Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Chwilę później oboje spotkali się na balkonach, nie zauważając Shepparda, który stał dokładnie po drugiej stronie teatru, również na piętrze. Satine oparła się o jeden z filarów, a Christian położył ręce po obu stronach jej głowy, po czym zaczął całować ją po szyi i linii szczęki, drażniąc się z nią. Rudowłosa w końcu nie wytrzymała, złapała go za kark i przyciągnęła jego usta do swoich. Francuz odparł równie entuzjastycznie, na co ta oplotła go nogami tak, że teraz to on trzymał ją w powietrzu.

Po drugiej stronie natomiast konwersację prowadził Sheppard z Duke'em. 

- Obawiam się, że jej uczucia zaczynają słabnąć. Cały czas przesiaduje z tym... biedakiem z Francji. - Wypluł ostatnie słowa niczym najgorsze bluźnierstwa.

- Jestem pewien, że to tylko chwilowe. - Zapewnił Sheppard.

- Jeśli za godzinę nie przyjdzie na kolację ze mną, zrywam kontrakt. Pamiętaj. A wtedy nici z twojego teatru i dalej będziecie zwykłym klubem. Pamiętaj: jeżeli j a powiem złe słowo à propos waszego biznesu, niczyja noga więcej tu nie postanie, Sheppardzie. Namów do tego Satine, bo inaczej dni waszego dostatku będą policzone i miną raz na zawsze. Nie mielibyście szans się odbić. Zwłaszcza, że wiele innych klubów jest gotowych przejąć wasze miejsce. A kto wie, czy im w tym nie pomogę... - Zaczął, więc ojciec kurtyzany uciął jego wypowiedź.

- Zrozumiałem, Duke. Satine zje dzisiaj z tobą kolację. - Zapewnił, dostrzegając za Księciem swoją córkę i Christiana.

- I przekaż jej, że nie będziemy czekali do premiery. - Powiedział, schodząc po schodach. Młodzi nie wiedzieli jakie mieli szczęście, że nie spojrzał nieco wyżej...

Sheppard ruszył gniewnym krokiem w stronę swojej córki, która właśnie odsunęła się od ukochanego.

- Spotkamy się dzisiaj? - Zapytał,  nie zważając na to, że ma na twarzy czerwoną szminkę Satine, która parsknęła śmiechem.

- Tak, przyjdę. Obiecuję. - Powiedziała, po czym francuz pocałował ją po raz ostatni i zszedł na dół, ścierając ręką szminkę swojej ukochanej. Uśmiechał się lekko i podgwizdywał pod nosem, ale nikt już nie zwracał na to uwagi. I nie chodziło o to, że wiedzieli o nim i Satine. Po prostu przyzwyczaili się do takiego zachowania, które zrzucili na to, że był francuzem. Nikt nie podejrzewał, że to przez przepiękną kurtyzanę, która była oddana komuś innemu. Duke'owi.

- Oszalałaś?! Książę wydał na ciebie majątek. Urządził ci śliczną garderobę! Chce cię uczynić gwiazdą, a ty się gzisz z aktorem. - Syknął, na co czerwonowłosa udała zaskoczoną.

- To śmieszne! - Odparła, parskając śmiechem.

- Widziałem was razem. - Krzyknął, a ona zatrzymała wymuszony śmiech.

- To nic. To tylko zauroczenie, nic takiego. - Odpowiedziała, czując, że jej oddech staje się cięższy. Nienawidziła kłamać, a zwłaszcza gdy musiała to robić wobec własnego ojca.

- Zauroczenie minie. - Powiedział twardo, biorąc głęboki oddech. Wiedział, że następne słowa złamią jej serce. - Powiedz chłopcu, że to koniec. Duke czeka w wieży o 8.

Kurtyzana odwróciła się i chciała odejść, kiedy nagle zaczęła gwałtownie kaszleć, a krople krwi, których nikt nie zauważyć, skapnęły na dywan. Sheppard krzyknął tylko "Satine", kiedy ta straciła przytomność i wpadła w ramiona ojca. Ukrywając się przed wzrokiem innych zaniósł ją do jej garderoby, w której czekała jego żona i matka rudowłosej. Podali jej płyn do ust, który zwykle przebudzał ją z omdlenia, ale tym razem nie zadziałał.

- Wołaj po lekarza. - W tejże chwili Sheppard bardzo się cieszył, że Moulin Rouge miało prywatnego doktora, dzięki czemu przybył on do jego córki w dwie minuty i poprosił ich o opuszczenie pokoju.

Rodzice Satine niespokojnie stali pod garderobą ich córki, obawiając się co takiego dzieje się z ich córką. Mieli już kilka sytuacji, w których traciła przytomność, ale zwykle wystarczyło podać jej lekarstwo, które tym razem nie osiągnęło pożądanych skutków. Dlaczego? Mieli nadzieję, że za kilka minut dostaną odpowiedź na to pytanie.

Tymczasem w wieży gotyckiej stał samotnie Duke, który odliczał do umówionej godziny. Pozostało 20 minut, a po Satine nie było najmniejszego śladu. Kiedy Sheppard chciał biec do Księcia, żeby usprawiedliwić córkę, wyszedł lekarz.

- Co z nią? - Zapytała zapłakana matka Satine, ale po minie doktora, która nie zwiastowała nic dobrego, złapała się za serce.

- Spokojnie, będzie z nią dobrze, ale nie teraz. Przebudziła się, jednak jest bardzo słaba. - Wyjaśnił, a napięcie rodziców kurtyzany nieco opadło. 

- A kiedy poczuje się normalnie? - Spytał Sheppard, a lekarz zmarszczył brwi.

- No cóż... Najwcześniej jutro rano. - Odparł, a mężczyzna z wąsem pokiwał głową.

- Dziękuję w takim razie. - Powiedziała matka, a widząc rozterkę męża, westchnęła i machnęła ręką. - Leć do tego księcia i ocal ten swój teatr. Zostanę z nią. - Zapewniła Marie, więc rudowłosy pobiegł prosto do wierzy.

- Jednak... - Zaczął lekarz, przez co Sheppard zatrzymał się gwałtownie. - Państwo wiedzą, że ona ma suchotę, więc zastanawiam się, dlaczego was dziwią te zasłabnięcia. - Oboje spojrzeli na doktora, jakby był kosmitą.

- Jak to? - Zapytał mężczyzna, a lekarz spojrzał na niego zdziwiony.

- Jak to? To państwo nie wiedzą? Na jej stoliku stoi lekarstwo na gruźlicę. - Powiedział zmieszany, a Marie wpadła w objęcia męża.

- Nikt nam nie powiedział. - Wyszeptała, a po jej policzkach spływały łzy.

- Przykro mi, proszę państwa. Satine umiera. I jeszcze raz: przepraszam, że to ja musiałem przekazać państwu te okropne wieści. - Lekarz skłonił się, po czym opuścił starszą parę.

- Mój pączuszek umiera. - Powiedział cicho Sheppard, a Marie odsunęła się od niego. - Nie mów jej o niczym. - Polecił, a ona pokiwała głową.

- Dobrze, nie powiem. Ale czy Christian... - zaczęła, ale mąż jej przerwał.

- To on sprowadził no Moulin Rouge wszystkie nieszczęścia! I ani on, ani nikt inny ma o tym nie wiedzieć, rozumiesz?! - Krzyknął, po czym pocałował ją dłoń, kiedy dotarł do niego nagły wybuch, który miał przed chwilą miejsce. - Nie chciałem, najdroższa. - Wyszeptał ze skruchą, a ona pogłaskała go po policzku.

 - Rozumiem, Sheppardzie. A teraz leć ratować swój teatr. - Pulchny mężczyzna uśmiechnął się, po czym pobiegł prosto do wieży, gdzie czekał zniecierpliwiony Duke.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro