Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V Bieg

~ Sven ~

      Na policzku czuję przyjemne ciepło. Promień słońca pada na moją twarz. Otwieram oczy powoli, bez pośpiechu, czując dziwną przyjemność. Dawno nie czułem się tak dobrze i leniwie. Kątem oka spoglądam na śpiącego na moim barku Martina. Rękę oparł na moim torsie. Śpi. Już od wielu lat nie widziałem go takiego. Odkąd skończyłem karierę, to on wystaje pierwszy, wita mnie śniadaniem lub przynajmniej uśmiechem pełnym miłości i ciepła. Dlaczego tego nie doceniam? Czemu ramię jedyną osobę, która mnie kocha, tak po prostu, zapewniając i dając temu świadectwo niemal na każdym kroku?
    Ostrożnie, aby go nie obudzić, wstaję. Podchodzę do szafy i otwieram drzwi. Na ich wewnętrznej części wisi lustro. Stoję przed nim w samych bokserkach. Przypomina mi się od razu takie jedno zdjęcie, zrobione lata temu. Wtedy, po raz pierwszy, pod moim adresem, padły zarzuty o anoreksję. O ile nie myli mnie pamięć, powiedział to Jane. W tamtym momencie zdenerwowałem się, nie wierzyłem, dzisiaj wiem, że miał rację i że nadal nie jestem w stanie wyleczyć się z tego... Jednak podobam się sobie... W pewnym sensie i nie całkowicie, ale jednak. Satysfakcjonujący jest widok kościstych kolan, patykowatych kończyn.
    Biorę dres i idę do łazienki. Śmieszy mnie tamtejszy porządek. Wszystko jest równo ułożone, prawie kolorystycznie. Sięgam po żel i szampon, wchodzę do kabiny, gdzie się regeneruję.

***

     Na dworze jest przyjemnie i chłodno. Mgłą unosi się nad łąkami, jest jeszcze tak wcześnie. Biegnę. Muszę, nie mogę pozwolić, aby przybyło mi ciała, aby na moich kościach osiadł tłuszcz. Biegnę w kompletnej ciszy, bo chcę się skupić na oddechu, pracy mięśni i nóg.
    Boli mnie wszystko, szybko się męczę, więc niechętnie zwalniam. Mijam kolejne metry, moje nogi odnajdują odpowiedni rytm. Jest trochę lepiej.
   W głowie pojawiają się wspomnienia, kiedy biegnąc przeliczałem każdą kalorię, gdy łzy same napływały mi do oczu, nogi odpadały mi z bólu, a moje ciało osuwało się z wyczerpania, kiedy nawet mięśnie wydawały mi się balastem, które trzeba było zrzucić. Mimo to nadal czerpię przyjemność z biegu, chociaż powinien kojarzyć mi się z najciemniejszym momentem mojego życia. Staję. Odpoczywam. I nagle słyszę mój telefon. Nie poznaję numeru.

- Halo? - marszczę brwi i odbieram.

- Cześć, zmieniłem numer i pomyślałem, że może zadzwonię, dawno się nie widzieliśmy. W sumie z radością bym się z tobą zobaczył. Moglibyśmy pogadać, no wiesz, jak kulturalni ludzie - przygryzłem wargę, słysząc znajomy głos, mężczyzny, którego już dawno nie widziałem.

- Jestem trochę zajęty - odpowiadam, nie mam siły się z nim spotkać ani teraz, ani później.

- Wiem, słyszałem. Szanowny gość prosto z Polski, zaszczyt... - mężczyzna śmieje się, kusi mnie tym.

- Możesz przestać? Dziękuję - opieram się o drzewo. W sumie już dawno powinienem przerwać tę rozmowę, ale za bardzo mnie to kręci.

- Mógłbym, ale przecież ci się to podoba.

- Za dobrze mnie znasz.

- Za dobrze, Sven. To co? Kiedy? - pyta.

- Nie mogę. Martin nie wypuści mnie teraz z domu.

- To zabierz ich wszystkich ze sobą. W sumie, skoro spotykam się z Andim, to nie będzie, to takie dziwne. Może i do niego zadzwonię?

- Ciekawie brzmi - kiwam głową.

- No właśnie, to ja dzwonię do Andiego, on wyjdzie z tą propozycją, a ty łaskawie wyrazisz entuzjazm.

- Łaskawie - potakuję.

- To do zobaczenia.

***
    Wracam do nadal śpiącego domu. Rzucam na krzesło bluzę i kieruję się do kuchni. Chcę zrobić kawę, ale zamiast tego patrzę na Martina siedzącego na parapecie, narwowo uderza palcami o szybę. Podchodzę do niego, on odwraca się do mnie. Ma lekko czerwone oczy.
- Myślałem - zaczyna, ale nie kończy. Po prostu się we mnie wtula i zaciska palce na mojej spoconej koszulce - po prostu, następnym razem mnie obudź.
   Głaszczę, go po ciemnych włosach, uspokajam. Nie myślałem o tym moim wyjściu w ten sposób.
- Myślałem, że uda mi się wcześniej wrócić - mówię i odsuwam go trochę od siebie. - naprawdę byłem tylko pobiegać.
- Czuję - uśmiecha się i gładzi mnie po policzku. - Może...
- Wspólny prysznic? - unoszę brew.
- Chciałbyś - i delikatnie pociąga za moją koszulkę.

~ Andreas ~

      Otwieram oczy, kiedy czuję na sobie czyjąć dłoń. Widzę Kamila, znowu spadł w nocy z łóżka. Uśmiecham się na ten widok. Może dlatego upierał się, że to on będzie spał na materacu. Siadam i rozciągam się, starając się nie potrącić Polaka. Wygląda naprawdę uroczo. Nie mogę uwierzyć, że ma już ponad trzydzieści lat. Nieśmiało dotykam jego włosów, odgarnianiam je z jego czoła. Nie reaguje. Jest taki spokojny.
   Severin też kiedyś taki był. Łagodny, ale stanowczy, spokojny i uroczy. Ale od trzech lat... Wzdycham. Tylko ja coś inicjuję, staram się, zabieram go w coraz nowe miejsca, ale mimo tego... Dla osoby trzeciej, to wszystko zaczęło się po jego pierwszej kontuzji, ale tak naprawdę taki stan rzeczy trwa znacznie dłużej.
   Nagle słyszę dzwonek swojego telefonu, nawet nie patrzę kto to, po prostu odbieram, aby nie obudź Kamila. Tym cieszę się, kiedy słyszę znajomy głos.
- Sev - uśmiecham się do słuchawki. Wreszcie jest krok z jego strony. Sam wyciąga rękę.
- Wiem, że jesteście zajęci, bo Kamil do was przyjechał, ale stęskniłem się - mówi, moje serce na chwilę przystaje. - moglibyśmy się dzisiaj spotkać. Wieczorem. Przyjeżdżam do Klingenthal. SMSem wyślę ci adres restauracji, nawet gdyby oni nie mogli przyjechać, to ty też mi wystraszysz.
   Rumienię się po tych słowach i przeczesuję włosy. Nowa fala nadziei napełnia moje serce, jest jeszcze dla nas szansa.
- Kocham cię - szepczę cicho do słuchawki.
- Wiem, Andiś - on śmieje się. Poczym żegna się ze mną i rozłącza.

***

    Atmosfera przy śniadaniu jest lżejsza niż zwykle. Martin, jakby odzyskał szczerą radość. Sven jest także jakiś taki ożywiony.
- Macie jakieś plany na wieczór? - pytam, a serce mi przyspiesza.
- Nie... No chyba, że Kamil ma - czarnowłosy wskazuje głową w stronę zamyślonego Polaka, który tylko kręci przecząco głową.
- No bo dzwonił do mnie Severin i... On zaprosił nas wszystkich na kolację dzisiaj wieczorem... - moje policzki z każdą chwilą coraz bardziej przypominają dwa rumiane jabłka.
- Fajny pomysł. Dawno gdzieś razem nie byliśmy, prawda Martin - najstarszy z nas uśmiecha się niespodziewanie i kładzie dłoń na kolanie swojego partnera.
- Tak. Kamil? - wszyscy patrzymy na szatyna.
- Nie ma problemu, a gdzie się spotkamy.
- Sev jest to teraz w Klingenthal - odpowiadam.

   Dalsza część śniadania wlecze się w nieskończoność. Po posiłku deklaruję się do zmywania naczyń. Kamil idzie ze mną, aby mi pomóc.
- Andi, wiem, że to trochę głupie, ale muszę się ciebie zapytać czy to prawda, że ty i Sev? - pyta, a ja prawie podskakuje.
- Tak, - odpowiadam - kiedy dołączyłem do naszej drużyny, on się mną zaopiekował i po prostu pewnego dnia zostaliśmy parą.
- To dlatego tak się cieszysz na ten spacer? - potrącił mnie łokciem i odkręcił wodę.
- Mhm - potakuję i nalewam pierwszą porcję płynu do zmywania na gąbkę.
- Chyba nie zależało wam za bardzo na dyskrecji - śmieje się. - ewentualnie źle dobieracie sobie przyjaciół, bo Markus i Richi...
- No bo się biedacy przez przypadek dowiedzieli, w mało sprzyjających okolicznościach i może chcieli odreagowywać - uśmiecham się na wspomnienie tamtego wieczoru. Chyba na długo pozostanie w pamięci całej niemieckiej drużyny.
- Zastanawiam się jakim cudem to do mediów nie wyciekło - patrzę na jego sprawne ruchy, kiedy zabiera mi gąbkę i sam zabiera się do zmywania. Chyba naprawdę nie kłamał, mówiąc w wywiadach, że pomaga w pracach domowych. Czyli chyba tylko Severin nie miał zwyczaju zajmować się tak prozaicznymi rzeczami.
- Trener tego dopilnował.
- Brawo on, u nas hieny za żadne pieniądze nie zataiły by takiej informacji - wzdycha, a ja chichoczę, stosunek i niektóre wywiady z Kamilem juś przeszły do historii.
- Co kraj to obyczaj - pocieszam go i klepię po ramieniu, następnie zabieram się do wycierania naczyń.
    On tylko kręci głową.
- Ty mi lepiej powiedz, w co ja mam się ubrać - mówi.
- No nie za ładnie. Nie chcę stracić chłopaka - śmieję się i czochram mu włosy.
- Bardzo śmieszne - mruczy, ale chyba nie jest zły. - Ktoś musi pozostać normalnym w tym domu wariatów.

Już po egzaminach, więc teraz rozdziały będą częściej. Mam nadzieję, że się podobało 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro