Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2| Problem i jeszcze jeden wkurzający nicpoń


Podczas jazdy w terenie zapomniałam o moim problemie, ale kiedy wprowadziłam Nugata do boksu złe myśli wróciły. Ze skwaszoną miną ściągałam z konia siodło.

– Dlaczego ta dziewczyna zepsuje mi początek wakacji? Musi przyjeżdżać? Przecież jest straszna – żaliłam się przyjacielowi. – Ostatnim razem podstawiła mi nogę i upadłam na ziemię z wazą pełną zupy. Nawet nie wiesz jaki to był wstyd! Byłam cała brudna przez tą jędzę! I wszyscy się na mnie gapili – gadanie do koni jest dla mnie zupełnie naturalne. Najbardziej lubię się zwierzać Nugatowi. Myślę, że on mnie rozumie. Odpięłam wszystkie paski ogłowia – jak zwykle miałam problem z klamerką od nachrapnika. Po raz tysięczny obiecałam sobie, że uzbieram na nowe ogłowie, albo przynajmniej wspomnę o tym cioci Susan. Sięgnęłam po kopystkę i przeczyściłam wszystkie kopyta Nugatowi. Przy lewym tylnym koń nie chciał mi podać nogi.

– Co się dzieje, chłopczyku? – zapytałam zaskoczona. Zazwyczaj nie miałam problemów z czyszczeniem kopyt.

Mimo, że poprosiłam o podanie nogi jeszcze raz, Nugat stał w miejscu i nie miał zamiaru się ruszyć. Naprawdę zdziwiona przejechałam dłonią po jego całej tylnej kończynie. Cmoknęłam i lekko ścisnęłam, ale nic się nie zmieniło. Tknięta złym przeczuciem dotknęłam kopyta. Nic. Nie było zbyt ciepłe. Obróciłam się w stronę łba zwierzęcia.

– Nugat, przecież to ja. Ufasz mi, nie zrobię ci krzywdy – powiedziałam spokojnie. Trudno mi było ukryć moje nerwy, ale wiedziałam, że jeśli mój głos będzie niepewny niewiele osiągnę. Pogłaskałam go po grzbiecie.

– Chcę ci pomóc. Muszę sprawdzić co ci przeszkadza, przecież wiesz – stwierdziłam. Zdaję sobie sprawę z tego, że konie nie rozumieją ludzkiej mowy, ale przecież rozumieją ton głosu. Jeśli jest spokojny też się uspokajają.

Ciągle mówiąc dałam mu jeszcze jeden znak przekazujący prośbę o podanie nogi. Po lekkim wahaniu wykonał polecenie. Miałam go pochwalić, ale to co zobaczyłam odebrało mi na chwilę zdolność mowy.

W kopycie tkwił kamień. I to nie byle jaki kamień. Podłużny i ostry wbił się na całej długości strzałki. Do tego dość głęboko. Strasznego obrazu dopełniły kropelki krwi dookoła odłamka skały.

– Nugat... – szepnęłam cichutko. Nie chciałam niczego dotykać, by nie pogorszyć sytuacji. Że była zła, to było jasne.

W tym momencie do boksu Nugata podeszła Susan. Nieświadoma sytuacji powiedziała wesoło:

– Co tak się grzebiesz? Callie już prawie kończy z Amarytem – ponieważ nie zareagowałam weszła do środka i podeszła do mnie.

– Co tam masz? – pochyliła się nade mną. Kiedy zrozumiała na co patrzy wstrzymała oddech.

– Pójdziesz po swoją ciocię? – zapytałam wciąż trzymając kopyto.

Susan kiwnęła głową – ciągle była w szoku.

– A ty co zrobisz?

Gdybym mogła, wzruszyłabym ramionami. Nie miałam pojęcia co się robi w takich sytuacjach.

– Coś wymyślę – stwierdziłam.

Kiedy wyszła – czy wręcz wybiegła ze stajni, spojrzałam na Nugata. Już się niecierpliwił długim trzymaniem kopyta w górze. Mnie też zaczynała boleć ręka. Nie byłam pewna, czy powinnam postawić kopyto na twardym podłożu boksu, więc zagarnęłam nogą tyle słomy z podłogi ile mogłam i delikatnie postawiłam kopyto na ziemi. Zauważyłam, że koń się na nim nie oparł. Chciałam oprzeć się głową o grzbiet mojego przyjaciela – jak zwykle, kiedy przytłaczają mnie problemy – ale w porę się zreflektowałam i zamiast tego oparłam się o ścianę boksu. Westchnęłam.

– Będzie dobrze – zapewniłam Nugata. Lekko poruszył uchem. Uśmiechnęłam się słabo. Zawsze wzruszało mnie, że takie potężne zwierzę jakim jest koń zwraca uwagę na moje słowa.

– Misha? Gdzie Susan? – usłyszałam głos Callie. Obróciłam się w jej stronę.

– Pobiegła po ciocię. Nugat ma ogromny i ostry kamień głęboko wbity w kopyto – odpowiedziałam.

Przyjaciółka otworzyła lekko usta i spojrzała na mnie z przestrachem.

– Strasznie to wygląda? – zapytała.

Kiwnęłam potwierdzająco głową. Wtedy właśnie do stajni wkroczył Krystian – trzydziestoletni weterynarz w naszej stajni. Za nim truchtała Susan. Mężczyzna wszedł do boksu i zadał mi nieme pytanie.

– Lewa tylna – powiedziałam słabo.

Krytycznie przyjrzał się górce słomy pod nogom Nugata i pochylił się nad nią. Jak się spodziewałam koń nie chciał podać kopyta. Miałam zamiar coś powiedzieć, ale Krystian już sobie poradził. Lata praktyki – przemknęło mi przez głowę.

– Nie jest dobrze – orzekł. – Powiedziałbym nawet, że jest bardzo źle. Podasz mi moją torbę? – zwrócił się do mnie.

Bez odpowiedzi wyszłam z boksu i chwyciłam czarną własność weterynarza. Była ciężka. Podałam mu ją, a ten wyjął z niej kilka przedmiotów podobnych do obcęg oraz specjalne bandaże i płyny odkażające. Spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem.

– Mogłabyś zamknąć boks? – zapytał.

– Oczywiście – odparłam i odwróciłam się, by wypełnić prośbę. Kiedy zasuwałam drzwi usłyszałam głośne rżenie Nugata. Przestraszona obróciłam się w jego stronę i zrozumiałam, że zamknięcie drzwi służyło temu, bym nie widziała jak Krystian wyciąga kamień z kopyta. Dobrze, że o tym pomyślał, bo coś czuję, że bym zemdlała na widok nietamowanej już niczym krwi. Nie podeszłam z powrotem do weterynarza. Na czas oczyszczania i zabezpieczania rany stałam oparta o drzwi boksu mocno zaciskając oczy.

***

Przez to wszystko spóźniłam się i do domu przyszłam ponad godzinę po wyznaczonym czasie. Nadal mając w pamięci obraz kopyta i rżenie Nugata zamknęłam za sobą drzwi. Rzuciłam plecak w kąt i zdjęłam sztylpy. Wyszłam z przedpokoju i dopiero teraz zauważyłam, że goście już są.

Siedzieli w salonie i popijali kawę. Wszyscy łącznie z moimi rodzicami byli elegancko ubrani. Ja w stroju do jazdy konnej, pachnąca stajnią musiałam zwrócić na siebie dużą uwagę. Kiedy mama mnie zobaczyła zacisnęła wargi. No tak, miałam być wcześniej. Pewnie chodziło również o zrobienie dobrego wrażenia na wujostwu.

Ciocia Emilia i wujek Harold byli bardzo poważnymi i zamożnymi ludźmi. Nie przepadali za niepunktualnymi i roztrzepanymi osobami, a moi rodzice od dawna starali się pokazać im, że jesteśmy naprawdę porządną i poukładaną rodziną. Wszystko szło zgodnie z planem do dzisiaj. Dzisiaj wujostwo pewnie stwierdziło, że zawsze jesteśmy spóźnialscy i niezorganizowani.

– Twoja córka jest bardzo niesłowna – rzekła głośno ciocia Emilia patrząc na mamę. Zachowywała się przy tym jakby mnie wcale nie było.

– Zazwyczaj dotrzymuje słowa – odpowiedziała mama i spojrzała na mnie. Skuliłam się mimowolnie. Chciałam opowiedzieć o wypadku Nugata, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Nie dość, ze się spóźniłam i wniosłam zapach stajni do domu miałam jeszcze zacząć biadolić nad kopytem konia? U cioci i wujka oznaczałoby to zapewne kompletny brak wychowania. Nie chciałam pogarszać sytuacji w jakiej znaleźli się rodzice.

– Ja myślę, że ona tak specjalnie – wypowiedziała się Kaja przeszywając mnie morderczym wzrokiem. – Nie chciała nas przywitać. To kompletny brak kultury.

Chciałam jej wykrzyczeć w twarz co mnie zatrzymało w stajni, że kompletnym brakiem kultury to wykazuje się ona i, że gdyby nie to, że złożyłam obietnicę mamie, z chęcią zostałabym w „Dębowym liści" do jutra. Nie zrobiłam tego. Po dzisiejszych wydarzeniach po prostu nie miałam siły się z kimś kłócić. Nadal byłam roztrzęsiona po niedawnych wydarzeniach i jedyne o czym teraz marzyłam to ciepłe łóżko. Nawet zimne, by mogło być. Byle łóżko.

– Kochanie, na pewno dobrze się czujesz? – usłyszałam zatroskany głos mamy.

– Jest w porządku – odparłam szybko i wbiegłam na schody prowadzące na piętro. Doszłam do wniosku, że cioci nie zrobiłoby różnicy, czy zostanę, czy zniknę w pokoju. I tak wyszłam na dzikusa z lasu.

***

Leżałam z głową wtuloną w poduszkę. Nie płakałam, ale ponure myśli sprawiły, że byłam tego bliska. W jednej ręce trzymałam malutkie, wygniecione zdjęcie. Przedstawiało ono mnie i Nugata. Biegliśmy razem przez łąkę. Fotograf pięknie uchwycił pozę konia. Był w trakcie kolejnego foula galopu. Wyglądał tak dumnie... A ja tak szczęśliwie. Pomyślałam, że przez jakiś czas Nugat nie będzie mógł biegać, a jak wiadomo, niemogący biegać koń, to martwy koń. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk naciskania klamki do drzwi. Podniosłam się. W progu mojego pokoju stanęły mama i Kaja z wielgachną walizą. Ta druga patrzyła na mnie z pogardliwym uśmieszkiem.

– Kochanie, dlaczego się nie przebrałaś? – zapytała mama. Nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej. – Pomóż Kai się rozpakować, dobrze? – i wyszła nim zdążyłam otworzyć usta.

Kaja odłożyła ogromną cekinową walizkę na ziemię, założyła rękę na rękę i zlustrowała mój pokój. Ponieważ nie zdążyłam posprzątać panował tu lekki bałagan. Na ścianach, komodach i biurku znajdywały się zdjęcia i plakaty z końmi. Dodatkowo na stoliku leżało kilka otwartych książek i albumów.

– Jeśli mam tu mieszkać to musisz zmienić wystrój – rzekła dziewczyna. Zupełnie jakby robiła mi łaskę!

– Jeśli ci się nie podoba, to sobie idź. Mi to będzie nawet na rękę – odparłam zimno. Nie miałam najmniejszej ochoty udawać potulną dziewczynkę.

Kuzynka mruknęła coś, zdegustowana.

– Gdzie jest miejsce na moje rzeczy?

Przewróciłam oczami. Jeszcze tego brakowało!

– W walizce – stwierdziłam sucho.

Spodziewałam się kolejnego mruknięcia, ale zamiast tego dziewczyna pociągnęła nosem.

– W sumie masz rację. W tym pomieszczeniu śmierdzi końmi. W szafie pewnie wali mocniej – powiedziała.

To mnie naprawdę wkurzyło. Wstałam z łóżka i podeszłam do niej z gniewną miną.

– Jedyne co tu śmierdzi, to twoje perfumy. Konie pachną – podkreśliłam ostatnie słowo.

Kaja uśmiechnęła się krzywo.

– Na te dwa tygodnie musisz zmienić swoje nastawienie co do zapachów – po czym wyszła poprosić moją mamę o odświeżacz powietrza.

***********

Hmm... Mam nadzieję, że ktoś tu zajrzał. Jeśli ty to zrobiłeś to jestem naprawdę szczęśliwa! Jeśli pozostawisz gwiazdkę lub komentarz z pewnością zajrzę na twój profil. Mam nadzieję, że historia się podoba.

Pozdrawiam, WildAntka


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro