2| Problem i jeszcze jeden wkurzający nicpoń
Podczas jazdy w terenie zapomniałam o moim problemie, ale kiedy wprowadziłam Nugata do boksu złe myśli wróciły. Ze skwaszoną miną ściągałam z konia siodło.
– Dlaczego ta dziewczyna zepsuje mi początek wakacji? Musi przyjeżdżać? Przecież jest straszna – żaliłam się przyjacielowi. – Ostatnim razem podstawiła mi nogę i upadłam na ziemię z wazą pełną zupy. Nawet nie wiesz jaki to był wstyd! Byłam cała brudna przez tą jędzę! I wszyscy się na mnie gapili – gadanie do koni jest dla mnie zupełnie naturalne. Najbardziej lubię się zwierzać Nugatowi. Myślę, że on mnie rozumie. Odpięłam wszystkie paski ogłowia – jak zwykle miałam problem z klamerką od nachrapnika. Po raz tysięczny obiecałam sobie, że uzbieram na nowe ogłowie, albo przynajmniej wspomnę o tym cioci Susan. Sięgnęłam po kopystkę i przeczyściłam wszystkie kopyta Nugatowi. Przy lewym tylnym koń nie chciał mi podać nogi.
– Co się dzieje, chłopczyku? – zapytałam zaskoczona. Zazwyczaj nie miałam problemów z czyszczeniem kopyt.
Mimo, że poprosiłam o podanie nogi jeszcze raz, Nugat stał w miejscu i nie miał zamiaru się ruszyć. Naprawdę zdziwiona przejechałam dłonią po jego całej tylnej kończynie. Cmoknęłam i lekko ścisnęłam, ale nic się nie zmieniło. Tknięta złym przeczuciem dotknęłam kopyta. Nic. Nie było zbyt ciepłe. Obróciłam się w stronę łba zwierzęcia.
– Nugat, przecież to ja. Ufasz mi, nie zrobię ci krzywdy – powiedziałam spokojnie. Trudno mi było ukryć moje nerwy, ale wiedziałam, że jeśli mój głos będzie niepewny niewiele osiągnę. Pogłaskałam go po grzbiecie.
– Chcę ci pomóc. Muszę sprawdzić co ci przeszkadza, przecież wiesz – stwierdziłam. Zdaję sobie sprawę z tego, że konie nie rozumieją ludzkiej mowy, ale przecież rozumieją ton głosu. Jeśli jest spokojny też się uspokajają.
Ciągle mówiąc dałam mu jeszcze jeden znak przekazujący prośbę o podanie nogi. Po lekkim wahaniu wykonał polecenie. Miałam go pochwalić, ale to co zobaczyłam odebrało mi na chwilę zdolność mowy.
W kopycie tkwił kamień. I to nie byle jaki kamień. Podłużny i ostry wbił się na całej długości strzałki. Do tego dość głęboko. Strasznego obrazu dopełniły kropelki krwi dookoła odłamka skały.
– Nugat... – szepnęłam cichutko. Nie chciałam niczego dotykać, by nie pogorszyć sytuacji. Że była zła, to było jasne.
W tym momencie do boksu Nugata podeszła Susan. Nieświadoma sytuacji powiedziała wesoło:
– Co tak się grzebiesz? Callie już prawie kończy z Amarytem – ponieważ nie zareagowałam weszła do środka i podeszła do mnie.
– Co tam masz? – pochyliła się nade mną. Kiedy zrozumiała na co patrzy wstrzymała oddech.
– Pójdziesz po swoją ciocię? – zapytałam wciąż trzymając kopyto.
Susan kiwnęła głową – ciągle była w szoku.
– A ty co zrobisz?
Gdybym mogła, wzruszyłabym ramionami. Nie miałam pojęcia co się robi w takich sytuacjach.
– Coś wymyślę – stwierdziłam.
Kiedy wyszła – czy wręcz wybiegła ze stajni, spojrzałam na Nugata. Już się niecierpliwił długim trzymaniem kopyta w górze. Mnie też zaczynała boleć ręka. Nie byłam pewna, czy powinnam postawić kopyto na twardym podłożu boksu, więc zagarnęłam nogą tyle słomy z podłogi ile mogłam i delikatnie postawiłam kopyto na ziemi. Zauważyłam, że koń się na nim nie oparł. Chciałam oprzeć się głową o grzbiet mojego przyjaciela – jak zwykle, kiedy przytłaczają mnie problemy – ale w porę się zreflektowałam i zamiast tego oparłam się o ścianę boksu. Westchnęłam.
– Będzie dobrze – zapewniłam Nugata. Lekko poruszył uchem. Uśmiechnęłam się słabo. Zawsze wzruszało mnie, że takie potężne zwierzę jakim jest koń zwraca uwagę na moje słowa.
– Misha? Gdzie Susan? – usłyszałam głos Callie. Obróciłam się w jej stronę.
– Pobiegła po ciocię. Nugat ma ogromny i ostry kamień głęboko wbity w kopyto – odpowiedziałam.
Przyjaciółka otworzyła lekko usta i spojrzała na mnie z przestrachem.
– Strasznie to wygląda? – zapytała.
Kiwnęłam potwierdzająco głową. Wtedy właśnie do stajni wkroczył Krystian – trzydziestoletni weterynarz w naszej stajni. Za nim truchtała Susan. Mężczyzna wszedł do boksu i zadał mi nieme pytanie.
– Lewa tylna – powiedziałam słabo.
Krytycznie przyjrzał się górce słomy pod nogom Nugata i pochylił się nad nią. Jak się spodziewałam koń nie chciał podać kopyta. Miałam zamiar coś powiedzieć, ale Krystian już sobie poradził. Lata praktyki – przemknęło mi przez głowę.
– Nie jest dobrze – orzekł. – Powiedziałbym nawet, że jest bardzo źle. Podasz mi moją torbę? – zwrócił się do mnie.
Bez odpowiedzi wyszłam z boksu i chwyciłam czarną własność weterynarza. Była ciężka. Podałam mu ją, a ten wyjął z niej kilka przedmiotów podobnych do obcęg oraz specjalne bandaże i płyny odkażające. Spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem.
– Mogłabyś zamknąć boks? – zapytał.
– Oczywiście – odparłam i odwróciłam się, by wypełnić prośbę. Kiedy zasuwałam drzwi usłyszałam głośne rżenie Nugata. Przestraszona obróciłam się w jego stronę i zrozumiałam, że zamknięcie drzwi służyło temu, bym nie widziała jak Krystian wyciąga kamień z kopyta. Dobrze, że o tym pomyślał, bo coś czuję, że bym zemdlała na widok nietamowanej już niczym krwi. Nie podeszłam z powrotem do weterynarza. Na czas oczyszczania i zabezpieczania rany stałam oparta o drzwi boksu mocno zaciskając oczy.
***
Przez to wszystko spóźniłam się i do domu przyszłam ponad godzinę po wyznaczonym czasie. Nadal mając w pamięci obraz kopyta i rżenie Nugata zamknęłam za sobą drzwi. Rzuciłam plecak w kąt i zdjęłam sztylpy. Wyszłam z przedpokoju i dopiero teraz zauważyłam, że goście już są.
Siedzieli w salonie i popijali kawę. Wszyscy łącznie z moimi rodzicami byli elegancko ubrani. Ja w stroju do jazdy konnej, pachnąca stajnią musiałam zwrócić na siebie dużą uwagę. Kiedy mama mnie zobaczyła zacisnęła wargi. No tak, miałam być wcześniej. Pewnie chodziło również o zrobienie dobrego wrażenia na wujostwu.
Ciocia Emilia i wujek Harold byli bardzo poważnymi i zamożnymi ludźmi. Nie przepadali za niepunktualnymi i roztrzepanymi osobami, a moi rodzice od dawna starali się pokazać im, że jesteśmy naprawdę porządną i poukładaną rodziną. Wszystko szło zgodnie z planem do dzisiaj. Dzisiaj wujostwo pewnie stwierdziło, że zawsze jesteśmy spóźnialscy i niezorganizowani.
– Twoja córka jest bardzo niesłowna – rzekła głośno ciocia Emilia patrząc na mamę. Zachowywała się przy tym jakby mnie wcale nie było.
– Zazwyczaj dotrzymuje słowa – odpowiedziała mama i spojrzała na mnie. Skuliłam się mimowolnie. Chciałam opowiedzieć o wypadku Nugata, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Nie dość, ze się spóźniłam i wniosłam zapach stajni do domu miałam jeszcze zacząć biadolić nad kopytem konia? U cioci i wujka oznaczałoby to zapewne kompletny brak wychowania. Nie chciałam pogarszać sytuacji w jakiej znaleźli się rodzice.
– Ja myślę, że ona tak specjalnie – wypowiedziała się Kaja przeszywając mnie morderczym wzrokiem. – Nie chciała nas przywitać. To kompletny brak kultury.
Chciałam jej wykrzyczeć w twarz co mnie zatrzymało w stajni, że kompletnym brakiem kultury to wykazuje się ona i, że gdyby nie to, że złożyłam obietnicę mamie, z chęcią zostałabym w „Dębowym liści" do jutra. Nie zrobiłam tego. Po dzisiejszych wydarzeniach po prostu nie miałam siły się z kimś kłócić. Nadal byłam roztrzęsiona po niedawnych wydarzeniach i jedyne o czym teraz marzyłam to ciepłe łóżko. Nawet zimne, by mogło być. Byle łóżko.
– Kochanie, na pewno dobrze się czujesz? – usłyszałam zatroskany głos mamy.
– Jest w porządku – odparłam szybko i wbiegłam na schody prowadzące na piętro. Doszłam do wniosku, że cioci nie zrobiłoby różnicy, czy zostanę, czy zniknę w pokoju. I tak wyszłam na dzikusa z lasu.
***
Leżałam z głową wtuloną w poduszkę. Nie płakałam, ale ponure myśli sprawiły, że byłam tego bliska. W jednej ręce trzymałam malutkie, wygniecione zdjęcie. Przedstawiało ono mnie i Nugata. Biegliśmy razem przez łąkę. Fotograf pięknie uchwycił pozę konia. Był w trakcie kolejnego foula galopu. Wyglądał tak dumnie... A ja tak szczęśliwie. Pomyślałam, że przez jakiś czas Nugat nie będzie mógł biegać, a jak wiadomo, niemogący biegać koń, to martwy koń. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk naciskania klamki do drzwi. Podniosłam się. W progu mojego pokoju stanęły mama i Kaja z wielgachną walizą. Ta druga patrzyła na mnie z pogardliwym uśmieszkiem.
– Kochanie, dlaczego się nie przebrałaś? – zapytała mama. Nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej. – Pomóż Kai się rozpakować, dobrze? – i wyszła nim zdążyłam otworzyć usta.
Kaja odłożyła ogromną cekinową walizkę na ziemię, założyła rękę na rękę i zlustrowała mój pokój. Ponieważ nie zdążyłam posprzątać panował tu lekki bałagan. Na ścianach, komodach i biurku znajdywały się zdjęcia i plakaty z końmi. Dodatkowo na stoliku leżało kilka otwartych książek i albumów.
– Jeśli mam tu mieszkać to musisz zmienić wystrój – rzekła dziewczyna. Zupełnie jakby robiła mi łaskę!
– Jeśli ci się nie podoba, to sobie idź. Mi to będzie nawet na rękę – odparłam zimno. Nie miałam najmniejszej ochoty udawać potulną dziewczynkę.
Kuzynka mruknęła coś, zdegustowana.
– Gdzie jest miejsce na moje rzeczy?
Przewróciłam oczami. Jeszcze tego brakowało!
– W walizce – stwierdziłam sucho.
Spodziewałam się kolejnego mruknięcia, ale zamiast tego dziewczyna pociągnęła nosem.
– W sumie masz rację. W tym pomieszczeniu śmierdzi końmi. W szafie pewnie wali mocniej – powiedziała.
To mnie naprawdę wkurzyło. Wstałam z łóżka i podeszłam do niej z gniewną miną.
– Jedyne co tu śmierdzi, to twoje perfumy. Konie pachną – podkreśliłam ostatnie słowo.
Kaja uśmiechnęła się krzywo.
– Na te dwa tygodnie musisz zmienić swoje nastawienie co do zapachów – po czym wyszła poprosić moją mamę o odświeżacz powietrza.
***********
Hmm... Mam nadzieję, że ktoś tu zajrzał. Jeśli ty to zrobiłeś to jestem naprawdę szczęśliwa! Jeśli pozostawisz gwiazdkę lub komentarz z pewnością zajrzę na twój profil. Mam nadzieję, że historia się podoba.
Pozdrawiam, WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro