Epilog
Martin jest w pokoju sam. Światło księżyca pada na puste łóżko obok niego. Brunet przygryza wargę. Samotność - obce uczucie do którego powinien się przyzwyczajać czy jednak nie konieczność. Siada, jest w pełni rozbudzony. Dłonią przesuwa po pościeli. Chce wierzyć, że nadal jest ciepła. Zaciska palce na kołdrze. Miłość miała przezwyciężać wszystko, ale czy nie odeszła już w niebyt?
Martin wstaje, szybko się ubiera. Omija salon, kuchnię, łazienkę. Każde z tych pomieszczeń jest równie ciemne i ciche.
- Nie ma go - mówi głos w jego głowie a on przygryza wargę.
Prawda czy fałsz?
Wychodzi na dwór. Nie ma siły biec, krzyczeć. Śnieg skrzypi pod jego butami, kolejne płatki siadają na jego ramionach i nieokrytych włosach. Idzie szybko w kierunku lasu. Stamtąd mają ostatnie przyjemne wspomnienie.
- Mój pobyt tutaj niczego nie zmienił - na do widzenia powiedział mu Kamil.
Martin jeszcze wtedy wierzył, że Stoch się mylił.
- Jeżeli odejdziesz - on umrze - powtarzał Andreas - więc Martin został, mimo że już nie miał sił.
Jego nogi same z siebie idą coraz szybciej. Coś go ciągnie w tamto miejsce.
Ciało Svena jest niemal nagie, prawie doszczętnie pokryte śniegiem.
Martin nie chce pamiętać tamtego dnia. Tak samo jak tego ostatniego, wspólnego, kiedy znowu ubierał chodzący szkielet, kiedy patrzył na śmierć w ludzkiej skórze. Na oczy, jedyną ostoję życia Svena.
- Mów Hanni - prosił kochanek, kiedy Martin nakładał łyżkę wręcz dziecięcą porcję owsianki.
Wtedy milczał. Teraz chce krzyczeć, ale nie ma sił i głos nie może wydostać się z gardła.
Jest już tak blisko. Wydaje mu się, że widzi, między drzewami, leżącego mężczyznę.
- Wtedy doleciałeś na skocznię - myśli Martin i zaczyna biec - teraz nie miałeś nawet siły na to, motylku.
***
Chłodny początek listopada, jakieś niezapowiedziane opady śniegu w górach, na jego podwórku tylko oszroniona trawa i drzewa. Kamil siada na szerokim drewnianym parapecie, wschodzące w oddali słońce oświetla trzymaną w dłoni kopertę. Nie biała, niebieska. Zaadresowana ładnym pismem Andreasa. Mężczyzna otwiera ją powoli, niepewnie. Nie widzieli się od wielu miesięcy, nie mieli ze sobą najmniejszego kontaktu.
Kamil wyjmuje kawałek papieru. Szybko go wyprostowuje.
Kamil,
minęło dużo czasu od momentu, kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni, kiedy patrząc mi w oczy mówiłeś, że życzysz mi, abym znalazł kogoś, kto na mnie zasługuje. Pewnie w momencie, w którym przeczytasz kolejny akapit stwierdzisz, że bardzo nisko siebie cenię, ale ja po prostu potrzebuję kogoś kochać, przytulać i jak sam zauważyłeś opiekować się kimś. Pragnę być kochany, ale już wiem, że ktoś taki jak ja tego nie doświadczy, bo zakochuję się w nieodpowiednich osobach.
Wróciłem do Severina. Tak po prostu. Wszystko odbyło się tak jak za pierwszym razem. Najpierw, na nowo, zbliżył nas wyjazd kadrowy. Po powrocie do kraju miał odwieźć do domu, w sensie do chłopaków, ale... nie wiem czy już słyszałeś. Martin nie chce nikogo widzieć. Miałem spędzić jedną noc u Severina i zostałem na kolejne. Niby jak u kumpla, ale to tak nie działa. Nie będę się rozpisywał, podawał szczegółów, ale chciałem to komuś powiedzieć, przekazać.
Nie musisz odpowiadać, nie musisz w ogóle o tym myśleć. Wiem, że uważasz robię błąd, że źle to się skończy i może za jakiś przyznam ci rację przy piwie w Bawarii, ale teraz... jestem szczęśliwy. Uczę się, patrząc na niego, nie widzieć tej malinki, ale... ona nadal, czasami jest między nami. Może to pozwala zachować mi resztki asertywności, godności...
Chcę ci obiecać jedno, że kiedy znowu się spotkamy, to ponownie będę tylko uśmiechniętym, pełnym życia chłopakiem, którego znasz. Dobrym kumplem, może, kto wie, przyjacielem. Nie oczekuje niczego. No może oprócz paru rozmów od czasu do czasu i twojego zniewalającego uśmiechu przed zawodami. Czyli tak jak było zawsze. Może powrót do przeszłości nie okaże się taki zły.
Martwi mnie jedno, bo wasze media zadziwiająco się ostatnio pilnują. Nadal nie wiem czy nie zmierzasz drogą Svena i czy nadal nie przemieniasz się w motylka, który będzie latał tej zimy na skoczni. Nie rób tego Ewie i mnie. Nie rób tego, pamiętając o miłości Martina do Svena. Proszę.
Jak zawsze słodki, niczym najlepsza czekolada
Andreas
Jak wiele się musiało stać, aby nic się nie zmieniło.
Jeżeli kogoś, chociaż trochę zaskoczyło zakończenie tej historii to się cieszę. Jeżeli kogoś interesują moje procesy myślowe i dlaczego to zakończyłam, to zapraszam do podziękowań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro