praktyki weterynaryjne u Krystiana.
Nerwowo poprawił okulary.
– Witaj – wydukał wyraźnie zdenerwowany. – Krystian poprosił mnie, bym zobaczył kopyto Nugata.
Przyjrzałam mu się. Był szczupły i wysoki. Ubrany w dżinsy i wyraźnie za dużą, jasną koszulę – już zdążyła się czymś ubrudzić. Miał lekko przetłuszczone, czarne włosy i te nieszczęsne okulary, które ciągle zjeżdżały mu na nos. W ręku trzymał ogromną torbę, z której wystawała czerwona teczka.
– Dobry jesteś? – zapytałam. Nie chciałam, by ktoś niedoświadczony dotykał mojego konia.
Chrząknął głośno.
– Chyba, to znaczy tak. Znaczy ja... Eee... – zaczął się mieszać w wyjaśnieniach.
Wyratowała go Susan.
– Pewnie, że jest. Inaczej Krystian by go nie przyjął, prawda? – położyła rękę na jego ramieniu. – Zaufaj mu, Misha.
Skinęłam głową.
– Dobrze. Nugat jest tam.
***
Siedziałyśmy na murku przed chatką i zajadałyśmy się winogronami. Niestety, dołączyła do nas Kaja.
– Widzisz? Finn mówi, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Za niedługo Nugat będzie zdrów jak ryba! – trajkotała Susan.
Wzruszyłam ramionami. Pewnie, cieszyłam się, że będzie dobrze, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że mój ukochany koń będzie musiał przez kilka tygodni stać w boksie.
– Pewnie ma rację – odparłam wkładając do ust kolejny owoc.
Kaja oderwała wzrok znad telefonu.
– Co się tak zamartwiacie? Skoro ten koń ma stać i nic nie robić to ma fajnie. Poleniuchuje sobie trochę.
Nie miałam ochoty tłumaczyć jej, że konie muszą biegać. Tym zajęła się Susan.
W przeciągu godziny dołączyły do nas Callie i Merissa.
Poszłyśmy razem do nowej części stajni, by zobaczyć małego źrebaczka. Susan powiedziała, że wczoraj się urodził.
Weszłyśmy do luksusowego budynku i niemalże od razu wpadłyśmy na wysokiego chłopaka.
– Oj, sorry, dziewczyny – powiedział pomagając nam wstać.
Susan była wyraźnie zirytowana.
– Simon! Patrz jak chodzisz! – fuknęła.
Chłopak przewrócił oczami z wyrazem rozbawienia na twarzy.
– W rzeczywistości stałem. To wy szłyście – odparł i przyjrzał się Kai. – My chyba jeszcze się nie znamy. Jestem Simon, brat Susan – wyciągnął rękę w jej stronę.
Moja kuzynka patrzyła na niego oczarowana (co zdecydowanie nie spodobało się Merissie).
– Ach... A ja jestem Kaja... – wyszeptała cicho.
Uśmiechnęłam się w myślach. Ha! Jeśli stwierdzi, że Simon jest uroczy, Issa ją zabije – niedosłownie oczywiście.
– Jest kuzynką Mishy – poinformowała go Callie sprawdzając, czy jej telefon jest cały.
– Nie musiałaś tego dodawać – mruknęłam do siebie.
Brat Susan zaśmiał się.
– Rodzinka się zebrała, co?
Lekko się zdenerwowałam.
– Nie – powiadomiłam o szybko.
– Simon... – Merissa postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. – Wiesz gdzie ten mały źrebaczek?
Kiwnął głową.
– Pewnie chodzi ci o Narcyza?
Susan spojrzała na niego z niedowierzaniem pomieszanym ze złością.
– Wybrałeś imię beze mnie? Jak mogłeś? Pamiętasz o umowie? – wyrzucała z siebie pytania jak z karabinu maszynowego.
Susan na ogół była bardzo miła i prawie w ogóle się nie złościła. Jedyną osobą, na którą się wściekała dość często, był jej brat.
Ciemnoskóry chłopak pokręcił głową.
– Lepiej chodźcie go zobaczyć. Podyskutujemy sobie przy kolacji, siostrzyczko.
Ruszyliśmy przejściem między boksami.
– O, żebyś wiedział jak podyskutujemy – usłyszałam jeszcze złowróżbny głos przyjaciółki.
***
Przepraszam za taką długą przerwę, ale nie miałam weny:( Sam rozdział tak średnio mi się podoba, bo nic się w nim nie dzieje, ale spokojnie! Obiecuję, że kolejny będdzie lepszy!
Piszcie co sądzicie i zostawiajcie gwiazdki, zapraszam też do zaobserwowania mnie.
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro