Rozdział XIII Powrót
~ Sven ~
Wchodzi do pokoju. Rzuca torbę na łóżko obok mnie. Nie mam siły zaprostestować, a wiem, że powinienem. Dla jego dobra. Pierwszy raz myślę w tej kategorii, ale...
No właśnie, czemu nie potrafię się cieszyć, skoro Martin robi to, o co prosiłem go wiele razy, aby zostawił swoją żonę? Przecież to mój triumf, jest tylko mój... Ale w mojej głowie rodzi się pytanie czy na pewno tego chcę. Czy nadal mi na nim aż tak zależy.
Patrzę na jego zatroskaną twarz. Wzdrygam się, gdy dłonią dotyka moich policzków, ale przecież jest to gest pełen miłości, okazanie wsparcia. W końcu odnajduję w sobie siłę, aby spojrzeć mu w oczy. Widzę w nich... Litość.
Nie chcę go. Nie chcę jego miłości, czułych gestów, opieki. Nie chcę, bo to wszystko ma swoje źródło w litości, w czymś czego nienawidzę.
***
Tyle lat mija, a on się nie zmienia. Kiedy Welli zdaje mi relacje, dając się ponieść emocjom, wreszcie wyrzucając z siebie wszystkie negatywne uczucia względem mojej osoby, Martin patrzy tylko na mnie.
Wiem, że w tym momencie nie ma dla niego Kamila, Ewy czy nawet Andiego. Pewnie nawet nie wie, co chłopak do niego mówi, istniejemy tylko my, a on ostatkiem sił powstrzymuje się przed tym, aby podejść i mnie przytulić.
- Martin! - w końcu i Welli orientuje się, że duża część jego przemówienia poszła na marne. Wzdycha tylko i siada. Ewa uśmiecha się ciepło, gdyby tylko wiedziała, co młody czuje do jej męża...
- Przepraszam, ja... - znowu jest bezradnym chłopcem. Marzycielem z potarganymi, czarnymi włosami o pięknych, pozornie zimnych, bo jasnych oczach, ale przecież kryje się w nich tyle ciepła.
- Spokojnie - Kamil jest jak zwykle opanowany - musimy...
- Ty nic nie musisz - wyrywa mi się odruchowo, dosłownie przygryzam język.
Polak przygryza wargę potakuje głową. Odwraca się napięcie i wychodzi, w sumie mu się nie dziwię, zrobiłbym to sam, gdyby nie to, że nie mam siły nawet wstać.
Za nim wyszedł Andi. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Kiwam głową, no tak, nie ja jestem gościem. Patrzę na Ewę, widzę, że ona nie wie co zrobić. Jest rozdarta. Z jednej strony chciałaby być z mężem, ale z drugiej... Mam dziwne wrażenie, że ona mnie rozumie, może nie zupełnie, ale tak trochę.
- Mam zostawić was samych? - pyta w końcu, a ja muszę przyznać, że to mistrzowskie zagranie.
Widzę, że Martin nie wie co odpowiedzieć, a ja nie zamierzam jej trzymać na siłę, dlatego zdobywam się na delikatny uśmiech.
- Jakbyś mogła - odpowiadam.
Widzę ulgę w jej oczach. Wstaje, ale nie pospiesznie. Odchodzi. A ja już na nią nie patrzę. Mój wzrok kieruje się w stronę Martina, mężczyzna patrzy w okno, jak zwykle, gdy nie wie co zrobić.
- Przepraszam - zaczynam.
Wyciągam w jego kierunku ramiona. Udaje mi się złapać go za biodra. Mężczyzna nie protestuje. Przyciągam go do siebie. Nadal na mnie nie patrzy. Dotykam policzkiem jego brzucha. Obejmuje go z całej siły.
On nagle przytula moją głowę, jego palce toną w moich włosach.
- Nienawidzę cię, Sven, tak cholernie cię nienawidzę - mówi, a ja wiem, że też płacze, połyka łzy.
- A kochasz? - szepczę, ciesząc się z tej bliskości, intymności, intensywności.
- Teraz to cię nienawidzę Sven, nie pozwalasz mi... - sam urywa.
Odsuwa się trochę. I za nim zdążę pomyśleć całuje mnie. Szybko, głęboko, łapczywie. Robi to całym sobą. Nie pozwala mi wstać. Dominuje nade mną. Robi ze mną co chcesz. Takiego cię jeszcze nie widziałem. Zmienia się. Nie jesteś chłopcem. Jest mężczyzną. Tak bardzo chciałbym to przetestować, ale na razie musi mi wystarczyć ten pocałunek.
~ Martin ~
Czuję się jak szmata. Nie powinienem całować, nie powinienem pozwalać na tę bliskość, ale to wszystko dzieje się tak nagle. Nie potrafię go odepchnąć, unieść się dumą, dłużej rozpamiętywać.
Jednak najgorsze jest to, że nie całuje go, dlatego, że tego pragnę, mam taką zachciankę, jak zwykł to, on, robić tysiące razy. Robię to... Zwykle, w momencie, gdy mówiłem za dużo, on to robił. Przerywał pocałunkiem, a że tym razem, sytuacja była zupełnie inna nie mógł tego zrobić. Sam siebie ucieszyłem, dając upust flustracji.
- Nienawidzę cię - szepczę w jego usta. On nie odpowiada, jest zaskoczony moją postawą, ale chyba mu się podoba.
***
Na kolację zchodzimy razem. Czuję, jak jego palce szukają moich, ale nie chcę ich chwycić. Nie przy tych wszystkich ludziach. Nie, gdy patrzy na nas Andi, tymi swoimi wielkimi, jasnymi oczami, szukając odpowiedzi na niezadane pytanie. Spuszczam głowę. Wie, że on zrozumie. Tak się dzieje, kręci głową.
Na przeciw niego, plecami do nas siedzi Kamil, bez Ewy. Pewnie kolejne służbowe sprawy. Nie zazdroszczę im, niby wreszcie razem, parę dni, ale ciągle osobno. To dla niego pewnie też ciężkie chwile.
Sven cicho chrząka, Polak nawet nie drgnął, widzę, jak mój partner przewraca oczami. Czy on naprawdę nie widzi, jak obaj są szaleńczo podobni?
- Kamil, ja - Hanni w końcu się odzywa, czuję pewność w jego głosie, te nieprzyjemne wibracje, które denerwują wszystkich dookoła.
- Nie ważne, siadajcie - mówi trzydziestolatek głosem zdecydowanie zbyt zimnym.
Robimy to. Ale najpierw Andi przeskakuje na miejsce obok Kamila. Dobre posunięcie. Żaden z nich nie będzie musiał siedzieć obok Svena, co po ostatnich wydarzeniach...
- Niedługo kończy się zgrupowanie - zaczyna Kamil.
- Ale ty chyba - boję się. To, że dzisiaj jest dobrze, nie znaczy, że tak będzie zawsze, to może się rozpaść. Dzisiaj jutro... W każdym momencie. Wszystkie koszmary wrócą.
- Wiem, jeszcze dwa tygodnie. Zostanę, jak będzie trzeba to nawet dłużej - zaskakuje mnie. Patrzę na niego pytająco.
- Ewa ma jeszcze kilka projektów do zrealizowania. Zajmie jej to do początku lipca. Trener postanowił, że zgrupowanie będzie tutaj w Niemczech - wyjaśnia. Sięga po swoją herbatę.
Ściskam dłoń Svena. Wiedzę, że chce coś dodać, skomentować, ale sprawa wygląda na dużo poważniejszą. Powinienem z nim o tym porozmawiać, ale przecież nie tutaj, a już na pewno nie przy Andim. A właśnie...
- Andreas, a ty? - patrzę na chłopaka, który wsypuje drugą łyżeczkę cukru do herbaty.
- A gdzie mam się podziać? Do Seva nie wrócę - wzrusza ramionami - do rodziców też nie mam zamiaru.
Kiwam głową. Chłopak jest roztrzęsiony, cały świat rozwalił mu się w ciągu paru dni. Między innymi przez Hanniego. Sam zaciskam usta na wspomnienie tamtej malinki na szyi Severina. To tak bardzo bolało, ale przecież... Dawno powinienem tamto przewidzieć.
- To wszystko ustalone, za trzy dni wracamy do domu - Sven delikatnie całuje mnie w policzek czy te wszystkie wydarzenia nic w nim nie zmieniły?
Kamil się nie odzywa. Doskonale wiem co myśli, on nie rozumie, dlaczego wracam do mężczyzny, który niszczy, przez którego mam kompleksy, nie lubię swojego ciała, nie sypiam, przez którego płaczę i którego nie potrafię zostawić.
Sięgam po cukier, ale czuję na sobie wzrok Hanniego, nie powinno mnie to obchodzić a jednak. Nie słodzę. Zamykam oczy i staram się nie myśleć o tym, jak bardzo jest ten napój gorzki, cierpki i niedobry. Przecież picie jest tylko, aby zgasić pragnienie, nie dla przyjemności, prawda?
Nagle dzieje się coś, czego nigdy bym nie przewidział. Hanni wyjmuje z moich rąk szklankę. Zabiera Andiemu łyżeczkę i wsypuje mi dwie i pół łyżeczki cukru. Miesza.
- Tyle, prawda? - unosi brew i podaje mi napój - ten twój cukier z herbatą.
Rumienię się, nawet nie wie wiem, jak mam odpowiedzieć. Ostatnie zdanie nie jest złośliwe, przynajmniej nie dla mnie, bo Hanni mówił tak zawsze na zawodach. Kręcił głową, kiedy tak robiłem i śmiał się z tego, nasze dyskusje na temat herbaty były chyba jedynymi, w których on nie starał się mnie przekonać o swojej racji.
Po prostu twardo stał przy stanowisku, że herbata powinna być gorąca, gorzka i czarna, jak jego dusza.
- Dziękuję - odpowiadam, a on się uśmiecha lekko. Kładzie swoją za moimi plecami, ten gest, który zawsze nienawidziłem, ale w tym momencie nawet on mi nie przeszkadza.
Spoglądam na Andiego. On wzrok wbity w stół. Miętosi w dłoni swoją koszulkę, nie patrzy na nas. Nie wiem czy zazdrości, czy jednak kryje się za tym coś innego. Może marzy, aby Kamil wykonał ten sam gest, co przed chwilą Hanni, a może myśli o Severinie.
Kamil natomiast ciągle patrzy na nas. Zanurza usta w herbacie. Na pewno nie słodzonej. Palcami cicho uderza w blat. Jednak jego myśli są daleko, dostrzegam to dopiero po chwili.
- Sven - zaczyna nagle - a co z twoim synem, spotkamy, spotkasz się z nim?
I proszę, kto by się spodziewał, że jeszcze w styczniu wstawię rozdział☺️ mam nadzieję, że się podoba, bo wracam chyba na stałe, buziaczki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro