Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXII


Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy jeszcze to czytają i wierzą, że zakończę to opowiadanie.


~ Martin ~

- Przepraszam - mówi mężczyzna, patrząc mi w oczy - przepraszam za wszystko.

       Patrzę na Svena i nawet nie wiem czy tym razem jest ze mną szczery. Przygryzam wargę. Kiedyś, jeszcze jako młody zawodnik, chciałem poznać mojego idola, chciałem wiedzieć jaki jest naprawdę. Jak, wykreowany przez media obraz pokrywa się z rzeczywistością, nigdy do końca nie spełniłem tego marzenia. Po tylu latach nadal jest mi obcy i daleki. Nie podchodzi, czeka na mój znak. Nie przytula się. A ja po raz pierwszy się z tego cieszę.

     Milczymy. Patrzymy sobie w oczy. W mojej pamięci są niedawne słowa Andreasa, przepowiadające śmierć Svena, jeżeli bym go zostawił. Patrzę na twarz Hanniego. Tak, on potrzebuje, aby ktoś za niego walczył, ale ja właśnie straciłem ambicje, aby dalej być jego rycerzem na białym rumaku. 

- Nie wiem, co mam powiedzieć, co chciałbyś usłyszeć - mówi nagle mężczyzna, unosząc kącik ust do góry.

      A w mojej głowie tylko pytania, od kiedy jego twarz łagodnieje od uśmiechu, a nie wykrzywia się w grymasie złości czy obojętności. Jestem na niego zły, że przerywa ciszę, która dla obydwu z nas jest bezpieczna. Czemu zawsze musi kierować naszymi życiami? Czy one naprawdę są do tego stopnia połączone?

- Dlaczego zadzwoniłeś do Kamila? - pytam, zły na siebie za tak oczywiste i przewidywalne pytanie.

- Nie byłem w najlepszym nastroju i wolałem, aby jego ofiarą był on niż ty - odpowiada natychmiast - a poza tym, po tym co zrobiłem, wątpiłem, abyś miał ochotę na mnie patrzeć.

     Mam ochotę podejść do niego i nim potrząsnąć. Ta odpowiedź jest... tak bardzo w jego stylu, może z pominięciem ostatniego zdania. Dla niego byłem ciut wyżej niż pozostali ludzie, którymi tak gardził.

- Wątpię, abyś miał ochotę patrzeć teraz, ale Kamil zapowiedział, że zaciągnie mnie tu na siłę, więc wolałem nie nadwyrężać naszego mistrza i niemal grzecznie zgodziłem się przyjechać - mówi, robiąc parę kroków w moim kierunku.

- Kłamiesz - mówię sztywno - wiedziałeś co się stanie, jeżeli zadzwonisz po Kamila, wiedziałeś, że nie zawiezie cię w wybrane przez ciebie miejsce tylko tutaj. Kłamiesz, bo wcale nie interesuje cię moje samopoczucie, wszystko ci jedno na kim się wyżyjesz... Zadałem jedno proste pytanie, a ty nawet na nie nie jesteś w stanie odpowiedzieć szczerze.

     Sven jest zaskoczony. Marna satysfakcja, chociaż nie lada osiągnięcie zepsuć starannie zaplanowane przedstawienie Hanniego. Jednak czegoś się nauczyłem przez te wszystkie lata.

- Pomyślałem, że to zabrzmi lepiej niż: ,,miałem taką fantazję" - odpowiada po chwili.

- To też kłamstwo - kręcę głową.

      Nie wiem, po co tu stoję, dlaczego nadal go słucham. 

      Tym razem odpowiada mi cisza, mężczyzna podchodzi, staje w niekomfortowo bliskiej odległości. Przygryza wargę, a ja zwracam uwagę na jego kilkudniowy zarost - okropny.

- To może ty, powiedz mi jaka jest prawda - Sven unosi jedną brew do góry i się nade mną pochyla, nasze wargi dzielą milimetry, kiedyś zakończenie byłoby oczywiste, teraz mężczyzna prowadzi swoją grę.

- Nie wiem - wzruszam ramionami - chciałem ją poznać, chciałem wyciągnąć rękę w twoim kierunku. Ale ty ją jak zwykle odpychasz, wszystko utrudniasz... Po co ta zabawa? 

- No właśnie? - tembr głosu mężczyzny nagle ulega zmianie z prawie uległego do dobrze znanego mi szorstkiego - po co? Martin, po co trzymasz przy sobie zużytą, zepsutą zabawkę?

- Przestań - warczę, chcę się odsunąć, ale jego duże, silne dłonie lądują na moich ramionach.

- Po co, tyle razy, przedłużałeś jej życie, aż uwierzyła, że też chce nadal żyć, że może jest jakiś sens, że jest ktoś, kto... - Sven bierze głęboki oddech, bo ta tyrada go zmęczyła. 

     Niedożywione osoby zazwyczaj mają mało siły. A ja biorę wdech z podziwu nad jego kunsztem aktorskim. 

- Kto na ciebie czeka? Oh, Sven, czekałem na ciebie wiele razy. Czekałem aż wrócisz pijany po zwycięstwie, czekałem aż wrócisz wściekły po przegranej. Czekałem aż naćpany przywleczesz tutaj swoje cztery litery, aby twoje dziecko nie musiało na to patrzeć. Czekałem aż zaczniesz jeść, aż zaczniesz chodzić, aż odzyskasz przynajmniej trochę samodzielności. Czekałem aż odzyskasz chęci do życia i kiedy znowu będziesz wstanie odwzajemniać moje uczucia, albo przynajmniej je doceniać, co ja mówię, nie traktować ich jak powietrze. Jednym słowem, czekam na ciebie przez większość naszego życia i powoli zaczynam mieć tego dosyć, bo nic nie przybliża mnie do momentu, w którym spełnisz chociaż część tych rzeczy - mówię na jednym wydechu - nigdy nie oczekiwałem przeprosin ani podziękowań. Kiedy dowiedziałem się, że mnie zdradziłeś... Bolało jak cholera, bo... Trzymałem cię przy życiu tylko po to, abyś mógł ranić innych, a ostatnie dni mnie w tym tylko utwierdziły. 

     Sven patrzy na mnie zszokowany. Marszczy brwi. Nie tak to sobie zaplanował. Otwiera usta, ale ja już nie chcę słuchać jego tłumaczeń, kłamstw. Kładę palec na jego ustach. Rozumie i bierze kolejny głęboki wdech. Jest taki blady, czuję jak jego uścisk słabnie, a może po prostu wcześniej wydawał mi się silny. Teraz mężczyzna wręcz się na mnie wspiera. Jest ode mnie uzależniony, a ja nie wiem, co powinienem zrobić. Wziąć go na ręce, zanieść do domu, nakarmić i sprawić, aby było jak dawniej?

~Andreas~

      Kamil wściekły wchodzi  do domu. Na szafkę rzuca kluczyki od samochodu i idzie prosto do kuchni. Nalewa sobie szklankę wody, trochę wylewając na stół. Przygryza wargę i zaciska dłoń na szkle, który mam wrażenie, że zaraz pęknie pod jego naciskiem,

     Stoję w drzwiach i w milczeniu mu się przypatruję. 

- Jeszcze tylko trzy dni - mówi po niemiecku, jakby chcąc abym zrozumiał, jak bardzo nie chce tu teraz być - wrócę do domu i wszystko będzie w porządku.

    Dla niego tak, chociaż wątpię, aby potrafił tak po prostu odciąć się od tego wszystkiego co tu zaszło.

- Mam dość waszego niemieckiego porządku - kręci głową.

      Mam ochotę przyznać mu rację. To jest burdel i to nieekskluzywny.

- Jest mi tylko szkoda, że musisz tu zostać - mówi dalej, popijając wodę - jesteś tu jedyną normalną osobą.

     Nieprawda. Normalny facet nie zachowywałby się jak dziecko, zrobiłby na złość swojemu byłemu i znalazł kogoś innego, a nie wzdychał do faceta, który nigdy na niego nie spojrzy romantyczną miłością. Normalny facet wziąłby się w garść, a nie dokładał problemów wykończonemu Martinowi.

- A nie możesz zostać na jeszcze parę dni? - pytam/

- Nie - odpowiada stanowczo - to wszystko od początku było bezsensownym teatrem. Mam nadzieję że przedstawienie zostało kupione przez wszystkich, którzy mieli to zrobić, bo ja wyjeżdżam i nie przyjadę na kolejne gościnne  występy.

- A  w odwiedziny?

- Słucham? - marszczy brwi.

- Czy będziesz mnie czasami odwiedzał? - pytam - jak kumpla.

     Nie odpowiada patrzy na mnie przez chwilę z dziwnym smutkiem w oczach. Potem chwieje się i upada na podłogę. Podbiegam do niego. Klękam.

- Nic mi nie jest  - mówi cicho - tylko zakręciło mi się w głowie.

- Z głodu - dodaję, pomagając mu wygodniej usiąść.

- Nie - kręci głową.

- Kiedy ostatni raz jadłeś? - pytam.

- Andi, proszę cię, nie pamiętam - przewraca oczami.

- No właśnie. Musisz coś zjeść - mówię stanowczo.

- Nie jestem głodny.

- Sven też tak często mówi, praktycznie zawsze - prycham.

- Nie porównuj mnie do niego - odpowiada ostro.

- Nie porównuję was, tylko wasze objawy - siadam naprzeciw niego.

- Nie ma czego.

     Przygryzam wargę. Brakuje mi kolejnych argumentów. A boję się sięgać po jego wystające kości policzkowe i obojczyki, po patykowate nogi i ręce, coraz cieńszą tkankę mięśni okalającej jego ciało.

- A pozwolisz się zważyć? - pytam w końcu.

- Naprawdę? - chce wstać, ale nie ma na to siły.

- Proszę, po prostu się o ciebie martwię.

- Niepotrzebnie - zrezygnowany zostaje na podłodze.

- To mi to udowodnij - proszę po raz ostatni i staram się pomóc mu wstać najdelikatniej jak potrafię. 

Tak jak uczył mnie Martin.

**********

Kochani, to najprawdopodobniej przedostatni rozdział tej niekończącej się opowieści.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro