lekomania
Chyba truję się znowu
Uśmiechem cienia,
Wyobrażeniem normalności -
Tak naprawdę nic tu nie ma.
Nie brałam wcale często,
Może co miesiąc, może dwa.
Ostatnio brałam codziennie licząc na to, że coś mi da to zapomnienie.
Bo lepsze było branie niż zapobieganie.
Szybsze leczenie ran.
Gdy szatan stawał przede mną chcąc odebrać mi sedno,
Ja bez leków już nie mogłam stać.
Wiedziałam, że tych roślin dłużej nie mogłam siać.
Korzenie zapuściły się we mnie,
Patrząc jak mój żołądek więdnie,
Zaczynały w mózgu mi prać.
Jak taniec ze snem
Taniec ze śmiercią.
Raz prowadzę ja,
Drugi raz do świata mi tęskno.
Do realności mi tęskno.
I wśród tych tęsknot znajduję otuchę.
Przeciwbólowe przełykam i życie już nie jest tak trudne.
Przepraszam mamo, ale to nie narkotyki.
Każdego dnia uzależniam się od tej praktyki.
Jeszcze rok i minie mi to w pędzie.
Mój Boże, jak ja długo żyłam w tym błędzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro