Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25| Śpiewy godowe kogutów i dobrze zorganizowane zebranie.

Mogłabym się założyć, że w swojej poplątanej wypowiedzi Merissa wspominała tylko o Callie. Prawie cała nasza klasa wypełniająca pokój dziewczyny trochę mnie zaskoczyła. Byłam pewna, że wszyscy rozjechali się na wakacje.

– Jesteś wreszcie! – zawołała Callie. Razem ze swoim „kumplem po fachu" Olivierem siedzieli na biurku Issy, pochylając się nad laptopem.

Skinęłam jej głową i przywitałam się z osobami stojącymi najbliżej. Pokój Issy był duży, ale i tak wszyscy się cisnęli. Ciekawe, że nikt nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało.

– Misha, czekaliśmy na ciebie.

Obróciłam się i dostrzegłam Issę. Właśnie wyłoniła się z korytarza i weszła do pokoju. W rękach trzymała tacę z ciasteczkami i owocami. Za nią pojawił się Matt z napojami i miną wiernego psa na twarzy.

Uśmiechnęłam się lekko. Matt od pierwszej klasy jawnie adoruje Issę i mimo braku zainteresowania ze strony dziewczyny, ciągle jest jej wierny. Nie potrafiłam nie lubić tego chłopaka, a Merissie już kilka razy się ode mnie dostało za to, że go nie dostrzega.

Tak naprawdę, to Matt jest dość specyficzny. Prawie zawsze chodzi w koszulach i swetrach. Pamiętam jak jego mama zrobiła w drugiej klasie aferę, bo mieliśmy występować na przedstawieniu w strojach od w-fu. Tata Matta pochodzi z Malangawy. To takie miasto w Nepalu. Szkoda, że nie widzieliście miny naszej pani od angielskiego, kiedy Matt zapytany o tatę, odpowiedział: He was born in Malangawa. Mówię wam: wyraz twarzy bezcenny.

– Siema, Misha. Podałbym ci rękę, ale... – spojrzał na kubki i butelki z wodą. Wspominałam już, że Matt jest także znany z czczenia tradycji podawania rąk na przywitanie?

– Nie trudź się – machnęłam ręką. Chyba dopiero teraz zauważył gips, bo zapytał:

– Co ci się stało?

Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, jak ująć całą historię w jednym zdaniu.

– Kłóciłam się z gliną. – Nienajlepsze streszczenie, ale jakby patrzeć, nie skłamałam, prawda?

Matt potrzebował ledwie chwili na przetrawienie informacji.

– Aha – odparł. – Polecasz tę formę spędzania czasu? Szukam nowego hobby.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zawołała go Issa i odszedł.

Powiodłam wzrokiem po zgromadzonych. David z Arthurem okładali się poduszkami z łóżka Issy. Annie podsuwała Veronice kolorowe czasopisma znalezione w szufladzie. Chris, którego zwykle jasne włosy z jakiegoś powodu miały miętową barwę, zabawiał Lesedi swoim wężem Gryzotkiem (ciekawe, czy mama Issy wie, że go przyniósł), a ta z trudem powstrzymywała krzyk przerażenia. Wanda siedziała na łóżku i pisała w zeszycie, a obok niej trajkotała Lizzy, raz po raz uchylając się przed przelatującą poduszką. Milka z zaangażowaniem opowiadała o czymś Ricie, Zoe i Martinowi, a siedzący za nią Gery parodiował ją, rozśmieszając Liama grającego z Kaylą w statki.

Z trudem przecisnęłam się do Callie i Oliviera. Przez chwilę rozważałam, czy nie przysiąść się do nich na biurko, ale po chwili stwierdziłam, że nie będę ryzykowała złamania się mebla.

– Nad czym pracujecie? – zapytałam, zaglądając przyjaciółce przez ramię.

Ta drgnęła i szybko zamknęła otwarte programy. Zostawiła tylko edytor tekstu. Zupełnie jakby nie zauważyła, że podeszłam.

– Nic takiego. Od dziesięciu minut czekamy aż towarzystwo się zorganizuje i zaczniemy rozmawiać o konkretach – stwierdziła i odgarnęła jasne kosmyki z czoła.

– Merissa poprosiła nas, byśmy wszystko zapisywali. Stworzymy i wydrukujemy dla każdego listę rzeczy do zrobienia. Będzie szybciej, niż gdyby mieli zapisywać wszystko odręcznie – uzupełnił Olivier, rozpinając swoją ulubioną limonkową bluzę z napisem „Dziwne... U mnie działa". W pomieszczeniu wypełnionym nastolatkami, było naprawdę duszno. Ciekawostka: Olivier posiada tę bluzę od drugiej klasy podstawówki i ciągle nie jest za mała.

– Niezły pomysł. Czekamy jeszcze na kogoś? – zapytałam.

Callie skinęła głową i włączyła kolejny program. Rozległo się kilka dźwięków przychodzących powiadomień, a ona zaczęła szybko wklepywać w klawiaturę komendy. Chyba zupełnie straciła mną zainteresowanie.

Na szczęście został Olivier, który nie cierpi na małomówność.

– Z tego, co słyszałem, on się spóźni. Merissa stwierdziła, że nie warto na niego czekać, więc powinniśmy zaraz zaczynać.

Nie dopytywałam kim jest ów „on". W najbliższym czasie miało się to samo wyjaśnić.

– Idę przywitać się z Wandą – powiedziałam i poczęstowałam się czekoladową muffinkę z tacy, którą właśnie podała nam Kayla.

Olivier wzruszył ramionami i również wziął babeczkę. Sądząc po stosiku papilotek leżących obok, nie pierwszą, a mając na uwadze jego apetyt, nie ostatnią.

Przeszłam do łóżka Issy i usiadłam obok Wandy. Przy okazji nadepnęłam na rękę Liama, oberwałam poduszką od Davida i prawie rozlałam sok Zoe.

– Cześć, Wanda. Odjechana szminka – zauważyłam.

Wzruszyła ramionami.

– Głęboka czerwień, lub, jeśli wolisz, krwawy pocałunek o świcie. Postanowiłam trochę poszaleć w wakacje.

Uniosłam brwi. Moim skromnym zdaniem, Wanda nieźle się odstawiła. Krótkie, jasne włosy dokładnie wyprostowała. Zrobiła sobie makijaż podkreślający błękitny kolor jej oczu. Dodatkowo założyła ciemnozieloną bluzkę opadającą na jedno ramię i białe rurki. Może nie wydaje się to takie niezwykłe, ale do szkoły zwykle chodziła w luźnych dżinsach i bawełnianych koszulkach. Różnica między tymi dwoma kompletami ubrań była duża.

– Miło, że się zgodziłaś na przyjęcie w ogrodzie – powiedziałam po chwili.

Znowu wzruszyła ramionami.

– Nic wielkiego. Rodzice nawet się ucieszyli, gdy im o tym powiedziałam.

Wtedy przysiadła się do nas Lizzy. Kiedy tylko wcisnęła się między Wandę, a mnie, ogarnęła nas radosna atmosfera. Lizzy, przezywana Jaszczurką, jest bardzo pozytywną osobą. Swoim radosnym trajkotaniem nie raz wyratowała naszą klasę z opresji. W tym wypadku, nauczyciele dzielą się na dwie grupy. Jedni darują nam wybryk, przekonani przez Lizzy, że chcieliśmy dobrze. Drudzy zostawiają nas w spokoju, bo chcą, by już przestała gadać.

– Hejo! W końcu jesteś! Próbowałyście już tych babeczek z żurawiną i kokosem? Pyszne są! Lesedi mówi, że też takie upiecze. Słyszałam, że miałaś wypadek, Misha. Przykro mi, ale skoro już masz gips, mogę się na nim podpisać? Pozwolisz mi? A może wszyscy się podpiszemy? Każdy innym kolorem! Co ty na to?

Wymieniłam z Wandą porozumiewawcze spojrzenia. Cała Lizzy. Jest trochę jak małe dziecko. Wszystkim się interesuje i wszystko ją ciekawi. Z uśmiechem podsunęłam jej zagipsowaną rękę.

– Możesz podpisać się pierwsza – powiedziałam, a Wanda wręczyła jej piórnik pełen kolorowych flamastrów.

***

– Cisza! Zaczynamy!

Spojrzenia wszystkich spoczęły na Liamie. Ten najspokojniej na świecie zszedł z krzesła, na którym stał i dwornie pomógł na nie wejść Merissie.

– Dzięki – powiedziała, a potem dodała głośniej: – Musimy ustalić szczegóły imprezy Susan. Dla niedoinformowanych – tu spojrzała na Davida i Arthura, którzy na chwilę przestali dusić się poduszkami – przyjęcie odbędzie się we wtorek w ogrodzie Wandy. Godzina do ustalenia.

– Byle nie ósma. Mam wtedy próbę zespołu – przerwała jej Milka. Dziewczyna świetnie gra na basie. Dwa lata temu, razem z przyjaciółmi z osiedla założyła zespół Jutro. Nie znam szczegółów, ale z tego co pamiętam, mieli nazywać się Tomorrow. Niestety, ta nazwa była już zajęta, więc zostało im Jutro.

Merissa skinęła głową.

– Uwzględnimy to. Kontynuując, potrzebujemy kogoś, kto załatwi jedzenie i picie. Zgłosiła się już Lesedi, ale przydałaby się druga... – Nie skończyła. Tym razem przerwał jej Chris.

– Ja mogę! Zajmę się napojami, talerzykami, kubeczkami...

– Do ustalenia między wami. Później – dodała, zanim zdążył choćby otworzyć usta. – Tak w ogóle, co to za kolor włosów? – zapytała, przyglądając się miętowym kosmykom chłopaka. Ponieważ nie odpowiedział, ciągnęła dalej – Kolejna rzecz, to wystrój. Chętni niech zgłoszą się do Wandy. Muzyką zajmą się Callie z Milką. Właśnie, Milka, może twój zespół wpadłby i zagralibyście kilka piosenek?

Jasnowłosa skinęła głową i poprawiła zsuwające jej się na nos okulary. Mogłabym się założyć, że w głowie już tworzyła listę piosenek.

Przymknęłam oczy i słuchałam dalej. Issa nie powiedziała o niczym, czego bym nie wiedziała. Mianowała mnie fotografem i właściwie to była jedyna rzecz, która mnie zaskoczyła. Moje zdjęcia nie były zbyt dobre. Tak oględnie mówiąc.

Rozbudził mnie dopiero okrzyk ninja. Momentalnie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po twarzach znajomych z klasy, by dowiedzieć się, kto próbuje nas przestraszyć. Niestety, wszyscy wyglądali na tak samo zaskoczonych jak ja. Wtedy do pomieszczenia wparował Camil. Wcześniej zawiązał sobie na czole chustkę, a teraz przyklejał się do ścian, udając, że jest wojownikiem ninja. Z telefonu wystającego z jego kieszeni dochodziły wojenne okrzyki. W jednej chwili dołączyło do niego kilku innych chłopaków i cały pokój został opanowany przez czołgających się, bądź skaczących od mebla do mebla chłopaków wydających z siebie dźwięki podobne do śpiewów godowych koguta. (Nie, nie mam pojęcia, czy coś takiego istnieje).

Jakimś cudem przez ten hałas przebił się głos Merissy:

– Wielkie dzięki, Camil! Właśnie rozwaliłeś dobrze zorganizowane zebranie!

*************************************

Proszę, oto rozdział. Jeden z moich ulubionych. Nie będę się więcej rozpisywać, mam gorszy dzień, ale mam nadzieję, że się Wam podobało. Czekam na Wasze opinie:)

A właśnie, ktoś mógłby mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak śpiewy godowe kogutów? To jest ich ranne "kukuryku"? Ktoś coś wie?

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro