Drżenie #NK
„Wyglądamy tak podobnie, że aż drżę..."
~ The Script; „If you could see me now"
Mrok ciasno przylegał do zakamarków Wielkiej Sali, delikatnie spływał z nich i osnuwał wysoki strop oraz odległe ściany. Nieliczne refleksy światła wydobywały z ciemności lśnienie złoceń i skrzenie brylantowych żyrandoli — pamiątki dawnej świetności. Spod grubego dywanu brudu prześwitywała marmurowa posadzka. Unoszący się kurz rysował w powietrzu promieniste smugi wpadające przez dziury w ciężkich, poszarpanych kotarach.
Nicholas powoli przemierzał kolosalne pomieszczenie, w ciszy obserwując tysiące zmian, jakie zaszły w ciągu całego tego czasu. Od jedenastu lat nie postała tu niczyja stopa; to miejsce miało niszczeć i być znakiem hańby dumnej dynastii.
Z nostalgią okrążył monstrualny tron o oparciach skropionych rdzawymi plamami. Książę widział deszcz, który to uczynił.
Świętowali. Były obchody święta zbiorów, czas, kiedy każdy mógł pozwolić sobie na drobne wykroczenia poza konwenanse. Setki par wirujących na parkiecie w lekkim upojeniu, które spadło na nich wraz z kielichem letniego wina. Ciche szepty i westchnia wypełniające nocne powietrze, unoszące się nad ogrodami wraz z rozgrzanymi oddechami zmęczonych tancerzy i pętlami muzyki. Wszystkie głowy przyjemnie ciążyły, a uszy obezwładniał szum. Nieprzytomna zabawa, z której niewiele dało się zapamiętać prócz ciepłego blasku świec i milionów fasetek światła rozesłanych przez brylanty, burzy barwnych sukien i wysokiego śpiewu skrzypiec.
Nie wszyscy jednak kosztowali letniego trunku. Umysły strażników pozostały trzeźwe, by podczas zabawy mogli mieć baczenie na względny porządek. Tłumili bójki mężczyzn w samym ich zarzewiu, zanim jeszcze zdołały na dobre rozgoreć. Strzeli bram pałacu, by nieprzyjaciel nie wdarł się niepostrzeżenie między mury, podczas gdy dwór był zajęty rozpustą.
Niestety. Wróg nie nadchodził z zewnątrz.
Wciąż miał przed oczami brodatą głowę opadającą u stóp tronu, gdy, zdawałoby się, najbardziej zaufany doradca jego ojca podniósł na swego króla miecz. Młody Nicholas w oszołomieniu oglądał tę scenę, całkowicie niespodziewaną.
Nie tylko strażnicy nie kosztowali letniego wina; książę dokładnie wszystko zapamiętał. Krwawy deszcz roszący obficie złote oparcia wysokiego tronu i kosztowne obicia, teraz brudne i rozcięte wielkim ostrzem, nawiedzał go w snach. Nagły popłoch, rwetes, zamieszanie, nietrzeźwi, potykający się o siebie nawzajem biesiadnicy. W tym wszystkim wykrzywiona przerażeniem twarz matki. Jej wrzask i bezradność sparaliżowanego z szoku Nicholasa. Ostrze przeszywające pierś, która go wykarmiła.
Jedynie cud sprawił, iż zdradzieccy strażnicy jeszcze nie odnaleźli najmłodszej z królewskich latorośli. Sam już nie był pewien, czemu zawdzięczał udaną ucieczkę z tego piekła, jakim stała się Wielka Sala. Na ile było to szczęście, a na ile bystrość umysłu? Nie miał pojęcia. Następne dni zlały się w jego pamięci w jedną, wielką ucieczkę, walkę o przeżycie. Jedynym wyraźnym wspomnieniem z tego okresu pozostawało rytualne wytatuowanie talizmanu na lewym ramieniu. Miał on zapewnić duchom zmarłych członków rodziny ukojenie, by ich mary nie ścigały Nicholasa w koszmarach.
Ukląkł u tronu, w kurzu, pośród setek szkieletów, wyglądających tak groteskowo w resztkach rozpadających się z przegnicia kosztownych tkanin.
Napastnicy, po wybiciu wszystkich gości, opuścili pałac, ich zdaniem przeklęty przez wymordowaną rodzinę królewską. Nic nie wynieśli, gdyż i na całym bogactwie miała osiąść straszliwa klątwa. Wszystko niszczało i porastało warstwami brudu przez jedenaście długich lat i najpewniej dalej będzie się tak działo przynajmniej jeszcze pięć razy tyle czasu.
Na mgnienie oka na ten przykry obraz naszła mgła wspomnienia. Matka obok ojca, oboje doglądający przygotowań do jednego z wielu bankietów. Przez chwilę okna znów wpuszczały do wnętrza snopy światła pomiędzy kremowymi kotarami, aż całe powietrze w Wielkiej Sali zdawało się złote i drżące od blasków brylantowych żyrandoli.
To byli wspaniali ludzie. Kochali sztukę, lecz nade wszystko muzykę. Ojciec mawiał, że właśnie muzyka jest w stanie pochłonąć wszelkie smutki i złości. Dokładał największych starań, by każde z jego dzieci umiało grać na instrumentach.
— Synu... Za każdym razem, gdy poczujesz się zły, nie burcz na wszystkich. Włóż swój gniew w muzykę. Za każdym razem, gdy poczujesz się smutny, nie płacz głośno. Włóż swój smutek w muzykę...
Nicholas zacisnął palce na krzywym, własnoręcznie wykonanym flecie. Muzyka nie pomagała, a wręcz przeciwnie — stale przypominała zmarłych, dobitnie oznajmiając, że oni już nie wrócą. Mimo to grał. Grał, każdym dźwiękiem pytając duchy rodziców, czy są z niego dumni. Czy są dumni z tego, że on przeżył, że nie zapomniał o nich.
Zupełnie, jakby zapomnienie było możliwe... Nieraz przyłapywał się na tym, że szukał ich twarzy w tłumie — rodziców, sióstr i braci. Gdyby mogli go teraz widzieć, poznaliby go? Czy odnaleźliby w nim tego chłopca, którym był?
Czy naprawdę byliby z niego dumni? Czy ojciec poklepałby go po ramieniu za to, że nie dał się życiu, czy też skrytykował, że nie zebrał wojska i nie pomścił rodziny? Czy matka podążałaby za każdą łzą, czy połżyłaby dłoń na jego sercu, by przestało być zimne?
Oczami wyobraźni widział ich znowu wyraźnie, lecz były tu tylko stojące sztywno figury. Nicholas nie wiedział, co by zrobili, więc... nic nie robili. Jak bardzo chciał ich teraz usłyszeć, choćby strofowali go za wszystko, co uczynił!
Ojciec czule obejmował twarz matki. W tym niepozornym geście było coś, czego młody książę nie umiał wtedy nazwać.
Teraz już umiał. Widział wszystko w dźwiękach fletu, tak podobnych do matczynego głosu.
— Nigdy niczego się nie dowiesz, dopóki za to nie zapłacisz — mawiała matka.
Miała rację, choć wtedy te słowa wydawały mu się niezrozumiałe. Rodzina... Nie wiedział, ile to wszystko dla niego znaczyło, nie miał pojęcia, czym w istocie było, dopóki nie został sam. Stracił wszystkich — ojca, matkę, siostry, braci... Ta wiedza kosztowała go zbyt wiele. Jak mógł za nimi tęsknić...
Widział ich wszędzie, każda twarz była twarzą któregoś z nich, a w każdym skrawku ciemności czyhały obrazy tego, jak cały świat Nicholasa runął, obracając się w popioły. Wciąż zadawał sobie nieznośne pytania. Jak ojciec zniósł śmierć rodziców w zarazie? Jak zniósł bratobójczą walkę o tron? Czuł się przegrany czy wygrany?
Ojciec siedział zgarbiony w fotelu przed kominkiem i płakał. Matka pochylała się nad nim, nucąc cicho kojącą serce pieśń. Nicholas nie rozpoznawał melodii, lecz dobrze ją zapamiętał. Rzewne dźwięki i widok obserwowany przez niedomknięte drzwi.
— Widzę ich — szeptał chrapliwie ojciec. — Widzę ich twarze w tłumie... Widzę wyrzut, z jakim na mnie patrzą. Widzę niezmierny zawód w oczach rodziców. Mogłem tyle zrobić, a zamiast tego uciekłem, jak przeklęty tchórz! Wyjechałem i wróciłem dopiero wtedy, gdy oni się powybijali... Gdybym został, mógłbym powstrzymać ten rozlew krwi...
Matka nie odpowiadała, lecz snuła melodię, która zdawała się być jakąś tajemną modlitwą pozbawioną słów.
— Śpiewaj, Jeanne, śpiewaj — prosił, choć ona nie przerwała ani na moment. — Daj mi chociaż chwilę ukojenia w twym głosie...
Ojciec wiele opowiadał o tamtych czasach, nie chcąc, by jego dzieci toczyły kiedyś podobny bój. Mawiał, że był to czas mroku, a wartości, w które wierzył, stały się tylko zgliszczami na wiele, wiele lat.
Czy to dlatego tak kochał muzykę? Czy nie mógł inaczej znieść ogromnej fali nieszczęścia, która zabrała ze sobą jego stare życie i rodzinę? Czy bał się, że historia zatoczy koło? Skąd miał wiedzieć, że jego dzieci nawet nie dożyją czasu, w którym przyjdzie im wybierać pomiędzy łaknieniem władzy a braterską i siostrzaną miłością...
Policzki Nicholasa stały się mokre i słone. Odjął flet od ust i drżące, urywane dźwięki ucichły. Dłonią przegarniał kurz wokół czaszki leżącej u stóp tronu, tuż obok niego. Nie widział kości, lecz żywe oblicze. Gdy wziął zniszczony szczątek w dłonie i uniósł na wysokość oczu, nie widział pustych dziur, a przepełnione bólem bursztynowe spojrzenie. Nie widział nic, prócz jednego. Widział twarz ojca i jednocześnie swoją.
Widział ich przeszłość.
Byli tak podobni, że aż drżał...
Tak oto powstała kolejna praca do #NaukaKreatywności! Jak wrażenia? Było to źródło [8], piosenka The Script — "If you could see me now". (Śmiało, ja nie gryzę, przycisk do komentowania też nie :P).
Jednocześnie pragnę podzielić się z Wami pewnymi wiadomościami. Pierwsza jest taka, że dołączyłam do zespołu NK. Druga jest taka, że NK nieco się rozbudowuje, będzie więcej akcji podobnych do NK, lecz skupiających się na innych aspektach pisania. Cieszycie się? W każdym razie w związku ze zmianami konto, dotychczas naukakreatywnosci, nazywa się od niedawna naukapisania.
Mam nadzieję, że nowe akcje również Was wciągną, a tych, którzy do tej pory jedynie słyszeli o tej działalności, gorąco zapraszam! Może Wam się to wszystko spodoba tak, jak spodobało się mi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro