[ 27 ] ❝ Ostatni dzień szkoły ❞
— W imieniu wszystkich nauczycieli chciałabym powiedzieć, że wszyscy bardzo ciężko pracowaliście w tym semestrze, więc mam nadzieję, iż będziecie cieszyć się tą w pełni zasłużoną przerwą! — zawołała uśmiechnięta panna Stacy, stojąc na środku klasy.
Razem z Ruby i Dianą wymieniłyśmy podekscytowane spojrzenia. To była moja pierwsza zima w Avonlea, co oznaczało, że będziemy mogli napawać się brakiem szkoły w śniegu aż do Świąt, a później spędzimy razem Sylwestra.
Byłam naprawdę podekscytowana spędzeniem moich pierwszych świąt w Avonlea z moimi niesamowitymi przyjaciółmi. Diana nawet powiedziała, że jutro możemy iść pojeździć na łyżwach w lesie. Było tam bardzo ładne jezioro, które całkowicie zamarzło. Dodała, że może pożyczyć mi swoją zapasową parę łyżew, bo miałyśmy ten sam rozmiar buta.
Ruby niechętnie zgodziła się na ten pomysł pod warunkiem, że zaprosimy całą grupę, by mogła trzymać się Jerry'ego. Teraz kiedy świętowaliśmy naszą ostatnią lekcję przed przerwą, nie mogłam przestać myśleć o tym, jaka szczęśliwa byłam.
— Nie zadam wam żadnej pracy domowej, więc cieszcie się świętami z rodziną i przyjaciółmi! — zawołała, gdy zadzwonił dzwonek.
Kiedy tylko skończyła mówić, wszystkie trzy wyskoczyłyśmy z naszych miejsc i zaczęłyśmy piszczeć podekscytowana.
— Widzimy się jutro przy jeziorze, tak? — zapytała dla potwierdzenia Diana.
Kiwnęłam głową.
— Zdecydowanie.
Nagle poczułam, jak ktoś owija ramię wokół moich barków.
— Macie szczęście, że my też przyjdziemy, więc się nie przewrócicie.
Odwróciłam się, by popatrzeć na Gilberta i strzepnęłam jego ramię, a następnie uniosłam dumnie podbródek.
— Muszę cię poinformować, że Diana akurat jest jedną z najlepszych łyżwiarek w okolicy!
Zaśmiał się, po czym pochylił ze złowieszczym uśmieszkiem.
— Świetnie, w takim razie może nauczyć Karola.
Drugi chłopak jedynie wzruszył ramionami na jego słowa, przez co Diana pokręciła głową z rozbawieniem.
— Przyjemność po mojej stronie. — Uśmiechnęła się szeroko, łapiąc go za rękę.
Para opuściła klasę, bez żadnych wątpliwości chcąc wrócić razem do domu.
— Podwieźć którąś z was? — zapytał Gilbert, wodząc wzrokiem między Ruby a mną.
— Nie, dzięki. Jerry zabiera mnie na obiad — przyznała Ruby i odrobinę się zarumieniła.
Wysoki chłopak kiwnął głową, a na jego twarzy pojawił się pełen zrozumienia uśmiech, gdy blondynka pomachała nam i opuściła klasę.
— A co z moją cudowną dziewczyną? Mogę zaoferować ci podwiezienie do domu? — spytał, udając głos osoby z wyższych sfer.
Zaśmiałam się na jego dżentelmeńskie zachowanie, a następnie pokręciłam głową.
— Wybacz, ale muszę pójść do biblioteki i wymienić moją kolekcję książek na nową, żebym miała, co robić podczas przerwy — wytłumaczyłam i wskazałam na moją wypchaną torbę.
Popatrzył na nią z rozbawionym uśmieszkiem.
— W takim razie będę musiał zmieść cię z nóg jutro na lodzie. — Uśmiechnął się. — Do zobaczenia.
Pożegnał mnie pocałunkiem w czoło, a następnie zasalutował dwoma palcami, zanim wyszedł przez drzwi.
Westchnęłam bezradnie, starając się nawet nie myśleć o tym, ile razy dosłownie zostanę zmieciona z nóg. Jazda na łyżwach zawsze była dla mnie swego rodzaju marzeniem, więc miałam nadzieję, że jest taka prosta, jak opisują to pisarze. W innym wypadku będę skazana na dzień upokorzeń przed Gilbertem.
Z tą myślą w głowie, szybko przeszłam do biblioteki, po drodze żegnając się ze szkołą na najbliższe kilka tygodni.
☁️
— Aniu, Cole po ciebie przyszedł! — zawołała Maryla z kuchni.
— Idę! — odkrzyknęłam, łapiąc jeszcze swoje rękawiczki.
Naciągnęłam miękki niebieski materiał na dłonie, a następnie poprawiłam szarą czapkę. Później narzuciłam kurtkę na moją bluzę i zaczęłam zbiegać po schodach. Moje włosy opadały na ramiona, bo byłam zbyt leniwa, by je związać.
Wątpię, by ktokolwiek miał coś przeciwko temu, że wyglądam, jak mokry szczur. Gilbert i tak lubi mnie w rozpuszczonych włosach.
— Pośpiesz się, petardo! — krzyknął Cole ze swojego samochodu.
Wywróciłam oczami na to przezwisko, a następnie wzięłam z kuchni mój telefon oraz portfel i wybiegłam przez frontowe drzwi. W twarz natychmiast uderzyło mnie lodowate powietrze. Poczułam, że moje policzki już powoli zaczynają zamarzać, więc jak najszybciej ruszyłam do samochodu.
— Znowu zaspałaś, Shirley? — zapytał sarkastycznie, kiedy tylko wsiadłam do środka.
— Wybacz, że musiałeś czekać... Ethanie — odparłam, celowo ignorując Cole'a, by posłać ciepły uśmiech brunetowi, który siedział na siedzeniu pasażera.
Ethan zaśmiał się z mojego zachowania, po czym lekko mi pomachał.
— Miło widzieć, że nie zgubiłaś chęci do życia, pani Blythe.
Wywróciłam oczami podczas zapinania pasów, próbując zignorować jego ksywkę dla mnie. Minął już tydzień, odkąd cała grupa poznała chłopaka Cole'a. Na początku był zdystansowany, ale powoli zaczął wykluwać się ze skorupki. Teraz byłam całkowicie pewna, że Cole miał rację, gdy powiedział, że są dla siebie stworzeni.
Ethan kochał sztukę Cole'a nawet bardziej niż ja i mógł spędzać godziny na obserwowaniu, jak maluje. Co więcej, chociaż nie pozwalał, by blondynowi cokolwiek uszło na sucho, był naprawdę słodki i wyrozumiały. Dosłownie byli sobie pisani.
— Lecimy nad jezioro! — ogłosił Cole, przyspieszając.
☁️
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, okazało się, że byliśmy spóźnieni o dziesięć minut, co nie umknęło uwadze Diany.
— Powiedziałam w południe, wy ślimaki! — zbeształa nas, podjeżdżając w naszym kierunku na łyżwach.
— Wybacz, była zajęta rozmyśleniami o swoim kochasiu — mruknął Cole.
Wywróciłam oczami i rozejrzałam się, by zobaczyć, że Gilbert jeszcze nie dotarł, a jedynymi osobami na całym jeziorze były Diana, Karol, Ruby, Jerry, Moody i Tillie.
— Gdzie jest Janka? — zapytałam ciekawa, gdy Cole i Ethan pochylili się, by założyć swoje łyżwy.
Ruby wzruszyła ramionami, podjeżdżając do mnie.
— Wcześniej do mnie napisała, że ma mały problem, ale to nic ważnego i trochę się spóźni — wytłumaczyła blondynka.
Szybko kiwnęłam głową i zaczęłam wiązać moje łyżwy, uważnie słuchając poleceń Diany, bym nic nie zepsuła.
— A teraz na lód! — zawołała i wjechała na zamarzniętą powierzchnię, niczym się nie przejmując.
Jerry i Ruby również weszli na lód, dla bezpieczeństwa trzymając się za ręce, Tillie i Moody zrobili to samo. Wtedy zauważyłam, że Karol stoi niezadowolony na skraju jeziora.
— Co jest? — zapytałam, podchodząc do niego i układając dłoń na jego ramieniu.
Ostatnio razem z Karolem się do siebie zbliżyliśmy, bo w końcu umawialiśmy się ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy lepiej go poznałam, uświadomiłam sobie, że jest podobny do Gilberta — bardziej udaje gracza, niż naprawdę nim jest. To dlatego tak się cieszyłam, że Diana znalazła kogoś, kto kocha ją i rozumie tak, jak Karol.
— Och, nic takiego — wymamrotał, gdy mnie zauważył. — Ja... Po prostu nie chcę upaść na tyłek przed wszystkimi.
— Cóż, przynajmniej Gilberta jeszcze nie ma, więc nie musisz obawiać się zawstydzeniem — zauważyłam, powoli ciągnąc go na lód. — Chodź, zaczniemy później, żebyś umiał przynajmniej stać, a kiedy Diana przyjdzie cię nauczyć, zmieciesz ją z nóg, obiecuję.
Zmartwiony zeskanował wzrokiem moją twarz, w końcu bezradnie kiwając głową. Złapał mnie za rękę i powoli wszedł na lód. Na początku oboje się potykaliśmy, starając utrzymać równowagę, ale po kilku minutach cichej rozmowy i jazdy, zebraliśmy w sobie na tyle odwagi, by się puścić.
— Widzisz, wychodzi ci! — zawołałam, gdy zaczął jechać po mojej lewej.
— Dzięki, Aniu. — Zaśmiał się i pokręcił głową.
— No proszę, proszę — powiedziała Diana, nagle pojawiając się u jego boku. — Popatrzcie, kto tutaj nagle jest profesjonalistą.
Brunet zaczął się rumienić, chociaż przecież byli razem. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
— Daleko mi do bycia profesjonalistą. — Zaśmiał się z jej optymizmu. — Ale pamiętam, że obiecałaś mnie nauczyć.
Jej uśmiech się poszerzył, gdy wyciągnęła do niego rękę.
— To spróbuj nadążyć, głuptasie. — Zachichotała i pociągnęła za sobą chłopaka z usatysfakcjonowaną miną.
Uśmiechałam się i obserwowałam, jak odjeżdżają. Już miałam zacząć się zastanawiać, gdzie jest mój chłopak, kiedy nagle ktoś krzyknął mi do ucha głośne „BU!".
Natychmiast pisnęłam przerażona, a moje nogi się wyprostowały, przez co się potknęłam. Ale nawet idealne wyczucie czasu Gilberta nie wystarczało, bym nie uderzyła tyłkiem o lód.
Tępy ból natychmiast rozlał się po moich plecach i pupie, gdy jęknęłam. Moją uwagę przykuł cichy śmiech.
— Wybacz, marchewko. Nie chciałem cię przestraszyć. — Uśmiechnął się złowieszczo Gilbert.
Wyciągnął dłoń, by pomóc mi wstać, a ja po chwili rozważania przyjęłam jego pomoc.
— Oczywiście, że nie. A teraz przez ciebie będę miała kolejnego siniaka — syknęłam, przypominając sobie sytuację, w której upuścił mnie podczas konkursu ortograficznego.
Jego uśmiech poszerzył się, gdy stanęłam na lodzie.
— Cóż, przynajmniej tym razem to nie było spowodowane tym, że byłem zbyt zajęty myśleniem o pocałowaniu cię, by zauważyć pannę Stacy.
Natychmiast szeroko otworzyłam oczy.
— C-co chciałeś zrobić?! — zawołałam, szeroko otwierając usta.
— Jeśli dobrze pamiętam, to chciałem pocałować cię przed wszystkimi, gdyby tylko mi nie przeszkodziła. — Uśmiechnął się na to wspomnienie. — Ale przepraszam za ten siniak na tyłku, który spowodowałem.
Nadal oszołomiona jego wyznaniem, nie mogłam powstrzymać się od wymamrotania:
— To nic. Na wszelki wypadek ubrałam trzy pary majtek.
Na początku jego twarz zrobiła się cała blada przez samo wspomnienie o mojej bieliźnie, ale wtedy coś w jego głowie kliknęło i wybuchnął śmiechem.
W końcu pokręcił głową, jakby wiedział coś, czego ja nie i pochylił się, by złapać mnie za ręce.
— Przynajmniej teraz mogę odpowiednio ci podziękować, w odróżnieniu od poprzedniego razu. — Wyszczerzył się.
Na początku nie byłam pewna, o czym mówi, aż w końcu pochylił się, by szybko cmoknąć mnie w usta. Gdy wszystko sobie uświadomiłam, natychmiast zrobiłam się cała czerwona.
— Cieszę się też, że nadal mam na ciebie taki wpływ. — Uśmiechnął się, żartobliwie szturchając mój rumiany policzek.
— J-jest... Zimno. — Udało mi się wymamrotać wymówkę.
To jedynie spowodowało, że uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Co tylko powiesz, marchewko. — Puścił moją jedną rękę. — A może zaczniemy faktycznie jeździć, zanim znowu będzie lato i będę musiał ratować cię przed utonięciem?
Miałam ogromną ochotę kłócić się z nim, że wcale nie jestem żadną damą w opałach, ale widziałam, jaki był szczęśliwy, więc postanowiłam dać spokój. Ten akt uprzejmości nie pozostał niezauważony.
Mój ciemnowłosy rycerz powoli poprowadził mnie na sam środek jeziora, po drodze mijając kilku naszych przyjaciół. Gilbert pomachał im na powitanie, ale ja byłam zbyt zajęta staraniem się, by utrzymać równowagę.
Próbowałam zachowywać się, jakbym wcale nie opierała się na jego ramieniu dla oparcia, ale doskonale wiedział, że gdyby nie jego uścisk, już dawno leżałabym na tyłku.
— Wszystko dobrze? — Popatrzył na mnie rozbawiony, gdy zatrzymaliśmy się na środku. — Chyba mówiłaś, że umiesz jeździć?
Prychnęłam i złapałam go za drugą rękę, byśmy mogli być naprzeciwko siebie.
— Mówiłam, że Diana potrafi jeździć. Nigdy nie mówiłam nic o moich własnych zdolnościach — zauważyłam, z całych sił starając się nie wbić spojrzenia w stopy.
On jedynie wzruszył ramionami.
— Nie mam nic przeciwko temu. Przynajmniej będę mógł cię złapać, gdy upadniesz.
Jego bezczelny uśmieszek rozpalił ogień w mojej klatce piersiowej. Natychmiast odepchnęłam go od siebie i zmrużyłam oczy.
— To, że jesteś moim chłopakiem, nie oznacza, że musisz się mną opiekować. Jestem w pełni zdolna jeździć sama — obroniłam się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Uniósł ręce w geście bezbronności, a następnie odjechał trochę ode mnie, więc nie miałam innego wyjścia, niż pojechać dalej sama. Na początku było trudno, ale po mniej więcej piętnastu minutach chyba to opanowałam.
Już miałam odwrócić się do Gilberta, by pochwalić się moim sukcesem, gdy usłyszałam, jak się potyka, ostro zahaczając o lód. Na moje usta wkradł się zwycięski uśmiech, kiedy podjechałam bliżej, by zacząć się przechwalać. Jednak, kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam, że patrzy na coś ponad moim ramieniem.
Jego spojrzenie było ostre i niemalże grożące, przez co obawiałam się popatrzeć na osobę, do której było skierowane.
Jednak, kiedy się odwróciłam, zaczęłam mieć podobne problemy z utrzymaniem równowagi przez szok.
Na brzegu jeziora, obok Janki zalewanej wyrzutami sumienia, stali nikt inny, niż Józia Pye i niesławny Billy Andrews.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro