11|Zupełnie o tym zapomniałam
- Czy śpiąca królewna raczy się obudzić?
Uchyliłam jedno oko i uśmiechnęłam się na widok osoby stojącej obok.
- A co? Czyżby komuś na tym zależało? - spytałam zaczepnie.
- Bo ja wiem. Za to pewny jest fakt, że już grubo po piętnastej. Nie sądzisz, że najwyższa pora by wstać? - Camil wzruszył ramionami i klapnął na fotel stojący obok. - A tak poza tym, kiedy robiłaś remont w pokoju?
Patrzyłam na niego zdezorientowana. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o zmianach wprowadzonych przez kuzynkę. Wstałam i sceptycznie przyjrzałam się pudrowym pomponom.
- Zupełnie o tym zapomniałam - przyznałam.
- Nie dziwię się, po takiej nocy... - nie dokończył tylko pokręcił głową.
Trzepnęłam go zdrową ręką w ramię.
- Zacznij się wypytywać o moje zdrowie, a wyrzucę cię przez okno - zagroziłam.
Uśmiechnął się figlarnie.
- Myślę, że fioletowe firanki i serduszka powieszone nad oknem skutecznie ci w tym przeszkodzą, gdyż jako przyjaciel muszę to zrobić. Jak się czujesz? - i nie czekając na moją odpowiedź ciągnął dalej - dobra, zapytałem. Odhaczone. Co zamierzasz dzisiaj robić? - znów ten głupkowaty uśmiech.
Zignorowałam go i wyjęłam z torby kilka ubrań.
- Idź już na dół. Dołączę za minutkę.
- Akurat. Wyganiasz mnie - stwierdził i wyszedł z pokoju udając obrażonego.
Spojrzałam za nim z politowaniem i udałam się do łazienki, by się przebrać.
***
- Już chcesz jechać do stajni? - zdziwiła się mama.
- Acha - potwierdziłam kończąc jeść płatki. Musiałam pojechać sprawdzić jak się czują Karmel i Nugat. No, i czekało na mnie mnóstwo stajennych obowiązków.
- Jestem pewna, że dziewczyny wezmą twoją część pracy, jeśli je poprosisz - powiedziała podnosząc wzrok znad warzyw, które kroiła.
Odłożyłam miskę do zlewu i chwyciłam błękitną torbę leżącą na podłodze.
- Nie jestem już małym dzieckiem, dobrze się czuję. Pomogę im na tyle na ile będę mogła z tym czymś - pomachałam ręką w gipsie - i zajmę się Nugatem. Będzie tak jak zwykle - zapewniłam.
Westchnęła.
- Niestety nie mogę cię odwieźć. Czekam na ekipę, która naprawi pralkę - zasępiła się.
Mruknęłam na wspomnienie pralki, która wczoraj dziwnym trafem się zepsuła. Ciekawe czy tony wypranych ubrań Kai, z których każde ma na sobie kilogram cekinów i diamencików ma z tym związek.
- Przecież mogę pojechać autobusem. Jak zawsze - odparłam i usiadłam na ziemi by założyć buty.
Wróciła do krojenia.
- Wiem, wiem, ale po tej całej historii z koniokradami wolałabym żebyś nie jechała sama. Martwię się o ciebie - wytłumaczyła.
Podbiegłam do niej i przytuliłam się.
- Wiem. Poradzę sobie - obiecałam.
Wtedy właśnie zaskoczył nas Camil, który dotychczas siedział cicho przeglądając jedną z gazet mojego taty.
- Ja mogę pojechać z Mishą.
Mama spojrzała na niego zaskoczona.
- Naprawdę mógłbyś? - spytała. Mój przyjaciel nie przepadał za końmi. Ostatni raz miał z nimi styczność na ważnych zawodach, w których brałam udział. Było to prawie rok temu.
Wzruszył ramionami.
- Żaden kłopot.
Postanowiłam włączyć się do rozmowy.
- A ty zostaniesz z Kają. Dzięki temu nie będę musiała jej niańczyć - zwróciłam się do mamy.
Niespodziewanie usłyszeliśmy głos z piętra:
- Ej! Słyszałam to!
Zaczęliśmy się śmiać. Mama pokręciła głową.
- Idź. Tylko nie zapomnij, że składasz dzisiaj zeznania. Nie spóźnij się.
***
Znowu poleciałam do przodu i ponownie wpadłam na poważnego biznesmena. Ten po raz kolejny mruknął bym uważała, a ja mechanicznie przeprosiłam i cofnęłam się na swoje miejsce przy oknie.
- Jak tak dalej pójdzie, przy najbliższym zatrzymaniu się autobusu wylecę przez przednią szybę - orzekłam. - Ten gościu przed nami ma mnie już serdecznie dość.
Camil skinął głową.
- Jakby ktoś wpadał na mnie co dwie minuty też miałbym go dość - przyznał.
Spojrzałam na niego krzywo.
- Ty to wiesz jak człowieka pokrzepić.
***
Jakimś cudem dojechaliśmy w jednym kawałku. To znaczy w dwóch, jeśli chodzi o ścisłość. Po kilku minutach spaceru dotarliśmy na miejsce.
- Dawno mnie tu nie było - przyznał mój towarzysz rozglądając się dookoła.
Skomentowałam to krótkim chrząknięciem.
- Idę do Nugata. Jeśli chcesz, chodź ze mną - powiedziałam.
Przeszliśmy żwirową ścieżką do budynku stajni. Kiedy minęliśmy spichlerz, zobaczyłam straszny widok.
- O nie - jęknęłam i zatrzymałam się.
Przede mną stała ujeżdżalnia. Albo to co z niej zostało. Podłoże zastąpił popiół, a na ziemi zostało jeszcze kilka nadpalonych desek. Po chwili w stercie gruzu rozpoznałam resztki dachu. Prawdę mówiąc, to zachowały się tylko fundamenty budynku.
Camil także stanął zaskoczony widokiem.
- Co tu się stało? - zapytał.
Z trudem powstrzymałam łzy.
- Zupełnie o tym zapomniałam - wydukałam.
Spojrzał na mnie i pokrzepiająco położył swoją dłoń na moim ramieniu.
- Powtarzasz to już drugi raz w ciągu jednego dnia - zauważył.
Nie zareagowałam. Z otępienia wyrwało mnie dopiero znajome rżenie. Potrząsnęłam głową.
- Chodźmy do Nugata.
***
Dzięki pomocy Camila z pracą uporałam się dość szybko. Przez godzinę zajmowałam się Nugatem. Rozmawiałam z Krystianem, który powiedział, że z kopytem mojego ulubieńca jest coraz lepiej. Mignęłam się z przyjaciółkami, ale nie rozmawiałyśmy za dużo. Susan nie widziałam, bo miała sesję treningową z Karmelem, a potem pojechała z bratem w teren.
- Musimy się zbierać. Za godzinę masz być w komisariacie, pamiętasz? - przypomniał mi w pewnym momencie Camil.
Pożegnałam się z Nugatem i pobiegliśmy na autobus. Ledwo zdążyliśmy. Znaleźliśmy dwa wolne miejsca siedzące i usiedliśmy na nich ciężko. Autobus ruszył. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu. To ja przerwałam ciszę.
- Dziękuję, że ze mną pojechałeś.
Popatrzył na mnie ciepło.
- Od tego są przyjaciele.
********************
Wiem, wiem. Długo mnie nie było, ale miałam chwilowy zanik weny. Tak naprawdę, to wyglądało to tak:
wena: Chodź! Napiszemy kolejny rozdział!
ja: Z chęcią, ale muszę napisać wypracowanie z angielskiego... Może później?
wena: Jak nie, to nie!
wena: *odchodzi obrażona*
ja: *spogląda za nią w nagłym przypływie paniki*
ja: *wysyła miliony listów z przeprosinami*
wena: Z chęcią bym ci pomogła, ale teraz jestem na Karaibach! A potem zdobywam K2! Wracam za tydzień i jeden dzień!
ja: *rozkłada bezradnie ramiona*
ja: No i co zrobisz? Nic nie zrobisz.
No więc, jak sami mieliście okazję zobaczyć, było ciężko. Na szczęście wena wróciła i rozdział jest. Choć za wiele się w nim nie dzieje... Postaram się, by w kolejnym było więcej akcji.
Na koniec zapraszam Was na profil JuliaEmiliaPole gdzie jakiś czas temu powstała akcja #KrytykujęBoSzanuję. Według mnie jest to bardzo dobra inicjatywa, mam nadzieję, że Wy także będziecie tak myśleć. Kto już wcześniej zapoznał się z tą akcją, niech napisze w komentarzu #KrytykujęBoSzanuję.
Ale się rozpisałam...
WildAntka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro