Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35| Drugi raz nie jest pierwszym

Tata przyjechał o umówionej godzinie. Niestety nie udało mi się pogadać z Merissą o Mattcie, ale za to zarobiłam mnóstwo nowych podpisów na gipsie. Tata tylko obrzucił go sceptycznym spojrzeniem i mruknął coś, że zaraz trzeba będzie go oddać do muzeum sztuki nowoczesnej.

Pożegnałam się z innymi, przy okazji dowiadując się od Susan, że jej rodzice przyjadą na zawody za dwa dni. Bardzo się z tego powodu cieszyła. Nie dziwię się, choć jestem pewna, że w środku czuła związany z wizytą stres. Rodzice dziewczyny są przekonani, że wszystko jej przychodzi łatwo i że jest stokroć lepsza od innych. Ponieważ dobrze jej poszło na swoich pierwszych zawodach, stwierdzili, że zawsze tak będzie. Dla nich wygrane Susan są stałą. Nie rozumieją, że dziewczyna i Karmel mogą mieć gorsze dni, wymagania rosną, czy też, że może się zdarzyć coś nieoczekiwanego. Oni zakładali, że ich córka wygra, a jeśli zajęła chociażby trzecie miejsce, już byli zawiedzeni. Wyobraźcie sobie, co się działo, gdy Susan w ogóle nie stawała na podium. Zresztą, sprawy tak się mają nie tylko z jazdą konną. Według rodziców Susan, dziewczyna jest chodzącym ideałem odnoszącym same sukcesy. Nie przyjmują do wiadomości, że ktoś taki po prostu nie istnieje.

Zgarnęłam Camila i wsiedliśmy do samochodu. Z racji tego, że mieszkaliśmy dosłownie w jednym domu, nasi rodzice często dzielili się wożeniem nas w różne miejsca.

Usiedliśmy na tylnych fotelach i posłusznie zapięliśmy pasy. Na dworze już się zaczęło ściemniać, a mnie dopadało zmęczenie. Cieszyłam się, że nie zostałam przydzielona do grupy osób sprzątających po imprezie. Tata ruszył, a ja patrzyłam na mijane budynki. Nie myślałam o niczym konkretnym i nie miałam ochoty na rozmowę. Jednym uchem słuchałam wymiany zdań między tatą, a Camilem.

– I jak było? Dobrze się bawiliście?

– Aha.

– Jedliście tort?

– Tak.

– I co? Jak było?

– Fajnie.

Potem przeszli na jakieś mechaniczne tematy i przestałam ich słuchać. Wiem tylko, że Camil się bardziej rozgadał.

Zastanawiałam się nad tą całą grą w butelkę. Pocałunek w czoło zawsze kojarzył mi się z czułością. Dobra matka pełna troski w ten sposób całowała swoje dziecko, chcąc mu dodać otuchy. Gest kojarzył mi się z opiekuńczością. Zawsze wyobrażałam, że to tak żołnierze byli żegnani przez swoje rodziny, gdy szli na wojny. Posłałam ukradkowe spojrzenie Camilowi. Zajęty opisywaniem jakiejś tam dźwigni, nawet tego nie zauważył. Czy chciałam wtedy coś przekazać? Podświadomie? Czy mi na nim zależało bardziej, niż jako na przyjacielu? Żachnęłam się w myślach. To tylko głupia gra. Nic poważnego. Znając życie, Camil zaraz zapomni o tym wydarzeniu. Ja też powinnam. No hej, nie pierwszy raz dawałam mu całusa! To był... Chyba drugi raz. Czyli nie pierwszy. A po tamtym nic się nie zmieniło. Prawda?

Z cichym westchnięciem oparłam głowę o zagłówek. Ostatnio coraz mniej siebie rozumiem. Doświadczam tak skrajnie sprzecznych emocji, że powinni powołać nową dziedzinę nauki zajmującą się badaniem ich.

– A ty co tak cicho siedzisz, Misha?

Powróciłam myślami na ziemię i uniosłam wzrok. Tata patrzył na mnie przez lusterko z przodu samochodu. Miał łobuzerski błysk w oku, jakby wiedział coś, o czym nie mam pojęcia. Ciekawe, czy wyczuł o czym myślałam.

– Napawam się szarością chmur i dźwiękiem silnika – odparłam jakby od niechcenia. – Czemu pytasz?

Tata tylko się zaśmiał, a potem wywiązała się między nim, a Camilem rozmowa o rodzajach silników. Typowe. Dojechaliśmy do celu jeszcze zanim skończyli omawiać ten fascynujący temat, więc zostali w samochodzie i dalej dyskutowali, podczas gdy ja wyszłam i szybko znalazłam się w domu.

– Jestem! – zawołałam od progu, odwieszając torebkę. Zsunęłam buty i zawlekłam się na górę. W jednej chwili uszły ze mnie wszystkie siły. Dzień wyczerpał mnie emocjonalnie i fizycznie. Najpierw wizyta u Oksany, potem impreza i ta cała gra w butelkę... Za dużo bodźców. Bez słowa weszłam do swojego pokoju, ominęłam Kaję siedzącą w stercie czasopism i padłam na materac.

Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem było: jutro zobaczę się z Elizą. Nawet nie zdążyłam jej roztrząsnąć. Zasnęłam, jak przyszłam – w ubraniach, makijażu i ozdobnej spince od mamy na włosach.

***

Następnego dnia wstałam wcześnie i rzucając tylko oględne: „Idę do stajni, mamo" wyszłam z domu. Złapałam autobus jadący w kierunku stajni i tym sposobem niewiele później znalazłam się przy boksie swojego ulubieńca ze skrzynką pełną szczotek w nieogipsowanej ręce.

– Cześć, Nugat – przywitałam się, wchodząc do środka. Koń nie raczył podnieść głowy znad siana, które skubał, więc westchnęłam cicho. Te zwierzęta mają jednak swoje priorytety. Spokojnymi ruchami zaczęłam go czyścić. Nie miał zbyt wielu zaklejek –praktycznie nie wychodził z boksu. Za to kurzu osadziło się na nim tyle, że co chwilę kichałam.

– Czuję się, jakbym odkurzała stare eksponaty z muzeum – poinformowałam konia. Wiadomość oczywiście go nie przejęła. Póki w jego boksie nie zabrakło siana, miał głęboko w chrapach swój wygląd.

Po kilkunastu minutach pracy, usłyszałam znajome kroki. Ktoś szedł między boksami, nucąc coś pod nosem. Nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Susan.

– I jak po wczorajszej imprezie? – zapytałam na przywitanie.

– Wspaniale – odparła, zabierając ze skrzynki stojącej przed boksem Nugata, szczotkę do grzywy. Przywitała się z koniem i zaczęła rozczesywać ciemne pasma jego włosów.

Spojrzałam na nią kątem oka. Nie ruszała się z taką energią, jak zazwyczaj, a pod oczami miała wielkie wory. Włosy spięła w niedbałą kitkę i bynajmniej nie był to efekt zamierzony.

– Niewyspana?

Przeniosła na mnie lekko zamglony wzrok.

– Jak się domyśliłaś? – potem wróciła do pracy, nucąc jakąś melodię.

Wzruszyłam ramionami i przeszłam na drugą stronę konia. Systematycznie przesuwałam po nim miękką szczotką, aż popadłam w pewien trans. Przerwało go dopiero pytanie Susan:

– Czyściłaś już mu kopyta?

Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam czyścić zad konia.

– Możesz to zrobić, jeśli chcesz – powiedziałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale po chwili rozległo się ciche cmoknięcie i komenda: „Nugat, noga". Zrozumiałam, że Susan podjęła się owej pracy. Wyczyściła trzy kopyta, a to owinięte bandażem pominęła. Z zaskoczeniem zauważyłam, że opatrunek jest czysty – niedawno zmieniany.

– O której Krystian wstaje? – zapytałam retorycznie i wyszłam z boksu. Susan też już kończyła. Odłożyłyśmy szczotki i przybiłyśmy żółwika.

– Dzięki za pomoc.

Odgarnęła włosy z oczu i ziewnęła.

– Nie ma sprawy. Masz zegarek? Która godzina? To nie dziś przyjeżdża Eliza Lonelygrief?

Spojrzałam na nadgarstek. Pierwsze pytanie Susan było głupie – oczywiście, że miałam zegarek. Drugie i trzecie były ciekawsze.

– Za pięć jedenasta i masz rację. To dziś. Ma być koło dwunastej – powiadomiłam ją.

Skinęła głową i ruszyła między boksami. Wiedziałam, że za pół godziny ma trening skokowy. Szybko ją dogoniłam.

– Pomóc ogarnąć Karmela?

– Byłoby miło.

W ten sposób miałam zajęcie na następne pół godziny. Dokładnie o jedenastej dwadzieścia pięć pokazałam Susan uniesione kciuki, na znak, że życzę jej udanego treningu. Następnie poszłam do naszej chatki zobaczyć, czy ostały się jeszcze jakieś ciastka. Było coraz bliżej do przyjazdu Elizy.

*********************************

Ogłoszenie parafialne: kto jeszcze chce zadać pytania, niech to zrobi, bo już ostatnia okazja. Jutro zaczynam pisać wywiad. (W końcu ile można zwlekać special Wielkanocny? Może do Bożego Narodzenia?).

Podobał się rozdział? Jeśli tak, zostawcie po sobie ślad w postaci gwiazdki, bądź komentarza. Będzie mi bardzo miło:D

Pozdrowionka,

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro