Prolog
Czego może szukać zwykły francuz w samym sercu Las Vegas? Właśnie to pytanie kołatało się w głowie Christiana, kiedy ze swoją torbą przerzuconą przez ramie opuścił próg lotniska. Mężczyzna przeczesał palcami ciemne włosy, pozostawiając je w artystycznym nieładzie. Przysłonił dłonią jasnobłękitne oczy, kiedy spojrzał w niebo, a promienie zaatakowały źrenice ostrym światłem. 23-latek poprawił pasek torby, która zsunęła mu się z ramienia, po czym podszedł do drogi, próbując złapać taksówkę, ale żaden pojazd nie zatrzymał się.
Nie tracąc uśmiechu, Christian ruszył przed siebie. Nie zamierzał tracić pogody ducha przez coś tak zwykłego, ponieważ cały czas w jego uszach rozbrzmiewały mu słowa ojca "Skończyłeś studia artystyczne, powinieneś zapisać się do jednego z teatrów, miałbyś ogromne szanse na dobrze płatną posadę. Co ci strzeliło do łba, żeby lecieć do Las Vegas?! To miejsce, gdzie nie da się wybić bez wpływów. Poza tym wiesz, co myślimy o tym mieście z matką! Jeszcze wrócisz nam tu z bachorem i dziwką" Niestety, było już za późno, bo rozmowa ta była prowadzona telefonicznie, a Christian był tuż przed schodami prowadzącymi do maszyny, więc nie było najmniejszej szansy na jego odwrót.
Nie żałował.
Jeśli miał być szczery, to sam nie wiedział do końca jak to będzie. Póki co zakwaterował się na tydzień w hotelu. Postanowił, że jeśli mu się nie powiedzie, wróci do Francji i wypełni wolę ojca. Ale teraz? Teraz miał zamiar spróbować się wybić... i to jeszcze w Vegas! Wiedział, że ma na to nikłe szanse, ale było to jego szczeniackie marzenie i za wszelką cenę chciał zrobić wszystko, żeby się ziściło. I był tego bliski, jak jeszcze nigdy.
Po trzydziestu minutach marszu, doszedł do hotelu, którego szukał. Tabliczka z nazwą i dwoma gwiazdkami pod nią była z lekka zardzewiała, a tyn w niektórych miejscach odchodził tynk, ale nie przeszkadzało mu to. Przynajmniej miał zapewnione na najbliższy tydzień miejsce, w którym mógł spać, pracować i mieć coś do jedzenia, nie martwiąc się o pieniądze.
Po odebraniu kluczyka i rzuceniu torby w kąt pokoju, wypadł jak strzała z hotelu, mając zamiar rozejrzeć się za jakąś możliwością pracy. Wiedział, że z niedawno skończonymi studiami w niewielu miejscach go przyjmą, ale wtedy liczył na cud. Co mógł poradzić na to, że coś przyciągało go tutaj od lat?
Jego rozmyślania przerwał cichy głos gitary, skrzypiec i niewyraźne słowa piosenki. Christian zmarszczył brwi, po czym ruszył za dźwiękiem. Jak się okazało: wcale nie musiał iść daleko. Wystarczyło zajrzeć do jednej z uliczek, żeby zobaczyć na jej końcu trzech mężczyzn, o dość cherlawych posturach; wszyscy siedzieli na ziemi, brzdąkając. Wyglądało to tak, jakby szukali inspiracji, jednak po słowach "jeszcze raz" można było zrozumieć, że mają tu coś w rodzaju próby.
Has he lost his mind?
Can he see or is he blind?
Can he run at all
Or if he moves will he fall?
Christian oparł się o mur, marszcząc brwi. Tekst ogólnie był dobry, ale...
- Can he walk at all? - Zaśpiewał bezbłędnie niedawno usłyszaną melodię. Mężczyźni odwrócili się w jego stronę, zaskoczeni.
- Tak, to byłoby dobre. - Mruknął osobnik, który niedawno śpiewał, przypatrując się Christianowi spod przymrużonych powiek. - A ty co tutaj robisz? - Zapytał niezbyt przyjaźnie, przez co francuz się skrzywił.
- Usłyszałem muzykę. - Odparł po prostu, wzruszając ramionami, przez co tamci parsknęli śmiechem, ale on nie zareagował.
- Nie jesteś stąd. - Zauważył gitarzysta, podnosząc się z ziemi, a pozostała dwójka postąpiła tak jak on.
- Z Francji. - Odparł nowo przybyły, krzyżując ramiona na piersi.
- A twoim zajęciem jest chodzenie po mieście i poprawianie zawodowych muzyków? Z tego serio da się utrzymać? - Sam nie wiedząc czemu, Christian parsknął śmiechem, słysząc słowa skrzypka, który zmieszał się jego reakcją. Jako jedyny. U dwóch pozostałych osób mignęło coś dziwnego w oczach, czego nikt poza nimi zdawał się tego nie zauważyć.
- Nie, ale ja też jestem muzykiem. No, to znaczy: prawie. Zostanę nim. - Stwierdził z przekonaniem w głosie, co zdumiało trójkę grajków.
- A skąd ta pewność? - Spytał wokalista, opierając się o kosz stojący za nim.
- Zdałem studia celująco, jestem tego pewny. - Odparł 23-latek, a tym razem to muzycy parsknęli śmiechem.
- To tylko świstek, stary. On nic nie znaczy. - Wyjaśnił gitarzysta, pakując swój instrument do pokrowca, którego Christian wcześniej nie zauważył.
- Więc sprawdźcie mnie. - Powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język. Ale w sumie czego miał się bać? Wszyscy trzej byli średniego wzrostu i bardzo szczupli. Natomiast Christian był dobrze zbudowany, wysoki, a mięśnie wyrobił sobie, podczas treningów koszykówki, w którą grał od dziecka. Śmiało mógł stwierdzić, że w razie potrzeby z łatwością ich pokona.
Mężczyźni spojrzeli po sobie, ale ostateczni utkwili spojrzenie w wokaliście, który wpatrywał się w niebo, jakby szukał jakiegoś znaku. Po kilku minutach ponownie zwrócił uwagę na Christiana, kiwając mu głową.
- Możemy cię sprawdzić, francuzie. Ale to nie będzie takie łatwe. Jeśli ci się uda, możesz z nami pracować. Oto moja propozycja. - Powiedział w końcu, wyciągając rękę do Christiana. - Nazywam się Henri. Na gitarze gra Zidler, a skrzypek to Warner.
- Na czym miałaby polegać zarówno współpraca z wami jak i mój "sprawdzian"? - Zapytał ostrożnie Christian, chociaż w środku cieszył się jak dziecko. Czyżby oni byli znakiem od niebios, że przyciąganie Las Vegas było słuszne?
- Wysłuchaj mnie do końca, zanim podejmiesz decyzję. Pracujemy u Sheppard'a. Ma on swój własny klub nocny, w którym piękne kurtyzany marzą o zostaniu prawdziwymi aktorkami musicalowymi. - W tym momencie entuzjazm francuza został bardzo dobitnie zgaszony. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, ale jednak nie tego. - Na czym polega nasza praca? Póki co załatwiamy muzykę na żywo, ale wiesz... Sheppard ma w planach przekształcić swój klub w prawdziwy teatr. Pomimo tego co się wydaje, teatry w Vegas cieszą się nad wyraz wielkim entuzjazmem. Jedyne czego mu do tego brakuje, to forsa. A kto może mu ją załatwić? Jakiś bogaty inwestor. I wiesz co, chłopie? Znalazł takiego jednego, co to leci na Satine, kurtyzanę. Istnieje duża szansa, że niedługo zgodzi się na podpisanie umowy i voila! A wtedy będziemy mogli tworzyć najprawdziwsze musicale wystawiane na wysoką skalę. - Zakończył, a francuz rzeczywiście przekonywał się do tego pomysłu. Pozostawało tylko jedno ale... W jaki sposób chcieli go sprawdzić?
- A jak zadecydujecie, czy się nadaję? - Zapytał Christian, nie wiedząc, czy na prawdę chce wiedzieć.
- Przygotuj sobie jakiś dobry kawałek, bo będziesz musiał przekonać kogoś innego, niż nas. - Powiedział, ponownie wyciągając rękę. Miał pokazać swoje umiejętności w pisaniu piosenek? Pestka! Francuz uścisnął jego rękę, uśmiechając się szeroko.
- Christian. - Przedstawił się krótko.
- A więc, Christianie, zapraszamy cię gorąco za trzy dni do Moulin Rouge. Spotkamy się przed wejściem. - Powiedział Warner, po czym wszyscy rozeszli się w swoje strony.
Cześć kochani!
Powracam z czymś nietypowym... Opowiadanie na podstawie filmu w naszych czasach? Chyba tak mogę to nazwać! Jeżeli nikt z was nie oglądał filmu "Moulin Rouge" obejrzyjcie go, ale dopiero po przeczytaniu tej książki, żebyście nie mieli spoileru. Bo jeśli obejrzycie film, w pierwszych słowach będziecie mieli już spoiler, serio! Mówią tam (a właściwie CHRISTIAN MÓWI) co się wydarzy na końcu tej historii... Ja tutaj pominęłam tę część, a nawet gdyby nie to: najpierw lepiej przeczytać książkę XD Ale naprawdę, polecam całym moim serduszkiem film "Moulin Rouge". Wiem, że jest z 2001 roku, ale w ciągu ostatniego miesiąca obejrzałam go 4 razy, bo moje serduszko tak cierpiało przez pewną rzecz z tego filmu, że aż nie chciało w to uwierzyć i po prostu musiałam oglądać to w kółko i w kółko): Mam nadzieję, że i wam spodoba się ta historia! <3
Marta xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro