Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[ 12 ] ❝ Nigdy nie będziesz sama ❞



               — Hej, jakie ubrania pakujesz na wycieczkę? — zapytała Diana przez telefon.

Zaczęłam przeglądać rzeczy, które już spakowałam.

— Nie wiem, piżama i kilka par ubrań. Chyba.

— A kiedy pójdziemy na obiad?

Dopiero wtedy sobie to uświadomiłam i uderzyłam dłonią o czoło.

— Cholera, zapomniałam, że musimy ubrać się elegancko na jeden wieczór — jęknęłam, przeszukując moją szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.

— Ja zabieram niebieską sukienkę, którą mam nadzieję, że zauważy Karol. — Westchnęła rozmarzona, oczywiście, myśląc o nim.

Prychnęłam na jej słowa.

— Nie martw się, Di. I tak cię zauważy.

Jęknęła przerażona i wymamrotała:

— Nie wiem... Chciałabym na tej wycieczce powiedzieć mu, co do niego czuję.

— Więc po prostu to zrób! — Westchnęłam, a następnie włożyłam jeszcze kilka rzeczy do walizki i zamknęłam ją, stawiając obok drzwi. — Nie wiem, dlaczego jeszcze mu nie powiedziałaś. To oczywiste, że siebie lubicie, więc równie dobrze możecie mieć to z głowy.

Parsknęła przez telefon.

— I kto to mówi, panienko Kordelio.

— Co to miało znaczyć?!

Próbowała zamaskować swój chichot, ale nie udało jej się to.

— Tylko to, że wszyscy widzą, że Gilbert się w tobie zakochuje — zauważyła.

— Wcale nie! — zawołałam. — Poza tym kazał mi nie słuchać niczego, co powiecie mi o nim i jego życiu miłosnym!

Usłyszałam, jak zamiera po drugiej stronie słuchawki, będąc widocznie skołowana. Potem do moich uszu dobiegł głośny śmiech, przez który musiałam odsunąć telefon od ucha.

— O MÓJ BOŻE, NIE ZROBIŁ TEGO! — pisnęła. — Na sto procent boi się, że powiemy ci, zanim zdobędzie się na odwagę, żeby zrobić to samemu. Okej, uszanuję jego życzenie i dam spokój.

Wywróciłam oczami, chociaż wiedziałam, że mnie nie widzi.

— Cokolwiek. Jesteście szaleni.

— Nie tacy szaleni, jak ty, jeśli myślisz, że możesz ciągle nam wmawiać, że ci się nie podoba — dokuczyła mi, a ja mogłam wyczuć uśmiech w jej głowie.

— Nie podoba mi się! To tylko przyjaciel! — stwierdziłam stanowczo.

— Och, czyżby? — odparła. — Co czyni go takim dobrym przyjacielem?

Oszołomiona jej pytaniem przez chwilę zastanawiałam się nad przekonującą odpowiedzią.

— No cóż... — wyjąkałam. — Jest naprawdę słodki i delikatny i to prawdopodobnie najmądrzejszy chłopak w szkole, co jest dość nowe, ale i tak nie jest mądrzejszy ode mnie. Ale... Chyba czuję się przy nim bezpieczna i szczęśliwa przez większość czasu... Choć zdarzają się takie okropne chwile jak dziś, kiedy nazwał mnie piękną, a sam jego widok wywołuje u mnie przewroty żołądka i czuję, jakby całe moje ciało płonęło. Ale poza tym... To zdecydowanie dobry chłopak. Jeden z najlepszych, jakich kiedykolwiek poznałam.

Dziewczyna przez kilka chwil milczała, przyswajając te informacje.

— Aniu — odezwała się cicho. — Mam dokładnie te same uczucia, które opisałaś. Ściśnięcie żołądka i niewyobrażalne ciepło, które zalewa twoją klatkę piersiową...

— Naprawdę?! — zapytałam zszokowana, że ktoś inny rozumie, przez co przechodzę. — Kiedy się tak czujesz? Ja tylko wtedy, gdy jestem w pobliżu Gilberta... Może jestem na niego uczulona czy coś...

— Aniu! — krzyknęła nagle, przykuwając moją uwagę. — Czuję te uczucia tylko wtedy, gdy jestem z... Kiedy jestem z Karolem.

Uświadomienie sobie, co właśnie powiedziała, zajęło mi kilka chwil, ale kiedy tylko to zrobiłam, szeroko otworzyłam oczy.

— W-więc... Czy to oznacza, że podoba mi się Gilbert? — zapytałam ostrożnie, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje.

— Dlaczego mnie pytasz? Nigdy wcześniej nikt ci się nie podobał? — spytała sceptycznie.

Nastała cisza, bo nie wiedziałam, jak na to odpowiedzieć.

— O mój Boże... Nikt ci się nigdy nie podobał, prawda? — odezwała się cicho, uświadamiając sobie, dlaczego tak nie chciałam przyznać, że lubię Gilberta trochę bardziej.

— Nie chodzi o to, że nie chciałam. Zawsze marzyłam o zakochaniu się w kimś tak, jak we wszystkich moich książkach... Ale chyba czekałam na odpowiedniego chłopaka.

Natychmiast pisnęła szczęśliwa.

— AHHH! To niesamowicie! Musicie być bratnimi duszami czy coś! Samotna, nieufna, nowa dziewczyna, która szybko się denerwuje, skrada serce szkolnemu niegrzecznemu chłopcu, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki! Och, czyż to nie brzmi romantycznie?

To było dla mnie za dużo. Nie byłam pewna, co myśleć, ani co czuć i czy to, co mówiła w ogóle było prawdą.

— Tak — wyszeptałam. — Chyba tak.

Ponownie pisnęła podekscytowana.

— Och, Aniu, to cudownie—

— Nie! To nie może się wydarzyć. Nie może się dowiedzieć, a ty mu nie powiesz.

Wszystko działo się zbyt szybko. W dniu, kiedy zostałam odesłana do sierocińca od rodziny Hammond i straciłam Jerry'ego, obiecałam sobie, że nigdy więcej się do nikogo nie przywiążę.

Ale teraz, kiedy jestem w Avonlea... Wszystko się zmieniło. Kocham i troszczę się o moich przyjaciół, a oni robią to samo względem mnie. W końcu mam swoje miejsce na świecie i jestem otoczona ludźmi, bez których nie mogłam żyć.

A co najgorsze... W końcu znalazłam kogoś, kto mógłby być kimś więcej.

Lecz nie mogę na to pozwolić. Chwila, w której pozwolę sobie się przywiązać, będzie chwilą, w której pozwolę mojemu życiu ponownie mnie zniszczyć.

— Dlaczego nie? — zapytała zmartwiona Diana.

— J—ja nie... — Ciężko było mi znaleźć odpowiednie słowa, by wytłumaczyć, co czuję, a jednocześnie niczego nie zdradzać. — Nie chcę go zranić. Nie zasługuję na niego, a jeśli będę dalej w to brnęła, zranię nas oboje. Poza tym on pewnie nie czuję tego samego, więc to nie ma sensu.

Dziewczyna przez kilka chwil milczała.

— Aniu, pozwolę ci zrobić, co tylko chcesz, to twoje życie... Ale powinnaś być bardziej ostrożna przy zamykaniu się przed ludźmi, którym na tobie zależy. Szczególnie przy Gilbercie.

Jej słowa mnie zmieszały.

— Co? Dlaczego? Co jest nie tak z Gilbertem?

Westchnęła cicho.

— Nic nie jest z nim nie tak. Chodzi mi o to, że ty możesz żyć bez niego... Ale on może nie móc żyć bez ciebie.

Nie byłam pewna, dlaczego to, co powiedziała, tak mocno we mnie uderzyło, ale zanim zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić, wymamrotała:

— Do zobaczenia jutro.

Gdy się rozłączyła, odłożyłam telefon. Nie mogłam myśleć o niczym innym, oprócz Gilberta. Dopiero teraz dotarło do mnie, że pomimo tej zarozumiałej strony playboya i jego wrażliwej strony... Być może on również ma własne demony, których nie może pokonać.



☁️



              — Aniu, obiecaj mi, że będziesz uważała podczas podróży — ostrzegła mnie surowo Maryla podczas kolacji. — To trzy godziny jazdy autobusem, więc musisz zabrać ze sobą coś, czym się zajmiesz.

Kiwnęłam głową, przeżuwając jedzenie.

— Nie martw się, Marylo. Będę się rozglądała za każdym razem, gdy zostaniemy sami i nie wpakuję się w żadne kłopoty.

— Będziemy za tobą tęsknić, Aniu — wymamrotał nagle Mateusz, który do tej pory milczał.

Zarówno Maryla, jak i ja odwróciłyśmy się do niego zaskoczone jego nagłym wybuchem serdeczności.

— Bez ciebie w domu będzie tak cicho i pusto. — Powoli kiwnął głową, jakby chciał upewnić się, że wrócę.

Posłałam mu szczery uśmiech i ścisnęłam jego dłoń.

— Nie martw się, Mateuszu. Wrócę zdrowa i bezpieczna, zanim się zorientujesz. A potem mogę kłócić się z Marylą o to, w co powinnam ubierać się do szkoły przez całe popołudnie, jeśli chcesz.

Zaśmiał się na moje słowa i również zacisnął rękę. Nawet Maryla wydawała się rozbawiona.

Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale po raz pierwszy w moim życiu czułam się, jak w domu. Cuthbertowie traktują mnie jak ich prawdziwą córkę, a dla mnie... Jest dokładnie tak, jak się wydaje.



☁️



               — Dobranoc! — Uśmiechnęła się Maryla, a następnie wyłączyła światło i zamknęła drzwi.

Zazwyczaj nie lubiłam być tulona do snu, bo w końcu miałam siedemnaście lat. Ale wydawało mi się, że to może być przydatne przed tak długim wyjazdem.

Wyglądałam przez okno i obserwowałam przepiękne niebo, powoli zasypiając, podczas wpatrywania się w cudowny księżyc, kiedy nagle mój telefon zadzwonił.

Podskoczyłam na nagły dźwięk i usiadłam na łóżku, by go złapać.

— Halo? — jęknęłam, trąc oczy.

— Och... Przepraszam, Aniu, nie chciałem cię obudzić! — wyjąkał przez telefon głos, który rozpoznałam jako ten Gilberta.

— Nie, to nic. Po prostu wpatrywałam się w świetliste nocne niebo i trochę przysnęłam. Coś się stało? — zapytałam trochę zaniepokojona tym, że zadzwonił do mnie tak późno w nocy.

— Po prostu uch... Myślałem i powiedziałem sobie, że zdobędę się na odwagę, żeby ci coś powiedzieć — wytłumaczył, brzmiąc na trochę zdenerwowanego.

— Co? — spytałam, trochę się prostując, a moje serce przyspieszyło.

— Chciałem tylko wiedzieć, że wiem, iż z jakiegoś powodu ukrywasz przed nami równe rzeczy i chociaż udajesz, że jesteś szczęśliwa i w ogóle... To nie jesteś — przyznał. — Uświadomienie sobie tego zajęło mi chwilę, po czym, co zobaczyłem w kinie, ale chyba już rozumiem, dlaczego ciągle jesteś taka uprzedzona...

Przez mój kręgosłup przebiegła fala strachu. Czy odkrył, że jestem sierotą? Czy Józia mu powiedziała?!

— I... I dlaczego?

Przez kilka chwil milczał.

— Kiedy mój tata zmarł jakieś dwa lata temu, byłem naprawdę smutny. Czułem, jakbym nie miał swojego miejsca na świecie, więc wyjechałem z Avonlea, by podróżować po świecie. Musiałem odkryć, kim jestem, a kiedy już to zrobiłem, czułem, że mogę bezpiecznie wrócić do domu. Dopiero wtedy wszyscy zobaczyli, jak bardzo zmieniłem się z tego nieśmiałego, załamanego chłopca, którym kiedyś bylem w... Cóż, to, czym jestem teraz—

— Czyli złego chłopaka, zmieniającego dziewczyny jak rękawiczki? — przerwałam mu, cytując wcześniejsze słowa Diany.

Zaśmiał się nisko.

— Tak, chyba tak. Ale skoro przez to przeszedłem, to wiem, kiedy ktoś inny czuje to samo. Kiedy popatrzyłem ci w oczy tego dnia w kinie... Zobaczyłem siebie dwa lata temu. Załamaną, samotną skorupę osoby. Więc... Próbuję powiedzieć, że... Nie powinnaś ukrywać tej części siebie, bo wszyscy i tak będziemy cię kochać. Jako twoi przyjaciele, naszym obowiązkiem jest uszczęśliwiać cię i sprawiać, że będziesz czuła się dobrze sama ze sobą... Więc jeśli kiedykolwiek będziesz chciała porozmawiać, wiesz, nie zwracając uwagi na te wszystkie stereotypy, tylko ty i ja... Nawet się nie wahaj, okej?

Nagle nie byłam w stanie wyrazić, jak bardzo byłam mu wdzięczna. Fakt, że ten niesamowity, słodki, troskliwy chłopak tego dnia zauważył ból w moich oczach i zrozumiał, że jest on spowodowany czymś więcej niż tylko chwilowym smutkiem, a później zrobił tyle, by upewnić się, że jestem zadowolona z samej siebie... Przez to zaczęłam zastanawiać się, dlaczego głupia ja musiałam zakochać się w chłopaku, który nigdy nie odwzajemni tego uczucia.

— Gilbercie... Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, jak wiele to dla mnie znaczy — wyszeptałam. — Nikt, oprócz Jerry'ego, nigdy nie widział tej strony mnie i nadal chciał być blisko.

Ciężko westchnął.

— Zawsze będę przy tobie, jeśli będziesz chciała porozmawiać. Ale jutro, kiedy razem wsiądziemy do busa, nie musisz udawać, że cokolwiek się zmieniło, jeśli chcesz. Możesz wrócić do bycia uparta i dumna. — Zaśmiał się. — I tak będę się z tobą przyjaźnił... Ale jeśli kiedykolwiek poczujesz się, jakbyś była sama albo że nikt nie rozumie, przez co przechodzisz, po prostu zadzwoń do mnie albo napisz, a ja przyjdę najszybciej, jak tylko będę mógł.

Szczerość w jego głosie sprawiła, że chciałam się rozpłakać i przyciągnąć go do ciasnego uścisku, tak jak tego dnia w kinie, ale powstrzymałam się, by nie wyczuł mojego smutku.

— Dziękuję, Gilbercie... Za wszystko — odparłam cicho, niepewna co jeszcze mogłabym powiedzieć.

— Zawsze, marchewko. — Zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam, czując, jak moje oczy zaczynają łzawić.

— Do zobaczenia jutro? — spytałam, próbując przekazać mu, jak bardzo doceniam to, że jest dla mnie taki miły.

— Za nic bym tego nie przegapił.

— Ś-Świetnie. Dobranoc, Gilbert.

— Słodkich snów, panienko Kordelio — wyszeptał słodko do telefonu, po czym zakończył połączenie, zostawiając mnie samą w ciemności.

Pomimo tego, że nikogo nie było w pobliżu, by trzymać mnie, gdy płakałam w ciemnościach mojego pokoju...

Po raz pierwszy w moim życiu poczułam, że nie jestem sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro