Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mistrz

- Trzeba nam żyć. Życie uzdrawia duszę. - Głos przenikający mrok zdaje się być kryształowy, pełny wdzięku, mocy i przekonania. - Śmierć natomiast zamraża nas. Zamraża tak, że ciepło życia tylko z naszym przyzwoleniem może nas dosięgnąć.

Wszystkie te wzniosłe słowa brzmią tak, że nie sposób nie uwierzyć. Zgromadzeni, choć nie widać ich w ciemności, sprawiają wrażenie przekonanych - tak przynajmniej można sądzić po pomruku, który najpewniej wyraża aprobatę dla Mówcy.

- A jak cierpienie, podarowane nam właśnie przez życie, ma nas uzdrowić, Mistrzu? - pyta ktoś cicho, jednak wystarcza to, by podnieść zgiełk.

Każdy pyta. Każdy nagle się zastanawia. Każdy domniema. Każdy próbuje wszystko logicznie ułożyć. Każdy ma skazę.

Każdy wątpi.

Nikt nie jest pewien, czy wierzyć Mistrzowi.

Aż w końcu ktoś czyni wbrew. Ktoś odchodzi, by już nie wrócić. Idzie jednak po omacku, błądzi. Mistrz tak właśnie urządził pokój, by wyjście z niego było trudne i dla każdego inne. Czas potrzebny jest wszystkim, ażeby zastanowili się, czy nie chcą czasem zawrócić i pozostać przy Mistrzu. Kto bowiem opuści pokój, ten nie jest przyjacielem Mistrza, odrzuca jego dłoń i spada w przepaść, gdyż nie ma go kto złapać oprócz tego, kim wzgardził.

On jednak dba o swoich i każdemu daje szansę do końca, dopóki nie pochłonie go otchłań.

- Każdy cierpi inaczej - odzywa się ponownie Mistrz, wciąż mając nadzieję, że ten, który odszedł, słucha. - Każde cierpienie uczy nas czegoś. Kiedy włożymy rękę w ogień, oparzymy się. Będziemy cierpieć, to prawda, lecz nauczymy się również, że nie można wkładać ręki w ogień.

Mistrz wypełnia swoją osobowością cały pokój. Zgromadzeni odprężają się. Pozwalają, by pokój Nauczyciela dotknął każdego z nich. Skaza jednak pali ich serca, czyni podatnymi na zwątpienie.

- Ogień jest zły i trzeba go unikać - odzywa się ten sam cichy głosik, co wcześniej. - Co jednak z tymi, którzy cierpią za to, że wszystko zrobili według danych nam przykazań? Czy mają unikać czynienia zgodnie z nimi?

Ponownie podnosi się rwetes, oburzenie, znowu ktoś odchodzi, by zbłądzić. Mistrza ogarnia na to wielki żal. Kocha każdego ze zgromadzonych jako człowieka - istotę stworzoną do wzajemnej miłości, do szczęścia w pokoju. Wie, że błądzenie wykańcza. Że błądzący z każdym ślepym zaułkiem czuje się gorzej, gdyż odrzuca pokój Nauczyciela. Tylko z pokojem, miłością i wiarą można powrócić, by być szczęśliwym.

- Należy kochać ludzi, takie jest jedno z przykazań. Z miłości zaś wynika poświęcenie - piękna rzecz. Gdy kochamy, wiemy, że nie każdy jest w stanie ponieść cierpienie, upaść pod nim i podnieść się z niego, więc bierzemy je na siebie, jak przykazuje miłość, gdyż my damy radę. Z dobrowolnego cierpienia można czerpać wiele radości, gdyż ten, dla którego godzimy się na znos, zostaje ocalony. Czyż matka, która znosi przykrości stanu błogosławionego, nie czerpie z tego cierpienia ogromnej radości? Bez jej poświęcenia, nie byłoby życia, które nosi pod sercem. Gdyby nie chciała cierpieć w imię miłości, to młode, świeże życie upadłoby, aby już się nie podnieść. Ocalenie człowieka zawsze raduje serce.

Wśród zgromadzonych ponownie rozlega się przenikający mrok pomruk aprobaty, lecz niektórzy wciąż nie są do końca przekonani.

Gdzieś na skraju pokoju pierwszy błądzący chwieje się na krawędzi, walcząc z zimnym, zachłannym wiatrem, który chce złożyć go w ofierze otchłani. Rozlega się przeraźliwy wrzask, a serce Mistrza krwawi, gdyż oto przepada człowiek, którego kocha.

- Smućcie się, bowiem właśnie odszedł od nas ten, który zbłądził. Nieszczęśliwy on, gdyż odszedł pełen strachu i niepokoju. Przyjmijcie mój pokój, by was pokrzepił w tej smutnej chwili.

- Dlaczego nie uratowałeś tego człowieka? - dopytuje znowu cichy głos.

- Wyciągałem ku niemu dłoń, lecz on ją za każdym razem odrzucał.

- Czy nie mogłeś pochwycić go mimo jego woli? Wszak jesteś do tego zdolny, gdyż możesz uczynić wszystko według swego upodobania.

I znów cichy głos wzbudza powątpiewanie, znów ktoś odchodzi, znów ktoś błądzi. Kazdemu odzywa się skaza na sercu.

Jeden jednak z wcześniej błądzących chwyta dłoń Mistrza i zawraca, co napełnia Jego serce radością. Jeden, który zawrócił, raduje Go bowiem bardziej niż wszyscy, którzy stoją przy Nim bez przerwy razem wzięci, a jest ich wielka liczba.

- Każdy jest wolny i każdy może uczynić ze swoim życiem wszystko według własnego uznania. Choćby został na siłę, a nie kochał nas, przepadłby. Nie przepadnie tylko ten, kto w sercu nosi miłość, a miłość z definicji może być jedynie dobrowolna. Gdybym wymusił ją, nie byłaby miłością, a obowiązkiem.

Niestety nie wszyscy chcą zrozumieć Mistrza i już tylko nieliczni trwają przy Nim bez zachwiania. Ogromna część zgromadzonych postanawia miłować tylko samych siebie. Cichy głos za każdym razem proponuje prostsze wyjście niż Nauczyciel, jego też zgromadzeni skłonni są słuchać.

Są jednak i tacy, którzy w imię miłości wracają, prowadzeni za rękę przez Mistrza, objęci Jego pokojem, wzajemnie się miłujący, wierzący jego słowom. Szczęśliwi i silni.

- Radujmy się, albowiem błądzący powrócili.

Na zgromadzonych, którzy ostali się przy Mistrzu, spada nagle olśnienie, świadomość. Rozpoznają oni w cichym głosie sługę otchłani, który swoim przybyciem zakłócił pokój i dalszą obecnością burzy go dalej, ułatwiając zgromadzonym dotarcie do krawędzi pokoju.

- Mistrzu - przemawia jeden z tych, którzy błądzili, lecz zawrócili - wspomóż nas, byśmy wygnali stąd burzyciela.

- Weźcie moją miłość i odpędźcie go - poleca.

I odpędzili go.

Są jednak tacy, którzy nie rozpoznali w cichym głosie sługi otchłani i bronią go. Dzielą się zatem zgromadzeni na dwa obozy. Ci, którzy ufają przenikliwości burzyciela, błądzą. Tylko ci, którzy umieją patrzeć, pozostają przy Nauczycielu, błądzący zaś nieustannie wpuszczają sługę otchłani do Jego pokoju.

Batalia trwa. Ludzie błądzą po omacku, sługa otchłani wciąga ich w labirynt, prowadzi wprost ku krawędzi.

Mistrz wciąż nasłuchuje, czy nie zbliżają się kroki zawróconych, gotowy poprowadzić ich za rękę. Czeka. Zawsze czeka. Czeka na Ciebie i czeka na mnie. Czeka na nas.

Jak mózgi? Popracowały trochę? Jak wrażenia? Co myślicie?

Pisałam zainspirowana twórczością Flyleaf, w medii macie „All around me".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: