25| Śpiewy godowe kogutów i dobrze zorganizowane zebranie.
Mogłabym się założyć, że w swojej poplątanej wypowiedzi Merissa wspominała tylko o Callie. Prawie cała nasza klasa wypełniająca pokój dziewczyny trochę mnie zaskoczyła. Byłam pewna, że wszyscy rozjechali się na wakacje.
– Jesteś wreszcie! – zawołała Callie. Razem ze swoim „kumplem po fachu" Olivierem siedzieli na biurku Issy, pochylając się nad laptopem.
Skinęłam jej głową i przywitałam się z osobami stojącymi najbliżej. Pokój Issy był duży, ale i tak wszyscy się cisnęli. Ciekawe, że nikt nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało.
– Misha, czekaliśmy na ciebie.
Obróciłam się i dostrzegłam Issę. Właśnie wyłoniła się z korytarza i weszła do pokoju. W rękach trzymała tacę z ciasteczkami i owocami. Za nią pojawił się Matt z napojami i miną wiernego psa na twarzy.
Uśmiechnęłam się lekko. Matt od pierwszej klasy jawnie adoruje Issę i mimo braku zainteresowania ze strony dziewczyny, ciągle jest jej wierny. Nie potrafiłam nie lubić tego chłopaka, a Merissie już kilka razy się ode mnie dostało za to, że go nie dostrzega.
Tak naprawdę, to Matt jest dość specyficzny. Prawie zawsze chodzi w koszulach i swetrach. Pamiętam jak jego mama zrobiła w drugiej klasie aferę, bo mieliśmy występować na przedstawieniu w strojach od w-fu. Tata Matta pochodzi z Malangawy. To takie miasto w Nepalu. Szkoda, że nie widzieliście miny naszej pani od angielskiego, kiedy Matt zapytany o tatę, odpowiedział: He was born in Malangawa. Mówię wam: wyraz twarzy bezcenny.
– Siema, Misha. Podałbym ci rękę, ale... – spojrzał na kubki i butelki z wodą. Wspominałam już, że Matt jest także znany z czczenia tradycji podawania rąk na przywitanie?
– Nie trudź się – machnęłam ręką. Chyba dopiero teraz zauważył gips, bo zapytał:
– Co ci się stało?
Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, jak ująć całą historię w jednym zdaniu.
– Kłóciłam się z gliną. – Nienajlepsze streszczenie, ale jakby patrzeć, nie skłamałam, prawda?
Matt potrzebował ledwie chwili na przetrawienie informacji.
– Aha – odparł. – Polecasz tę formę spędzania czasu? Szukam nowego hobby.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zawołała go Issa i odszedł.
Powiodłam wzrokiem po zgromadzonych. David z Arthurem okładali się poduszkami z łóżka Issy. Annie podsuwała Veronice kolorowe czasopisma znalezione w szufladzie. Chris, którego zwykle jasne włosy z jakiegoś powodu miały miętową barwę, zabawiał Lesedi swoim wężem Gryzotkiem (ciekawe, czy mama Issy wie, że go przyniósł), a ta z trudem powstrzymywała krzyk przerażenia. Wanda siedziała na łóżku i pisała w zeszycie, a obok niej trajkotała Lizzy, raz po raz uchylając się przed przelatującą poduszką. Milka z zaangażowaniem opowiadała o czymś Ricie, Zoe i Martinowi, a siedzący za nią Gery parodiował ją, rozśmieszając Liama grającego z Kaylą w statki.
Z trudem przecisnęłam się do Callie i Oliviera. Przez chwilę rozważałam, czy nie przysiąść się do nich na biurko, ale po chwili stwierdziłam, że nie będę ryzykowała złamania się mebla.
– Nad czym pracujecie? – zapytałam, zaglądając przyjaciółce przez ramię.
Ta drgnęła i szybko zamknęła otwarte programy. Zostawiła tylko edytor tekstu. Zupełnie jakby nie zauważyła, że podeszłam.
– Nic takiego. Od dziesięciu minut czekamy aż towarzystwo się zorganizuje i zaczniemy rozmawiać o konkretach – stwierdziła i odgarnęła jasne kosmyki z czoła.
– Merissa poprosiła nas, byśmy wszystko zapisywali. Stworzymy i wydrukujemy dla każdego listę rzeczy do zrobienia. Będzie szybciej, niż gdyby mieli zapisywać wszystko odręcznie – uzupełnił Olivier, rozpinając swoją ulubioną limonkową bluzę z napisem „Dziwne... U mnie działa". W pomieszczeniu wypełnionym nastolatkami, było naprawdę duszno. Ciekawostka: Olivier posiada tę bluzę od drugiej klasy podstawówki i ciągle nie jest za mała.
– Niezły pomysł. Czekamy jeszcze na kogoś? – zapytałam.
Callie skinęła głową i włączyła kolejny program. Rozległo się kilka dźwięków przychodzących powiadomień, a ona zaczęła szybko wklepywać w klawiaturę komendy. Chyba zupełnie straciła mną zainteresowanie.
Na szczęście został Olivier, który nie cierpi na małomówność.
– Z tego, co słyszałem, on się spóźni. Merissa stwierdziła, że nie warto na niego czekać, więc powinniśmy zaraz zaczynać.
Nie dopytywałam kim jest ów „on". W najbliższym czasie miało się to samo wyjaśnić.
– Idę przywitać się z Wandą – powiedziałam i poczęstowałam się czekoladową muffinkę z tacy, którą właśnie podała nam Kayla.
Olivier wzruszył ramionami i również wziął babeczkę. Sądząc po stosiku papilotek leżących obok, nie pierwszą, a mając na uwadze jego apetyt, nie ostatnią.
Przeszłam do łóżka Issy i usiadłam obok Wandy. Przy okazji nadepnęłam na rękę Liama, oberwałam poduszką od Davida i prawie rozlałam sok Zoe.
– Cześć, Wanda. Odjechana szminka – zauważyłam.
Wzruszyła ramionami.
– Głęboka czerwień, lub, jeśli wolisz, krwawy pocałunek o świcie. Postanowiłam trochę poszaleć w wakacje.
Uniosłam brwi. Moim skromnym zdaniem, Wanda nieźle się odstawiła. Krótkie, jasne włosy dokładnie wyprostowała. Zrobiła sobie makijaż podkreślający błękitny kolor jej oczu. Dodatkowo założyła ciemnozieloną bluzkę opadającą na jedno ramię i białe rurki. Może nie wydaje się to takie niezwykłe, ale do szkoły zwykle chodziła w luźnych dżinsach i bawełnianych koszulkach. Różnica między tymi dwoma kompletami ubrań była duża.
– Miło, że się zgodziłaś na przyjęcie w ogrodzie – powiedziałam po chwili.
Znowu wzruszyła ramionami.
– Nic wielkiego. Rodzice nawet się ucieszyli, gdy im o tym powiedziałam.
Wtedy przysiadła się do nas Lizzy. Kiedy tylko wcisnęła się między Wandę, a mnie, ogarnęła nas radosna atmosfera. Lizzy, przezywana Jaszczurką, jest bardzo pozytywną osobą. Swoim radosnym trajkotaniem nie raz wyratowała naszą klasę z opresji. W tym wypadku, nauczyciele dzielą się na dwie grupy. Jedni darują nam wybryk, przekonani przez Lizzy, że chcieliśmy dobrze. Drudzy zostawiają nas w spokoju, bo chcą, by już przestała gadać.
– Hejo! W końcu jesteś! Próbowałyście już tych babeczek z żurawiną i kokosem? Pyszne są! Lesedi mówi, że też takie upiecze. Słyszałam, że miałaś wypadek, Misha. Przykro mi, ale skoro już masz gips, mogę się na nim podpisać? Pozwolisz mi? A może wszyscy się podpiszemy? Każdy innym kolorem! Co ty na to?
Wymieniłam z Wandą porozumiewawcze spojrzenia. Cała Lizzy. Jest trochę jak małe dziecko. Wszystkim się interesuje i wszystko ją ciekawi. Z uśmiechem podsunęłam jej zagipsowaną rękę.
– Możesz podpisać się pierwsza – powiedziałam, a Wanda wręczyła jej piórnik pełen kolorowych flamastrów.
***
– Cisza! Zaczynamy!
Spojrzenia wszystkich spoczęły na Liamie. Ten najspokojniej na świecie zszedł z krzesła, na którym stał i dwornie pomógł na nie wejść Merissie.
– Dzięki – powiedziała, a potem dodała głośniej: – Musimy ustalić szczegóły imprezy Susan. Dla niedoinformowanych – tu spojrzała na Davida i Arthura, którzy na chwilę przestali dusić się poduszkami – przyjęcie odbędzie się we wtorek w ogrodzie Wandy. Godzina do ustalenia.
– Byle nie ósma. Mam wtedy próbę zespołu – przerwała jej Milka. Dziewczyna świetnie gra na basie. Dwa lata temu, razem z przyjaciółmi z osiedla założyła zespół Jutro. Nie znam szczegółów, ale z tego co pamiętam, mieli nazywać się Tomorrow. Niestety, ta nazwa była już zajęta, więc zostało im Jutro.
Merissa skinęła głową.
– Uwzględnimy to. Kontynuując, potrzebujemy kogoś, kto załatwi jedzenie i picie. Zgłosiła się już Lesedi, ale przydałaby się druga... – Nie skończyła. Tym razem przerwał jej Chris.
– Ja mogę! Zajmę się napojami, talerzykami, kubeczkami...
– Do ustalenia między wami. Później – dodała, zanim zdążył choćby otworzyć usta. – Tak w ogóle, co to za kolor włosów? – zapytała, przyglądając się miętowym kosmykom chłopaka. Ponieważ nie odpowiedział, ciągnęła dalej – Kolejna rzecz, to wystrój. Chętni niech zgłoszą się do Wandy. Muzyką zajmą się Callie z Milką. Właśnie, Milka, może twój zespół wpadłby i zagralibyście kilka piosenek?
Jasnowłosa skinęła głową i poprawiła zsuwające jej się na nos okulary. Mogłabym się założyć, że w głowie już tworzyła listę piosenek.
Przymknęłam oczy i słuchałam dalej. Issa nie powiedziała o niczym, czego bym nie wiedziała. Mianowała mnie fotografem i właściwie to była jedyna rzecz, która mnie zaskoczyła. Moje zdjęcia nie były zbyt dobre. Tak oględnie mówiąc.
Rozbudził mnie dopiero okrzyk ninja. Momentalnie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po twarzach znajomych z klasy, by dowiedzieć się, kto próbuje nas przestraszyć. Niestety, wszyscy wyglądali na tak samo zaskoczonych jak ja. Wtedy do pomieszczenia wparował Camil. Wcześniej zawiązał sobie na czole chustkę, a teraz przyklejał się do ścian, udając, że jest wojownikiem ninja. Z telefonu wystającego z jego kieszeni dochodziły wojenne okrzyki. W jednej chwili dołączyło do niego kilku innych chłopaków i cały pokój został opanowany przez czołgających się, bądź skaczących od mebla do mebla chłopaków wydających z siebie dźwięki podobne do śpiewów godowych koguta. (Nie, nie mam pojęcia, czy coś takiego istnieje).
Jakimś cudem przez ten hałas przebił się głos Merissy:
– Wielkie dzięki, Camil! Właśnie rozwaliłeś dobrze zorganizowane zebranie!
*************************************
Proszę, oto rozdział. Jeden z moich ulubionych. Nie będę się więcej rozpisywać, mam gorszy dzień, ale mam nadzieję, że się Wam podobało. Czekam na Wasze opinie:)
A właśnie, ktoś mógłby mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak śpiewy godowe kogutów? To jest ich ranne "kukuryku"? Ktoś coś wie?
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro