[ 24 ] ❝ Bo cię kocham ❞
ANIA
Kiedy tylko weszłyśmy do restauracji, poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Na początku to nie było nic dziwnego — po prostu ktoś na mnie popatrzył. Ale kiedy w końcu nawiązałam kontakt wzrokowy z tą osobą, wszystko wokół mnie zniknęło.
Moje serce niemal od razu zaczęło szybciej bić, a na sam jego widok poczułam się zupełnie inaczej.
Miał szeroko otwarte i błyszczące oczy, gdy lustrował każdy centymetr mojego ciała, przez co nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Jego twarz rozluźniła się na ten widok.
— Aniu — syknęła Diana, która stała obok mnie. — Chodź, blokujesz przejście.
Kiwnęłam głową, po czym wzięłam ją pod ramię i ruszyłam w kierunku stołu. Była ode mnie wyższa, chociaż byłam w szpilkach, ale nie była to duża różnica.
Gdy ponownie popatrzyłam w stronę stołu, zauważyłam, że Karol i Jarry uśmiechają się do swoich nieoficjalnych dziewczyn, które wyglądały naprawdę przepięknie. Cole jedynie opierał się o swoje krzesło i przerzucił ramię przez to stojące obok z porozumiewawczym uśmieszkiem.
Jednak najbardziej rozbawił mnie fakt, że Moody i Gilbert siedzieli na swoich miejscach, wyglądając, jakby właśnie przejechał po nich buldożer. Spojrzenie Moody'ego spoczywało bezpośrednio na Tillie i podziwiało jej podkreślone krągłości, a jego usta były otworzone jak u jakiegoś zagubionego szczeniaczka.
Nawet nie musiałam patrzeć na Gilberta, by wiedzieć, że nadal na mnie patrzy. Jego spojrzenie jest czymś, czego nigdy w życiu nie zapomnę.
— Czyż wy wszystkie nie wyglądacie pięknie. — Wyszczerzył się Cole, gdy w końcu dotarłyśmy do stołu.
— Dziękuję, Cole. Ty też nie wyglądasz najgorzej. — Odwzajemniłam uśmiech. — Ale twoja osobowość wymaga pracy.
Wszyscy zaśmiali się ze zszokowanej miny blondyna.
— Będziesz tutaj stała i obrażała mnie przez całą noc? — wymamrotał.
Wywróciłam oczami na jego dziecinne zachowanie i dopiero wtedy zauważyłam, że Ruby zajęła miejsce obok Jerry'ego, Diana obok Karola, a Tillie obok Moody'ego. Pozostało tylko jedno wolne krzesło.
Gdy siadałam, próbowałam ignorować spojrzenie Gilberta po mojej lewej i uśmieszek Cole'a po mojej prawej. Wszyscy zaczęli rozmawiać na różne tematy, jednak Moody wyglądał na najbardziej przerażonego.
Ale kiedy Gilbert obrócił się, by coś mi powiedzieć, a jego dłonie zaczęły trząść się pod stołem, okazało się, że to ja byłam najbardziej przerażona.
— Aniu — zaczął rozpaczliwie.
— Tak? — Odwróciłam się do niego.
Dopiero teraz, kiedy byłam tam blisko, zauważyłam, jak dobrze jego ciemnoniebieska koszula i dżinsy opinają jego ciało, idealnie je podkreślając. Jego koszula pasowała jak rękawiczka i ukazywała wszystkie walory jego klatki piersiowej.
Zaschło mi w gardle, gdy ujrzałam jego potargane ciemne loki i piwne oczy, które wpatrywały się prosto w moje. Byłam taka zatracona w jego spojrzeniu, że nawet nie zauważyłam, iż ciągle ma otworzone usta, próbując zdecydować, co powinien powiedzieć.
— W-wyglądasz pięknie — wymamrotał w końcu, uśmiechając się do mnie. — Nadal nie mogę uwierzyć, że rozpuściłaś włosy.
Pochylił się i ujął jedno pasemko pomiędzy palce z rozmarzeniem.
— Ty też nie wyglądasz najgorszej, Blythe. — Uśmiechnęłam się pod nosem. — Ale na pewno już to wiesz.
Na jego twarz powoli wkradł się tak dobrze znany mi uśmieszek, jakby był zadowolony, że choć odrobinę zmieniliśmy nasz wygląd, wewnątrz nadal jesteśmy tymi samymi ludźmi.
— Muszę przyznać, że faktycznie zawsze wyglądam niesamowicie — mruknął, a następnie zniżył głos. — Chyba na świecie nie ma osoby, która jest piękniejsza niż ty... A już szczególnie nie ja.
Moja szczęka opadła z szoku, a następnie na moją twarz wpłynął niekontrolowany przeze mnie uśmiech.
— Nienawidzę, kiedy mówisz takie rzeczy. — Zachichotałam i spuściłam wzrok, by ukryć moje zarumienione policzki.
Kątem oka zauważyłam, że jego uśmiech maleje.
— Co? Dlaczego? — zapytał cicho.
Popatrzyłam na niego ze szczerym uśmiechem i złapałam go za ręce. Na jego policzkach pojawiła się niewielka nuta różu, kiedy szeroko otworzył oczy.
— Bo tylko przy tobie się tak czuję.
Przekręcił głowę w bok i popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
— Jak?
Ścisnęłam jego dłonie i podniosłam wzrok na niego, starając się nie rumienić jeszcze bardziej.
— Jakby w mojej klatce piersiowej płonął ogień, a ja nie mam pojęcia, jak go ugasić.
Jego mina stała się delikatniejsza.
— Jesteś pewna, że chcesz go gasić?
Nie miałam pojęcia, o czym teraz rozmawialiśmy. Wszystko stało się jedną, wielką metaforą i niestety, nie wiedziałam, jak to odczytać.
— Szczerze mówiąc, to nie jestem pewna — przyznałam, puszczając jego dłonie. — Ale wyobrażam sobie, że jeśli czuję to tylko przy tobie, to za nic na świecie bym go nie ugasiła.
Jego oczy obserwowały moją twarz, jakby próbował domyślić się, czy coś wiem.
— Czyli czujesz to tylko, kiedy jestem w pobliżu? — zapytał, a na jego twarz powoli wkradł się uśmiech.
Wywróciłam oczami i odwróciłam się do stołu z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
— Skąd wiesz, że to nie nienawiść, piękny chłopcze?
Przez kilka sekund nic nie mówił, ale kiedy w końcu się odezwał, na jego twarzy widniał ogromny uśmiech.
— Bo doskonale wiem, co czujesz.
Na początku, nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale postanowiłam nie mówić nic i zamiast tego dołączyć do rozmowy naszych przyjaciół.
☁️
— Kiedy już skończycie jeść swoje desery, możecie trochę pospacerować po mieście, ale pamiętajcie, by wrócić do hotelu, zanim zgasimy światła! — krzyknęła panna Stacy, gdy już wszyscy zjedliśmy obiad.
Wszyscy kiwnęli głowami, a już niedługo później zaczęli opuszczać restaurację.
— Gdzie pójdziesz? — zapytałam Dianę.
Uśmiechnęła się nieśmiało, spoglądając na Karola.
— Razem z Karolem pójdziemy do parku i... Porozmawiamy.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową, nie chcąc niszczyć jej wieczoru głupimi komentarzami.
Rozejrzałam się tylko po to, by zauważyć, że Cole wychodzi gdzieś z Jerrym i Ruby, zaś Moody i Tillie idą w przeciwnym kierunku.
— Chcesz pójść ze mną na spacer? — zapytał głos zza mnie.
Gdy się odwróciłam, zobaczyłam Gilberta, który stał na balkonie i wskazywał ręką na plażę. Jego pełen nadziei uśmiech mnie zaskoczył.
Powoli uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową, idąc w kierunku schodów.
Czekał na mnie tuż przy nich, byśmy mogli razem zejść. Następnie zaczął iść po piasku w swoich conversach, w ogóle się nie przejmując, jednak ja zatrzymałam się na schodkach.
Popatrzył na mnie pytająco, kiedy pochyliłam się, by zdjąć obcasy. Gdy już mi się to udało, wzięłam je w prawą rękę i zaczęłam iść w jego kierunku.
Jego uśmiech się poszerzył, gdy mnie zobaczył.
— Miło widzieć, że w końcu wróciłaś do swojego normalnego wzrostu, niziołku. — Zaśmiał się i odwrócił, by zacząć iść w przeciwnym kierunku od restauracji.
Uśmiechnęłam się, jak jakaś idiotka, a następnie pobiegłam za nim.
Powoli spacerowaliśmy brzegiem plaży, napawając się dźwiękiem fal uderzających o wybrzeże i nocnej bryzy owiewającej drzewa rosnące nieopodal. Nie mogłam powstrzymać się od zadowolonego westchnięcia na uczucia piaski pod moimi stopami oraz wiatru na mojej skórze.
Gdzieś z tyłu głowy głos podpowiadał, że powinno być mi zimno, ale w tym ożywiającym dotyku było coś takiego niesamowitego, że nie mogłam żałować, iż nie zabrałam kurtki.
— Zimno ci? — zapytał cicho, gdy zobaczył, jak zamykam oczy z radości.
— Ani trochę. — Westchnęłam.
Oczekiwałam, że zacznie się śmiać z mojego zachwytu nad takimi drobnymi rzeczami, ale nie zrobił tego. Gdy otworzyłam lewe oko, zauważyłam, że patrzy na mnie z oszołamiającym uwielbieniem.
Powoli otworzyłam obie powieki, a następnie się do niego odwróciłam.
— Nie kłamałem, gdy powiedziałem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem — przyznał po chwili.
Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech, kiedy instynktownie złapałam go za rękę. Ten dotyk wydawał się coś w nim rozpalić, bo zanim się zorientowałam, nagle stanął w miejscu.
Ujął moją drugą rękę, a następnie odrzucił szpilki na piasek. Wyczułam, co chce zrobić jeszcze zanim to zrobił.
Gdy złapał mnie za ręce, zrobił krok bliżej mnie i popatrzył na nasze złączone dłonie, jakby były najpiękniejszą rzeczą na świecie.
— Aniu — wyszeptał po chwili. — Muszę ci coś powiedzieć.
Przeszył mnie szok, gdy uświadomiłam sobie, co zaraz się stanie. Nie jestem głupia, widziałam w jego oczach, co zamierza powiedzieć.
Instynktownie zrobiłam krok do przodu. Wyciągnęłam ręce z jego uścisku i delikatnie ułożyłam palec na jego ustach, by go powstrzymać.
— Nie — wymamrotałam, próbując zignorować łzy napływające mi do oczu. — P-proszę, nie.
Jednak on nie wydawał się mnie słuchać, bo jedynie odsunął moją rękę. Podszedł jeszcze bliżej mnie, nagle pozbywając się wszelkiej pozostałej przestrzeni. Jego nogi otarły się o moje, tak samo, jak moja klatka piersiowa o jego brzuch.
Podniósł mój podbródek dwoma palcami, zmuszając mnie do popatrzenia na niego.
— Dlaczego nie?
Jego głos w jakiś sposób wydawał się o wiele głębszy niż zwykle, a szczerość niemalże chwyciła moje serce.
Wszystko, czego chciałam to owinąć ramiona wokół jego szyi i całować go aż do wschodu słońca. Ale nie mogłam. Bo w życiu nauczyłam się, że nie mogę się do nikogo przywiązać, bo inaczej skończę zraniona.
— N-nie mogę, Glbert. Nie rozumiesz—
— Więc pozwól mi zrozumieć — przerwał mi, tym razem głośniej. Zaczął pokazywać mi swoje cierpienie. — Proszę, pomóż mi zrozumieć, dlaczego nie!
Desperacko próbowałam zdecydować, co powinnam powiedzieć. Powinnam mu powiedzieć i zaryzykować, że cała klasa się dowie czy pozwolić mu myśleć, że go nienawidzę?
— Ja... Po prostu nie lubię cię w ten sposób, Gilbercie. — Spuściłam wzrok, błagając siebie, by utrzymać poważną minę.
Na początku się wzdrygnął, a na jego twarzy pojawił się czysty ból. Ale jak zawsze, nie miał zamiaru się poddawać.
— Dobra — wymamrotał, powoli puszczając mój podbródek. — Zapomnę o wszystkich moich uczuciach i będziemy mogli wrócić do bycia przyjaciółmi... Jeśli coś dla mnie zrobisz.
Przeszył mnie ból na samą myśl o naszym powrocie do bycia „tylko przyjaciółmi".
— Co? — wyszeptałam cicho, starając się powstrzymać drżenie głosu.
— Popatrz mi w twarz i powiedz mi, że nic do mnie nie czujesz, po tym, jak zrobię to.
Lekko uchyliłam usta, by zapytać, o czym mówi, ale zanim zdążyłam wypowiedzieć choćby słowo, przyciągnął mnie bliżej siebie, łapiąc za talię. Jego usta niemal natychmiast złączyły się z moimi.
W jednej chwili przeleciało przeze mnie miliony emocji, jakby jakimś cudem w moim brzuchu wybuchły fajerwerki. Jego usta szybko poruszały się na moich, jakby z desperacką nadzieją, że jeżeli będzie całował mnie wystarczająco mocno, nie zostawię go.
Po moich policzkach nagle zaczęły spływać łzy, gdy owinęłam ramiona wokół jego szyi. Oddałam pocałunek wszystkim, co tylko miałam i poczułam, że wzdycha z ulgą na moją odpowiedź.
Nasze ruchy stały się szybsze, a on przebiegł dłońmi po moich bokach, łapiąc mnie za biodra. Zaplątałam palce w jego włosy, w końcu mogąc dotknąć tych pięknych loków, o których marzyłam, odkąd tylko je zobaczyłam.
W sposobie, w jaki się całowaliśmy, było coś tak niesamowicie cudownego i jednocześnie przerażającego. Lgnął do mnie, jakbym w każdej chwili mogła rozpłynąć się w powietrzu.
Jęknął nisko, gdy przygryzłam jego dolną wargę. Odsunął się od moich ust, a następnie zaczął całować moją szyję, aż w końcu dotarł do miejsca, które całował wczoraj podczas gry w butelkę.
Z moich płuc zniknęło wszelkie powietrze, kiedy byłam tak niesamowicie zatracona w przyjemności, którą mi sprawiał. Co chwilę sapałam na to, jak desperacko całował moją szyję, a następnie przebiegłam dłońmi przez jego plecy, podziwiając każdy mięsień, z którym zapoznał mnie przez te kilka miesięcy.
Wszystko działo się tak szybko.
Jego usta powróciły do moich, a ja poczułam się, jakbym tonęła. Wpadłam w otchłań emocji, którą przede mną otworzył. Łzy zaczęły płynąć jeszcze szybciej po mojej twarzy, gdy uświadomiłam sobie, że to nasz pierwszy i ostatni pocałunek.
Słony posmak na moich ustach spowodował, że zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nic w całym moim życiu nie mogło przygotować mnie na tę chwilę. Nic nie mogło mnie przygotować na to, jak przerażona i bezradna byłam, kiedy całowałam go w taki sposób, podczas gdy wiedziałam, że gdy tylko się odsunę, złamię serca nam obojgu.
— Proszę, Aniu — wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
Przeszyła mnie fala poczucia winy i nagle nie byłam w stanie kontynuować. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, a następnie stanowczo go odepchnęłam.
Pomiędzy nami zapadła cisza, podczas której słychać było jedynie dźwięk fali i nasze ciężkie oddechy.
Kiedy w końcu podniosłam wzrok, by na niego popatrzeć, zobaczyłam, że jego wargi są opuchnięte, prawdopodobnie tak samo, jak moje. Nagle ponownie zaczęłam płakać i szlochać, gdy upadłam na kolana.
W ciągu sekundy pojawił się przede mną i usiadł na piasku w dżinsach, niczym się nie przejmując.
— Dlaczego musi tak być?! — wyszeptał, delikatnie gładząc mnie po włosach. — Dlaczego ciągle musisz się okłamywać... I mnie.
Powoli przeniosłam wzrok z ziemi, by popatrzeć na niego. Jego oczy błyszczały od łez, kiedy patrzył prosto na mnie i niemo błagał, bym została już na zawsze przy jego boku.
— Nie chcę cię zranić — wyszeptałam, powoli ujmując jego policzek w dłoń.
Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, kiedy położył rękę na mojej.
— Jakim cudem pozwolenie mi na kochanie cię tak, jak na to zasługujesz, miałoby zranić którekolwiek z nas?
Zesztywniałam na jego słowa.
— Ty... Kochasz mnie? — wyszeptałam i popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
Nie było żadnej wątpliwości, że patrzył na mnie z ogromną miłością i uwielbieniem, kiedy swoją wolną dłonią gładził moje włosy.
— Każdym centymetrem mojego serca — wymamrotał i pochylił się, by oprzeć nasze czoła o siebie.
Mój mózg podpowiadał mi, żebym jak najszybciej go odepchnęła i wróciła do hotelu, ale serce mówiło coś zupełnie innego.
Nie mogłam powstrzymać przeszywającego mnie bólu, gdy powoli zabrałam rękę z jego twarzy.
— N-nie czuję tego samego — wymamrotałam cicho, nie patrząc na niego.
Jednak on nie uwierzył.
— Popatrz na mnie — rozkazał, a jego głos zdradzał, że był na skraju. — Obiecuję, że jeśli popatrzysz mi w oczy i powiesz, że nic do mnie nie czujesz... Wrócę do bycia twoim przyjacielem i zrobię, co tylko w mojej mocy, by zniszczyć moją miłość do ciebie, prawie tak samo, jak ty niszczysz mnie.
Przeszyło mnie przerażenie i smutek, kiedy musiałam zebrać się na odwagę, by na niego spojrzeć.
— J-ja nie...
Zdania składały się w mojej głowie, ale znikały na moim języku.
Jedyne, czego chciałam to całować go w kółko i w kółko, dopóki nie pęknie mi serce. Ale doskonale wiedziałam, że to spowodowałoby ogromny ból, więc się od tego powstrzymałam.
Zamrugałam kilka razy, by pozbyć się łez napływających mi do oczu, a następnie wyprostowałam się i posłałam mu smutny uśmiech, jednocześnie wyobrażając sobie nasze szczęście, gdyby wszystko było inne.
— Gilbert... — wyszeptałam, a on na mnie popatrzył. — Kocham cię.
Na jego twarzy pojawiło się niewyobrażalne szczęście, kiedy przyciągnął mnie do łamiącego kości uścisku. Przez kilka sekund pozwoliłam mu mnie przytulać, ale po chwili się odsunęłam.
Popatrzył na mnie pytająco, ale uciszyłam go, gładząc jego policzek.
— I właśnie dlatego, że cię kocham, muszę pozwolić ci odejść.
Nagle na jego twarz wpłynęło ogromne zmieszanie, ale zignorowałam je i powoli przyciągnęłam go do siebie.
Całowałam go najmocniej, jak tylko potrafiłam. Przez całe moje ciało przepływał ból. Moje poczucie winy było tak ogromne, że prawie zjadało mnie od środka.
Ale co najważniejsze, całowałam go z całą miłością, jaką czułam wtedy w moim sercu.
Oddawał pocałunki z taką samą pasją, chociaż wiedziałam, że jest świadomy, czym jest ten moment bliskości.
To pożegnanie.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, jego policzki były mokre od łez, a z włosów kapała woda. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zaczęło padać, a my jesteśmy pod zupełnie odkrytym niebem.
Jednak nieważne, jak mocno padało, my nadal klęczeliśmy naprzeciwko siebie, a żadne z nas nie było wystarczająco odważne, by się odsunąć.
— Przepraszam, Gil — wyszeptałam, próbując opanować drżenie głosu.
Kiedy powoli wstałam, on nie podniósł się razem ze mną. Zamiast tego włożył swoje pięści pod piasek.
Nie wiedząc, co zrobić, odwróciłam się, niezdolna do obserwowania konsekwencji mojego zachowania przez choćby jeden moment dłużej.
Nie zawołał mnie, kiedy zaczęłam odchodzić, ani kiedy wróciłam do restauracji. Nie widziałam go razem z grupką dzieci, kiedy wracałam do hotelu, ani nawet kiedy cała nasza paczka powoli pojawiła się na recepcji.
Po chwili podeszła do mnie Diana z pytającym spojrzeniem, gdy tylko zauważyła, że jestem cała przemoczona. Ale kiedy zobaczyła moje mokre od łez policzki i spuchnięte usta, odeszła.
Pół godziny później wszyscy wrócili do hotelu, ale jego nadal nigdzie nie było. Zaczynałam tracić nadzieję, gdy nauczyciele zaczęli pytać, gdzie jest, ale wtedy do pana Phillipsa zadzwoniła panna Stacy, a on kiwnął głową i powiedział, że możemy już iść spać.
W hotelu nie było jedynie Gilberta i panny Stacy. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że znalazła go klęczącego na piasku w deszczu, z łzami spływającymi po jego twarzy.
Jedyne, czego chciałam to wybiec w deszcz i go znaleźć. Powiedzieć, że go kocham i nigdy nie zostawię...
Ale nie zrobiłam tego. W zamian poszłam do mojego pokoju, nie odzywając się ani słowem.
☁️
serio płakałam na tym rozdziale, a ja nigdy nie płaczę podczas czytania, ania łamie mi serce
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro