Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII.

Jestem za słaba z matmy, aby liczyć, które to podejście do tego rozdziału, więc bierzcie i czytajcie to wszyscy, bo o to wracam... Nie wiem na ile.

~ Andi ~

    Znam to pomieszczenie zbyt dobrze.  Na każdym kroku towarzyszą mi wspomnienie, nie potrafię się od tego uwolnić. Teraz go nienawidzę, wcześniej kochałem, a za jakiś czas Sev stanie mi się obojętny. Przestanie mnie to boleć, ale...

     Miałem wejść, wziąć swoje rzeczy i wyjść, zapomnieć, ale zamiast tego siadam na łóżku, gładzę dłonią niebieską narzutę. Nasz kolor. Chciałbym się znowu na niej położyć, zamknąć oczy i poczekać, aż on przyjdzie. Położy się obok mnie. Najpierw pocałunki, potem coś więcej...

    Przygryzam wargę i zaciskam powieki, aby nie spłynęły po moich policzkach łzy. Przypominają mi się słowa Svena, że zarówno on jak i Severin mieli słabych kochanków. Skoro było im z nami tak źle, to dlaczego nie zostawiali wcześniej. Czemu wracali, całowali i zaczynali po raz setny od początku. I dlaczego się na to, z Martinem zgadzaliśmy.

   Na szafce nocnej stoi zdjęcie moje i Severina. Postawił je tutaj specjalnie, wcześniej go tu nie było. Po co chciał, abym wrócił? Czy tak bardzo brakowało mu kogoś do przytulania, poniżania i miziania?

   Całą siłą woli sprawiam, że nie biorę fotografii do ręki, jedynie pośpiesznie wracam w pamięci do tamtej, uwiecznionej chwili, a przecież nie powinienem tego robić.

   Rozglądam się, chcę wziąć wszystko za jednym razem, nie zamierzam tu wracać. Słyszę kroki na schodach. Nie chcę, aby ktoś tu wchodził. Biorę pudełka.

- Pomóc ci?  - Sev jeszcze nie wchodzi, czeka pod drzwiami.

- Otwórz mi drzwi - proszę.

   Robi to, a ja po raz ostatni w życiu, przynajmniej tak zakładam, przestępuję próg tej sypialni.

- Przepraszam - mówi i zabiera ode mnie pudełka po czym kładzie je na podłodze - wtedy...

- Nie ważne - mówię i chcę z powrotem wziąć moje rzeczy, ale on mnie pcha na ścianę.

- Ważne, chciałbym zacząć wszystko od nowa - szepcze i dłonią przeczesuje moje włosy - wiesz, że...

- To nie wyjdzie - przerywam mu i strącam jego rękę.

- Bo Kamil ci to powiedział? - pyta z lekkim uśmiechem i układa dłoń na moich biodrach - on wyjedzie...

- Wiem.

- Nie możesz za nim pojechać - przypomina i nasze twarze dzieli już tylko parę centymetrów.

   Zaciskam usta. Zamykam oczy, bo wiem, że Severin ma rację. Tak prosto byłoby teraz po prostu pozwolić mu na wszystko.

- Tutaj jest twoje miejsce - szepcze i całuje mnie delikatnie.

   Chcę krzyknąć, że nie, odsunąć się od niego, ale brakuję mi wewnętrznej siły. Pozwalam, aby znowu złączył nasze usta w pocałunku.

   Potem, unosi moją koszulkę i chcę ją ze mnie zdjąć.

- Przestań - proszę cicho.

- Przecież tego chcesz - mówi.

- Nie - odsuwam go od siebie.

    Mężczyzna jest zaskoczony, ale nie trwa to długo po chwili znowu jest przy mnie.

- Czy ty naprawdę myślisz, że zwykłe przepraszam wystarczy? Będzie jak dawniej, że wystarczy, że się ze mną prześpisz, to wystarczy? - cieszę każde słowo - że po stosunku, zasnę w twoim łóżku i już tu zostanę? A ty w tym czasie zadzwonisz do Svena i powiesz jak bardzo beznadziejnym kochankiem jestem?

- Andi - jest tak blisko, że nasze torsy prawie się stykają - ja sobie to wszystko przemyślałem i...

- Ja też, Sev - czuję jak znowu przyciska mnie do ściany - i właśnie dlatego mnie przepuść.

- Boję się, że już nie wrócisz. Po co mamy potem tego obydwaj żałować? - czuję ciepło jego ciała przez materiał koszulki.

- Przepuść mnie - proszę.

    Mężczyzna tylko się uśmiecha. Zawsze był tym starszym, silniejszym, dominującym. Jednak zapomniał o jednym, że ja w przeciwieństwie do niego jestem całkowicie sprawny i w pełni sił, że ja coś jem.

    Podnoszę go i przestawiam. Jest zaskoczony. Zawsze, kiedy nie miał kontuzji, to on mnie podnosił, komentując przy tym, że jak na skoczka jestem zaskakująco ciężki.

- Welli...

   Nie odpowiadam. Po prostu biorę swoje rzeczy i schodzę, on jeszcze przez chwilę stoi zdumiony.

- Wszystko w porządku? - pyta Kamil, widząc moją minę, a ja zaskoczony stwierdzam, że otacza go papierosowy dym.

- Powiedzmy. Chcę do domu - odpowiadam.

- Pomóc ci?

- Otwórz drzwi.

     Robi to, ale kiedy przekraczam próg domu Severina, nie zatrzymuje mnie, nie przypiera do ściany i nie składa na moich ustach pocałunku.

    Zamiast tego otwiera mi bagażnik.

- Chcesz jeszcze tam wrócić, czy... - przerywa cisza.

- Chcę do domu - powtarzam.

   On tylko kiwa głową i zajmuje miejsce kierowcy. Cieszy mnie taki obrót sprawy.

- Kamil - zaczynam.

- Mhm - nawet na mnie tylko odpala samochód.

- Dziękuję - mówię - miałeś rację, to było potrzebne. Przynajmniej teraz, już nigdy nie będę musiał tam wracać.

- Coś ci zrobił? - pyta z troską, a ja wyobrażam sobie, jak gwałtownie się zatrzymuje, wysiada i idzie wymierzyć sprawiedliwość. A potem wraca, bierze mnie w ramiona, całuje i obiecuje, że już zawsze będziemy razem...

- Andreas - powtarza zaniepokojony.

- Po prostu chciał mnie przekonać, abym z nim został - odpowiadam.

- Czy zrobił coś czego nie chciałeś? - Kamil naprawdę byłby świetnym, opiekuńczym mężem.

- Nie pozwoliłem mu na to - wzruszam ramionami.

- To dobrze - uśmiecha się delikatnie.

- I to nie o to chodzi. Po prostu uświadomił mi, że ty wyjedziesz - kontyuuję - nie patrz tak na mnie. Tak wiedziałem o tym od samego początku, ale on powiedział coś jeszcze, że nie będę mógł za tobą pojechać.

- Andi... - wzdycha.

- Przejdzie mi.

- Ewa ma rację, szkoda, że już jesteś dorosły - oznajmia niespodziewanie - moglibyśmy się cię zaadoptować.

- Czy ty jej mówisz o wszystkim? - wybuchłem. Chociaż wizja bycia synem państwa Stochów wcale nie była taką straszną.

- Ona się naprawdę o ciebie martwi. Lubi cię.

- A powiedziałeś jej, że...

- Sama się domyśliła - wzrusza ramionami.

    Zapada cisza, bo nie jestem w stanie nie lubić mojej konkurencji. Zaczynam żałować, że Ewa naprawdę nie jest moją mamą.

- Kamil... - zaczynam znowu.

- Tak? - unosi brew.

- Ale ty wiesz, że nie musicie mnie adoptować, abym mówił do ciebie tato - szczerzę się.

- Nawet o tym nie myśl.

- Za późno - śmieje się i włączam radio.

~ Martin ~

    Patrzę na Svena, który tuli do siebie swojego syna. Ja nigdy nie będę ojcem. Jak składa na jego czole pocałunek. Ja nigdy tego nie zrobię.

- Jest do mnie podobny? - pyta mężczyzna.

   Nie, on jest niewinny - myślę.

- Tak, Sven - odpowiadam.

- Mów Hanni.

- Dobrze - kiwam głową, nie potrafiąc odwrócić wzroku od tego przedziwnego obrazka. Sven i dziecko. Potwór i niewiniątko.

- Szkoda, że nie będzie miał twoich oczu, Martin - mówi cicho.

   Podnoszę głowę i patrzę na niego zaskoczony.

- I twojego charakteru - dodaje po chwili i jeszcze mocniej przytula swojego syna.

***

   Dom jest pusty. Powinienem pojechać i go poszukać, ale nie mogę. W pamięci ma płacz Matheo. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił.

   W głowie pojawia mi się okropna myśl, że byłoby dobrze, gdyby nie to dziecko. Wszystko zmierzało ku dobremu. Ale wiem, z to nieprawda. To zdarzyłoby się wcześniej czy później, Sven nie może uciec od swojej przeszłości. Musi się nauczyć z nią żyć. Ale jeszcze tego nie rozumie. Boi się, boi się i rani. Siebie i swoich najbliższych.

   Poza tym, uśmiecham się krzywo do siebie. Przecież Matheo jest tym, który trzyma go przy życiu. Ostatnią nitką. Cienką i wątłą, ale jednak.

- Sven, jak sobie coś zrobisz, to obiecuję ci, że znajdę cię w piekle i zabiję - mówię w przestrzeń, zdając sobie sprawę z bezsensowności tych słów, dlatego się poprawiam - nie, nie będzie tak prosto ty mało gnido. Wyciągnę cię na powierzchnię z powrotem i samodzielnie zgotuję ci piekło.

   Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu. Chwila nadziei. To tylko Kamil. Odbieram.

- Martin, stoję przed domem, Andi zasnął w samochodzie i...

- Już idę - przerywam mu i rozłączam się.

  

    Wychodzę. W mroku, który panuje przez burzowe chmury, w pierwszej chwili mylę Kamila ze Svenem.  Jest taki chudy, wyprostowany i bije od niego pewność siebie, oraz okropne zmęczenie.

- Przepraszam, ale boję się, że bym go nie wniósł, a nie chcę budzić - oznajmia i rozkłada ręce.

   Jest dużo niższy od Svena.

- Jasne - klepię go po ramieniu i pochylam się nad śpiącym Andreasem - no chodź tutaj, księżniczko.

   Biorę chłopaka na ręce. Teoretycznie jest tego samego wzrostu co Hanni, ale znacznie cięższy. Przytulam go do siebie.

- Położę go w salonie - oznajmiam Kamilowi, a ty zrób herbatę.

   Chłopak kiwa głową.

- A Sven? - pyta.

- Nie odzywał się - oznajmiam - jutro pojeżdżę po skoczniach, ale ten kretyn może być gdziekolwiek.

onlyhuman181 napisane i opublikowane na twoją odpowiedzialność. Bez ciebie to ff jeszcze by sobie poczekało.

Ogólnie przeczytałam sobie jeszcze raz całość, aby sobie przypomnieć całą fabułę i powiem jedno, na początku to miało wyglądać zupełnie inaczej, Andreas miał być kulką szczęścia, a sami widzicie jak wyszło. Sven miał się zmienić na lepsze i... A Martin miał zmądrzeć. Chyba cos mi nie pykło...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro