Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11|Zupełnie o tym zapomniałam

- Czy śpiąca królewna raczy się obudzić?

Uchyliłam jedno oko i uśmiechnęłam się na widok osoby stojącej obok.

- A co? Czyżby komuś na tym zależało? - spytałam zaczepnie.

- Bo ja wiem. Za to pewny jest fakt, że już grubo po piętnastej. Nie sądzisz, że najwyższa pora by wstać? - Camil wzruszył ramionami i klapnął na fotel stojący obok. - A tak poza tym, kiedy robiłaś remont w pokoju?

Patrzyłam na niego zdezorientowana. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o zmianach wprowadzonych przez kuzynkę. Wstałam i sceptycznie przyjrzałam się pudrowym pomponom.

- Zupełnie o tym zapomniałam - przyznałam.

- Nie dziwię się, po takiej nocy... - nie dokończył tylko pokręcił głową.

Trzepnęłam go zdrową ręką w ramię.

- Zacznij się wypytywać o moje zdrowie, a wyrzucę cię przez okno - zagroziłam.

Uśmiechnął się figlarnie.

- Myślę, że fioletowe firanki i serduszka powieszone nad oknem skutecznie ci w tym przeszkodzą, gdyż jako przyjaciel muszę to zrobić. Jak się czujesz? - i nie czekając na moją odpowiedź ciągnął dalej - dobra, zapytałem. Odhaczone. Co zamierzasz dzisiaj robić? - znów ten głupkowaty uśmiech.

Zignorowałam go i wyjęłam z torby kilka ubrań.

- Idź już na dół. Dołączę za minutkę.

- Akurat. Wyganiasz mnie - stwierdził i wyszedł z pokoju udając obrażonego.

Spojrzałam za nim z politowaniem i udałam się do łazienki, by się przebrać.

***

- Już chcesz jechać do stajni? - zdziwiła się mama.

- Acha - potwierdziłam kończąc jeść płatki. Musiałam pojechać sprawdzić jak się czują Karmel i Nugat. No, i czekało na mnie mnóstwo stajennych obowiązków.

- Jestem pewna, że dziewczyny wezmą twoją część pracy, jeśli je poprosisz - powiedziała podnosząc wzrok znad warzyw, które kroiła.

Odłożyłam miskę do zlewu i chwyciłam błękitną torbę leżącą na podłodze.

- Nie jestem już małym dzieckiem, dobrze się czuję. Pomogę im na tyle na ile będę mogła z tym czymś - pomachałam ręką w gipsie - i zajmę się Nugatem. Będzie tak jak zwykle - zapewniłam.

Westchnęła.

- Niestety nie mogę cię odwieźć. Czekam na ekipę, która naprawi pralkę - zasępiła się.

Mruknęłam na wspomnienie pralki, która wczoraj dziwnym trafem się zepsuła. Ciekawe czy tony wypranych ubrań Kai, z których każde ma na sobie kilogram cekinów i diamencików ma z tym związek.

- Przecież mogę pojechać autobusem. Jak zawsze - odparłam i usiadłam na ziemi by założyć buty.

Wróciła do krojenia.

- Wiem, wiem, ale po tej całej historii z koniokradami wolałabym żebyś nie jechała sama. Martwię się o ciebie - wytłumaczyła.

Podbiegłam do niej i przytuliłam się.

- Wiem. Poradzę sobie - obiecałam.

Wtedy właśnie zaskoczył nas Camil, który dotychczas siedział cicho przeglądając jedną z gazet mojego taty.

- Ja mogę pojechać z Mishą.

Mama spojrzała na niego zaskoczona.

- Naprawdę mógłbyś? - spytała. Mój przyjaciel nie przepadał za końmi. Ostatni raz miał z nimi styczność na ważnych zawodach, w których brałam udział. Było to prawie rok temu.

Wzruszył ramionami.

- Żaden kłopot.

Postanowiłam włączyć się do rozmowy.

- A ty zostaniesz z Kają. Dzięki temu nie będę musiała jej niańczyć - zwróciłam się do mamy.

Niespodziewanie usłyszeliśmy głos z piętra:

- Ej! Słyszałam to!

Zaczęliśmy się śmiać. Mama pokręciła głową.

- Idź. Tylko nie zapomnij, że składasz dzisiaj zeznania. Nie spóźnij się.

***

Znowu poleciałam do przodu i ponownie wpadłam na poważnego biznesmena. Ten po raz kolejny mruknął bym uważała, a ja mechanicznie przeprosiłam i cofnęłam się na swoje miejsce przy oknie.

- Jak tak dalej pójdzie, przy najbliższym zatrzymaniu się autobusu wylecę przez przednią szybę - orzekłam. - Ten gościu przed nami ma mnie już serdecznie dość.

Camil skinął głową.

- Jakby ktoś wpadał na mnie co dwie minuty też miałbym go dość - przyznał.

Spojrzałam na niego krzywo.

- Ty to wiesz jak człowieka pokrzepić.

***

Jakimś cudem dojechaliśmy w jednym kawałku. To znaczy w dwóch, jeśli chodzi o ścisłość. Po kilku minutach spaceru dotarliśmy na miejsce.

- Dawno mnie tu nie było - przyznał mój towarzysz rozglądając się dookoła.

Skomentowałam to krótkim chrząknięciem.

- Idę do Nugata. Jeśli chcesz, chodź ze mną - powiedziałam.

Przeszliśmy żwirową ścieżką do budynku stajni. Kiedy minęliśmy spichlerz, zobaczyłam straszny widok.

- O nie - jęknęłam i zatrzymałam się.

Przede mną stała ujeżdżalnia. Albo to co z niej zostało. Podłoże zastąpił popiół, a na ziemi zostało jeszcze kilka nadpalonych desek. Po chwili w stercie gruzu rozpoznałam resztki dachu. Prawdę mówiąc, to zachowały się tylko fundamenty budynku.

Camil także stanął zaskoczony widokiem.

- Co tu się stało? - zapytał.

Z trudem powstrzymałam łzy.

- Zupełnie o tym zapomniałam - wydukałam.

Spojrzał na mnie i pokrzepiająco położył swoją dłoń na moim ramieniu.

- Powtarzasz to już drugi raz w ciągu jednego dnia - zauważył.

Nie zareagowałam. Z otępienia wyrwało mnie dopiero znajome rżenie. Potrząsnęłam głową.

- Chodźmy do Nugata.

***

Dzięki pomocy Camila z pracą uporałam się dość szybko. Przez godzinę zajmowałam się Nugatem. Rozmawiałam z Krystianem, który powiedział, że z kopytem mojego ulubieńca jest coraz lepiej. Mignęłam się z przyjaciółkami, ale nie rozmawiałyśmy za dużo. Susan nie widziałam, bo miała sesję treningową z Karmelem, a potem pojechała z bratem w teren.

- Musimy się zbierać. Za godzinę masz być w komisariacie, pamiętasz? - przypomniał mi w pewnym momencie Camil.

Pożegnałam się z Nugatem i pobiegliśmy na autobus. Ledwo zdążyliśmy. Znaleźliśmy dwa wolne miejsca siedzące i usiedliśmy na nich ciężko. Autobus ruszył. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu. To ja przerwałam ciszę.

- Dziękuję, że ze mną pojechałeś.

Popatrzył na mnie ciepło.

- Od tego są przyjaciele.

********************

Wiem, wiem. Długo mnie nie było, ale miałam chwilowy zanik weny. Tak naprawdę, to wyglądało to tak:

wena: Chodź! Napiszemy kolejny rozdział!

ja: Z chęcią, ale muszę napisać wypracowanie z angielskiego... Może później?

wena: Jak nie, to nie!

wena: *odchodzi obrażona*

ja: *spogląda za nią w nagłym przypływie paniki*

ja: *wysyła miliony listów z przeprosinami*

wena: Z chęcią bym ci pomogła, ale teraz jestem na Karaibach! A potem zdobywam K2! Wracam za tydzień i jeden dzień!

ja: *rozkłada bezradnie ramiona*

ja: No i co zrobisz? Nic nie zrobisz.

No więc, jak sami mieliście okazję zobaczyć, było ciężko. Na szczęście wena wróciła i rozdział jest. Choć za wiele się w nim nie dzieje... Postaram się, by w kolejnym było więcej akcji.

Na koniec zapraszam Was na profil JuliaEmiliaPole gdzie jakiś czas temu powstała akcja #KrytykujęBoSzanuję. Według mnie jest to bardzo dobra inicjatywa, mam nadzieję, że Wy także będziecie tak myśleć. Kto już wcześniej zapoznał się z tą akcją, niech napisze w komentarzu #KrytykujęBoSzanuję.

Ale się rozpisałam...

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro