Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37| Co ty knujesz, kochana?

Siedziałam na ogrodzeniu padoku. Obok mnie, na swoim wózku, siedziała Eliza. Callie i Susan poszły z Robertem i Angeliką do nowej stajni i jeszcze nie wróciły – podejrzewam, że złapała je pani Mariola i zagoniła do pomocy przy koniach. Jeśli tak się stało, nieprędko miały wrócić.

Cisza pomiędzy mną a Elizą trwała i robiła się coraz bardziej niezręczna. Mimo to, nie chciałam jej przerywać. Z niewyjaśnionego powodu bałam się, że dziewczyna zacznie rozmowę o koniokradach. Jak się okazało – nie myliłam się. Eliza przeniosła wzrok z pasących się koni i wbiła we mnie poważne spojrzenie.

– Nie przyjechałam tu, by podziwiać ciszę i spokój, prawda?

Spuściłam wzrok. Źdźbła trawy nagle stały się wyjątkowo interesujące.

– Pewnie nie – mruknęłam po chwili.

Eliza nie była zachwycona moją postawą. Pewnie ojciec kazał jej ze mną porozmawiać o koniokradach, za wszelką cenę chcąc wyciągnąć ze mnie dodatkowe informacje. Tyle, że ja ich nie miałam. Powiedziałam mu wszystko. Na spotkanie z Elizą zgodziłam się tylko po to, by poznać osobę, która podniosła się po strasznym upadku. Nie chciałam wracać do nieprzyjemnych tematów.

Eliza wydęła wargi i powiedziała:

– Posłuchaj, nie lubię się bawić w dyplomatyczne gierki. Powiem wprost: ci faceci są naprawdę niebezpieczni. Ty, ja, jesteśmy tylko nielicznymi ofiarami. Więcej osób zostało przez nich skrzywdzonych. Wiesz ile koni zdążyli już wywieźć?

Przecząco pokręciłam głową, wciąż nie patrząc Elizie w twarz. Po jej tonie wnioskowałam, że jest nieźle wzburzona.

– Ja też nie. I to jest kłopot. Policja wie tylko o nielicznych kradzieżach. Wielu koni nie udało się zwrócić właścicielom. Ci dwaj zabili cztery osoby. – Eliza nabrała głęboki wdech i powiedziała wolno, akcentując każde słowo: – Mogli cię zabić, Misha. To kwestia przypadku, że tego nie zrobili. Nie łódź się, że twojego uroku osobistego.

Przełknęłam ślinę, urażona tą uwagą. Czy ona poważnie myśli o mnie w ten sposób? Tępa laleczka, która nie traktuje niczego poważnie? Czułam się rozgoryczona, ale nic nie powiedziałam.

Eliza chyba zauważyła, że ją poniosło, bo nie kontynuowała tematu. Dopiero po chwili poczułam dotyk jej ręki na ramieniu.

– Po tym wypadku... Strasznie trudno było mi się pozbierać. Pomogli mi przyjaciele i Ethan. Bez nich nie dałabym rady. Siedziałabym w domu, pogrążona w depresji. Misha, miałaś... Przepraszam za słowo, ale miałaś cholerne szczęście, że nic poważnego ci się nie stało.

Podniosłam wzrok. Eliza wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Dziwnie było patrzeć, jak dorosła, ledwo poznana osoba się przede mną rozkleja.

– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ja też się boję. I... Też mam przyjaciół. Tak naprawdę, to dzięki nim się spotkałyśmy – przyznałam, wiedząc, że gdyby nie telefon Camila, nigdy nie odważyłabym się ponownie pójść na komisariat. Tak naprawdę, zrobiłam to po części po to, by pokazać przyjacielowi, że nie jestem wielkim strachajłem.

Eliza smutno się uśmiechnęła.

– Tym bardziej masz szczęście – stwierdziła.

Nic więcej nie mówiłyśmy. W ciszy przypatrywałyśmy się koniom, a gdy wróciły dziewczyny, skierowałyśmy się w stronę stajni. Nakarmiłyśmy konie, podczas gdy Eliza wygłaskała Nugata po wsze czasy. Zdążyłyśmy jeszcze zjeść budyń z malinami, którego dwa opakowania Susan wygrzebała z dna szafek w chatce, a potem po Elizę przyjechał Ethan i nastąpił czas pożegnania. Callie rzuciła ogólne „miło było poznać", Susan starała się opanować nieskończony ciąg ostatnich pytań do Elizy, a ja dostałam od niej poważne spojrzenie. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i objęłam ramionami przyjaciółki. Nie jestem sama – zasygnalizowałam. Eliza również się uśmiechnęła, a po paru minutach już jej nie było.

– Nie zadałam jej jeszcze połowy pytań – powiedziała z zawodem Susan. Pewnie patrzyłaby z żalem na opadający na drogę pył, gdyby nie fakt, że droga była brukowa, więc żadnego pyłu nie było.

Westchnęłam przeciągle. Eliza dała mi sporo do myślenia. Wiedziałam, że tego wieczoru będę jeszcze raz odtwarzała w głowie wszystkie zdarzenia z tamtej feralnej nocy. Moje rozważania przerwała Callie radosnym powiadomieniem:

– Za niedługo zafarbujemy sobie włosy. – Jej ton zdradzał, że nie powinnyśmy dyskutować.

***

Gdy wróciłam do domu, moich rodziców nie było. Weszłam do kuchni i – korzystając z chwilowej wolności – wyciągnęłam nogi na stole. Właśnie zastanawiałam się, czy pójść do Camila i zrelacjonować mu dzisiejsze wydarzenia, gdy rozległy się kroki i do kuchni weszła Kaja. Przyjrzałam jej się zdziwiona. Włosy kuzynki były w totalnym nieładzie, na sobie miała zwykły T-shirt i leginsy. Po chwili skojarzyłam, że te ubrania były moje.

– Ej, Kaja. Co się stało? – zapytałam.

Dziewczyna podskoczyła i obróciła się w moją stronę. Chyba mnie wcześniej nie zauważyła. Wyraz zaskoczenia na jej twarzy szybko został zastąpiony miną „mam-nadzieję-że-masz-ważny-powód-by-się-do-mnie-odzywać", ale zdążyłam dostrzec w jej oczach zmęczenie. W ogóle, Kaja wyglądała, jakby przed chwilą wstała z łóżka.

– Przyszłam się napić – odpowiedziała, choć niezupełnie na moje pytanie.

Zdjęłam nogi ze stołu i zmarszczyłam brwi.

– Długo tak sama siedzisz?

– Wróciłam kwadrans temu – odparła, wyjmując szklankę z szafki. Przyglądałam się, jak podchodzi do lodówki i szuka w niej soku.

– A skąd? – dopytałam, siadając na stole.

– Z jaz... – zaczęła odruchowo, a potem urwała. – A czemu cię to interesuje? W jakiegoś szpiega się bawisz? Wywiad prowadzisz?

Uniosłam ręce.

– Zwykła ciekawość – powiedziałam, choć miałam ochotę wyrwać jej odpowiedź z gardła. Taka milusia jestem.

Obrzuciła mnie wyniosłym spojrzeniem, wyjęła z lodówki karton soku i zaczęła napełniać szklankę. Przyglądałam jej się jeszcze przez chwilę, mając nadzieję, że powie mi coś więcej. Ponieważ kompletnie nie zwracała na mnie uwagi, wzruszyłam ramionami i poszłam na górę. Wchodząc do mojego pokoju, potknęłam się o trampki Kai rzucone w przejściu. Podniosłam je i uniosłam wysoko brwi. Podeszwy były brudne od błota, a do jednej z nich przyczepiło się źdźbło słomy. Odłożyłam buty na bok i walnęłam się na łóżko. Jedno jest pewne. Po każdej wizycie w „Dębowym Liściu", Kaja porządnie szorowała podeszwy. Chyba, że o czymś nie wiem.

– Co ty kombinujesz? – zapytałam samą siebie, a potem zeszłam do środkowych drzwi i poszłam pogadać z Camilem.

**********************

Oficjalnie wróciłam po długiej przerwie. Cały miesiąc bez pisania... To nie było miłe, ale konieczne. Na szczęście, ten czas już za mną! Hurra!

Jak się podobał rozdział? Szczerze mówiąc, właśnie w nim po raz pierwszym użyłam... Niezbyt kulturalnego słowa. Taki przełom. Ogólnie, mam tendencję do ugrzeczniania moich postaci^^ Sama nigdy nie powiedziałam nic gorszego, niż "kurczę". Taka ciekawostka^^

Co myślicie o Elizie? Albo o Kai?

Piszcie koniecznie!

Pozdrowionka,

WildAntka

PS. Właśnie. Chcielibyście zmianę okładki? Bo mam jedną, ale nie wiem, czy zmieniać^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro