Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI. Spójrz na mnie, jak kiedyś

~ Sven ~

        Idę na poranny apel. Wkładam ręce do kieszeni czerwonej bluzy i wychodzę na kamienne boisku. Obok trenera stoi kilku chłopców. Jeden z nich, o czarnych włosach i niebieskich oczach, przykuwa moją uwagę. Prezentuje się zaskakująco dobrze w obcisłej czarnej koszulce i sportowych spodenkach. Zarysy mięśni, odznaczają się pod bluzką. Ma atrakcyjną sylwetkę.

    Staję w szeregu ze starymi kumplami, nie spuszczając wzroku z nowego. Moje przygryzam wargę. On też na mnie zerka. Widząc moje zainteresowanie, rumieni się i miesza się. Prycham cichym śmiechem. Trener coś mówi. Wita nas. Przedstawia nowych kolegów, ale w mojej pamięci zostaje tylko nazwisko. Martin Schmitt. Pierwszy model reprezentacji Niemiec.
   Po skończonym apelu podchodzi do mnie czarnowłosy, łapie mnie za łokieć. Jest parę centymetrów niższy. Swoje oczy, tym razem śmiało, patrzą w moje.

- Gapiłeś się na mnie - zaczyna, a ja tylko odpowiadam uśmiechem.

- Szukam kolegi do pokoju. Wyglądasz na kogoś, kto lubi porządek - oczywiście blef i kłamstwo, ale on chyba mi wierzy. Cofa się parę kroków, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Oj, to mi miło - w jego oczach pojawia się ciepło - to dla mnie wielki zaszczyt... Ty masz taki talent...

    Nie odpowiadam, tylko poklepuje go po plecach. Kto wie, może z tego, kiedyś, będzie wspaniała przyjaźń?

***

       On mnie kocha. Po mimo, a nie za. On mnie kocha, ale nie chce mnie dotykać. On chce być blisko, ale tylko mnie obserwować. On jest ode mnie uzależniony. Nie ma życia poza mną... Wiem to, nie ważne, co on na to powie. To ja mam do czego wracać. Ale nie potrafię, bo obciążać go jest znacznie prościej.  Chociaż teraz...

    To już czwarty dzień mija, od momentu, kiedy Andi poznał prawdę. Martin zachowuje się z pozoru, jak zwykle, ale przecież znam go ponad dwadzieścia lat i doskonale wiem, że to tylko gra. Jednak on nie pozwala się zbliżyć. Obserwuje mnie, tylko.

     Teraz stoi z Ewą i Kamilem, prowadzą jakąś wesołą rozmowę. Czy tylko ja widzę zmęczenie na twarzy Polaka? Napięcie mięśni i wory pod oczami, jakby dobrze nie sypiał. Trenuje tak samo intensywnie jak nasza kadra, ale tylko po nim widać ten wysiłek. Objawy są dla mnie aż zbyt dobrze znane...

    Nagle miga mi postać Severina. Muszę z nim porozmawiać. Ruszam za nim, skręcamy w stronę domków.

- Sev - wołam, kiedy jesteśmy już wystarczająco daleko od reszty, nie chcę, aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę - chyba powinniśmy...

- Chcesz jeszcze raz to zakończyć? Proszę bardzo, pieprz się ze mną dalej, bo jak wiesz jestem już singlem - prycha, nawet się nie odwraca.

- To nie moja wina, że nie potrafiłeś tego lepiej ukryć, a akurat wtedy Andi ci się uważnie przyjrzał - idę za nim, chcę widzieć jego oczy.

- Tak, ale naprawdę mogłeś...a zresztą nie ważne. Nie cofnę czasu - w końcu się odwraca.

- Powiedz mi Severin, czy ty go w ogóle, kiedykolwiek kochałeś? Czy był tylko...

- Taką zabawką, jaką w twoich był Martin? Tak. Nie mam zamiaru kłamać, ale to było wygodne... On taki słodziak, spokojny, pomocny... Co mi było więcej potrzebne? - wzrusza ramionami.

- Zakochałem się kiedyś w Martinie, kiedyś... - zaczynam, ale on się śmieje.

-No właśnie, Hanni, kiedyś. Od ilu lat, pomiędzy wami nic nie ma?

~ Martin ~

       Brzeg jeziora, skraj lasu i on. Leżymy nadzy na piasku, jego dłoń powoli przesuwa się ku górze, a ja przeżywam to całym sobą. Widzę uśmiech na jego twarzy, najwspanialszy dar, jakim mnie obdarza ostatnio coraz rzadziej.

      Biorę jego twarz w swoje dłonie, delikatnie składam pocałunek na jego czole, następnie na policzkach, schodzę niżej. On po prostu nie ruchomo leży.

- Kocham cię - mówię do niego cicho - kocham i cieszę się, że tu jesteśmy, że zabrałeś mnie na ten wyjazd, że jest, tak jak jest.

- Ja też Martin, ale nie gadaj tylko całuj - mruczy - bo robisz to cholernie dobrze.

-  Sven, chciałbym porozmawiać z tobą o czymś poważniejszym... - zaczynam.

- Po co? Spójrz... Nie tak, wiesz... Tak jak kiedyś... Jak wtedy nie było problemów...

***

   Siedzę i płaczę. Ściskam książkę z całych sił, ale nie mogę się zmusić do przeczytania nawet strony... Tamto wspomnienie, kiedy zaczął mnie wykorzystywać... Kiedy ja już wiedziałem, że nie dam rady bez niego...  Siedzę i widzę tylko rozmazane, czarne litery.

- Martin, przyniosłem ci koc - obok mnie staje Kamil i podaje ciepły materiał - może jednak wejdziesz do środka. Chyba nie zamierzasz nocować u nas na balkonie.

- Nie. Przepraszam. Po prostu... I tak tego nie zrozumiesz.

- Nie cierpię, jak ktoś tak mówi, ale powiedzmy, że masz rację - wzdycha.

- Dla ciebie, on mnie wykorzystuje i pewnie masz rację, ale z mojej strony wygląda to trochę inaczej - uśmiecham się smutno.

- Zdążyłem się do tego przyzwyczaić i już nie oceniam, opinię zachowuję dla siebie, ale nie oznacza to, że rozumiem - uprzedza mnie.

- Niczego innego nie oczekuję.

- Myślę też, że chyba powinieneś pogadać z Andim... - nagle zmienia temat Kamil i patrzy na mnie wyczekująco. Pewnie sobie z nim nie radzi. Nie jest tą chodzącą kulką szczęścia co na zawodach, ale to chyba naturalne...

- Uważasz, że mamy problemy ze znalezieniem sobie odpowiedniego faceta - śmieję się.

- No może troszeczkę, ale ja nie umiem dotrzeć do młodego, a on teraz potrzebuje jak największego wsparcia.

- Myślisz, że sobie coś zrobi? - marszczę brwi.

- Nie, on chyba taki nie jest. Ale z tego co wiem, ma teraz ogólnie ciężki czas. Wy się dłużej znacie - tłumaczy Polak.

- Masz rację. Pójdę do niego, zaraz... Tylko, co ja mam mu powiedzieć? Po płaczmy sobie razem? Chyba jednak lepszym rozwiązaniem będzie ktoś w jego wieku, pójdą do klubu czy coś... - nachodzą mnie wątpliwości.

- Nie sądzę, aby tego chciał. Do tego, we dwójkę możecie porobić coś innego. Nie wierzę, że to mówię, ale idźcie w miasto wyrywać super kolesi. Boże jak dennie to zabrzmiało - wzdycha.

- Nie no. Całkiem niezłe przemówienie. Tylko, że nie mam na to nastroju... Ale wiesz co? Mam lepszy plan - olśniewa mnie.

- Dawaj.

- Twoja żona, oczywiście o ile się zgodzi, zrobi mi i Andiemu wykład, jak szukać i przy sobie zatrzymać super faceta. Jestem świadkiem, że jest w tym ekspertką - uśmiecham się przymilnie.

    Jednak niepokoi mnie dłuższe milczenie Kamila. Otwiera usta, ale nic nie mówi, jakby po raz ostatni, przed wypowiedzeniem słów je jeszcze raz, bardzo starannie analizował.

- To nie jest najlepszy pomysł. Niech ci to Andi wytłumaczy. Nie mam do was siły. Co mnie pokusiło, aby tu przyjeżdżać, przecież nie jest żadną tajemnicą, że Niemcy zawsze oznaczali problemy - mruczy do siebie Kamil, a ja się tylko uśmiecham do siebie.

- Nigdy więcej.

No i bardzo przejściowy rozdzialik Wam oddaję, wrócę jeszcze z lepszymi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro