Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31|Panna Hanna boi się koników

Jedną rzeczą jest nastawić sobie budzik na szóstą trzydzieści, a drugą jest wstać o tej godzinie. Mówię wam, to naprawdę dwie różne rzeczy.

– Misha, a ty jeszcze w łóżku? Za pół godziny jedziemy!

Uchyliłam powieki i uniosłam głowę. Kaja jeszcze smacznie spała. W drzwiach pokoju stała mama – już ubrana i uczesana. W ręce trzymała puderniczkę. Pewnie właśnie zamierzała się pomalować. Miałam coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam wołanie taty z dołu:

– Sylvia, a płatki owsiane gotuje się w wodzie, czy w mleku?

Mama pokręciła głową i odkrzyknęła przez ramię:

– Tak jak jest napisane na opakowaniu!

– Ale tu są tylko rysunki!

Mama potrzebowała chwili namysłu, ale w końcu znalazła odpowiedź.

– Poradzisz sobie!

Przysłuchiwałam się tej wymianie zdań w milczeniu. Callie jest przekonana, że w każdej rodzinie musi być ktoś, kto umie gotować. W takim razie chyba jesteśmy wyjątkiem potwierdzającym regułę. Moja mama nie potrafi przyrządzić nawet rosołu, ja potrafię spalić wodę, a tata... No cóż. Jego przerasta nawet obrazkowa instrukcja robienia owsianki. Może Oksana okaże się naszym wybawieniem i stanie się mistrzem kuchni. Wtedy przynajmniej nie będziemy musieli co święta jeść mrożonych pierogów.

Myśl o Oksanie pobudziła mnie do działania. Wyskoczyłam spod kołdry, przeskoczyłam nad leżącą na podłodze torbą Kai i dopadłam szafy. Zaczęłam szukać w niej czegoś do ubrania, ale oczywiście nic nie mogłam znaleźć. Połowę półek wypełniały rzeczy Kai. Ubrania spadały z półek na moją głowę, a ja zastanawiałam się, czy mogę ubrać krótkie spodenki i koszulę w kratę. A może wziąć jedną z bluzek kuzynki? Nie, przecież mnie zabije. No i wcale nie chcę wyglądać jak ona. W końcu podeszła do mnie mama i otworzyła drugie skrzydło szafy – to z wieszakami na kurtki i sukienki. Wyjęła zwiewną sukienkę w kwiatki i wcisnęła mi ją do rąk.

– Marsz do łazienki, a za pięć minut jesteś na dole i jesz spaloną owsiankę twojego taty – rozkazała mi, a ja posłusznie pobiegłam we wskazanym kierunku, zanim przypomniało jej się, że ona też chciała skorzystać z łazienki.

Chyba pobiłam mój rekord w ubieraniu się i jedzeniu śniadania. Nie było zbyt smaczne, ale po dodaniu trzech łyżek miodu i zalania spalonej papki kartonem mleka, owsianka stała się zjadliwa. Pospiesznie ją zjadłam i pobiegłam po szczotkę, by się uczesać. Z braku czasu zamiast warkocza zrobiłam sobie kitkę. W biegu szukałam sandałów i wkładałam je na nogi. W ostatniej chwili przypomniało mi się o torebce. Wrzuciłam do niej telefon, słuchawki i parę innych drobiazgów. Po chwili zastanowienia (całych jedenastu sekundach!) wcisnęłam tam jeszcze wygniecione zdjęcie Nugata, leżące na moim biurku.

– Misha, pospiesz się! Już jedziemy!

Posłusznie zbiegłam na dół. Lekko naburmuszona Kaja stała obok mojej mamy – ta wymyśliła, że kuzynka pójdzie do Camila. Ponoć jego mama zaproponowała, że nauczy dziewczynę piec ciasteczka z czekoladą i przyrządzać dobre, domowe śniadanie. No cóż. Zobaczymy. Tyle z tego dobrego, że będzie miała zajęcie na czas, gdy akurat nie będzie mogła mnie denerwować.

Mama przekazała Kaję w ręce cioci Edyty, a potem całą naszą trójką wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę miasta. Tata ustawił nawigację, która uprzejmie poinformowała nas, że droga zajmie nam dokładnie czterdzieści cztery minuty.

– Spokojnie, zdążymy – powiedziała mama i poczęstowała nas miętówkami.

Wciąż śpiąca, nie miałam ochoty na żadne rozmyślenia, więc założyłam słuchawki, włączyłam playlistę i nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

***

– Misha, jesteśmy.

Uchyliłam powieki. Nasz samochód stał zaparkowany przed brudnożółtym budynkiem, a rodzice obrócili się na fotelach i wlepiali we mnie wzrok. Tata trzymał w ręce słuchawki, które wcześniej wyjął mi z uszu.

– Fajna piosenka – dodał jeszcze.

Wymamrotałam coś niezrozumiałego i wyłączyłam muzykę. Schowałam swoje rzeczy do torebki i popatrzyłam na rodziców. Oboje wyglądali elegancko, ale nie sztywno. Od mamy czułam zapach jej ulubionych perfum. Mieli pewne miny, a ja miałam nadzieję, że moja też taka jest.

– Nie spieszyliśmy się przypadkiem? – zapytałam w końcu.

Mama spojrzała na zegarek.

– Mamy dziesięć minut. Spokojnie. Chociaż... – zawahała się. – Chociaż może rzeczywiście już chodźmy.

Wyszliśmy z samochodu. Na zewnątrz wiał wiatr, nie było takiego upału, jak wczoraj. Wygładziłam sukienkę, poprawiłam torebkę i latające na wietrze włosy i obrzuciłam spojrzeniem budynek. Miał dwa piętra, duże białe drzwi i niektóre okna ozdobione wycinankami. Wzdrygnęłam się, a po chwili poczułam na ramieniu dłoń mamy.

– Chodź, kochanie. Czas byś poznała Oksanę.

***

Wylądowaliśmy w niezbyt dużym pokoju, w którym wyraźnie czuć było stęchliznę. Żółta jak wczorajsza jajecznica mojej mamy farba odpadała od ścian i jestem pewna, że gdybym przejechała po niej ręką, zostałyby na niej żółte drobinki. Na środku pomieszczenia stały dwie stare kanapy. Rodzice usiedli na jednej z nich, a tata się nieznacznie skrzywił – pewnie kłuły go sprężyny. Wiercił się przez chwilę, próbując uzyskać wygodną pozycję. Ja póki co nie chciałam siadać. Czułabym się jak na dywaniku u dyrektora. Stanęłam obok okna. Do szyby ktoś przykleił papierowe kwiatki, ale te już wyblakły od słońca i zaczęły się odklejać. Ogólnie w pokoju panowała pełna napięcia cisza, przerywana tylko skrzypieniem sprężyn w kanapie.

W pewnym momencie szarobure drzwi otworzyły się i do pokoju weszła niska kobieta prowadząca małą dziewczynkę. Oksanę. Usiadły na drugiej kanapie. Kobieta zaczęła rozmawiać z moimi rodzicami, ale konwersacja w ogóle do mnie nie docierała. Opierałam się o parapet i wlepiałam wzrok w małą postać siedzącą na kanapie.

Oksana była drobniutką dziewczynką, ubraną w szarozieloną sztruksową sukienkę i powyciągane bawełniane rajstopy. Miała lekko kręcone czarne włosy sięgające do ramion i bladą twarz z delikatnymi piegami. W rękach ściskała postrzępiony, szary materiał. Po chwili rozpoznałam w nim pieluszkę dla małych dzieci – taką, którą można je przykryć, czy wytrzeć buzię. W pewnym momencie mama coś do niej powiedziała, a dziewczynka uniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie. Mama kontynuowała wątek, który zaczęła i minutę później rozmawiała z Oksaną jakby były kumpelkami od lat. Zdałam sobie sprawę, że pod warstwą strachu Oksana jest zwyczajnym, gadatliwym pięciolatkiem. Nie wiem czemu, myślałam, że będzie inna. Grobowo ponura, odzywająca się tylko od wielkiego dzwonu. Myślałam, że takie piętno odciska brak rodziców. A tu proszę, niespodzianka. Oksana zachowywała się praktycznie jak każde inne dziecko.

W pewnym momencie tata kiwnął w moją stronę, więc podeszłam i usiadłam obok niego. Tata położył mi dłoń na ramieniu i powiedział:

– To właśnie jest Michaela, o której pani mówiłem. Jestem pewien, że szybko oswoi się z tą sytuacją, która jest dla niej jeszcze trochę zbyt świeża.

Wpadłam na pomysł, by się uśmiechnąć. Chyba dobrze byłoby pokazać, że rodzice dobrze mnie wychowali, a nie sądzę, by stanie pod oknem to ukazało. Starałam się wyglądać najmilej, jak potrafiłam. Tak miło, jak wtedy, gdy próbuję namówić rodziców na nowy czaprak dla Nugata.

Kobieta nie odwzajemniła uśmiechu. Miała lekko siwe włosy upięte w koka, zmarszczki, które sprawiały, że wyglądała na bardzo zmęczoną i staromodną sukienkę. Wyciągnęła do mnie rękę.

– Nazywam się Anna Klaudyna Oserman.

Uścisnęłam jej rękę. Miała mocny chwyt i stwardniałą od pracy skórę.

– Misha... Oakson. Miło mi panią poznać – powiedziałam z uśmiechem. Nawet dygnęłam lekko przy tych słowach, co teraz wydaje mi się komiczne.

– Przywitaj się z Oksaną – podpowiedział mi tata.

Skinęłam głową i podeszłam do niej. Mama akurat odwróciła się, by porozmawiać z panią Anną Klaudyną Oserman. Usiadłam obok dziewczynki i niezręcznie wyciągnęłam rękę.

– Cześć, jestem Misha.

Przyjrzała mi się i po chwili uścisnęła moją dłoń.

– Cześć, Misha.

Przygryzłam wargę. Nie wyglądało na to, by rozmowa sama się toczyła. Nie powiem, trochę się denerwowałam. Jeśli nie nawiążę kontaktu z Oksaną, jeśli między nami nie wytworzy się więź, możliwe, że nie pozwolą, by Oksana trafiła do naszej rodziny. Naprawdę nie chciałam wszystkiego sknocić. Spojrzałam w błękitne oczy dziewczynki i zaczerpnęłam powietrza.

– A ty nazywasz się? – próbowałam nawiązać z nią kontakt. Proszę, proszę, odpowiedz więcej niż jednym słowem! Zacznij trajkotać jak zwyczajna kilkulatka! Niech to nie będzie drętwa rozmowa...

– Oksana.

– Aha. Co lubisz robić?

– Lubię bawić się z panną Hanną – zrozumiałam, że tak nazwała brudną szmatkę w swoich dłoniach – i rysować. A ty lubisz rysować?

– Tak, też lubię – odparłam automatycznie. Póki co rozmowa nie była... Naturalna.

– To może coś porysujemy?

Rozejrzałam się dookoła. Rodzice wciąż rozmawiali z Anną Klaudyną Oserman.

– Wiesz, nie ma tu kartek – zauważyłam ostrożnie.

Oksana wskazała na mnie i moją torebkę. Muszę przyznać, że zaczynałam ją naprawdę lubić. Miała w sobie coś, czego nie potrafiłam dostrzec, ale wyraźnie to czułam. Pewną iskierkę, malutką, skrytą pod grubą warstwą strachu, ale jednak ciepłą i dającą światło.

– A może ty masz? Poszukaj!

Posłusznie pogrzebałam w torebce. Wyjęłam zdjęcie Nugata, chusteczki i długopis. Po chwili sprawdziłam portfel i znalazłam w nim kilka starych paragonów. Położyłam je na kolanach i zamknęłam torebkę.

– Niestety nic więcej nie mam – powiedziałam i podniosłam wzrok. Oksana przeglądała moje rzeczy.

– O, konik! – zauważyła zdjęcie. – Jaki ładny! Lubię koniki, wiesz? Są takie ładne, ale panna Hanna się ich boi. Kiedyś narysowałam konika i panna Hanna bała się na niego spojrzeć. Schowała się na mojej głowie, wiesz?

Wolno pokiwałam głową.

– Mam nadzieję, że tego zdjęcia panna Hanna się nie przestraszy – powiedziałam i podałam je Oksanie. – Konie są fajne. Nie wiem, czy cię to interesuje, ale jeżdżę konno. A na tym zdjęciu jest Nugat, którym się opiekuję.

Dziewczynka wpatrywała się w czarną sylwetkę przez kilka sekund.

– Łał. Ale on jest duży. Panna Hanna pewnie by się go bała – stwierdziła, chowając szmatkę za plecami. – Jesteś jego przyjaciółką?

Zdjęłam skuwkę z długopisu i wzięłam jeden z paragonów.

– Tak, bardzo się lubimy. Chcesz go narysować?

Z zapałem pokiwała głową i przystąpiła do dzieła. Przyglądałam się jak zapełnia białą stronę paragonu liniami i owalami, ale nie potrafiłam w nich dostrzec sylwetki konia. Żachnęłam się w duchu. Przecież ona ma pięć lat! Nie powinnam spodziewać się rysunku na poziomie Leonarda da Vinci.

W pewnym momencie Oksana przerwała rysowanie i spojrzała na moją rękę.

– Czemu masz takie coś? – zapytała, a ja domyśliłam się, że chodzi jej o gips. Spojrzałam na niego. Po spotkaniu u Merissy pojawiło się na nim kilka imion, między innymi „Lizzy". Przeczuwałam, że na dzisiejszej imprezie napisy zakryją całą białą powierzchnię. Nagle wpadłam na pewien pomysł.

– Wywróciłam się – odpowiedziałam na pytanie. Nie całkiem zgodnie z prawdą, ale w tej chwili nie miałam ochoty na zawiłe tłumaczenia. Zresztą mogły one niekorzystnie wpłynąć na obraz spokojnej i bezpiecznej rodziny, który prezentowali Annie Klaudynie Oserman rodzice. – A chciałabyś coś tu narysować? – zapytałam Oksanę. – Znajdziemy jakieś specjalne miejsce. Co ty na to, Oksi? Mogę tak do ciebie mówić?

Oksana pokiwała głową i porzuciła rysunek konia.

– Narysuję ciebie i pannę Hannę – zapowiedziała i nie marnowała więcej czasu na pogaduchy. Wzięła się ostro do roboty.

*********************

Cóż mogę napisać... Wreszcie poznaliście Oksanę! Ludzie, dostąpiliście wielkiego zaszczytu! *kiwa poważnie głową*

No dobra, a teraz na serio. Czas na WAŻNE ogłoszenie! Krok po kroku zbliżają się święta Wielkanocne. Wolno, bo wolno, ale jednak. Sprawa wygląda tak: chciałabym zrobić jakiś special ("Misha" nie została potraktowana wielką ilością speciali, tak swoją drogą) i osobiście proponuję wywiadu z bohaterami część drugą. Piszcie, czy bylibyście chętni (jeśli nie, to po prostu tego nie zrobię), a jeśli macie swoje propozycje, to śmiało się nimi dzielcie. A, właśnie. Im więcej osób będzie chciało wywiad z bohaterami, tym będzie ciekawiej. Rozumiecie, większa ilość pytań, większa różnorodność... Jeśli uważacie, że jest ktoś, kto nie czyta "Mishy", a byłby zainteresowany (bądź czytał, ale przestał zirytowany małą częstotliwością rozdziałów), to śmiało możecie go oznaczyć.

Łączmy się, koniarze!

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro