Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3| To to coś stwarza problem

Noc minęła mi niespokojnie. Śniły mi się koszmary; pożar w stajni, na zawsze kulawy Nugat, Kaja w makijażu...

Usłyszałam wesołe dźwięki piosenki ustawionej jako budzik w telefonie. Sięgnęłam po urządzenie i szybko wyłączyłam alarm. Niestety nie zdążyłam. Dźwięk obudził Kaję. Podniosła się z rozłożonej kanapy, na której spała i spojrzała na mnie oskarżycielsko.

– Nie musisz budzić wszystkich dookoła tylko dlatego, że idziesz do szkoły – przywitała mnie jakże miłymi słowami.

– Też się cieszę, że cię widzę – odpowiedziałam sarkastycznie. Wygrzebałam się spośród fałd kołdry i podeszłam do szafy. Oczywiście zapomniałam żeby wcześniej przygotować ubranie i teraz musiałam szukać. Po pięciu minutach grzebania znalazłam lekko pogniecioną, białą koszulę i spódniczkę z ciemnego dżinsu. W tym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Proszę – powiedziałam i zamknęłam drzwi szafy.

Do pokoju weszła mama. Na głowie miała istną szopę, a zaczerwienione oczy zdradzały, że się nie wyspała.

– Wstałaś? – zapytała całkiem niepotrzebnie.

– Chyba było słychać – złośliwie rzuciła Kaja.

Mama mechanicznie kiwnęła głową.

– Tak, tak... Wyprasować ci to, Misha? – wskazała na trzymaną przeze mnie koszulę.

– Byłabym wdzięczna.

Kiedy mama wyszła z pokoju odezwała się moja kuzynka:

– Przecież pogniecione koszule są taaakie modne.

– Akurat – spojrzałam na nią pobłażliwie i wyszłam do łazienki.

***

Na szczęście wujostwo chciało jeszcze gdzieś pojechać razem z Kają, więc na zakończenie roku szkolnego jechałam tylko z moimi rodzicami. Kiedy wsiedliśmy do samochodu opowiedziałam im wczorajszą historię. Natychmiast zrozumieli moje spóźnienie.

– Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś? – mama obróciła się w moją stronę.

– Nie chciałam wam robić kłopotu – westchnęłam.

Tata zatrzymał samochód na światłach.

– Następnym razem mów nam o takich sprawach, dobra? – zapytał.

Przytaknęłam głową.

– Dobra.

Na parking przed szkołą dotarliśmy trzy minuty później. Wysiadłam z samochodu i wyjęłam z bagażnika niebieską torbę na ramię. Mama pomogła mi wziąć bukiety kwiatów dla nauczycieli.

W holu szkoły wprost roiło się od uczniów. Każdy wręczał komuś upominki i składał podziękowania. Z trudem przecisnęłam się do auli i odnalazłam moje przyjaciółki.

Merissa miała na sobie biało-granatową sukienkę z kokardką pod szyją, Callie ubrała jasną bluzkę z cekinami i czarną spódnicę, a Susan jeszcze nie było. Dziwne, bo zazwyczaj przychodziła do szkoły przed czasem.

– Cześć Misha! – uśmiechnęłam się słysząc ten głos. Zgodnie z moimi przewidywaniami, sekundę później ktoś przyjacielsko klepnął mnie po plecach. Odwróciłam się.

– Cześć Camil – przywitałam się z wysokim szatynem. Przybiliśmy sobie żółwika.

– Co u ciebie? – zapytał. – Widziałem jakiś wypasiony wóz pod twoim domem. Twoi rodzice kupili nowy samochód?

Pokręciłam głową i odparłam:

– Przyjechała Kaja. Moja kuzynka.

Camil zamyślił się na chwilę.

– Ta co zawsze nosi na twarzy kilka ton betonu? – tak określał jej upodobanie do makijażu.

– Dokładnie – potwierdziłam.

Poprawił sobie poły marynarki. Wyglądał bardzo elegancko w wypastowanych na połysk butach, czarnych spodniach i białej koszuli. No, i granatowej marynarki, którą sprezentowałam mu na ostatnie urodziny.

– A poza tym, wszystko w porządku? – spytał. Wydawało mi się, że znał odpowiedź. Często wyczuwał co mi chodzi po głowie.

Spuściłam wzrok.

– Nugat, on... – poczułam dotyk czyjejś ręki na swoim ramieniu.

– On miał mały wypadek. Ostry kamień w kopycie. Przez jakiś czas nie będzie mógł biegać – wyręczyła mnie Callie.

Podziękowałam jej lekkim uśmiechem.

Camil spojrzał na mnie pokrzepiająco.

– Nie znam się na koniach, ale jestem pewien, że szybko wróci do formy – stwierdził.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale w tym momencie rozległ się przeraźliwy pisk. Wszyscy zatkali uszy. To nasz dyrektor miał problem z mikrofonem. Stał na środku auli i ze szczerym zdziwieniem wpatrywał się w przedmiot w swojej ręce. Pani wicedyrektor szybko do niego podeszła i starała się opanować sytuację. Ponieważ mikrofon był włączony, wszyscy usłyszeli co mówi.

– Panie dyrektorze, musi się pan przesunąć.

– Ale dlaczego? To jest bardzo dobre miejsce. Powiedziałbym, że wręcz akuratnie.

– Tak, oczywiście, ale proszę posłuchać...

– Klementynko, zaufaj starszym, ja wiem co robię. To to coś stwarza problem – wskazał na mikrofon.

Uczniowie zaczęli się śmiać. Nawet ja nie mogłam się powstrzymać.

– Ale...

– Żadne ale. Zabierz to coś, powiem bez sztucznych wspomagaczy głosu.

Zrezygnowana pani Klementyna wzięła mikrofon i odeszła w stronę innych nauczycieli.

– A więc moi drodzy! – zakrzyknął dyrektor. Coś czułam, że nie da rady mówić tak głośno przez dłuższy czas. – Skończyliśmy bardzo owocny rok, no przynajmniej u niektórych on był owo... A tak! Ja nie o tym miałem mówić! – przez chwilę przerzucał papiery, które trzymał w rękach. – Zaczynają... – rozpoczęły się ciche rozmowy. Na sali rozległ się ich szum, przez którego głos dyrektora był praktycznie niesłyszalny. – ... acje... iłego... umny... oza... ez... eee... a, właśnie... no... em... – przestałam go słuchać. I tak nie dałoby się zrozumieć jego słów. Po kilkunastu minutach dyrektor skończył. Jego przemowa doprowadziła niektórych uczniów do stanu senności, innych wręcz przeciwnie, z ogromnym ożywieniem dyskutowali na jakiś temat.

– No to koniec flaków z olejem – stwierdziła Callie.

Wymieniłam spojrzenia z Merissą. Kto wie, co będzie dalszym punktem programu?

Na szczęście według planu teraz był występ szkolnego kółka tanecznego, na który uczęszczała Susan. No właśnie, to dlatego jej tu nie było. Pewnie miała próbę.

Po zakończonym występie dyrektor rozdawał świadectwa z lepszymi ocenami (na szczęście tym razem dał się namówić na mikrofon). Po czterdziestu minutach apel się skończył i każdy miał pójść do swojej klasy. Wyszliśmy na zatłoczony korytarz.

– O czym tak właściwie mówił dyrektor? – zapytała Callie.

Merissa wzruszyła ramionami.

– Ja zrozumiałam tylko coś o jakiś urnach i osach.

Camil zaśmiał się.

– Pewnie jego znajoma została zakąszona przez osy na śmierć.

Obrzuciłam go teatralnym spojrzeniem.

– Nie mów tak. Osy są niebezpieczne.

– Oczywiście, jak mogłem zapomnieć – puścił oczko do dziewczyn. – Pewnie dlatego zawsze kiedy jakąś zobaczysz krzyczysz tak głośno, że po mojej stronie domu słychać – wyszczerzył się.

Szturchnęłam go przyjacielsko.

– Jasne, jasne, bo ty to niczego się nie boisz.

Dotarliśmy do klasy. Weszliśmy do środka. Jak przepuszczałam, Susan jeszcze nie było. Usiedliśmy w ławkach. Wychowawczyni rozdawała nam ostatnie dokumenty, życzyła miłych wakacji i byliśmy wolni na całe dwa miesiące. Jedna trzecia klasy wypadła z sali w radosnym potoku. Ci, którzy zostali składali jeszcze życzenia nauczycielce i też odchodzili z uśmiechami wymalowanymi na twarzy.

– Coś mnie ominęło? – usłyszałam głos Susan.

– Niewiele – przyznała Merissa. – Świadectwa, dyplomy, przemowy. Jednym słowem: nuda.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– Musiałam się odświeżyć i przebrać – wyjaśniła swoje spóźnienie.

– A ja jestem pewna – zaczęła Callie – że ty jeszcze zostałaś by pomóc posprzątać i poplotkowałaś z waszą trenerką.

– Jak na to wpadłaś? – zapytała autentycznie zdziwiona.

Callie mrugnęła do niej łobuzersko. Miała zamiar coś powiedzieć, ale weszłam jej w zdanie:

– Co z Nugatem?

************

Kolejny.

Jak się podoba? Wsumie to jestem dumna z tego, że szybko zaczęło się coś dziać, a nie tak jak w moich zwiadowcach... (odsyłam Was do mojej drugiej książki).

Nie mam pojęcia co napisać, więc wstawiam tylko standardowe 'proszę o gwiazdki i komentarze' i zmykam;)

WilkAntka


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro