Rozdział XVIII.
Jestem za słaba z matmy, aby liczyć, które to podejście do tego rozdziału, więc bierzcie i czytajcie to wszyscy, bo o to wracam... Nie wiem na ile.
~ Andi ~
Znam to pomieszczenie zbyt dobrze. Na każdym kroku towarzyszą mi wspomnienie, nie potrafię się od tego uwolnić. Teraz go nienawidzę, wcześniej kochałem, a za jakiś czas Sev stanie mi się obojętny. Przestanie mnie to boleć, ale...
Miałem wejść, wziąć swoje rzeczy i wyjść, zapomnieć, ale zamiast tego siadam na łóżku, gładzę dłonią niebieską narzutę. Nasz kolor. Chciałbym się znowu na niej położyć, zamknąć oczy i poczekać, aż on przyjdzie. Położy się obok mnie. Najpierw pocałunki, potem coś więcej...
Przygryzam wargę i zaciskam powieki, aby nie spłynęły po moich policzkach łzy. Przypominają mi się słowa Svena, że zarówno on jak i Severin mieli słabych kochanków. Skoro było im z nami tak źle, to dlaczego nie zostawiali wcześniej. Czemu wracali, całowali i zaczynali po raz setny od początku. I dlaczego się na to, z Martinem zgadzaliśmy.
Na szafce nocnej stoi zdjęcie moje i Severina. Postawił je tutaj specjalnie, wcześniej go tu nie było. Po co chciał, abym wrócił? Czy tak bardzo brakowało mu kogoś do przytulania, poniżania i miziania?
Całą siłą woli sprawiam, że nie biorę fotografii do ręki, jedynie pośpiesznie wracam w pamięci do tamtej, uwiecznionej chwili, a przecież nie powinienem tego robić.
Rozglądam się, chcę wziąć wszystko za jednym razem, nie zamierzam tu wracać. Słyszę kroki na schodach. Nie chcę, aby ktoś tu wchodził. Biorę pudełka.
- Pomóc ci? - Sev jeszcze nie wchodzi, czeka pod drzwiami.
- Otwórz mi drzwi - proszę.
Robi to, a ja po raz ostatni w życiu, przynajmniej tak zakładam, przestępuję próg tej sypialni.
- Przepraszam - mówi i zabiera ode mnie pudełka po czym kładzie je na podłodze - wtedy...
- Nie ważne - mówię i chcę z powrotem wziąć moje rzeczy, ale on mnie pcha na ścianę.
- Ważne, chciałbym zacząć wszystko od nowa - szepcze i dłonią przeczesuje moje włosy - wiesz, że...
- To nie wyjdzie - przerywam mu i strącam jego rękę.
- Bo Kamil ci to powiedział? - pyta z lekkim uśmiechem i układa dłoń na moich biodrach - on wyjedzie...
- Wiem.
- Nie możesz za nim pojechać - przypomina i nasze twarze dzieli już tylko parę centymetrów.
Zaciskam usta. Zamykam oczy, bo wiem, że Severin ma rację. Tak prosto byłoby teraz po prostu pozwolić mu na wszystko.
- Tutaj jest twoje miejsce - szepcze i całuje mnie delikatnie.
Chcę krzyknąć, że nie, odsunąć się od niego, ale brakuję mi wewnętrznej siły. Pozwalam, aby znowu złączył nasze usta w pocałunku.
Potem, unosi moją koszulkę i chcę ją ze mnie zdjąć.
- Przestań - proszę cicho.
- Przecież tego chcesz - mówi.
- Nie - odsuwam go od siebie.
Mężczyzna jest zaskoczony, ale nie trwa to długo po chwili znowu jest przy mnie.
- Czy ty naprawdę myślisz, że zwykłe przepraszam wystarczy? Będzie jak dawniej, że wystarczy, że się ze mną prześpisz, to wystarczy? - cieszę każde słowo - że po stosunku, zasnę w twoim łóżku i już tu zostanę? A ty w tym czasie zadzwonisz do Svena i powiesz jak bardzo beznadziejnym kochankiem jestem?
- Andi - jest tak blisko, że nasze torsy prawie się stykają - ja sobie to wszystko przemyślałem i...
- Ja też, Sev - czuję jak znowu przyciska mnie do ściany - i właśnie dlatego mnie przepuść.
- Boję się, że już nie wrócisz. Po co mamy potem tego obydwaj żałować? - czuję ciepło jego ciała przez materiał koszulki.
- Przepuść mnie - proszę.
Mężczyzna tylko się uśmiecha. Zawsze był tym starszym, silniejszym, dominującym. Jednak zapomniał o jednym, że ja w przeciwieństwie do niego jestem całkowicie sprawny i w pełni sił, że ja coś jem.
Podnoszę go i przestawiam. Jest zaskoczony. Zawsze, kiedy nie miał kontuzji, to on mnie podnosił, komentując przy tym, że jak na skoczka jestem zaskakująco ciężki.
- Welli...
Nie odpowiadam. Po prostu biorę swoje rzeczy i schodzę, on jeszcze przez chwilę stoi zdumiony.
- Wszystko w porządku? - pyta Kamil, widząc moją minę, a ja zaskoczony stwierdzam, że otacza go papierosowy dym.
- Powiedzmy. Chcę do domu - odpowiadam.
- Pomóc ci?
- Otwórz drzwi.
Robi to, ale kiedy przekraczam próg domu Severina, nie zatrzymuje mnie, nie przypiera do ściany i nie składa na moich ustach pocałunku.
Zamiast tego otwiera mi bagażnik.
- Chcesz jeszcze tam wrócić, czy... - przerywa cisza.
- Chcę do domu - powtarzam.
On tylko kiwa głową i zajmuje miejsce kierowcy. Cieszy mnie taki obrót sprawy.
- Kamil - zaczynam.
- Mhm - nawet na mnie tylko odpala samochód.
- Dziękuję - mówię - miałeś rację, to było potrzebne. Przynajmniej teraz, już nigdy nie będę musiał tam wracać.
- Coś ci zrobił? - pyta z troską, a ja wyobrażam sobie, jak gwałtownie się zatrzymuje, wysiada i idzie wymierzyć sprawiedliwość. A potem wraca, bierze mnie w ramiona, całuje i obiecuje, że już zawsze będziemy razem...
- Andreas - powtarza zaniepokojony.
- Po prostu chciał mnie przekonać, abym z nim został - odpowiadam.
- Czy zrobił coś czego nie chciałeś? - Kamil naprawdę byłby świetnym, opiekuńczym mężem.
- Nie pozwoliłem mu na to - wzruszam ramionami.
- To dobrze - uśmiecha się delikatnie.
- I to nie o to chodzi. Po prostu uświadomił mi, że ty wyjedziesz - kontyuuję - nie patrz tak na mnie. Tak wiedziałem o tym od samego początku, ale on powiedział coś jeszcze, że nie będę mógł za tobą pojechać.
- Andi... - wzdycha.
- Przejdzie mi.
- Ewa ma rację, szkoda, że już jesteś dorosły - oznajmia niespodziewanie - moglibyśmy się cię zaadoptować.
- Czy ty jej mówisz o wszystkim? - wybuchłem. Chociaż wizja bycia synem państwa Stochów wcale nie była taką straszną.
- Ona się naprawdę o ciebie martwi. Lubi cię.
- A powiedziałeś jej, że...
- Sama się domyśliła - wzrusza ramionami.
Zapada cisza, bo nie jestem w stanie nie lubić mojej konkurencji. Zaczynam żałować, że Ewa naprawdę nie jest moją mamą.
- Kamil... - zaczynam znowu.
- Tak? - unosi brew.
- Ale ty wiesz, że nie musicie mnie adoptować, abym mówił do ciebie tato - szczerzę się.
- Nawet o tym nie myśl.
- Za późno - śmieje się i włączam radio.
~ Martin ~
Patrzę na Svena, który tuli do siebie swojego syna. Ja nigdy nie będę ojcem. Jak składa na jego czole pocałunek. Ja nigdy tego nie zrobię.
- Jest do mnie podobny? - pyta mężczyzna.
Nie, on jest niewinny - myślę.
- Tak, Sven - odpowiadam.
- Mów Hanni.
- Dobrze - kiwam głową, nie potrafiąc odwrócić wzroku od tego przedziwnego obrazka. Sven i dziecko. Potwór i niewiniątko.
- Szkoda, że nie będzie miał twoich oczu, Martin - mówi cicho.
Podnoszę głowę i patrzę na niego zaskoczony.
- I twojego charakteru - dodaje po chwili i jeszcze mocniej przytula swojego syna.
***
Dom jest pusty. Powinienem pojechać i go poszukać, ale nie mogę. W pamięci ma płacz Matheo. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił.
W głowie pojawia mi się okropna myśl, że byłoby dobrze, gdyby nie to dziecko. Wszystko zmierzało ku dobremu. Ale wiem, z to nieprawda. To zdarzyłoby się wcześniej czy później, Sven nie może uciec od swojej przeszłości. Musi się nauczyć z nią żyć. Ale jeszcze tego nie rozumie. Boi się, boi się i rani. Siebie i swoich najbliższych.
Poza tym, uśmiecham się krzywo do siebie. Przecież Matheo jest tym, który trzyma go przy życiu. Ostatnią nitką. Cienką i wątłą, ale jednak.
- Sven, jak sobie coś zrobisz, to obiecuję ci, że znajdę cię w piekle i zabiję - mówię w przestrzeń, zdając sobie sprawę z bezsensowności tych słów, dlatego się poprawiam - nie, nie będzie tak prosto ty mało gnido. Wyciągnę cię na powierzchnię z powrotem i samodzielnie zgotuję ci piekło.
Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu. Chwila nadziei. To tylko Kamil. Odbieram.
- Martin, stoję przed domem, Andi zasnął w samochodzie i...
- Już idę - przerywam mu i rozłączam się.
Wychodzę. W mroku, który panuje przez burzowe chmury, w pierwszej chwili mylę Kamila ze Svenem. Jest taki chudy, wyprostowany i bije od niego pewność siebie, oraz okropne zmęczenie.
- Przepraszam, ale boję się, że bym go nie wniósł, a nie chcę budzić - oznajmia i rozkłada ręce.
Jest dużo niższy od Svena.
- Jasne - klepię go po ramieniu i pochylam się nad śpiącym Andreasem - no chodź tutaj, księżniczko.
Biorę chłopaka na ręce. Teoretycznie jest tego samego wzrostu co Hanni, ale znacznie cięższy. Przytulam go do siebie.
- Położę go w salonie - oznajmiam Kamilowi, a ty zrób herbatę.
Chłopak kiwa głową.
- A Sven? - pyta.
- Nie odzywał się - oznajmiam - jutro pojeżdżę po skoczniach, ale ten kretyn może być gdziekolwiek.
onlyhuman181 napisane i opublikowane na twoją odpowiedzialność. Bez ciebie to ff jeszcze by sobie poczekało.
Ogólnie przeczytałam sobie jeszcze raz całość, aby sobie przypomnieć całą fabułę i powiem jedno, na początku to miało wyglądać zupełnie inaczej, Andreas miał być kulką szczęścia, a sami widzicie jak wyszło. Sven miał się zmienić na lepsze i... A Martin miał zmądrzeć. Chyba cos mi nie pykło...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro