[ 7 ] ❝ Czas po lekcjach ❞
— Co?! — wykrzyknęliśmy jednocześnie z Gilbertem.
— Słyszeliście mnie — odparła panna Stacy, wyglądając na zadowoloną z siebie.
— Panno Stacy, nie ma mowy, że będę siedziała na jego plecach jak jakaś małpka, kiedy on będzie wbiegał w każdą ścianę, rurę, drzwi i drzewo, jakie tylko zobaczy! — zawołałam wściekła.
— I jak pani może oczekiwać, że oddam się w jej ręce, kiedy ledwo powiedziała „wybaczam ci", a minął TYDZIEŃ, odkąd przeprosiłem! — jęknął Gilbert, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
— Może nie mówię tego, bo NIGDY CI NIE WYBACZĘ!
Panna Stacy patrzyła oszołomiona na naszą dwójkę.
— Musicie znaleźć sposób, żeby się dogadać, bo inaczej codziennie będziecie zostawać po lekcjach, aż do końca roku szkolnego. Wtedy będziecie siedzieć w ciszy. — Kobieta uśmiechnęła się na widok zdezorientowanej miny Gilberta. — Postarajcie się nic nie zniszczyć, kiedy będę w biurze! Oto pierwsza podpowiedź. Dobrej zabawy!
Podała mi mały kawałek papieru, po czym szybko zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego, bez mówienia żadnego kolejnego słowa. Przez chwilę jedynie patrzyliśmy na puste miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stała, aż w końcu jęknęliśmy.
— Jaka jest wskazówka? — zapytał, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Otworzyłam ją i zeskanowałam wzrokiem tekst „Z wrogów w przyjaciół, tym musicie się stać, chyba że chcecie być tutaj na zawsze, siedząc na leniwych tyłkach. Odtwórzcie drogę, gdzie to się rozpoczęło, kiedy zobaczyłam wasze pierwsze spotkanie. Chociaż się kłóciliście, nie martwcie się, ani nie denerwujcie, czeka na was pyszna niespodzianka". Przeczytałam to jeszcze razy, próbując domyślić się, o co chodziło jej z tym odtwarzaniem drogi, ale nic nie wydawało się odpowiednie.
— Jak do cholery mamy zrozumieć tę wskazówkę, jeśli po pierwsze, jeszcze nie do końca znam szkołę, a po drugie, kłócimy się wszędzie?! — Opuściłam ramiona w pokonaniu, gdy uświadomiłam sobie, że nie mamy szans na rozwiązanie tego zadania.
— Myślisz o tym w zły sposób — stwierdził zamyślony. — Usuń panią Stacy z tego równania i wróć do miejsca, w którym się poznaliśmy.
— Stołówka! — krzyknęłam, gdy to we mnie uderzyło. — To ma sens, bo to tam nazwałam cię złowrogim, poza tym to by wyjaśniało „pyszną niespodziankę".
— Dobre wspomnienia, panienko Shirley? — Uśmiechnął się pod nosem, nawiązując do naszej pierwszej kłótni.
— Najlepsze. — Przewróciłam oczami i rozejrzałam się po korytarzu. — Chodź.
Gdy zaczęłam iść w stronę stołówki, jego dłoń owinęła się wokół mojego ramienia i przyciągnęła do siebie.
— Nie zapomniałaś o czymś, moja mała małpeczko? — Uśmiechnął się szeroko, podnosząc opaskę.
— Po pierwsze, nie jestem niczym twoim, a po drugie, nie zapomniałam, tylko po prostu... Badałam trasę — wymamrotałam, choć doskonale wiedziałam, że nie uwierzył mi nawet na sekundę.
— W takim razie wskakuj. — Uniósł kąciki ust i odwrócił się plecami do mnie.
— Żartujesz? Nie potrafię skakać tak wysoko! — wykrzyknęłam, tępo wpatrując się w tył jego głowy.
— No tak, zapomniałem, że jesteś niska. — Zaśmiał się i przykucnął.
Ostrożnie do niego podeszłam.
— Jak mam to znowu zrobić? — mruknęłam.
— Owiń ręce wokół mojej szyi, a nogi wokół mojej talii — polecił, a czubki jego uszu stały się czerwone.
— Gilbercie Blythe... Czy ty się rumienisz? — Zachichotałam, widząc jego zaróżowioną twarz.
Otworzył szeroko oczy, szybko odwracając spojrzenie.
— NIE! Oczywiście, że nie, po prostu jest tutaj gorąco. Ugh, po prostu się pospiesz. Nogi zaczynają mnie boleć.
— Cokolwiek powiesz, Kapitanie Oczywisty.
Niepewnie owinęłam ramiona wokół jego szyi, a następnie pochyliłam się i przycisnęłam się do jego pleców. Moja twarz była tuż obok jego, a nasze policzki delikatnie otarły się o siebie, gdy owijałam nogi wokół jego talii.
— I do góry — ogłosił, po czym nagle zaplótł ręce pod moimi udami i się wyprostował.
Nie mogłam powstrzymać przerażonego pisku, który wydobył się z moich ust, gdy mocniej go ścisnęłam i ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi. Śmiał się z mojego strachu, chociaż czułam, jak jego twarz się rozgrzewa.
— Wszystko w porządku? — zapytał ostrożnie, starając się niczego nie pospieszać, kiedy jednak jego ręce spoczywały niebezpiecznie wysoko na moich udach.
— Tak, gdzie ta opaska?
— Och. — Ponownie się zarumienił, coś sobie uświadamiając. — Jest w przedniej kieszeni moich spodni.
— Okej, nie ruszaj się — poleciłam i pochyliłam się nad jego ramieniem.
— Um, Aniu... Może mógłbym cię po prostu odstawić i sam ją wyciągnąć? — zaproponował zszokowany.
— I pozwolić mi znowu wspinać się na twoje plecy, kiedy MASZ ZASŁONIĘTE OCZY?! Po moim trupie, Blythe.
Usłyszałam, jak wciąga powietrze, gdy oparłam głowę o jego ramię i wyciągnęłam rękę w kierunku dżinsów.
— Cholera, jesteś za wysoki — jęknęłam i jeszcze bardziej pochyliłam się nad ramieniem.
Teraz jego ręce spoczywały z tyłu moich kolan, a ja całą górną częścią ciała zwisałam z jego ramienia. Z jego ust wydobyło się kolejne sapnięcie, kiedy moja dłoń wędrowała po jego brzuchu, w poszukiwaniu spodni. Po chwili w końcu odnalazłam kieszeń i wyjęłam z niej opaskę.
— Mam cię.
Szybko kiwnął głową, a jego policzki nadal były zaróżowione, kiedy zasłoniłam mu oczy i zawiązałam małą kokardkę na wstążce.
— Okej, teraz ostrożnie zwróć się w prawo i zacznij iść korytarzem. Powiem ci, kiedy przestać — poinstruowałam. Kiwnął głową i wykonał moje polecenie.
Gdy szliśmy korytarzem w stronę stołówki, zobaczyłam, jak zaciska zęby. Czy on jest zły? Czy coś zrobiłam?
— Um, wszystko w porządku? — zapytałam cicho.
— T-tak, a co? — Głośno przełknął ślinę.
— Strasznie zaciskasz szczękę, więc pomyślałam, że może cię jakoś zraniłam, więc zaczęłam się martwić — przyznałam. — Ale jeśli upuścisz mnie tak, jak rano, już nie żyjesz.
Cicho się zaśmiał i uniósł mnie wyżej.
— Nie mam co do tego wątpliwości, panienko Kordelio, ale nie martw się o mnie. Obiecałem, że nigdy więcej cię nie puszczę, pamiętasz? Poza tym jesteś lekka jak piórko.
— Tak, bardzo ciężkie piórko — wyszydziłam, odwracając jego ciało w stronę stołówki.
Stwierdziłam, że na miejscu zeskoczę z jego pleców i zacznę rozglądać się za jakąś notatką.
— Aniu, gdzie poszłaś? — krzyknął Gilbert, szukając mnie.
— Jestem tutaj, kretynie. — Zachichotałam.
— Gdzie?! — zawołał ponownie, wyglądając na lekko przestraszonego.
Nie wiedziałam, co innego mogę zrobić, więc szybko złapałam go za rękę.
— Tutaj.
Słyszałam, jak gwałtownie wdycha powietrze, ale postanowiłam to zignorować i poprowadzić go do miejsca, w którym się poznaliśmy.
— Um... Widzisz coś? — spytał i odwrócił wzrok, by ukryć swoje różowe policzki.
Rozejrzałam się dookoła, poszukując czegoś przypominającego notatkę, aż w końcu zobaczyłam kawałek papieru leżący na pustej tacy na lunch.
— Tak. — Wolną ręką wyjęłam ją z tacy i pociągnęłam chłopaka za sobą.
— Co na niej jest? — zapytał, pochylając się w moją stronę.
— „Dla jednego z Was to miejsce jest domem, podczas gdy drugie zaprzecza, wolę mieć pogodę w sercu niż nosić się godnie". — Gdy uświadomiłam sobie, o co chodzi, moje oczy wręcz zapłonęły.
— O czym ona, do diabła, mówi? — zapytał Gilbert, mocno trzymając mnie za rękę.
— Biblioteka. To musi być to. Kiedyś poprosiłam Cole'a, żeby poszedł ze mną do biblioteki, żebym mogła ponownie przeczytać Jane Eyre dla... Przyjemności. To cytat z tej książki — wytłumaczyłam, próbując uniknąć przyznania, że wtedy próbowałam go unikać.
Zobaczyłam, jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu.
— Zgaduję, że ta część z zaprzeczaniem oznacza, że tak naprawdę mnie unikałaś?
Westchnęłam pokonana.
— Nieważne. Po prostu się nie ruszaj i mnie złap.
— Czekaj, co?!
— Nie ruszaj się!
Następnie ułożyłam dłonie na jego ramionach od tyłu i podskoczyłam najwyżej, jak tylko mogłam. Ale tak się złożyło, że w tym samym momencie on się pochylił, dlatego górna część mojego ciała wisiała w powietrzu, a nogi w powietrzu.
— Gilbert! — krzyknęłam, kiedy zaczęłam spadać na podłogę.
Kiedy tylko przymknęłam oczy, a strach mnie przeszył, ramiona Gilberta pojawiły się pod moimi kolanami i podtrzymały moje plecy. Podniósł mnie jak pannę młodą, a ja mocno trzymałam jego szyję i ciężko oddychałam, będąc oszołomiona. Gilbert również dyszał i patrzył na mnie ze zmartwieniem. Przez mój wypadek opaska wylądowała na podłodze.
— Nic ci nie jest? — zapytał, kiedy w końcu odsunęłam twarz od jego szyi i ułożyłam ręce na ramionach.
Przez chwilę próbowałam unormować oddech i pozwoliłam, by strach zniknął, a następnie podniosłam wzrok, by zobaczyć jego pytające spojrzenie.
— T-tak, wszystko w porządku. Po prostu trochę się przestraszyłam.
Odetchnął z ulgą i spuścił głowę, po czym zaczął iść dalej, nadal trzymając mnie nad ziemią, jakbym nic nie ważyła. Pozwoliłam się odetchnąć i nie mogłam powstrzymać chęci oparcia głowy o jego klatkę piersiową z wyczerpania. Dźwięk bicia jego serca był uspakajający, ale też trochę zabawny, bo co chwilę przyspieszał.
— Przepraszam — wyszeptałam. — Nie powinnam tak starać się udowodnić mojej racji.
— A jaka to byłaby racja? — wymamrotał cicho i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Prawdziwym uśmiechem.
Nie mogłam powstrzymać się od zapatrzenia i zastanawiania, dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie, którzy mogą rozweselić Gilberta, to ja jestem w tej niewielkiej grupie, która widzi jego prawdziwy uśmiech.
— Że nie jestem niska. — Uśmiechnęłam się bez przekonania.
Gdy zauważył, że zburzył pewien mur, który zbudowałam wokół siebie, uśmiechnął się szeroko.
— W porządku, Aniu. Nie obchodzi mnie to wszystko. Twoje włosy, nerwowość czy twój wzrost. I tak będę przy tobie.
Tym razem to ja uśmiechnęłam się szczerze i przygryzłam wargę, by powstrzymać się od powiedzenia czegoś głupiego. Zamiast używać słów, postanowiłam podziękować mu za życzliwość ciepłym uściskiem. Odwzajemnił go i przyciągnął mnie bliżej siebie, prawie łamiąc mi wszystkie kości, jakby myślał, że zaraz się rozpłynę. Po chwili odsunęłam się od niego z uśmiechem.
— A teraz mnie odstaw, żebyśmy mogli dokończyć podziękowania bez upuszczania mnie!
Zaśmiał się cicho, ale powoli odstawił mnie na ziemię. Jednak nie pozwoliłam mu przyzwyczaić się do przestrzeni osobistej i szybko stanęłam na palcach, żeby ucałować jego policzek.
Kiedy się odsunęłam, wszystkie jego mięśnie się rozluzowały, a na policzkach zagościł róż. Po kilku chwilach pustego wpatrywania się przed siebie odwrócił głowę w moim kierunku, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, co się stało. Gdy posłałam mu uśmiech, stał się jeszcze bardziej czerwony i odwrócił wzrok, drapiąc się po szyi.
— Proszę, proszę... — zawołał głos z drugiego końca korytarza.
Odwróciliśmy się, by ujrzeć pannę Stacy, stojącą niedaleko drzwi do pokoju nauczycielskiego, z zadowolonym uśmiechem.
— Wygląda na to, że jednak nie mieliście zbyt dużo problemów z rozwiązaniem mojego zadania.
— Ale panno Stacy — zaczęłam się sprzeciwiać — nie znaleźliśmy tego, czego szukaliśmy.
Posłała nam ciepły uśmiech, jakby wiedziała coś, czego my nie.
— Uważam, że znaleźliście dokładnie to, czego szukaliście... I więcej.
Uświadomienie sobie, o co jej chodziło, zajęło mi kilka sekund, ale po kilku wymienionych spojrzeniach z Gilbertem zrozumiałam, czego kazała nam szukać przez ten cały czas. Siebie nawzajem.
— Mam nadzieję, że wasz weekend będzie udany. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu na lekcji. — Pomachała nas i wyszła, zostawiając nas samych.
Na korytarzu zapadła cisza, bo żadne z nas do końca nie wiedziało, co powiedzieć. Gilbert powoli odwrócił się w moją stronę, mając na twarzy najszczęśliwszy z uśmiechów.
— Przyjaciele? — zapytał, wyciągając rękę w moim kierunku.
Obdarzyłam jego dłoń szybkim spojrzeniem, po czym nawiązałam z nim kontakt wzrokowy i uśmiechnęłam się szeroko.
— Przyjaciele — zgodziłam się. Uścisnęliśmy sobie dłonie na pustym korytarzu, w końcu kończąc nasze spory.
☁️
JUTRO 3 SEZON ANI BĘDZIE NA NETFLIXIE
i okej, już go obejrzałam (ostatni odcinek nawet 2 razy), ale już nie mogę się doczekać i pewnie zrobię sobie ogromny maraton, podczas którego będę płakać oraz zachwycać się pięknem aktorów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro