Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[ 8 ] ❝ Dziwne uczucia ❞



              Następny tydzień upłynął mi na lekcjach, pracach domowych i porannych spacerach z Colem. Zanim się zorientowałam, był już czwartek, a ja siedziała przy stole na obiedzie.

— Poważnie zastanawiam się nad ucieczką z domu i zamieszkaniem z dżungli, jeśli będę musiał poprawiać ten sprawdzian z biologii — jęknął Cole, uderzając pięścią w stół.

— Czyż to nie byłoby niesamowite? Codzienne budzenie się z otaczającą cię naturą i taki wspaniały wschód słońca, że doprowadziłby cię do łez! — Westchnęłam i zamknęłam oczy, wyobrażając sobie taką sytuację.

Poczułam na sobie niechciane spojrzenie i nawet nie musiałam otwierać oczu, by krzyknąć;

— Gilbert, przestań się gapić!

Coś twardego uderzyło o stół, a ja po odgłosie mogłam stwierdzić, że uderzył kolanem z zaskoczenia.

— Nie obwiniaj go, Aniu. To dla niego naturalne. — Zaśmiał się Karol, na co zaciekawiona otworzyłam oczami.

— O czym mówisz? Myślałam, że dla Gilberta jest naturalne tylko obrażanie włosów dziewczyn. — Wzruszyłam ramionami, a wszyscy zaśmiali się na moje słowa.

— Możesz myśleć o mnie jak o jakimś bezdusznym playboyu, ale to, co mówisz, boli, Aniu — przyznał Gilbert, łapiąc się za klatkę piersiową. — Jeśli to tak jest być twoim przyjacielem, to obawiam się, że nie wytrzymam zbyt długo.

Nie mogłam powstrzymać się od zachichotania i posłałam mu szczery uśmiech. Byłam prawie zbyt zapatrzona w swoje własne szczęście, że w końcu mogę nazywać go przyjacielem, by zauważyć, że wszyscy przy stole patrzą na nas z uniesionymi brwiami.

— Co dokładnie stało się po lekcjach, jeśli mogę zapytać? Od tamtej pory oboje dziwnie się zachowujecie. Pełne rozmowy, nikt nie robi scen?! Czy świat się kończy?! — Cole westchnął dramatycznie i przyłożył dłoń do czoła.

— Powiedziałabym ci, ale mam przeczucie, że Gilbert umiera, by to opowiedzieć. — Uśmiechnęłam się szeroko, co odwzajemnił.

— Dziękuję, panienko Kordelio. — Kiwnął głową, a następnie popatrzył na resztę przyjaciół z oczami błyszczącymi z podekscytowania. — Widzicie, moi drodzy przyjaciele, panna Stacy rozkazała, żebyśmy razem z panienką Kordelią ukończyli coś w rodzaju poszukiwania skarbów, podczas którego musieliśmy polegać na sobie nawzajem. Musiałem więc chodzić po szkole oślepiony, polegając jedynie na jej wskazówkach, kiedy ja nosiłem ją na plecach.

Odpowiedziała mu jedynie cisza.

A przynajmniej dopóki Cole nie wybuchnął śmiechem, pokazując na mnie palcem, będąc na skraju łez.

— T—ty... Musiałaś wskoczyć mu na plecy?! — zapytał pomiędzy salwami śmiechu. — Jak w ogóle sięgnęłaś tak wysoko?

Zacisnęłam usta w cienką linię, a moja twarz stała się czerwona.

— Dla twojej wiadomości, było dość łatwo!

Gilbert prychnął z naprzeciwka mnie.

— Przez większość czasu.

Parsknęłam zirytowana i szybko podniosłam się z miejsca, a następnie stanęłam za Gilbertem.

— Dobra, jeśli nikt z was mi nie wierzy, to wstawaj, Blythe.

Jego twarz rozjaśniła się, gdy tylko uświadomił sobie, co zaproponowałam i wstał z krzesła trochę zbyt entuzjastycznie, jak na mój gust. Karol pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.

— Subtelnie.

Złapałam go za ramiona i odwróciłam plecami do siebie, a następnie przysunęłam się do jego ucha, by wyszeptać;

— Jeśli mnie upuścisz, to cię zabiję!

Jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy posłał mi spojrzenie.

— Nawet bym o tym nie śnił.

Kiwnęłam głową, po czym zrobiłam krok do tyłu i zaczęłam się przygotowywać. Teraz już prawie cała stołówka patrzyła na nas z zainteresowaniem.

— A teraz doświadcz, jak bardzo NIE NISKA jestem! — krzyknęłam na Cole'a, biorąc głęboki oddech.

Zgięłam kolana i rzuciłam się na jego plecy, celując w ramiona. Jednak w ostatniej chwili się odwrócił, więc gdy owinęłam nogi wokół jego pasa, a ramiona wokół szyi... Byłam z przodu.

Wszyscy przy stole natychmiast zaczęli śmiać się z mojej zszokowanej miny. Gilbert sprawnie owinął dłonie pod moimi udami i przyciągnął mnie tak blisko siebie, że nasze nosy się dotykały. Posłał mi uśmieszek, a następnie przygryzł wargę i powoli spuścił wzrok, dopóki nie trafił na moje usta. Czułam, jak wszyscy na nas patrzą i wiwatują.

Jedyne, czego chciałam to wrócić na ziemię, ale w sposobie, w jaki na mnie patrzył, było coś tak niesamowicie przyciągającego.

— Chyba często lądujemy w tej pozycji, co panienko Kordelio? — droczył się Gilbert, unosząc kąciki ust.

Próbowałam coś powiedzieć, ale po raz pierwszy w moim życiu nie mogłam znaleźć słów. Nie miałam zielonego pojęcia, co powiedzieć, więc byłam wdzięczna, gdy ujrzałam znajomą postać wchodzącą przez drzwi.

Głośny trzask drzwi przykuł uwagę wszystkich. Jednak kiedy tylko nawiązałam kontakt wzrokowy z nowoprzybyłą osobą, szybko zeskoczyłam z Gilberta i pobiegłam w kierunku mojego nieoficjalnego braciszka.

— JERRY! — pisnęłam szczęśliwa i stanęłam na palcach, żeby móc owinąć ramiona wokół jego szyi. Bardzo urósł, odkąd ostatnio go widziałam.

Odwzajemnił uścisk, kładąc ramiona na mojej talii i wpychając twarz w zagłębienie mojej szyi. Byłam taka szczęśliwa, że byłam na skraju łez i ciągle zaciskałam ramiona.

— Co tutaj robisz?! — zapytałam, gdy się od siebie odsunęliśmy i nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.

Jego uśmiech rozjaśnił mój świat, a on również zaczął ronić łzy.

— Mój tata w końcu dostał pracę... W Avonlea.

Ponownie krzyknęłam z radości i ponownie mocno go przytuliłam.

— Tak bardzo za tobą tęskniłam! — wyszeptałam mu do ucha, a kiedy owinął wokół mnie ramiona, zaczęłam myśleć o ostatnim razie, gdy byliśmy w takiej pozycji.





2 lata wcześniej


               — Wyprostuj się, ty brudny robaku! — krzyknęła na mnie pani Hammond, kiedy wyszłam przez drzwi do pani z opieki społecznej, która czekała w taksówce.

Pierwsza z wielu łez spłynęła po moim policzku, kiedy coraz bardziej zbliżałam się do piekła, zwanego również sierocińcem.

— Proszę, pani Hammond — błagałam, odwracając się w jej kierunku. — Zabierz mnie z powrotem! Obiecuję, że już nigdy więcej nie ukradnę pani książki!

— Cisza! — wrzasnęła, mocno uderzając mnie w twarz. — Wrócisz z panną Dockovitch do sierocińca i będziesz się słuchała!

Ponuro kiwnęłam głową i odwróciłam się w kierunku samochodu. Gdy znalazłam się przy drzwiach, nagle usłyszałam krzyk;

— Aniu!

Jerry podbiegł do mnie i ujął moją posiniaczoną twarz w dłonie, lustrując każdy jej centymetr.

— Wszystko w porządku? Co się dzieje?! — zapytał, posyłając zgorszone spojrzenie w kierunku pani Hammond.

— Jerry, ja... Wracam do sierocińca — wyszeptałam i spuściłam wzrok na buty.

— Nie! — wrzasnął, po czym odwrócił się do pani Hammond z morderczym spojrzeniem. — Ty ohydna, obrzydliwa kobieto! Jak mogłaś jej to zrobić, gdy już się zadomowiła?!

Złapałam za jedno z jego ramion i odciągnęłam go, zanim zdążył owinąć dłonie wokół jej szyi.

— Jerry, posłuchaj mnie — wymamrotałam cicho, żebyśmy tylko my słyszeli. — Nieważne, co się stanie, znowu się odnajdziemy. Obiecuję.

Łzy spływały po mojej twarzy, gdy przyciągnęłam go do ostatniego miażdżącego uścisku.

— Znajdę cię — wyszeptał po raz ostatni, zanim zostałam wciągnięta do taksówki, bym nie zobaczyła jego twarzy już nigdy więcej.





               Teraz patrzyłam w oczy chłopakowi, którego kochałam jak brata, nie mogąc powstrzymać łez spływających po moich policzkach, tak samo, jak tego pamiętnego dnia dwa lata temu.

— Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. — Zachichotałam pomiędzy szlochami. — Dotrzymałeś obietnicy...

— Oczywiście, że tak, Aniu. Nigdy nie zapomniałbym o mojej najlepszej kumpeli. — Uśmiechnął się radośnie, ujmując moją brodę kciukiem i palcem wskazującym.

Posłałam mu uśmiech i dopiero po chwili doszło do mnie, że wszyscy na stołówce patrzą na mnie zdezorientowani. Przełknęłam strach, po czym wzięłam go za rękę i poprowadziłam do naszego stolika.

— Słuchajcie — zaczęłam, gdy stanęliśmy przed nimi. — To jest Jerry. To... Mój stary przyjaciel.

Widziałam, że francuz posyła mi zdezorientowane spojrzenie, z pewnością zastanawiając się, dlaczego nie powiedziałam im o tym, że znam go z jednego z moich poprzednich domów. Modląc się, by niczego nie powiedział, zajęłam moje poprzednie miejsce, ciągnąc go za sobą.

— Cześć Jerry, jestem Diana! — przywitała się brunetka.

Uniósł kąciki ust, uniósł jej dłoń i ucałował knykcie.

— Bonjour Diana.

Na jej policzki wkradł się rumieniec, kiedy Ruby skomentowała całą sytuację;

— Wie, jak oczarować panie, Aniu — stwierdziła ze sceptyczną miną.

— Dokładnie. — Zaśmiałam się i popatrzyłam na niego z podziwem, przypominając sobie wszystkie chwile, w których dziewczyny śliniły się na jego widok.

Karol i Gilbert wodzili wzrokiem pomiędzy Jerrym, Dianą a mną ze zmieszanymi, wręcz wściekłymi minami, aż w końcu popatrzyli na siebie nawzajem i zawarli jakąś cichą umowę.

— Wiec Jerry... — zaczął Gilbert ze zmarszczonymi brwiami. — Skąd znasz Anię?

Dlaczego on jest taki wredny?

— Och, poznałem ją jakieś dwa lata temu w gimnazjum, kiedy mieszkała z Ham—

— KIEDY MIESZKAŁAM W MOIM STARYM DOMU! — krzyknęłam nagle, zanim zdążył ujawnić mój sekret.

Odwrócił się do mnie zaskoczony. Posłałam mu spojrzenie, by nic nie mówił, a następnie zwróciłam się do grupy, udając, że nic się nie stało.

— Tak naprawdę to jest moją najbliższą rodziną — powiedziała, przypominając sobie wszystkie chwile, w których trzymał mnie, kiedy płakałam.

— A co z tą starą parą, z którą zawsze cię widzę? — spytała Diana.

Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że żadne z nich nie wie, iż Mateusz i Maryla są rodzeństwem, a ja prawie przez przypadek się ujawniłam.

— OCH! Tak, to znaczy, najbliższym rodzeństwem — wykrzyczałam szybko, próbując zgrywać wyluzowaną, kiedy tak naprawdę nie byłam nawet blisko tego.

— Okej. — Cole spojrzał pomiędzy nas. — Jak długo zostajesz w Avonlea?

— Jeśli będę miał tyle szczęścia to na zawsze. — Uśmiechnął się i ścisnął moją dłoń w geście pocieszenia.

Gilbert to zauważył i nie spuszczał wzroku z naszym splecionych palców.

— Świetnie — wymamrotał sarkastycznie.

Nie mogłam już dłużej znieść jego niegrzeczności, odwróciłam się do niego zirytowana.

— Co się z tobą dzieje?! — zawołałam, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. — Jerry jest dla mnie bardzo ważny, dlaczego nie możesz być dla niego milszy? Myślałam, że teraz jesteśmy przyjaciółmi!

Zmrużył oczy, a następnie syknął;

— Może nie powinniśmy nimi być.

Tuż po tych słowach zerwał nasz kontakt wzrokowy, zebrał swoje rzeczy i opuścił stołówkę, dramatycznie trzaskając za sobą drzwiami.

— Jaki on do cholery ma problem?! — Wściekła uderzyłam pięściami w stół.

— Och, Aniu... — Cole pokręcił głową.

— Chyba właśnie wywołałem zazdrość u pewnego ciemnowłosego nieznajomego? — Uśmiechnął się Jerry, patrząc na resztę grupy.

— Tak — odpowiedzieli wszyscy zgodnie.

— O czym do licha wy mówicie? — jęknęłam. — To po prostu idiotyczny psychopata. Poza tym, o co miałby być zazdrosny? Wiem, że jesteś przystojny i w ogóle, Jerry, ale Gilbert chyba też nie ma się o co martwić?

— Pff, ostro. — Prychnął Jerry.

Diana westchnęła i poklepała mnie po ramieniu.

— Pewnego dnia zrozumiesz i tego pewnego powiem ci „a nie mówiłam?"

Wywróciłam oczami i wymamrotałam „cokolwiek", po czym dalej obserwowałam, jak Jerry się przedstawia.



☁️



               — Dzisiaj podzielimy się w pary — ogłosiła panna Stacy na początku lekcji przyrody. — Możecie popracować nad prezentacją, którą musicie oddać za dwa dni. Będziecie szukać różnych rodzajów elektryczności. Wybierzecie jeden, zdefiniujecie go, podacie przykłady jego działania i zamieścicie wszystkie te informacje w prezentacji, którą przedstawicie przed klasą.

Wszyscy natychmiast zaczęli spoglądać na swoich przyjaciół, by znaleźć partnerów, jeszcze zanim kobieta skończyła mówić.

— Ruby, może będziesz w parze z Gilbertem? — zaproponowała Diana, zerkając na mnie, by zobaczyć moją reakcję. — Wygląda na okropne smutnego, może go pocieszysz?

Twarz Ruby rozjaśniła się na ten pomysł.

— Masz rację! Poza tym to idealny sposób, by pokazać mu, że nie jestem tylko ładna, tylko też mądra! — Zachwyciła się, biegnąc go zapytać.

Postanowiłam odwrócić się, by nie musieć patrzeć, jak przyjmuje jej propozycję.

— Wszystko dobrze, panienko Kordelio? — zadrwiła Diana, wodząc spojrzeniem między mną a nową parą.

— Tak, absolutnie idealnie — wymamrotałam sarkastycznie, zniżając się na krześle.

Przez resztę lekcji Diana wykonywała całą pracę, a ja nie tak subtelnie spoglądałam na Gilberta i Ruby, którzy ciągle rozmawiali. Z grymasem na ustach obserwowałam, jak śmieje się z jej słów i zakłada jej za ucho kosmyk włosów.

Potem, zupełnie jakby wiedział, że ich obserwuję, popatrzył na mnie ponad Ruby. Gdy wyłapał moje spojrzenie, na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek. Potem nagle do mnie mrugnął i zaczął bawić się włosami dziewczyny.

Nie mogłam powstrzymać się od zaczerwienienia z wściekłości na to, jak łatwo było mu mną manipulować, chociaż TO JA POWINNAM BYĆ ZŁA NA NIEGO!

Wzięłam głęboki oddech i przeklęłam moją ciekawość, następnie nie patrząc na nich przez resztę lekcji.

Wiesz co, Blythe? — pomyślałam. — To gra dla dwojga.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro